Czwartoklasiści idą do Sejmu. Ale wolą być youtuberem niż parlamentarzystą

Dzień był bez obrad, ale kiedy dzieci wyszły do holu, dostrzegły nie kogo innego, jak samego Grzegorza Brauna przygotowującego się do konferencji. Od razu zaczęły przebierać nogami, żeby jak najbliżej podejść do posła. Dziewczynka rozpoznała miejsce, gdzie stały świece chanukowe, jeden chłopak zaczął się rozglądać w poszukiwaniu miejsca, z którego Braun mógł wziąć gaśnicę, a inny powtarzał: „Przybiję z nim piątkę!”.

Publikacja: 08.03.2024 17:00

Dziesięciolatkowie wizytują Sejm

Dziesięciolatkowie wizytują Sejm

Foto: Adam Burakowski/REPORTER

Kajdanki taktyczne – to one początkowo stały się clou wycieczki do Sejmu. Padło na nie, ale czwartoklasiści już od wyjścia ze szkoły nastrojeni byli ekstatycznie. Tramwaj, sportowy samochód, w końcu bankomat pod działem przepustek na Wiejskiej, który zawiesili, klikając w niego jak w gierkę – wszystko było ciekawe. Niewątpliwie bramki i urządzenie do prześwietlania bagażu podniosły jeszcze temperaturę i do Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej weszły 23 huczące głowy. Korowód otwierała wychowawczyni, zamykała dwójka rodziców, w tym współautor tej relacji.

Przeszli wzdłuż budynku z grafitowymi zdobieniami na fasadzie, minęli nową konstrukcję z piaskowych płyt i skręcili „w lewo, po trzech schodkach”. Tuż z tyłu – kopulasta bryła Sejmu. Był kwadrans po dziewiątej rano 2 lutego. Tego dnia nie przewidziano obrad, ale co druga osoba, zwłaszcza w garsonce czy garniturze, wydawała się znana z mediów. A przynajmniej tak odbierało to dwoje dorosłych, bo dzieci właśnie dostrzegły ochroniarzy. Dodajmy, nie chodzi o reprezentacyjną straż marszałkowską ani żołnierzy, którzy są przy wejściu. Nie byli to też prywatni bodyguardzi posła Kaczyńskiego, a postawni, ubrani w szaropanterkowy militarny strój mężczyźni, jak można sądzić, na stałe zatrudnieni ochroniarze. Każdy z nich miał na plecach żółte wypustki i także dziewczynki zaczęły się interesować, czym jest owo coś, podobne do mocowania na skrzydła u bohaterów z adaptacji komiksów Marvela.

Pod ziemią przy makiecie

Otwarto kolejne drzwi i w siatkowym boksie, niczym szkolnej szatni, ale w wersji luks, czwartoklasiści zostawili kurtki i plecaki. Przewodniczka, która przyszła na ich spotkanie, przekazała „na później” torbę z prezentami od marszałka Sejmu. Oprócz ulotek i zeszytów były tam magnesy na lodówkę i pomysłowe, zdaniem dzieci „ale fajne!”, ołówkorysiki do smartfonów.

Czytaj więcej

Zdzisława Janowska: Donald Tusk podebrał Lewicy najlepsze dziewczyny

Wycieczka ruszyła podziemnym korytarzem łączącym kancelarię z głównym budynkiem Sejmu. Od razu pierwszy przystanek: makieta kompleksu parlamentarnego.

– Co mają na plecach ochroniarze? – wyrwało się jednemu z chłopców.

Przewodniczka nie wiedziała. Zdziwiło ją też samo pytanie, najwyraźniej nikt wcześniej go nie zadał. Traf chciał, że przeszedł ochroniarz, ale dzieci nie zdążyły go zatrzymać. Przewodniczka wróciła do makiety, chciała pokazać, gdzie się znajdują, i tu znów pojawił się kolejny z nich. Najwyraźniej wyższy rangą, starszy, w nieco innym stroju, bez żółtych wypustek.

– Co to są na plecach – dzieci zabiegły mu drogę – takie żółte?

– Kajdanki taktyczne – odpowiedział machinalnie.

Chłopcy zrozumieli w mig i zaczęli wyjaśniać pozostałym, że to jednorazowe plastikowe obręcze, większe trytytki, takie opaski zaciskowe, które można raz-dwa wyciągnąć zza pleców i unieruchomić dłonie agresora czy choćby chuligana.

Raczej youtuberem niż parlamentarzystą

I kiedy dzieci mogły już skupić się na czymś innym, stłoczyły się wokół makiety. Zaciekawione tym bardziej, że przewodniczka odpuściła im daty i nazwiska, za to dowiedzieli się, że są „tutaj” i zaraz pójdą „tam”, do miejsca, które „znają z telewizji”. Zobaczyli też miniaturowe kopie uli stojących od dekady na skwerze przy Senacie. Pasieką opiekuje się profesor ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, a miodem obdarowywani są zagraniczni goście.

Przy końcu podziemnego korytarza czwartoklasiści zatrzymali się obok zdobionych foteli. Przeniesiono je tam podczas remontu i już zostały. „Jeśli ktoś na nich usiądzie – zażartowała pracownica Sejmu – wróci tu jako poseł”. Ale nie wizja parlamentarnych ław skusiła dzieci. Biała ściana, sztuczne światło i pluszowe siedziska, w tym dwa niemal trony, świetnie komponowały się na fotografiach. Uczniowie odgadli to bez pudła i zorganizowali pierwszą z sejmowych sesji zdjęciowych. Po przeciwnej stronie są drzwi do archiwum i biblioteki – wskazała przewodniczka, ale informacja ta trafiła tylko do nauczycielki i opiekuna, bo dzieci tłoczyły się przy fotelach.

– Czy jest lista książek najchętniej wypożyczanych? – spytał ojciec chłopca.

Czytaj więcej

Zaskakujące miejsce dla klubiku malucha w Sejmie

Po te informacje – zasugerowała przewodniczka – należy sięgnąć do Biblioteki Sejmowej. Ale okazało się, że takich wykazów biblioteka, działająca w parlamencie od 1919 r., udostępnić nie może. Dziś zbiory są i papierowe, i elektroniczne. Zawierają zarówno dokumenty tworzone na potrzeby Parlamentu, jak i czasopisma czy książki, usłyszymy w tutejszym Informatorium. Nie ma jednak „beletrystyki, poezji, książek o sztuce” i „zasoby najbardziej odpowiadają temu, co Anglosasi określają jako law library”. Otwartym pytaniem pozostaje więc, czy w Sejmie są parlamentarzyści mole książkowe albo miłośnicy współczesnej liryki. A może ktoś zaczytuje się poetyckim anarchistą, Konradem Górą?

Sejm sauté

A teraz w górę – wskazała oprowadzająca – i kręconymi schodami wycieczka wbiegła na drugi poziom. Przez wąskie przejście dzieci niemal wypadły do innego budynku. „O, tutaj!” – szepnęła jedna z dziewczynek, bo wszyscy dostrzegli kolumny i barierkę okalającą klatkę schodową, gdzie posłowie pozują przed kamerami. „Wrócimy jeszcze” – zapewniła przewodniczka i powiodła przez wahadłowe drzwi na galerię. Tę, z której rozpościera się widok na jedno z „centrów sterowania ojczyzną”.

Na pewno ze znawstwem oświetlono tu przestrzeń, bo nie jest za jasno, można powiedzieć nawet, że panuje jakiś rodzaj szlachetnej szarówki. Choć jednocześnie wszystko świetnie widać; nie ma wyraźnych cieni, czyli lampy są w wielu miejscach, poza tym w suficie kolisty świetlik. Jest przyjemnie chłodno, choć pewnie może się to zmienić, kiedy poniżej oraz na galerii gromadzi się ponad 500 ludzi.

