Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat”. W ciągu kilku ostatnich tygodni miałem wrażenie, że przyciągamy ten fragment Ewangelii. Fruwał wokół nas jak natrętny owad, szczególnie irytujący moją żonę. „No tak, Pan Jezus na pewno wiedział, o czym mówi” – odcinała się za każdym razem z przekąsem.
Zauważyłem, że kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży przestają tolerować jakiekolwiek uwagi mężczyzn na temat ich stanu. Kimkolwiek by byli, choćby i Synem Bożym. Przestają wówczas tolerować tę wrodzoną nam, niezawinioną, ale jednak nieuleczalną ignorancję, na którą skazuje nas płeć. Jest coś takiego w tym czasie – tych ostatnich minutach, zanim przyjdzie ich godzina – czego w żaden sposób nie da się wysłowić ani przekazać. Jest to jakiś szczyt, na który wspiąć się mogą tylko one. Odetchnąć rozrzedzonym, a jednak upajającym powietrzem. Spojrzeć w dół, na przerażający i jednocześnie zapierający dech w piersiach krajobraz. I ten szczyt ma w sobie coś z Golgoty.
Czytaj więcej
Trzyletnie dziecko zapytało matkę, która właśnie przyjęła komunię świętą: „czy On jest w tobie?”. A kiedy odpowiedziała, że owszem, padło przed nią na twarz.
Zrozumiałem to równo dobę temu w sali porodowej. Każdy mężczyzna, który kiedykolwiek się w niej znalazł, wie, jak dużo się wtedy myśli – a raczej jak szybko myśli przebiegają przez nas, przychodzą z zewnątrz, bez naszej zasługi ani winy. Stajemy się tak bezradni, że aż zaczynamy rozumieć. Zamykamy oczy albo odwracamy wzrok. Ale i tak do uszu dobiega jej przyspieszony oddech. I wtedy wzrok pada na wiszący nad drzwiami krzyż. Jezus mówił o porodzie na moment przed swoją męką. Był więc zapewne jedynym mężczyzną w dziejach, któremu wolno było zabierać głos na ten temat. Dopina się też w tych jego słowach klamra, która otwarła się z winy Ewy: zapowiedzią, że odtąd ona i wszystkie jej córki rodzić będą w bólach. Niebo, wtedy zamknięte, otworzyć miało się również w bólu. Największym cierpieniu w dziejach świata. Ale od tamtej chwili śmierć to tylko drugie narodziny. Ostateczne narodziny.