Prof. Marek Konopczyński: Szkoła potrzebuje rewolucji

Uczniów, którzy byli offline, minister edukacji powinien objąć amnestią – mówi Joannie Ćwiek prof. Marek Konopczyński, pedagog członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.

Aktualizacja: 07.05.2021 22:47 Publikacja: 07.05.2021 18:00

Prof. Marek Konopczyński: Szkoła potrzebuje rewolucji

Foto: Forum

Plus Minus: Zdalna edukacja trwa, z przerwami, już ponad rok. I od roku nauczyciele mówią o znikających z systemu dzieciach. Szkoły nie wiedzą, dlaczego niektórzy uczniowie nie uczestniczą w lekcjach zdalnych ani co się z nimi dzieje. Jaka jest skala tego zjawiska?

Nikt tego nie policzył. Ale też jak dotąd nikt nie określił kryteriów, które by świadczyły właśnie o „wypadnięciu" z systemu. Sam zastanawiam się, co to określenie właściwie znaczy. Czy uczeń wypada wtedy, gdy nie bierze regularnego udziału w lekcjach online? Dyrektorzy szkół mówili, że z systemu wypadły te dzieci, które nie logowały się na lekcje i nie wiadomo, gdzie były. W ubiegłym roku Warszawa doliczyła się 600 takich uczniów, Kraków i Poznań po około 200.

Pandemia pokazała, że nie da się przekształcić dydaktycznego modelu szkoły na model edukacji zdalnej. W rozumieniu tradycyjnej szkoły z systemu wypada ktoś, kto przez jakiś czas bez usprawiedliwienia nie przychodzi do szkoły. Wtedy takim uczniem interesuje się pedagog szkolny i wychowawca, którzy sprawdzają, co jest tego przyczyną. Czy jest to niechęć do szkoły, choroba, o której rodzice nie zawiadomili placówki, czy jakaś skomplikowana sytuacja rodzinna. Wtedy szkoła interweniuje. Ale jak w przypadku braku kontaktu można uznać, że ktoś wypadł z systemu? Nie można w ciemno stawiać takich wniosków.

Dlaczego w takim razie część uczniów nie loguje się na zajęcia zdalne?

Z różnych powodów. W Polsce uczy się ponad 4,5 mln dzieci – w tak dużej populacji zawsze będzie określony procent dzieci, który nie ma fizycznej możliwości, by uczestniczyć w zajęciach. Może być tak, że w domu są tylko te komputery, na których pracują rodzice. Nie wszyscy też mają telefony komórkowe, które umożliwiają udział w lekcjach zdalnych. Później niektóre dzieci dostawały sprzęt do domu i sytuacja się poprawiła.

Z tym sprzętem bywało różnie. Czasami rodzice zastawiali go w lombardzie.

Tak, ale to był raczej promil. Myślę jednak, że w 99 proc. to było skuteczne, czyli dzięki temu biedne rodziny mogły z tego korzystać.

Jeśli laptop trafił do lombardu, to dziecko już na pewno wypadło z systemu.

Tak, tylko ono nie wypadło dlatego, że chciało, bo to przecież nie ono go zaniosło, ale tatuś czy mamusia. Nie można za to karać dziecka, to nieuczciwe. Dlatego proponuję amnestię i promocję wszystkich uczniów niezależnie od tego, czy brały udział w lekcjach online czy nie, gdyż nie było diagnozy przyczyn tego stanu rzeczy.

Część dzieci utknęła też w domach, w których była przemoc. Wstydziły się łączyć z klasą z takich miejsc.

Pandemia uwypukliła rozmaite patologie. Dziecko, idąc do szkoły, przynajmniej nie widziało pijącego ojca i awantury matki z ojcem, bo jak wracało, to ojciec pijany spał, a matka gotowała obiad. Teraz takie sytuacje były w niektórych rodzinach na porządku dziennym. Dlatego szczególną troską należy otoczyć dzieci, które wracają do szkoły, i nie zajmować się błahostkami. Powinno się zbadać u dziecka poziom apatii czy depresji, wstępnie określić jego motywacje do nauki i czynniki demotywujące. Trzeba się uczniem zająć inaczej niż do tej pory. Wcale nie potrzeba tu wybitnych psychologów – wystarczy pedagog, który ma pewne doświadczenie i wrażliwość społeczną. Ale absencja może być także spowodowana tragedią rodzinną, ciężką chorobą albo depresją. Takiemu dziecku należy pomóc, a nie uznawać, że wypadło z systemu, i je skreślać.

Skreślić nie można z uwagi na obowiązek szkolny.

Tak, i w przypadku braku zalogowania na lekcje online nie wyobrażam sobie, żeby ktoś skreślał ucznia ze szkoły i zawiadamiał o tym odpowiednie organy bez dogłębnego sprawdzenia przyczyny.

Ale ktoś powinien zainteresować się takim dzieckiem.

Na pewno w pierwszym rzędzie powinna zrobić to szkoła. To jednak nie takie proste. Weźmy pod uwagę, że jest cała grupa dzieci dojeżdżających na zajęcia stacjonarne z pobliskich miasteczek i wsi. Jeżeli nie ma fizycznej możliwości, by szkoła się tym zajęła, to wtedy powinien pójść odpowiedni sygnał do organów, które to sprawdzą. Podstawowym błędem było to, że próbowaliśmy zaadaptować tradycyjną, dydaktyczną szkołę opartą na systemie klasowo-lekcyjnym do sieci.

Może dzieci, które wypadły z systemu, też wymagają resocjalizacji?

Niewykluczone. Resocjalizacja to nic innego jak ponowne uspołecznienie. Nie musi się wyłącznie kojarzyć z zakładami karnymi czy poprawczymi. Trzeba jednak zadać sobie pytanie o przyczyny. Może rodzina nie przykłada żadnej wagi do edukacji albo dziecko chce coś w ten sposób zamanifestować. Cechą młodzieży są na ogół postawy buntownicze. W ten sposób młodzi ludzie manifestują swoje lęki, obawy, uprzedzenia do otaczającego świata. Dzięki temu nastolatki próbują odzyskać utraconą w pandemii równowagę psychiczną, uwalniają wewnętrzne napięcia, regulują uczucia. Mogą też ignorować polecenia nauczycieli, stosując bierny opór w celu zwrócenia ich uwagi na nurtujące problemy, obojętność szkoły i brak pomocy świata dorosłych.

Za chwilę dzieci wracają do szkół. Pojawią się te, które były offline?

Na pewno nie wszystkie pojawią się w szkole. W czasach przed pandemią też tak przecież było.

Coraz częściej mówi się o tym, że uczniowie boją się powrotu do szkoły tuż przed wystawianiem ocen i woleliby wrócić dopiero we wrześniu.

Szkoła pełni nie tylko funkcję dydaktyczną, ale również socjalizacyjną i wychowawczą. To jest nieprawdopodobnie ważne. Dlatego, jeżeli istnieją ku temu warunki zdrowotne, to jestem jak najbardziej za tym, by spotkały się w szkole. Ale apelowałbym do dyrekcji szkół, żeby ostatni miesiąc roku szkolnego był potraktowany jako miesiąc ratowania psychicznego i społecznego uczniów. Nie wyobrażam sobie, by po roku izolacji odbywały się jakiekolwiek sprawdziany i przepytywania. To jest czas na podratowanie relacji między dziećmi a nauczycielami i między dziećmi. Liczę, że w tym ostatnim miesiącu szkoła przejdzie z funkcji dydaktycznej na wychowawczą.

Nauczyciele już pozapowiadali po kilka klasówek w najbliższych tygodniach.

Trudno się więc dziwić, że tysiące młodych ludzi protestuje przed powrotem do szkoły... Nieracjonalne byłoby zmarnować powrót dzieci do szkoły, wrzucając je w młyn testów, sprawdzianów, kartkówek, czyli dydaktycznej funkcji szkoły sprzed pandemii. Pogłębi to tylko stany depresyjne i frustrację uczniów.

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek sam mówił, że to jest okres nadrabiania zaległości. Choć teraz zaczyna się z tego wycofywać.

Trzeba powiedzieć wprost, że ten rok w sensie dydaktycznym jest rokiem zmarnowanym. Natomiast można go podratować pod postacią pracy w układaniu relacji.

Dzieci muszą też na nowo nauczyć się szkolnej rutyny. Zwłaszcza te, które całymi tygodniami nie uczestniczyły nawet w zajęciach online.

