Żyjemy w epoce rozkwitu kultury unieważniania. Jedna nierozważna, niepoprawna politycznie wypowiedź może prowadzić do wyrzucenia poza obręb wspólnoty. Przed ostracyzmem nie chroni często nawet dorobek naukowy czy pozycja społeczna. Praktyka cancel culture niejako automatycznie przywodzi skojarzenia z rytuałem „dwóch minut nienawiści" z powieści George'a Orwella „1984". Nie jest to jednak wymyślona koncepcja brytyjskiego pisarza. To ucieleśnienie pewnego uniwersalnego mechanizmu społecznego: budowania tożsamości wspólnoty przez negację tego, co do wspólnoty nie należy. Bardzo często negację brutalną i gwałtowną. Prześladowania chrześcijan w Rzymie, prześladowania Żydów w Europie po epidemii dżumy, prześladowania czarownic – wszystkie te wątki mają wspólny element, jakim jest zmobilizowany tłum, który rzuca się na kozła ofiarnego.
Nie chodzi jednak o to, że tyrady „wojowników o sprawiedliwość społeczną" na Twitterze mają dokładnie ten sam wymiar moralny co prześladowanie chrześcijan czy czarownic. Podobieństwo leży w samej zasadzie działania. To właśnie mobilizacja, jak zauważa Rene Girard, stanowi tożsamość tłumu, nadaje mu ruch i sens. Będąc przeciwko czemuś, tłum jednoczy się, więc buduje pewną wspólnotę, która jest już czystsza i doskonalsza, bo pozbywa się elementu obcego i szkodliwego.
Religijny wymiar takiego oczyszczania wspólnoty jest podkreślany niezwykle często, chociaż zazwyczaj z błędną interpretacją. Otóż odruch taki ma nierozerwalny wręcz związek z religią, ale na tyle, na ile religia jest naturalnym elementem życia społecznego. Innymi słowy, czarownice nie były prześladowane przez chrześcijan, ponieważ byli chrześcijanami, ale chrześcijanie prześladowali czarownice dlatego, że były czarownicami. To element wspólnoty i jej zagrożenia był decydujący dla podjęcia takich, a nie innych środków, większą rolę zaś grały w uzasadnieniach wyobrażenia gminu na temat czarów i ich działania w przyrodzie niż którykolwiek ustęp Pisma. Mechanizm kozła ofiarnego dochodził do głosu zawsze w sytuacji pewnego kryzysu społecznego, którego był sensem i rozwiązaniem.
Liberalizm w defensywie
Grzechem pierworodnym liberalizmu było ignorowanie tej właściwości natury ludzkiej – zwierzęcia społecznego, jak określił to Arystoteles – i konstruowanie urządzeń politycznych w oparciu o idylliczną wizję stosunków społecznych. Wszystkie przypadki barbarzyństwa z przeszłości, twierdzili liberałowie, wynikają z ignorancji. Ludzie z natury są dobrzy, więc wystarczy wprowadzić pokojowe metody rozwiązywania sporów, a ludzie przestaną prowadzić ze sobą wojny.
Dlatego też liberałowie zawsze obawiali się demokracji. Zmobilizowany tłum, który niszczy jednostkę lub mniejszość, jest w liberalnej wizji świata kwintesencją demokracji i odejścia od racjonalnej polityki. „Geniusz może oddychać tylko w atmosferze wolności" – pisał John Stuart Mill w swoim klasycznym eseju. Zagrożeniem dla wolności nie było dla liberałów tylko państwo, jako terytorialne narzędzie przymusu, ale również tyrania większości, która wymusza na wybitnych jednostkach podporządkowanie się tym mniej wybitnym, przeciętnym.