Można rozmawiać, aby prowadzić spór i osądzać. Ale można też, aby poszerzyć horyzont – mówi Mohammed. Młody Emiratczyk odbiera mnie z lotniska w Abu Zabi w imieniu organizatorów sympozjum „Pionierzy Orientu. Zachodni podróżnicy w świecie arabskim". Pod koniec listopada zeszłego roku akademicy, pisarze oraz tłumacze z Japonii, Chin czy Argentyny, ale także z Europy i Półwyspu Arabskiego zjechali się, by przedyskutować wielosetletni dorobek podróżników literatów, którzy przemierzali ten region. Jaki obraz napotykanych tam ludzi i ich życia społeczno-politycznego przekazali w swoich tekstach? Czy dziś warto czytać literaturę podróżniczą z odległych czasów? A co mówią współczesne reportaże o krajach arabskich?
Zjednoczone Emiraty Arabskie, w tym goszczące nas Abu Zabi, to miejsce wzbudzające kontrowersje. Z jednej strony jest zła sława państwa autokratycznie rządzonego przez „pławiących się w luksusie szejków", oskarżanych o brak poszanowania praw kobiet, wyzysk emigrantów, wspieranie terroryzmu i sianie wojny. Z drugiej strony miliony osób z całego świata przybywających tam co roku, zachwyconych jest doskonałą infrastrukturą, usługami, bezpieczeństwem i przyjazną atmosferą międzyludzką. Dla części z nich Emiraty to atrakcyjna możliwość spędzenia wolnego czasu, dla innych możliwość intratnej pracy. W 2018 roku do samego tylko Abu Zabi przyjechało prawie dziesięć milionów turystów, a na jednego „rdzennego" Emiratczyka czy Emiratkę przypadało dziewięciu mieszkających i pracujących tam obcokrajowców.
Gdy Mohammed zostaje na lotnisku, czekając na kolejnych gości sympozjum, w drodze do hotelu rozmawiam z kierowcą z południowych Indii. Po drodze mijamy futurystyczne budynki, drapacze chmur, ale i wyszukane wille, spektakularne muzea i świątynie. Część obiektów oddano do użytku w ostatnich latach, ale boom trwa. Powiedzenie „sky is the limit" nabiera w budownictwie Abu Zabi dosłownego znaczenia. Prowadzący pewną ręką kierowca streszcza mi swoją historię:
– Do Emiratów przyjechałem pięć lat temu. Zaczynałem jako taksówkarz. Klient, który zatrzymuje cię na ulicy, to twardy kawałek chleba. Ale się nie poddałem. Dziś mam stałą pracę i rozwożę gości dla linii lotniczych. Jestem zadowolony, bo dzięki zarobionym tu pieniądzom wreszcie będę mógł ożenić się u siebie, w domu – mówi. Później dowiaduję się, że mieszkańcy Indii stanowią jednocześnie najliczniejszą grupę emigrantów zarobkowych oraz... turystów odwiedzających Emiraty.