Oczywiście. My, ludzie dorośli, w takiej sytuacji będziemy również mieli problemy adaptacyjne, a co dopiero dzieci. Szczególnie narażone są na to dzieci w adolescencji, które przeżywają kryzysy i popadają w depresję oraz wątpią w swoje możliwości. Nagle z dnia na dzień mają wrócić do normalnego funkcjonowania – tak się nie da.

W jakiej kondycji jest młodzież po ostatnich siedmiu miesiącach w domu?

W kiepskiej. Z tego powodu też część dzieci nie uczestniczyła w zajęciach zdalnych. Dzieci słabsze psychicznie odpadają, są zniechęcone i nie chcą wstawać na zajęcia. Nie mają nawet wewnętrznej siły, by nacisnąć przycisk komputera, a nawet jeżeli to robią, to tylko pro forma.

Problem słabej psychiki objawia się też np. próbami samobójczymi. W ubiegłym roku skutecznie na swoje życie targnęło się 116 osób do 18. roku życia. Wśród nich było ośmioletnie dziecko.

Młodzież zwykle nie myśli o śmierci i unika tego tematu. Jednak obecnie poziom śmiertelności w Polsce jest bardzo wysoki – jesteśmy w światowej czołówce. Szokuje nas, że w Indiach umiera dziennie 2 tys. osób, ale proszę pamiętać, że Indie liczą ponad miliard mieszkańców. To tak, jakby w Polsce umarło dziesięciu chorych na covid w ciągu jednego dnia... Teraz ta młodzież w ciągu półtora roku uświadomiła sobie kruchość życia. W dużej liczbie rodzin ktoś zmarł: babcia, dziadek czy wujek. To tak jak w czasie wojny – nagle te dzieci zadały sobie pytanie, czy warto inwestować w przyszłość, gdy tak łatwo o śmierć.

Można porównywać wojnę i pandemię?

Jeśli chodzi o śmierć, to tak. Tam było zagrożenie życia i tu jest, o czym media nieustannie informowały. Poczucie zagrożenia własnej egzystencji naprawdę nie motywuje do tego, aby zająć się nauką i do czegoś dążyć. Tym powinna zająć się szkoła i otoczyć uczniów opieką, a nie wrócić, tak jakby nic się stało, do starego modelu. Po tej pandemii będzie trauma i podświadome wyczekiwanie, co jeszcze złego może się zdarzyć.

Rodzice też nie potrafili zapewnić dzieciom poczucia bezpieczeństwa?

Myślę, że wielu nie potrafiło wykorzystać czasu z dziećmi we właściwy sposób. To był wyjątkowy okres, w którym spędzało się z dzieckiem więcej czasu niż zazwyczaj. Można było zobaczyć, jaki stosunek ma ono do nauki i szkoły, czy odrabia lekcje. I zapytać się, w czym można pomóc – zbliżyć się do dziecka. Pandemia i izolacja dały taką szansę, ale pytanie, na ile została wykorzystana. Mam nadzieję, że przynajmniej część dzieci odzyskała w tym zakresie swoich rodziców, a rodzice dzieci. Szkoda, że w większości szkoły nie wykorzystały tego czasu, by dać wskazówki rodzicom.

Nauczyciele nie potrafią tego robić czy nie chcą?

To dla nas wszystkich było nowe doświadczenie. Panuje przekonanie, że szkoła jest całkowicie dydaktyczna – przecież wszyscy martwią się o niezrealizowany program. Zapominamy, że dziecko jest podmiotem edukacji i to ono jest najważniejsze, a nie program z chemii, matematyki, fizyki czy biologii. Zastosowałbym tu – na miejscu ministra edukacji – powszechną amnestię i klasyfikował wszystkich uczniów. Dlatego, że edukacja powinna być wartością dodaną, a nie przymusem. I tak wszyscy wiedzą, że szkoła swoje, a życie swoje. Więc dlaczego w przypadku tak długiej izolacji stosować stare pruskie zasady dotyczące klasyfikacji? Na podstawie ocen wystawianych przez internet albo tylko dlatego, że ktoś się logował lub nie? To nie ma racjonalnej podstawy prawnej.

Z jakością kadry nauczycielskiej bywa różnie. Z uwagi na niskie pensje do szkół nie trafiają najlepsi pedagodzy...

