Dobosz: Milczenie z Mrożkiem

Magdalena Miecznicka zebrała opowieści 39 osób znających bohatera w różnych okresach jego życia.

Publikacja: 13.03.2015 00:54

Magdalena Miecznicka, „Mrożek w odsłonach”, Wydawnictwo Literackie, 2014

Magdalena Miecznicka, „Mrożek w odsłonach”, Wydawnictwo Literackie, 2014

Foto: Plus Minus

Zaczyna od kolegów szkolnych: Mrożek, licealista w Krakowie, był miłym, spokojnym, niekonfliktowym, uśmiechniętym kolegą. Uzdolniony do przedmiotów humanistycznych, w czasie lekcji lubił rysować, był chwalony za wypracowania. Ze względu na wzrost grał dobrze w koszykówkę, ale nie miał upodobania do sportów. Dość milczący, był raczej obserwatorem. Jak niemal wszyscy normalni ludzie po wojnie był biednie ubrany. Donaszał granatowy płaszcz z pomarańczowymi wypustkami, który jego ojciec jako pracownik poczty otrzymał w czasie okupacji. Ojciec, który w 1920, ochotniczo zgłosił się do wojska, przerwał przez to naukę w gimnazjum, gdzie już potem nie wrócił. Pracownicy poczty byli w PRL gorzej wynagradzani niż inne branże i młody Mrożek nie dojadał.

Ojciec Sławomira, będąc w czasie wojny kierownikiem rozdzielni listów, złapał jednego z pracowników na kradzieży pieniędzy z kopert. Po wojnie ten właśnie złodziej został kierownikiem. Ojca przesunięto stopień niżej. Milczenie ówczesnych gimnazjalistów wynikało z poczucia, że nie jest rozsądnie poruszać najważniejsze tematy.

W czasie matur umarła jego matka, z którą miał lepsze kontakty niż z ojcem.

W 1949 roku Mrożek zaczął studia na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Jednym z jego kolegów na tych przerwanych wkrótce studiach był przyszły filmowiec Janusz Majewski. Ten od razu żywił poczucie wyższości: „Mrożek, wysoki, chudy, z ubogiego środowiska, chodził w obszernym furmańskim kożuchu, zapewne z biedy". Majewskiemu całkiem pomyliły się realia. W takim kożuchu w Warszawie poruszał się Marek Hłasko i parę pięknych pań – na pewno nie z biedy. Gdy po 1956 roku Moda Polska zaczęła wyjeżdżać do Paryża, modelki zaczęły brać ze sobą takie kożuchy, nabywane w Sokołowie Podlaskim. Wywiezione dwa kożuchy pozwalały na sprowadzenie nieco używanego volkswagena.

Zupełnie inna postać wyłania się ze wspomnień dwu innych kolegów z architektury. Znany fotografik Wojciech Plewiński, autor siedmiu zdjęć pisarza wykonanych w ciągu 50 lat, zapamiętał M. dyskretnego, nieźle ubranego „na tandecie", jak w Krakowie nazywano ciuchy. „W komisach szukającym butów mówiono: »Proszę poczekać, za dwa tygodnie wraca z Włoch Filharmonia i będzie dostawa towaru«".

Mrożek przez wielu został zapamiętany jako człowiek zazwyczaj milczący. Historyczka sztuki Anna Ciećkiewicz-Godzicka, bywająca w późnych latach 50. na Krupniczej 22, gdzie w zbiorowej rezydencji krakowskich literatów mieszkał młody pisarz, opowiada o człowieku powszechnie lubianym, wyróżniającym się dowcipem. Natomiast jeśli milkł, to jego milczenie stawało się absolutne.

Drugi z kolegów z architektury, Bohdan Paczowski, który w latach 60. opuścił Polskę i zamieszkał z żoną Marią we włoskim Chiavari nad morzem, gdzie odwiedzali ich Jan Lenica z żoną, Jan Błoński, Jerzy Stempowski, Andrzej Kijowski, Maria i Kazimierz Brandysowie, Gustaw Herling-Grudziński, wynalazł w sąsiedztwie mieszkanie, gdzie Mrożek zamieszkał z pierwszą, wcześnie zmarłą żoną Marą. Paczowski obala inny mit: rzekomego skąpstwa Mrożka. Gdy Paczowscy znaleźli się w przejściowych kłopotach z powodu nagłej operacji i choroby obojga, natychmiast zadzwonił z Paryża Mrożek, pytając czy może przyjść z pomocą.

Paczowski jest jednym z tych, którzy zauważają przywiązanie Mrożka do ogromnej regularności: stałej pory posiłków z kieliszkiem dobrego wina do obiadu, dwu do kolacji (nigdy więcej!), poświęcenia codziennie paru godzin na pisanie, codziennego spaceru.

Ja sam byłem z nim na ty. Nie wynikało to ze szczególnej zażyłości. Poznałem go u Konstantego Puzyny w towarzystwie Ludwika Flaszena, jego rówieśników, przyjaciół krakowskiej młodości. Ket i Ludwik darzyli mnie przyjaźnią, mówiąc mi po imieniu. W tej sytuacji trudno, by Mrożek zwracał się do młodszego, mówiąc per pan. Parę razy spotykałem go w warszawskich antykwariatach książkowych, gdzie – rozpoznanemu – przynoszono natychmiast tomy humorystów, na co jęczał: „Tylko nie to, tylko nie to".

W 1960 roku, mając akurat ze sobą świeżo kupionego „Postępowca", spotkałem go w kinie Wiedza w Pałacu Kultury, gdzie schroniliśmy się przed ulewą. Podczas seansu, siedząc obok siebie, oczywiście milczeliśmy, a potem wpisał mi sympatyczną dedykację, wspominając w niej szczególne okoliczności przyrody.

Zaczyna od kolegów szkolnych: Mrożek, licealista w Krakowie, był miłym, spokojnym, niekonfliktowym, uśmiechniętym kolegą. Uzdolniony do przedmiotów humanistycznych, w czasie lekcji lubił rysować, był chwalony za wypracowania. Ze względu na wzrost grał dobrze w koszykówkę, ale nie miał upodobania do sportów. Dość milczący, był raczej obserwatorem. Jak niemal wszyscy normalni ludzie po wojnie był biednie ubrany. Donaszał granatowy płaszcz z pomarańczowymi wypustkami, który jego ojciec jako pracownik poczty otrzymał w czasie okupacji. Ojciec, który w 1920, ochotniczo zgłosił się do wojska, przerwał przez to naukę w gimnazjum, gdzie już potem nie wrócił. Pracownicy poczty byli w PRL gorzej wynagradzani niż inne branże i młody Mrożek nie dojadał.

Ojciec Sławomira, będąc w czasie wojny kierownikiem rozdzielni listów, złapał jednego z pracowników na kradzieży pieniędzy z kopert. Po wojnie ten właśnie złodziej został kierownikiem. Ojca przesunięto stopień niżej. Milczenie ówczesnych gimnazjalistów wynikało z poczucia, że nie jest rozsądnie poruszać najważniejsze tematy.

W czasie matur umarła jego matka, z którą miał lepsze kontakty niż z ojcem.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi