Salvini, kiedy jeszcze był decydentem, oficjalnie zapowiedział rozwiązanie kwestii romskiej, nie wiedząc pewnie, jak kiepsko to sformułowanie brzmi. Trąbił gdzie popadnie, że wszystkich przyjezdnych trzeba wysłać z powrotem. – Niestety, musimy zatrzymać włoskich Romów, gdyż nie możemy ich wydalić – mówił w telewizji. Zapomniał dodać, że to potomkowie akurat tych Romów, którzy przyjechali tu już kilkaset lat temu; mają włoskie obywatelstwa, uczą się, studiują, ba, bywają nawet znanymi piłkarzami, jak Luigi Meroni z FC Torino, który swój pierwszy mecz w drużynie narodowej zagrał przeciwko Polsce, w roku 1965 (zginął tragicznie dwa lata później), albo bokserami, jak Michele di Rocco, który w 2004 r. zdobył srebrny medal podczas turnieju im. Feliksa Stamma w Warszawie.
Idea integracji Romów przybyłych do Italii w ostatnich latach, w budynkach zamieszkanych już przez Włochów, spaliła na panewce. To, co mogłoby mieć sens, zostało zdetonowane, albowiem do akcji wkroczyła też neofaszystowska CasaPound, która w każdym miejscu, w którym pojawiali się Romowie, doprowadzała do poważnych rozruchów. Aktem rozpaczy był kolejny pomysł Raggi, żeby Romów odsyłać do kraju, z którego do Italii przyjechali, dając im w zamian jakieś bliżej nie sprecyzowane pieniądze. Z tej opcji skorzystało kilkanaście rodzin. Innym pomysłem (równie niewydarzonym) była propozycja, aby dofinansowywać Romom kupno własnych domów, ale z wkładem własnym, na co większości z nich po prostu nie stać.
Z tego powodu Romowie (w Rzymie) żyją ciągle w 17 obozach, akceptowanych przez miasto, 11 mniejszych osadach i w około 300 miniobozowiskach. Tak wegetuje około sześciu tysięcy ludzi. Głośno jest o nich tylko wtedy, kiedy przeprowadzają się do nowych mieszkań. Tak było w Torre Maura na wschodnich przedmieściach stolicy, kiedy to na początku tego roku, doszło do prawdziwej wojny. Na ulice wyszli Rzymianie, którzy sprzeciwili się przybyciu 70 Romów (w tym 33 dzieci i trzech kobiet w ciąży). Zablokowano skrzyżowania, niszczono żywność, którą wolontariusze przywieźli specjalnie dla Romów, doszło do szarpaniny, rzucania wyzwisk, rzucania kamieniami.
Innym razem, w Torre Angela, kiedy to miasto przyznało mieszkania 14 Romom z obozowiska w La Barbuta, mieszkańcy manifestowali z transparentami: „zrzucimy na was bombę", „wynocha stąd". Skandowano: „nie chcemy romskiego obozu w naszych domach".
CasaPound dopada Romów także w tzw. centrach recepcyjnych, w których mieszkają czasowo, czekając na przeniesienie do innych obiektów. W kwietniu tego roku kilkadziesiąt osób blokowało wejście do budynku. Romowie z okien krzyczeli: „Chcemy wyjść, czujemy się jak więźniowie we Włoszech, to nie nasza wina, że tu jesteśmy, to wina miasta".
***
Kilka dni temu Romowie z wioski olimpijskiej mieli poważną awarię. Z kampera odpadło koło. Samochód przekrzywił się na lewą stronę i łagodnie opadł na asfalt. Z wnętrza wygramoliło się dwóch mężczyzn, bez emocji spojrzeli na podwozie. Porozmawiali ze sobą. Jeden z nich poszedł do tyłu, gdzie była przymocowana zapasówka. Po chwili podszedł do nich sąsiad z innego kampera, też Rom i zaczęli naprawiać auto. Po jakimś czasie dołączył do nich bezdomny Włoch, który czasami nocuje w tych okolicach w małym renault clio. Następnego dnia widziałem, że kamper, jakby kulawo, ale jeździł.
Kiedy zapytałem ich wszystkich o to, czyli byli kiedykolwiek w obozie przy via di Salone (największy w mieście, 16 kilometrów od centrum) machali rękoma: tragedia, smród, rozpacz...
I rosnąca przestępczość. To tam najczęściej znajdują się skradzione w mieście samochody, aczkolwiek policja wewnątrz obozu zapuszcza się rzadko. Kontroluje tylko rogatki. Zmorą obozu są też pożary, wybuchające regularnie, kilka razy w miesiącu. To dlatego ostatnio miasto skierowało tam nie policję, ale jednostki wojska z Sardynii, które porządku tam nie przywrócą, ale mają zadbać o to, żeby przynajmniej wszystko nie spłonęło, razem z ludźmi.
Ale to właśnie do obozu przy via di Salone wracają Romowie, którzy zostali odrzuceni w Torre Maura.
Bójki na noże to tam codzienność. Interwencja policji jest bezskuteczna. Większość mieszkańców nie ma dowodów tożsamości. Z reguły nie ma świadków. Kiedy w kwietniu tego roku doszło do napadu bośniackich Romów na resztę mieszkańców i jeden z mężczyzn został zaatakowany bardzo groźnie młotkiem w głowę, nikt nie chciał wpuścić na teren obozu karetki pogotowia.
Włosi mieszkający w pobliżu są przerażeni. Po ostatnich bijatykach mówili w telewizji, że akurat oni nie mają nic wspólnego z CasaPound, ale to, co się dzieje w obozowisku, to „jest prawdziwe piekło".
Dzisiaj według informacji Stowarzyszenia 21 Lipca w obozie mieszkają 662 osoby, z czego połowa to dzieci, z których tylko niewielki procent chodzi do szkoły.
Jeszcze kilka lat temu odsetek był znacznie większy. Ale nic dziwnego. Jak mówił Nedzad Husovic w reportażu Annalisy Camilli: „Szybko zrozumiałem, co to znaczy być Romem: kiedy zacząłem chodzić do szkoły, nauczyciele (...) sadzali nas w ostatnich ławkach, dali nam dziwne zadania, jakbyśmy byli opóźnieni – mówi".
On sam często musiał układać puzzle, podczas gdy inne dzieci uczyły się z książek i postępowały zgodnie z programem szkolnym. „Zauważyli mnie, gdy pewnego dnia podniosłem rękę, aby odpowiedzieć na pytanie, które nauczyciel zadał klasie" – mówi. „Czy musisz iść do łazienki? " – zapytał nauczyciel. „Nie, chciałbym powiedzieć coś o feudalizmie" – powiedziałem.
Nauczyciel odpowiedzi wysłuchał. Włoscy politycy nie dość, że nie słuchają, to na dodatek zakrywają oczy. O współczesnym feudalizmie nie mają zielonego pojęcia. Podobnie jak o wykluczeniu, niepewności i rasizmie.
Piotr Kępiński – krytyk literacki, eseista, poeta. W zeszłym roku ukazała się jego książka „Po Rzymie. Szkice włoskie" (wyd. Forma). Mieszka w Rzymie