Redaktorka OKO.Press Miłada Jędrysik napisała na Facebooku: „Sałatka szopska została wymyślona w latach 50. i zaserwowana po raz pierwszy w ośrodku wczasowym Drużba należącym do Balkanturistu?”. Dodajmy, w latach 50. XX w. I ciach! Wielu z nas było w Bułgarii i posypały się komentarze. Autorka wpisu podrzuciła jeszcze link do Wikipedii, gdzie wytłumaczono, że biel cebuli i szopskiego sera, zieleń ogórka oraz czerwień papryki i pomidorów miały symbolizować bułgarską flagę. A więc to nie tradycyjne danie, korzeniami sięgające ludowej mitologii – pisali zdziwieni odbiorcy.
Przy okazji trudno nie zapytać, czym jest owa tradycja kulinarna, bo może akurat w tym kontekście lepiej mówić o kulinarnej tożsamości. Przecież bułgarscy spece od zbiorowego żywienia stworzyli coś więcej niż tylko arcypopularną potrawę. Jej historia pisała się sama, sałatka obrosła prywatnymi treściami, które Henryk Waniek nazywa małą historią, doświadczaną przez wszystkich i przy okazji łączącą nas z historią pisaną wielką literą. Jak? Wyobraźmy sobie, że znajomy mówi „pojechałem na szopską sałatkę”. Odczytamy to inaczej, niż „pojechałem do Rygi” i pozazdrościmy wakacji na Złotych Piaskach. Z tymi zaś wiąże się etos riwiery demoludów, udatnie reaktywowany w XXI w.
I choć to, o czym będzie niżej, pozornie nie ma z tym nic wspólnego, pamiętajmy dzieje szopskiej sałatki. Do dań, które tu zaserwujemy, analogia ta będzie a point, jak mawiają kucharze.
Czytaj więcej
Jacy byliśmy w przededniu wejścia Polski do UE, jak nas zapamiętano, czy sami rozpoznajemy się na obrazach sprzed 20 lat?
W podróży
Bo oto nie w Bułgarii jesteśmy, ale na najważniejszej niegdyś drodze kraju – Wielkim Gościńcu Litewskim (WGL), biegnącym przez obecne ziemie Polski, Białorusi i Litwy. Łączył on stolice Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Warszawę z Wilnem i liczył 540 km. Tabliczki ze schematycznym, brązowym dyliżansem informują dziś, że znaleźliśmy się na tej drodze i można je spotkać od Warszawy, przez Węgrów, Sokołów Podlaski, po Kuźnicę Białostocką. Rzecz jasna trakt prowadził dalej, przez Grodno, Druskienniki i Troki. Jeszcze kilka lat temu planowano transregionalną, transnarodową trasę kulturalno-historyczną, nie tylko ze znakami, ale i muzeami czy restauracjami serwującymi historyczne potrawy. Oprócz Polaków także włodarze białoruskich miast byli zainteresowani realizacją tego przedsięwzięcia. Inaczej litewscy decydenci, którzy zgłosili gotowość współpracy, ale za ich słowami nie poszły działania. Na Litwie nie powstały instytucje kultury związane z WGL i nawet w samym Wilnie nie wyznaczono końcowej stacji; pytaliśmy o nią na miejskim forum i ani przewodnicy turystyczni, ani miłośnicy dziejów Wilna nie mogli wskazać, gdzie zatrzymywały się powozy, słaliśmy maile do tamtejszych akademików – bez odpowiedzi.