Tradycyjnie, jak to bywa w przypadku kryminałów nawiązujących do skandynawskich produkcji, równie ważne jak śledztwo jest tu życie głównego bohatera, w którego wcielił się znakomity Arkadiusz Jakubik. W ten sposób najważniejsza w serialu staje się ojciec pogrążony w kryzysie. Mężczyzna próbuje naprawić swoje małżeństwo, co nie jest łatwe po długim okresie rozłąki. Walczy o odnalezienie córki, prowadzi na własną rękę nieudolne śledztwo, pogrąża się w długach, a nawet działa wbrew prawu. Na tej linii narracyjnej pojawiają się ciekawe pytania: Jakie są etyczne granice poświęcenia dla drugiej osoby oraz ile warte jest zaufanie przyjaciół? Na drugi plan schodzą emocje jego żony Magdy (Maja Ostaszewska) oraz córki Hani (Katarzyna Gałązka) i jednocześnie siostry zaginionej. Istotne za to okazują się postaci grane przez Wojciecha Mecwaldowskiego i Piotra Witkowskiego – dwóch braci strażników z więzienia, z których jeden jest ojczymem zamordowanego chłopaka.

Nie bez znaczenia jest tu miejsce akcji znajdujące się na polsko-niemieckiej granicy w Świnoujściu. Tam migracja wpłynęła na relacje rodzinne wielu mieszkańców, ale daleko „Klangorowi" do społecznej opowieści ekonomicznej. Trochę szkoda, bo to szerokie pole, na dodatek nieeksplorowane dotychczas przez twórców seriali. Tutaj jednak twórcy skupili się na kryminalnym dramacie psychologicznym. Krajobraz polskiego wybrzeża zdaje się być malowniczy, ale już samo miasto – niezwykle mroczne. Ten efekt udało się osiągnąć za sprawą bardzo dobrych zdjęć Witolda Płóciennika. Serial kręcono poza sezonem letnio-turystycznym, co dało tajemniczy klimat – wszędzie jest wilgotno i ponuro. Wszyscy bohaterowie skrywają jakieś sekrety – od więziennych strażników sprzedających osadzonym dopalacze po zdradzających i oszukujących się sąsiadów rodziny Wejmana.




Duża zasługą wpływającą na jakość serialu jest scenariusz Kacpra Wysockiego. Powoli rozwija się na początku, ale gdy już się rozpędzi, nic go nie zatrzymuje. Przede wszystkim dobrze zostały skonstruowane postaci i odpowiednio rozłożone akcenty dramaturgiczne, które budują napięcie całej opowieści. Po nie do końca udanym filmie „Ukryta gra" Łukasz Kośmicki pokazuje w „Klangorze" swoje umiejętności reżyserskie. Nie można też pominąć charakterystycznej, nadającej niepokojący nastrój, muzyki Mikołaja Trzaski.

„Klangora" porównać można do amerykańskiego serialu „The Killing", głównie ze względu na naturalizm i sposób prowadzenia kryminalnej intrygi, gdzie w każdym odcinku odkrywane są kolejne warstwy fabuły. Wszechogarniające zło w „Klangorze" nie daje spokoju uwikłanym we wzajemne zależności bohaterom i dlatego pomimo długiego wprowadzenia w pierwszych odcinkach warto dotrwać do finału.