Rzadko kiedy krótki, tradycyjny tekst publicystyczny wywołuje szersze echo. A jednak to się zdarza. Mnie przydarzyło się ostatnio, kiedy odnosząc się do wizyty Olafa Scholza w Warszawie i kwestii odszkodowań dla żyjących ofiar wojny, przywołałem przykład mojego 90-letniego ojca, który jako dziecko, w czasie wojny, pracował niewolniczo w Prusach Wschodnich i nie ma szans na żadną rekompensatę, bo nie ma potwierdzających tego dokumentów. Odwołałem się przy tym nie do trudnego i w istocie kontrowersyjnego problemu reparacji, ale do czegoś dużo bardziej zrozumiałego, do ludzkiego poczucia sprawiedliwości. Bo to ta kategoria, wedle której zbrodnie z czasów wojny wobec indywidualnych ludzi, a zatem realna niesprawiedliwość, powinny być wynagrodzone.
Czytaj więcej
Każda góra lodowa, nawet największa, topnieje. Topnieją lodowce w Alpach, a nawet w Himalajach. Czyżby prezes Jarosław Kaczyński o tym nie wiedział?
Problem stanowi niemiecki sposób myślenia
Otrzymałem wiele listów i telefonów, ale najbardziej poruszyła mnie korespondencja od mieszkającego od wielu lat w Polsce Niemca, osoby znanej, acz chcącej pozostać anonimową. W kontekście mojego apelu do Olafa Scholza autor e-maila pisze: „(…) Czego oczekiwać od człowieka, Niemca, który urodził się po Drugiej Wojnie Światowej. Urodził w kraju, gdzie ta część niemieckiej historii była maksymalnie przemilczana. Gdzie większość ludzi starszych ponoć niczego »nie widziała, a tym samym nie wiedziała«. Gdzie się zazwyczaj w domu milczało na temat wojny, winy Niemiec i Niemców i własnego udziału w tym wszystkim... Gdzie temat w szkole nie istniał i do dziś mało istnieje. Czyli młodzież niczego się w szkole nie dowie o Drugiej Wojnie, ani gdzie się rozpoczęła, ani jakie zbrodnie »moi rodacy« tu w Polsce popełnili. (…) Ten kanclerz będzie lekceważył temat reparacji lub odszkodowań, póki Polska mu na to pozwala. PiS może przedobrzył z wielkością swoich roszczeń, ale nowa koalicja nie powinna sobie odpuścić tematu. Przykład Pana ojca jest symptomatyczny dla Niemców. Jeśli pana Tata nie ma dokumentów, to przecież »kann ja jeder kommen und Kohle fordern«, »każdy może przyjść i domagać się kasy«. Takie jest »u nas« podejście! Dokumenty w Olecku (Treuburg) z pewnością były i ewentualnie są (o ile miasto nie było bardzo zniszczone), tylko ktoś musi ich szukać, grzebać w starych dokumentach Finanzamtu tam na miejscu, w nadrzędnym mieście lub w Landesarchiv. Raczej teraz w Landesarchiv (Bundesland), bo lata temu miała miejsce archiwizacja na takim poziomie. Żmudna praca, której Niemcy za Polaków pewnie nie wykonują.... Przykro mi, ale pana Tata ma tylko wtedy szanse, jeśli Polska nie odstąpi. Ponoć proponowano 200 milionów euro. Przypomniała mi się kwotowo analogia z Namibią, i wieloletni (!!) proces przeciwko RFN w USA, gdzie Namibia ostatecznie wywalczyła znacznie większą kwotę. W każdym innym przypadku wypowiedział Pan prorocze słowa: Niemcy, ich tzw. eksperci i ich kanclerz czekają na biologiczne rozwiązanie problemu, czas robi swoje, a niemieccy urzędnicy będą latami ważyli każde słowo. Panu nie wolno tracić wytrwałości! Musi Pan korzystać ze swoich możliwości! Inaczej będzie tak, jak Pan napisał, i w stu procentach podzielam Pana pogląd – tamci czekają na biologiczne rozwiązanie. Znam to państwo, tryb i sposób myślenia; a »ojcowie i dziadkowie Scholza oraz jego kolegów« mają co miesiąc zapewnioną emeryturę powyżej 2 tysięcy euro, bo działali zgodnie z ówczesnym prawem”.
Sprawiedliwości w wymiarze metahistorycznym. To przede wszystkim walka o pamięć. Walka z niemiecką pedagogiką wyparcia. W tym sensie symbole, choćby centrum pamięci ofiar II wojny światowej w Berlinie, mają głęboki sens.
Czytaj więcej
Proponuję odejście, choćby częściowe, od holokaustocentryzmu na rzecz syjonizmu. Aby Izraelczycy i Polacy skupili się na pozytywnej historii sukcesu, jakim było odrodzenie izraelskiego państwa. Jest przecież kilkunastu „ojców współczesnego Izraela” z dzisiejszych ziem polskich, których można by wspólnie uczcić - mówi Philip Earl Steele, amerykański historyk.