Proces negatywnej selekcji trwa od lat. Mam jak najlepsze zdanie o nauczycielach w edukacji początkowej, bo tam widzę wielkie powołanie pedagogiczne. Wydaje mi się, że wśród nauczycieli jest wiele osób, które aspirowały do czegoś innego i, niestety, im się nie udało. Pewnie część takich nauczycieli będzie dobra, ale część sfrustrowana i będzie udowadniać młodzieży, jaka jest głupia. Polscy nauczyciele w obecnym systemie ich kształcenia są profesjonalistami przedmiotowymi, ale w mniejszym stopniu pedagogami, i należałoby te proporcje co najmniej zrównoważyć, jeśli nie odwrócić.

Zdalna edukacja pewnie jeszcze bardziej uwypukliła negatywną selekcję, ponieważ słabsi nauczyciele nie ogarnęli nowej rzeczywistości.

To za prosta diagnoza. Jest wielu nauczycieli, którzy świetnie się sprawdzają w sytuacjach bezpośrednich, ale z różnych przyczyn mają zahamowania, ucząc zdalnie. Proszę sobie wyobrazić nauczyciela, który mówi do 25 uczniów i nie wie, jaki jest odbiór, czy uczniowie słuchają, czy są w stanie się skupić i czy w ogóle tam są. To powinny być bardziej spotkania z młodzieżą, a nie niby-tradycyjne lekcje.

Czy szkoła po pandemii się zmieni?

Co roku mam taką nadzieję, ale to nie następuje. Polsce potrzebny jest edukacyjny przywódca, który zrobiłby w szkole rewolucję. Mam na myśli odejście od systemu klasowo-lekcyjnego, zmniejszenie nacisku na program, zwrócenie uwagi na dobrostan dziecka i na jego potencjał rozwojowy. Nie mówmy o konkretnych przedmiotach, bo to mija się z celem. Jeśli już, to o blokach przedmiotowych. Tak jak przyjęły się nauki humanistyczne, społeczne i ścisłe. Trzeba stworzyć w szkole koła dyskusyjne, rozwijać zainteresowania i pasje uczniów, ich poczucie odpowiedzialności za siebie i innych, solidaryzm społeczny i pomocniczość. I nie utrzymywać prastarej formy: nauczyciel, tablica, uczniowie i odpytywanie. Ale zapewne do tego trzeba nowego modelu kształcenia nauczycieli – pedagogów – trenerów rozwoju osobowego i społecznego.

Efektem pracy szkoły na każdym szczeblu powinien bowiem być młody człowiek, który rozumie samego siebie i otaczający go świat i potrafi znaleźć swoje miejsce w tym świecie. Powinien również dzięki szkole odnaleźć swoje potencjały, aby je móc dalej rozwijać. A na pewno nie powinien być to młody człowiek, któremu szkoła przede wszystkim udowodniła, jak mało wie z matematyki, fizyki, chemii, historii czy języka polskiego, i któremu pokazała, jakie ma jeszcze inne deficyty... Jestem przekonany, że taka szkoła przekonałaby do siebie uczniów, nauczycieli i rodziców. 

—rozmawiała Joanna Ćwiek

współpraca: Karol Ikonowicz

Prof. Marek Konopczyński jest pedagogiem resocjalizacyjnym, kierownikiem Katedry Pedagogiki Specjalnej na Uniwersytecie w Białymstoku. Autor koncepcji twórczej resocjalizacji

Plus Minus: Zdalna edukacja trwa, z przerwami, już ponad rok. I od roku nauczyciele mówią o znikających z systemu dzieciach. Szkoły nie wiedzą, dlaczego niektórzy uczniowie nie uczestniczą w lekcjach zdalnych ani co się z nimi dzieje. Jaka jest skala tego zjawiska?

Nikt tego nie policzył. Ale też jak dotąd nikt nie określił kryteriów, które by świadczyły właśnie o „wypadnięciu" z systemu. Sam zastanawiam się, co to określenie właściwie znaczy. Czy uczeń wypada wtedy, gdy nie bierze regularnego udziału w lekcjach online? Dyrektorzy szkół mówili, że z systemu wypadły te dzieci, które nie logowały się na lekcje i nie wiadomo, gdzie były. W ubiegłym roku Warszawa doliczyła się 600 takich uczniów, Kraków i Poznań po około 200.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS