Straże porządkowe partii, zwane czasem milicjami, były jednym z charakterystycznych elementów politycznego krajobrazu przedwojennej Europy. Własne bojówki posiadała każda licząca się partia. W Polsce zyskały szczególnie na znaczeniu po zabójstwie prezydenta Narutowicza w 1922 r., kiedy to doszło do czynnego konfliktu między narodowcami a socjalistami. Partie uznały, że należy rozbudować struktury bojówek. W swoje ręce sprawy wzięli również socjaliści. Milicja PPS rekrutowała się z hardych robociarzy, którzy w kieszeniach trzymali nie tylko pałki i kastety, ale i pistolety.
Szczególnie dużo pracy członkowie milicji PPS mieli na pochodach pierwszomajowych. Święto było jedno, ale ugrupowań politycznych chcących je wykorzystać – wiele. W pochodach, poza PPS, brały udział nie tylko partie żydowskie i mniejsze partie socjalistyczne, ale również komuniści. Z tymi ostatnimi polscy socjaliści byli w stanie permanentnej wojny, uznając ich za głównego rywala w walce o rząd dusz robotników. Dzieje pochodów pierwszomajowych w pierwszej połowie dwudziestolecia to nieprzerwany konflikt między PPS a komunistami, który niekiedy zbierał bardzo krwawe żniwo. W latach trzydziestych, kiedy pochody nie cieszyły się już takim powodzeniem, sytuacja się unormowała.
W roku 1926 pochód odbywał się w szczególnie nerwowej atmosferze. Decydowały o tym napięta sytuacja w kraju oraz poczucie przesilenia związanego z Piłsudskim. Wokół kolumny pochodu krążyły ciężarówki i rowery z milicjantami Łokietka. Ich zadaniem było nie dopuścić do prowokacji zarówno ze strony przeciwników marszu, jak i komunistów. Rychło doszło do pierwszego starcia. Na placu Trzech Krzyży do PPS zaczęli strzelać członkowie partii komunistycznej, którzy chcieli się włączyć do oficjalnego pochodu. W odpowiedzi na strzały bojówkarze Łokietka odpowiedzieli ogniem. Padło czterech zabitych, a ambulanse zabrały kilkudziesięciu rannych. Józef Łokietek po tej krwawej rozprawie zyskał sławę bezwzględnego, ale i niezwykle skutecznego działacza partyjnego.
Raz jeszcze doszło do brutalnych rozrachunków dwa lata później, przy czym wiele wskazuje na to, że bezpośrednią winę za ten stan rzeczy ponosił szef bojówek PPS. Kiedy po blisko półtoragodzinnej serii przemówień na placu Teatralnym sformował się pochód manifestantów, odpalono silniki ciężarówek z gotowymi do działania ludźmi doktora Łokietka. Tak samo jak dwa lata wcześniej, nie trzeba było długo czekać na konfrontację. Już na ulicy Senatorskiej padły pierwsze strzały. Późniejsze relacje jak zwykle w takich wypadkach nie były zgodne. Z części z nich można się było dowiedzieć, że to komuniści zaczęli strzelać, inne skłaniały się ku wersji, że pierwsze otworzyły ogień bojówki PPS. Kilkuminutowe starcie zebrało krwawe żniwo: zginęło co najmniej osiem osób, a rannych zostało blisko 200. Starcie przerwała dopiero szarża policji konnej, która odseparowała komunistów od pochodu. Przez kilka kolejnych dni sprawę gorąco dyskutowano i nawet w PPS pojawiły się wątpliwości, czy nie dało się uniknąć całego zajścia. Zaczęto obwiniać Łokietka.
Król tragarzy
Kiedy dokładnie Łokietek zszedł na drogę przestępczą? Musiało się to zdarzyć przed 1930 r., kiedy to warszawiacy coraz częściej mogli przeczytać o jego ekscesach. O ile Tata Tasiemka działał na stosunkowo nierozległym terenie, jakim był wolski bazar Kercelego, o tyle Łokietek był czynny w całej stolicy. Szczególnie zaś upodobał sobie tragarzy związanych z Portem Praskim.
Pod względem pochodzenia środowisko tragarzy było bardzo zróżnicowane, chociaż większość stanowili krzepcy mężczyźni pochodzenia żydowskiego. Jako szef związku pracowników transportu rzecznego w Polsce Łokietek dysponował różnymi możliwościami wzbogacenia się. Najgłośniej było o wymuszanych przez niego haraczach. Kiedy ktoś chciał znaleźć pracę w zawodzie, musiał się opłacić doktorowi. Jeżeli odmówił haraczu – mógł zostać pobity i zmuszony do szukania innego zajęcia. Los taki spotkał między innymi niejakiego Nikodema Redlocha, murarza, który pragnął zarabiać jako tragarz. Pracy szukał w halach targowych przy Żelaznej Bramie; właśnie tam podeszli do niego ludzie Łokietka i kazali złożyć na rzecz związku tragarzy 5 złotych, kwotę w roku 1932 znaczącą. Redloch nie miał takich pieniędzy, więc ludzie doktora pobili go dotkliwie.