Jan Maciejewski: Biała sukienka

Trzyletnie dziecko zapytało matkę, która właśnie przyjęła komunię świętą: „czy On jest w tobie?”. A kiedy odpowiedziała, że owszem, padło przed nią na twarz.

Publikacja: 10.05.2024 17:00

Jan Maciejewski: Biała sukienka

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Zabrakło jej pewnie ze 20 centymetrów. Za niska, aby uklęknąć, musiała stanąć wyprostowana jak struna: najpierw przy konfesjonale, dzień później – balaskach. I był to kolejny, chyba rozstrzygający argument, że wybraliśmy odpowiedni moment, nie było na co czekać. Wchodząc do świata, w którym gesty odzyskują swoje właściwe znaczenie, pierwsza odebrana przez nią lekcja zabrzmiała: klękanie jest tylko dla tych, którzy potrafią stać wyprostowani; dla mocnych i odważnych, tchórze nie mają tu czego szukać. Spuszczenie wzroku, ugięcie kolan w tym konkretnym miejscu i czasie znaczy coś dokładnie przeciwnego niż gdziekolwiek indziej. Schylasz się po to, żeby coś odzyskać, a nie oddać; nie tyle oddajesz hołd, co samemu go przyjmujesz.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Elegia dla gabinetu

„Najprościej powiedzieć, czym jest transsubstancjacja, mówiąc: małe dzieci należy uczyć o niej tak wcześnie, jak to tylko możliwe. Oczywiście, bez użycia słowa transsubstancjacja, bo to nie jest słowo małego dziecka” – to zdanie brytyjskiej filozof analitycznej Gertrude Elizabeth Anscombe jest najbardziej niezwykłą definicją, jaką znam: poza tym, do czego odnosi się bezpośrednio, wyjaśnia też w pewien sposób wszystko inne. Dowodzi, że każda wyższa wiedza jest wiedzą wczesną. A najwyższa z nich – pierwszą. Chwilę później Anscombe pisze o wydarzeniu, którego sama była świadkiem. Trzyletnie dziecko zapytało matkę, która właśnie przyjęła komunię świętą: „czy On jest w tobie?”. A kiedy odpowiedziała, że owszem, padło przed nią na twarz.

Dopiero kiedy patrzyłem na nią w ubiegłą niedzielę, ubraną w dwa razy zmniejszaną, a i tak luźno zwisającą z jej drobnych ramion białą sukienkę, dotarło do mnie, czym tak naprawdę jest biel. Nie tyle początkiem, czymś nieskażonym, nieruszonym – ale szczytem.

Zakręcające język w podwójny supeł słowo „transsubstancjacja” oznacza w rzeczywistości coś bardzo prostego: fakt, że dana rzecz całkowicie przemienia się w coś innego. Jedna fizyczna rzeczywistość staję się po wypowiedzeniu konkretnych słów inną – ale taką, która już wcześniej istniała. Przemienia się, ale nie jak woda – w lód czy parę. Już prędzej jak woda w ogień. Tylko ktoś, w czyich rękach patyk może się naraz stać królewskim mieczem czy zwykła szyszka poszukiwanym od stuleci skarbem, jest tak naprawdę w stanie zrozumieć tę różnicę. Jedynie tym, którzy bawiąc się, wytyczają wokół siebie święty krąg – nie zabijają nudy, ale ożywiają pierwotne moce uśpione w rzeczach i świecie, przyjdzie z łatwością przyjąć dar, do którego teologowie muszą zbliżać się przy użyciu skomplikowanych terminów. Tej najważniejszej wiedzy nie można zgromadzić, da się ją jedynie odzyskać. Z tego właśnie czasu, kiedy zabawa była liturgią; ceremonią przemiany i powrotu.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Mesjasz na miarę naszych ambicji

Kiedy opowiada mi o jakimś złym słowie, które ktoś jej powiedział; kiedy widzę, jak w jej oczach zbierają się łzy i drży broda, dociera do mnie, że wie o słowach dużo więcej ode mnie. O ich mocy i znaczeniu. Że słowa tak bardzo dotykają dzieci, nie potrafią puszczać ich one mimo uszy, bo nie oddaliły się jeszcze wystarczająco od stanu, w którym naturalny i sam przez się zrozumiały jest fakt, że słowo staje się ciałem. Te złe bolą tak bardzo, bo to najwspanialsze świeci tak jasno. Jeśli zmartwychwstałe Słowo może stać się Ciałem, to cóż bardziej naturalnego niż to, że przekleństwa ranią jak kamienie. Mały człowiek jest równie szeroko otwarty na łaskę, co na ból. Z wiekiem uodparniamy się na jedno i drugie.  

Dopiero kiedy patrzyłem na nią w ubiegłą niedzielę, ubraną w dwa razy zmniejszaną, a i tak luźno zwisającą z jej drobnych ramion białą sukienkę, dotarło do mnie, czym tak naprawdę jest biel. Nie tyle początkiem, czymś nieskażonym, nieruszonym – ale szczytem. Percepcję bieli tworzy przecież połączenie wszystkich kolorów. Biała sukienka jest przeciwieństwem białej kartki. To zapomniana epopeja, skończona opowieść, najwyższa wiedza. Coś do przypomnienia.

Zabrakło jej pewnie ze 20 centymetrów. Za niska, aby uklęknąć, musiała stanąć wyprostowana jak struna: najpierw przy konfesjonale, dzień później – balaskach. I był to kolejny, chyba rozstrzygający argument, że wybraliśmy odpowiedni moment, nie było na co czekać. Wchodząc do świata, w którym gesty odzyskują swoje właściwe znaczenie, pierwsza odebrana przez nią lekcja zabrzmiała: klękanie jest tylko dla tych, którzy potrafią stać wyprostowani; dla mocnych i odważnych, tchórze nie mają tu czego szukać. Spuszczenie wzroku, ugięcie kolan w tym konkretnym miejscu i czasie znaczy coś dokładnie przeciwnego niż gdziekolwiek indziej. Schylasz się po to, żeby coś odzyskać, a nie oddać; nie tyle oddajesz hołd, co samemu go przyjmujesz.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi