Przypuszczam, że tak. Wtedy nastąpiło duże rozczarowanie w społeczeństwie. Marek Borowski był lokomotywą całej partii, ale gdy ruch z prezydenturą mu się nie udał, to nie miał już ochoty ciągnąć partii. Tym bardziej że nie udało nam się wejść do Sejmu. Zaczęło to wszystko topnieć. Najbardziej przykre było to, jak po przegranych wyborach parlamentarnych spotkaliśmy się na naradzie w miejscowości koło Łodzi i nagle zobaczyłam, że Marek oddaje Socjaldemokrację w ręce młodzieży. Odsunął tych polityków, którzy zaryzykowali swoje kariery i w ciągu jednej nocy utworzyli z nim partię, a powierzył SdPl zupełnie nowym ludziom. Po tym ruchu wszystko zaczęło się sypać, zaczęły się waśnie i rozjazd programowy. A wie pani, co jest najgorsze w polityce? Że partia, szykując się do wyborów, jednocześnie szykuje się do podziału łupów. To jest najgorsze, co się dzieje w partiach politycznych.
Pani tego doświadczyła?
W 2001 roku, gdy zostałam parlamentarzystką Unii Pracy, sądziłam, że może się do czegoś przydam. Czekałam na pierwsze spotkania w klubie, a okazało się, że nie byłam do niczego potrzebna. I to mimo tego, że za poprzednich rządów SLD–PSL z własnej inicjatywy poszłam do premiera Włodzimierza Cimoszewicza i zgłosiłam się do pracy przy ustawie o służbie cywilnej. Zostałam wtedy wiceprzewodniczącą komisji kwalifikacyjnej do służby cywilnej. Nasza ustawa została niestety uchwalona za późno, bo zaraz nastał rząd Jerzego Buzka i nas wyrzucił, i to w trakcie egzaminów kwalifikacyjnych. A dzisiaj już zasady przez nas ustalone nie istnieją, bo w rządzie zawsze muszą być swoi. Mówię o tym z goryczą, bo wchodząc w 2001 roku do Senatu, z dobrym wynikiem, liczyłam na to, że moje kwalifikacje zostaną uznane za przydatne. Tymczasem okazało się, że nie, bo wszystko jest ustalone. Na drugim posiedzeniu klubu dowiedzieliśmy się, że stanowiska zostały rozdzielone – ten zostanie ministrem, ten pójdzie na wiceministra, a ktoś inny wyjedzie jako konsul na placówkę dyplomatyczną. Kompetencje nie miały znaczenia. Jeden z kolegów usłyszał kiedyś: „ty podobno jesteś jakimś profesorem?”. Tego typu stwierdzenia były po prostu okrutne. Ludzie kompetentni chcący służyć swoją wiedzą nie byli do niczego potrzebni, bo wszystko wcześniej zostało poukładane. Nic dziwnego, że Unia Pracy zaczęła się rozpadać, a potem równie szybko zaczęła się rozpadać Socjaldemokracja Polska.
Nowa Lewica stara się przypodobać PO i Donaldowi Tuskowi
Samodzielnie SdPl nigdy nie weszła do Sejmu.
To prawda, byliśmy po prostu dodatkiem do SLD, bo przed wyborami w 2007 roku powstał LiD, czyli Lewica i Demokraci. A Marek Borowski, który wcześniej „położył” Socjaldemokrację Polską, zaczął zabiegać o to, żeby znaleźć się w LiD i zająć w nim określone stanowisko. Tyle że lewica była już wtedy na takim etapie, iż tamten projekt też się długo nie utrzymał. Demokraci zostali wyrzuceni przez Wojciecha Olejniczaka, ówczesnego lidera SLD z koalicji. To byli wspaniali ludzie, np. mecenas Jan Widacki i Bogdan Lis, którzy z dnia na dzień zostali na lodzie. I tak się to toczyło. Teraz prawdziwych ludzi lewicy już na tej lewicy jest coraz mniej.
Może nie dało się połączyć środowisk lewicowych wywodzących się z solidarności z lewicą tzw. postpezetpeerowską?
To jest prawidłowa diagnoza. W SLD było zbyt wielu ludzi, którzy poglądów lewicowych nie mieli. W dużej mierze tam byli ludzie, którzy chcieli zrzucić z siebie ciężar PZPR i dlatego zaczęli się wdzięczyć do opozycji z czasów PRL, przybierać różowy kolor. Ideały lewicowe zostały odłożone na półkę. W wyniku tego procesu najlepsi ludzie lewicy przeszli do Platformy Obywatelskiej, która cały czas była mocno liberalna. Stwierdzam, że Lewica nie potrafiła zatrzymać przy sobie prawdziwych ludzi lewicy. Donald Tusk, który zaanektował najlepsze dziewczyny lewicy – Barbarę Nowacką, Katarzynę Piekarską – przybrał ostatnio wizerunek bardziej lewicowy niż liberalny. A lewica ma problem, bo prawdziwi ludzie z sercami po lewej stronie zostali po prostu odsunięci. Jest tam w tej chwili dużo wspaniałej młodzieży, ale ta nieustająca skłonność do przypochlebiania się silniejszej formacji nie uwiarygodnia lewicy.
Czy Nowa Lewica też stara się przypodobać PO?
Oczywiście. Chciała przecież koalicji z PO przed wyborami samorządowymi, żeby poprawić swoją sytuację. Lewica straciła to, co się z nią powinno najbardziej kojarzyć, czyli program walki z niesprawiedliwością społeczną, z biedą, z nierównościami. Nie ma lewicy w obszarze polityki społecznej. Dziś skupiła się głównie na sprawach obyczajowych. Sprawy społeczne były realizowane przez PiS, i to nie tylko przez ostatnie osiem lat. Będąc w parlamencie, nie miałam wśród senatorów lewicy wsparcia, gdy walczyłam przeciwko likwidacji ogródków działkowych albo prywatyzacji stoczni w Gdyni. Ogródki działkowe uratowaliśmy razem z PiS i PSL, a walczyliśmy z Platformą, która chciała te tereny przekazać deweloperom. A teraz znowu szykuje się atak na ogrody działkowe. Zresztą wszystkie sprawy społeczne w czasie, gdy zasiadałam w Sejmie, czyli w latach od 2001 do 2011, były wspierane przez PiS. Lewica w znacznie mniejszym stopniu się tym interesowała. Nie reagowała nawet na prywatyzację szpitali.
Czyli to była lewica na niby?
Tak nie powiem. Z uwagi na to, że elektorat lewicowy się kurczył, ta formacja szukała swojego miejsca i atrakcyjnych postulatów. W rezultacie nie zdobyła należytej pozycji na scenie politycznej po czasach przełomu. Gdyby czołowi przywódcy nie stracili twarzy, to formacja lewicowa zachowałaby swoje miejsce.
Kto stracił twarz?
Przykładowo Marek Borowski. Nigdy nie powiem, że jest człowiekiem lewicy. Aleksander Kwaśniewski mówi, że kocha lewicę, ale czy dzisiaj jest człowiekiem lewicy? Cenię prezydenta Kwaśniewskiego m.in. z tego powodu, że pomógł nam przy ustawie o liberalizacji prawa aborcyjnego w 1996 roku. Przygotowując tę ustawę, chodziłyśmy do niego na audiencję, żeby go przekonać do podpisania noweli. Zatem nie mogą powiedzieć, że nie jest człowiekiem lewicy, ale na gospodarkę ma poglądy liberalne. Natomiast Marka Borowskiego nie mogę zrozumieć, bo zdecydowanie zmienił poglądy. A może zawsze był liberalny, tylko to ukrywał? Obserwując z bliska łódzką lewicę, widzę, że robią wszystko, co chce Platforma. Jak był pomysł likwidacji szkół, to niestety się pod tym podpisali, nie patrząc na potrzeby społeczne.
To co będzie z lewicą? Czy zniknie ze sceny politycznej?
Nie ma prawa. Sądzę, że jest dużo młodzieży, która poniesie nasze ideały. Myślę m.in. o partii Razem, która jest dobrą częścią lewicy. Marzyłabym też, żeby kobiety lewicy wróciły do ugrupowania, z którego wyrosły i zaczęły odgrywać większą rolę. Bo mężczyźni mają tę skłonność, że głównie wzajemnie się wycinają.