Pamięci Adama Ronikiera.
A może do naszych czasów dotarł tylko wycinek świadectw tego czasu? Wszak Armia Krajowa rozważała powstanie pod Wawelem jesienią 1944 roku, ale na szczęście decyzja o jego wybuchu nie została podjęta. Natomiast Kraków stał się przystanią dla tysięcy warszawiaków, którzy uciekali ze stolicy.
I choć w kontekście powstania zawsze mówi się o działaniach wojskowych, Armii Krajowej, ewentualnie rządu londyńskiego, nie sposób pominąć roli, jaką pełniła zupełnie inna struktura, Rada Główna Opiekuńcza. Działał w niej całą wojnę mój pradziadek Adam Ronikier, do jesieni 1943 r. – gdy jego dymisję wymusili Niemcy (później aresztowało go Gestapo) – był jej prezesem. Jej podstawowym założeniem była ochrona „substancji Narodu, Bogu pozostawiając opiekę nad Państwem” – jak opisywał tuż przed śmiercią Ronikier w liście do przyjaciół z korporacji akademickiej Arkonia (która do dziś dba o jego grób na Powązkach, gdzie został pochowany ponad pół wieku po śmierci na emigracji w USA). To sprawiało, że jego relacje z rządem w Londynie i AK, która zajmowała się walką z okupantem, nie były, delikatnie rzecz ujmując, najlepsze. Bo ochrona substancji narodowej polegała na pracy charytatywnej.
Czytaj więcej
Przekonywanie, że mamy tak budować prawo, by nikomu nic nie narzucać, jest szkodliwą fikcją.
Rada pomagała Polakom, Żydom, powstańcom, niekiedy udawało jej się wyciągnąć kogoś z aresztów Gestapo. Nad jej działalnością parasol roztoczył Adam Sapieha, kardynał krakowski, który – mimo swej nieugiętej postawy wobec władz okupacyjnych – był właśnie zwolennikiem ochrony ludności, krytycznie patrzył na ideę powstańczego zrywu. W czasie wojny dość zapomniana dziś RGO zajmowała się przede wszystkim działalnością charytatywną, pomagając niemal milionowi osób rocznie, prowadząc sierocińce, punkty medyczne, kuchnie, rozdając leki i ubrania – pracowało dla niej nawet 10 tys. osób.