Przede wszystkim tej książki nie postrzegam jako paszkwilu. Momentami mam nawet wrażenie, że autor bierze arcybiskupa w obronę. Na pewno stara się go zrozumieć, jest rzetelny. Wyraźnie widać, pomimo krytycznych uwag niektórych komentatorów (np. że Tomasz Terlikowski „produkuje” więcej książek, niż jest w stanie przeczytać), ogrom włożonej w nią pracy. Nie czuć w niej też napastliwego ataku na jego ekscelencję, co czyni autora jeszcze bardziej wiarygodnym. Więcej, nie ma w tej książce wyraźnej oceny bohatera. Autor chce być obiektywny, co nie znaczy, że nie podejmuje się interpretacji konkretnych wydarzeń, które ciążą na biografii kościelnego hierarchy.
Cztery pierwsze rozdziały to świetnie przedstawione losy Marka Jędraszewskiego, rzetelnie wypełniającego swoje obowiązki księdza, wykładowcy, redaktora, człowieka rokującego na nieprzeciętną przyszłość. Wszystko to okraszone jest kontekstem historyczno-politycznym, co sprawia, że początkowe rozdziały czyta się jednym tchem. To, co szczególnie mnie dotknęło, a o czym nie miałam pojęcia, to wizerunek arcybiskupa jako człowieka otwartego, skłonnego do dialogu, chętnie słuchającego oponentów, który nie boi się konfrontacji ani dyskusji, świetnego wykładowcy, do którego lgną studenci, który nie narzuca im swojej wizji świata, który unika jednoznacznych deklaracji. Terlikowski mocno podkreśla jego zasługi i zaangażowanie w niełatwe przecież życie społeczno-polityczne czasów komunizmu, pracowitość, umiejętność pogodzenia wielu obowiązków. Naprawdę można go polubić. Budzi sympatię, wydaje się ludzki, życzliwy.
Czytaj więcej
Konsekwencje teologiczne pewnej przyjaźni rzeczywiście były, ale głównie dla Wandy Półtawskiej, a nie Karola Wojtyły.
Potem jednak Terlikowski pokazuje, jak z tego ciepłego, otwartego człowieka, zafascynowanego filozofią dialogu, wychowanego na Levinasie, arcybiskup staje się zamkniętą w sobie monadą. Łatwo go w tym momencie ocenić i zaszufladkować, ale dziennikarz na żadnym etapie książki tego nie robi. Nawet w podsumowaniu, gdy dochodzi do wniosku, że arcybiskup to „człowiek złamany”, robi to delikatnie i wskazuje, kto jest za to odpowiedzialny, aczkolwiek nie wykluczając w tym winy samego bohatera.
Autor zadaje pytania, szuka odpowiedzi w wiarygodnych źródłach. Dlaczego nie u samego bohatera? To raczej oczywiste. Z źródła tego nie każdy bowiem może się napić... Dziennikarz świetnie pokazuje mechanizmy funkcjonujące w Kościele, gdzie lojalność jest wyżej ceniona niż prawda, a autorytetu i dobrej opinii Kościoła należy strzec ponad wszystko. Jednocześnie poznajemy fakty i okoliczności, którym arcybiskup nie sprostał i które w pewien sposób go przerosły, a Terlikowski bez ogródek pisze: złamały go. W ostatecznym rozrachunku widzimy człowieka do bólu lojalnego instytucji. Tym właśnie autor tłumaczy bezkompromisową postawę arcybiskupa wobec wszelkich zagrożeń dla wiary, a który niebezpieczeństw wypatruje głównie w zewnętrznych trendach i ideologiach, a nie ludzkim, także własnym, sercu.