Ale tego dnia czwartoklasiści doświadczali sali sejmowej, by tak rzec, sauté, bez parlamentarzystów czy dziennikarzy, i uznali, że czuć ją nienachalnie środkami czystości z nutą „warsztatu”. Dopowiedzmy, chodziło im o woń foteli. Ich zielone, pluszowe obicia może nie są najnowsze, ale dzięki regularnej konserwacji nie świecą przetarciami. Poprzednie były brązowe – poinformowała przewodniczka, kiedy zorientowała się, że dziecięce dłonie uważnie badają siedziska. Już później, po wycieczce, przeglądaliśmy archiwalne zdjęcia i na fotografii z 2001 r. Andrzej Lepper miał za plecami zielone oparcie, ale na fotografii z 1995 r. ówczesny premier Józef Oleksy siedział jeszcze na fotelu z brązowym obiciem i poziomą, paskowaną fakturą.

Pierwsze minuty patosu minęły i dzieci uległy przemożnej potrzebie selfie. „Proszę, usiądźcie” – apelowała wychowawczyni, ale żywiołu nie dało się łatwo okiełznać.

Sokrates by lajkował

Po zdjęciach, filmikach i lajfach, czyli relacjach na żywo, dzieci usiadły w fotelach z zielonym obiciem. Wtedy przewodniczka znów pokazała, że umie do nich trafić, choć na co dzień nie oprowadza takich maluchów; zwyczajowo do Sejmu przychodzą uczniowie starsi o co najmniej trzy lata. Pytała więc, „kto u was w klasie kieruje?”. Dzieci chóralnie: „pani Edyta”. „A kto w Sejmie?” – drążyła. Prawie wszystkie ręce w górze. „Pan marszałek Szymon Hołownia” – i odpowiedź ta pozytywnie zaskoczyła dorosłych. „Tak ładnie powiedziałeś »pan marszałek«” – powtórzyła przewodniczka i pewnie dlatego, kiedy pytała o kolejne osoby „z tej sali”, dzieci mówiły „pan Donald Tusk”, „pan Kaczyński”, „pan Braun”. Tylko „Wąsik i Kamiński” pojawili się bez zwrotów grzecznościowych.

Czytaj więcej

4 miliony wyświetleń posiedzenia Sejmu z 11 grudnia na YouTube

Dziesięciolatkowie wiedzieli też, że na wysokim fotelu zasiada czasami „pan prezydent Andrzej Duda”. Pracownica Sejmu wskazała to miejsce i kiedy czwartoklasiści opuszczali galerię, wyraźnie korciło ich, żeby choć na chwilę usiąść na prezydenckim tronie.

Poza tym sprawnie udało się wyciągnąć od nich, czym w ogóle jest Sejm. „Od kogo zależy, czy zadaje się w szkole prace domowe” – podprowadzała przewodniczka. „Od pani”, ale „czy pani może zakazać zadawania prac w Polsce?”. „Nie, tego nie może”. „A kto może?”. „Posłowie mogą” – uzmysłowiły sobie dzieci. Jeszcze kilka pytań i dorośli podsumowali ten sokratejski dialog. Powymądrzali się przy tym, mówiąc, że rolą parlamentu jest stanowienie prawa, w ramach podziału „centrów sterowania ojczyzną”, i że pisał tak Monteskiusz. Samo określenie trójpodziału władzy polszczyzna zawdzięcza zaś Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu, choć o tym dowiedzieli się już po wycieczce, podczas sejmowej godziny wychowawczej. Ale to – niebawem, bo teraz na tej historii pojawi się rysa.

Piątka dla Brauna

Mijała godzina i uwaga dzieci się rozsypała. Co trzecie wyciągnęło telefon i dyskretnie grało, kilka dziewczynek zaczęło śpiewać, a równocześnie wyłoniła się rozpolitykowana grupka. I ci już nie pytali przewodniczki, a raczej w jej obecności komentowali najświeższe wydarzenia. Najpierw wróciła sprawa Wąsika i Kamińskiego, później dotknęli kwestii kohabitacji, „dlaczego Duda tak robi?”, następnie WOŚP; czuło się, że mówią słowami dorosłych. Ale najwięcej emocji wywołał casus Brauna, przy czym jeden z uczniów go potępił, inny pytał „Dlaczego gaśnicą?”, a trzeci, o zgrozo, podśpiewywał na melodię stadionową „hej Braun, hej Braun!”. Jakby tego było mało, dziewczynka podniosła rękę i stanowczo powiedziała, że nie podoba się jej brak kobiet w polityce. Taki sprzeciw należałoby pochwalić, ale najwyraźniej jej głos był kontynuacją sporu, który w klasie toczy się od dawna, i gołym okiem było widać, że w ciągu minuty mogą się pokłócić.

Rozwiązanie – szybko wstać, raz-dwa pokazać Senat i kończyć wycieczkę. Niestety, mimo że dzień był bez obrad, to kuluary zapełnili już posłowie i dziennikarze. I kiedy dzieci wyszły do holu, po przekątnej dostrzegły nie kogo innego, jak samego Grzegorza Brauna et consortes przygotowujących się do konferencji. Przewodniczka realizowała marszrutę i zamierzała jeszcze zainteresować dzieci tablicami poświęconymi parlamentarzystom zamordowanym podczas II wojny światowej oraz, tuż obok, pokazać płytę ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej. Naścienna martyrologia nie mogła zadziałać i dzieci tylko przebierały nogami, żeby podejść jak najbliżej do posła. Dziewczynka rozpoznała miejsce, gdzie stały świece chanukowe, jeden chłopak zaczął rozglądać się w poszukiwaniu miejsca, z którego Braun mógł wziąć gaśnicę, a inny powtarzał: „Przybiję z nim piątkę, przybiję z nim piątkę!”

Pies, Gandalf i gen

Ale udało się, dorośli przeprowadzili uczniów jak stado rozbrykanych źrebiąt wprost na korytarz wiodący do Senatu. Łącznikiem szło właśnie kilku polityków, m.in. Piotr Gliński z Jarosławem Sellinem, za nimi – rozpoznawalni dziennikarze.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Kanał sejmowy hitem Youtube’a. Dlaczego Polacy pokochali „Sejmflix” akurat teraz

W senackim holu dzieci zorganizowały kolejne sesje zdjęciowe. Jedną na spiralnych schodach, drugą pod gabinetem marszałkini. W drodze powrotnej na kilka minut zatrzymały się też pod oknem, skąd widać ule, które najpierw oglądały na makiecie. W sejmowym holu, do którego weszły po raz trzeci, tłum jeszcze zgęstniał, ale po politykach Konfederacji pozostały tylko statywy i kable. Gęsiego dzieci zeszły po schodach. „Co tam słychać, panie ministrze?” – wołał ktoś ważny do decydenta. Ten odpowiedział „Bizi, bizi”, więc pewnie z angielskiego „Zajęty, zajęty”. Już na dole, przed głównym wejściem posłanka z psem na kolorowej smyczy. Obok niej przedostatni sejmowy przystanek – gablota z laskami marszałkowskimi. Zainteresowały one miłośników twórczości Tolkiena. Dalej – czarna, metalowa makieta parlamentu, oznaczona opisami wykonanymi alfabetem Braille’a.

A później znów przejście między budynkami. Na załomie ściana porośnięta naturalną zielenią, i oto uczniowie weszli do Domu Poselskiego. Jeszcze krótka wizyta w kaplicy i koniec wycieczki. Przewodniczka dotarła tu, jak można zgadywać, z ambiwalentnymi uczuciami. Z jednej strony udało się przeprowadzić tę grupę głośnych, dynamicznych, niedających się do końca kontrolować uczniaków, z drugiej – ci dziesięciolatkowie pokazali, że mają gen obywatelskości i po dziecięcemu są już demokratami. Żegnała ich więc z uśmiechem i zaprosiła, aby jeszcze raz odwiedzili Sejm. W przyszłości.

Jeźdźcy fejmu, hejtu i krindżu

Wielkie podziękowania należą się Kancelarii Sejmu, a i pewnie dla samego „pana marszałka Szymona Hołowni” za to, że zgodził się wpuścić czwartoklasistów. Był on obecny podczas tej wizyty duchem i ta konstatacja to nie kurtuazja. Jest pierwszą osobą, którą dzieci wymieniają, kiedy mówią o politykach. Przy czym Sejm to dla nich konstrukt stworzony w dużej mierze przez parlamentarnych jeźdźców apokalipsy: fejm, hejt i krindż, a więc sławę uzależnioną od lajków, nienawiść w sieci oraz wyszydzanie. Wśród dzieci panuje oczekiwanie, że jeden drugiego „zaora” i „zmasakruje”, a wtedy powstaną memy wykorzystywane przez młodzież w codziennej komunikacji. Tak więc jeśli awersem sejmowej monety był dla nich „pan marszałek Szymon Hołownia”, to rewersem są „pan Braun” oraz „Wąsik i Kamiński”.

Nie można było tego nie przegadać. Cel rozmowy – a nuż sami dostrzegą pozamemiczną stronę polityki, bez wskazywania, że któraś z partii jest lepsza, a któraś gorsza.

Młodzi obywatele piszą list do marszałka

Czwartoklasiści podjęli temat parlamentaryzmu raz jeszcze na godzinie wychowawczej.

– Czy zmieniłoby to coś, gdybyście wiedzieli, że oprócz fury dobrych rzeczy Sejm już raz pogrążył Polskę i właśnie przez Sejm 250 lat temu dostali się do nas zdrajcy? – zapytał opiekun towarzyszący dzieciom.

Nie zaskoczyło, więc dorośli spróbowali z innej strony.

Czytaj więcej

Rodzina polityka w publicznym rejestrze. Jakie informacje chcą ujawniać PiS i Kukiz'15

– A może Sejm powinien być nudny, bo przecież pisanie prawa nie jest zajęciem śmiesznym i wesołym? – drążyli. – I jaki był dla was, jak go odebraliście?

„Ciekawostka” – padło. „A czy to dobre określenie?”. Chłopak zastanowił się i je wycofał. Powoli rozkręcała się dyskusja, ale nie dotyczyła już medialnych ikon. W klasie był wielki miłośnik zwierząt i zaproponował, żeby więcej psów było w parlamencie. „Psy, a nie będzie dzidziusiów?!” – dziwiły się dziewczyny, który zapamiętały, że pokój do przewijania i karmienia dzieci na sejmowym holu świecił pustkami. Inny uczeń, zafascynowany Tolkienem, chciał, żeby krasnoludki na dachu parlamentu miały możliwość głosowania. Ale zmiana nastąpiła, gdy chłopak w pierwszej ławce uznał, że Sejm pomógłby rozwiązać problem z jedną z nauczycielek. Kilkoro osób krzyknęło, że „tak to nie działa” i wtedy rękę podniosła dziewczynka. Czeka na „prezydentkę” i „ministerki”. Wsparły ją koleżanki, a chłopiec oświadczył, że to tata gotuje w domu. I zamiast kłótni – burza mózgów.

W efekcie powstała lista, co poprawić w Polsce, dotycząca spraw szkolnych i ogólniejszych, np. związanych z bezpieczeństwem drogowym, wraz z propozycjami, jak to realizować. Namysłu wymaga też kilka bardziej mglistych idei wsparcia zwierząt oraz przeciwdziałania kłótniom w mediach. Kolejne lekcje dzieci poświęcą na ich dopracowanie i spisanie.

Cóż, jeśli otworzyłeś się na dziesięcioletnich obywateli – Parlamencie Rzeczypospolitej Polskiej – to ci obywatele przyjdą raz jeszcze.

Kajdanki taktyczne – to one początkowo stały się clou wycieczki do Sejmu. Padło na nie, ale czwartoklasiści już od wyjścia ze szkoły nastrojeni byli ekstatycznie. Tramwaj, sportowy samochód, w końcu bankomat pod działem przepustek na Wiejskiej, który zawiesili, klikając w niego jak w gierkę – wszystko było ciekawe. Niewątpliwie bramki i urządzenie do prześwietlania bagażu podniosły jeszcze temperaturę i do Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej weszły 23 huczące głowy. Korowód otwierała wychowawczyni, zamykała dwójka rodziców, w tym współautor tej relacji.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi