Jeśli chodzi o śmierć, to tak. Tam było zagrożenie życia i tu jest, o czym media nieustannie informowały. Poczucie zagrożenia własnej egzystencji naprawdę nie motywuje do tego, aby zająć się nauką i do czegoś dążyć. Tym powinna zająć się szkoła i otoczyć uczniów opieką, a nie wrócić, tak jakby nic się stało, do starego modelu. Po tej pandemii będzie trauma i podświadome wyczekiwanie, co jeszcze złego może się zdarzyć.
Rodzice też nie potrafili zapewnić dzieciom poczucia bezpieczeństwa?
Myślę, że wielu nie potrafiło wykorzystać czasu z dziećmi we właściwy sposób. To był wyjątkowy okres, w którym spędzało się z dzieckiem więcej czasu niż zazwyczaj. Można było zobaczyć, jaki stosunek ma ono do nauki i szkoły, czy odrabia lekcje. I zapytać się, w czym można pomóc – zbliżyć się do dziecka. Pandemia i izolacja dały taką szansę, ale pytanie, na ile została wykorzystana. Mam nadzieję, że przynajmniej część dzieci odzyskała w tym zakresie swoich rodziców, a rodzice dzieci. Szkoda, że w większości szkoły nie wykorzystały tego czasu, by dać wskazówki rodzicom.
Nauczyciele nie potrafią tego robić czy nie chcą?
To dla nas wszystkich było nowe doświadczenie. Panuje przekonanie, że szkoła jest całkowicie dydaktyczna – przecież wszyscy martwią się o niezrealizowany program. Zapominamy, że dziecko jest podmiotem edukacji i to ono jest najważniejsze, a nie program z chemii, matematyki, fizyki czy biologii. Zastosowałbym tu – na miejscu ministra edukacji – powszechną amnestię i klasyfikował wszystkich uczniów. Dlatego, że edukacja powinna być wartością dodaną, a nie przymusem. I tak wszyscy wiedzą, że szkoła swoje, a życie swoje. Więc dlaczego w przypadku tak długiej izolacji stosować stare pruskie zasady dotyczące klasyfikacji? Na podstawie ocen wystawianych przez internet albo tylko dlatego, że ktoś się logował lub nie? To nie ma racjonalnej podstawy prawnej.
Z jakością kadry nauczycielskiej bywa różnie. Z uwagi na niskie pensje do szkół nie trafiają najlepsi pedagodzy...
Proces negatywnej selekcji trwa od lat. Mam jak najlepsze zdanie o nauczycielach w edukacji początkowej, bo tam widzę wielkie powołanie pedagogiczne. Wydaje mi się, że wśród nauczycieli jest wiele osób, które aspirowały do czegoś innego i, niestety, im się nie udało. Pewnie część takich nauczycieli będzie dobra, ale część sfrustrowana i będzie udowadniać młodzieży, jaka jest głupia. Polscy nauczyciele w obecnym systemie ich kształcenia są profesjonalistami przedmiotowymi, ale w mniejszym stopniu pedagogami, i należałoby te proporcje co najmniej zrównoważyć, jeśli nie odwrócić.
Zdalna edukacja pewnie jeszcze bardziej uwypukliła negatywną selekcję, ponieważ słabsi nauczyciele nie ogarnęli nowej rzeczywistości.
To za prosta diagnoza. Jest wielu nauczycieli, którzy świetnie się sprawdzają w sytuacjach bezpośrednich, ale z różnych przyczyn mają zahamowania, ucząc zdalnie. Proszę sobie wyobrazić nauczyciela, który mówi do 25 uczniów i nie wie, jaki jest odbiór, czy uczniowie słuchają, czy są w stanie się skupić i czy w ogóle tam są. To powinny być bardziej spotkania z młodzieżą, a nie niby-tradycyjne lekcje.
Czy szkoła po pandemii się zmieni?
Co roku mam taką nadzieję, ale to nie następuje. Polsce potrzebny jest edukacyjny przywódca, który zrobiłby w szkole rewolucję. Mam na myśli odejście od systemu klasowo-lekcyjnego, zmniejszenie nacisku na program, zwrócenie uwagi na dobrostan dziecka i na jego potencjał rozwojowy. Nie mówmy o konkretnych przedmiotach, bo to mija się z celem. Jeśli już, to o blokach przedmiotowych. Tak jak przyjęły się nauki humanistyczne, społeczne i ścisłe. Trzeba stworzyć w szkole koła dyskusyjne, rozwijać zainteresowania i pasje uczniów, ich poczucie odpowiedzialności za siebie i innych, solidaryzm społeczny i pomocniczość. I nie utrzymywać prastarej formy: nauczyciel, tablica, uczniowie i odpytywanie. Ale zapewne do tego trzeba nowego modelu kształcenia nauczycieli – pedagogów – trenerów rozwoju osobowego i społecznego.
Efektem pracy szkoły na każdym szczeblu powinien bowiem być młody człowiek, który rozumie samego siebie i otaczający go świat i potrafi znaleźć swoje miejsce w tym świecie. Powinien również dzięki szkole odnaleźć swoje potencjały, aby je móc dalej rozwijać. A na pewno nie powinien być to młody człowiek, któremu szkoła przede wszystkim udowodniła, jak mało wie z matematyki, fizyki, chemii, historii czy języka polskiego, i któremu pokazała, jakie ma jeszcze inne deficyty... Jestem przekonany, że taka szkoła przekonałaby do siebie uczniów, nauczycieli i rodziców.
—rozmawiała Joanna Ćwiek
współpraca: Karol Ikonowicz
Prof. Marek Konopczyński jest pedagogiem resocjalizacyjnym, kierownikiem Katedry Pedagogiki Specjalnej na Uniwersytecie w Białymstoku. Autor koncepcji twórczej resocjalizacji