Jan Maria Jackowski: Jarosław Kaczyński zawsze uważał, że istnieje coś takiego jak mądrość etapu

Współpraca z Jarosławem Kaczyńskim układa się tylko wtedy, gdy ma przystawiony pistolet do skroni. Wtedy jest miły, sympatyczny, opowiada dykteryjki. A gdy tego nie ma, to całą energię skupia na ograniu osoby, z którą się umawiał - mówi dr Jan Maria Jackowski, analityk polityczny, były parlamentarzysta.

Publikacja: 01.03.2024 17:00

Stefan Maszewski/REPORTER/east news

Stefan Maszewski/REPORTER/east news

Foto: Stefan Maszewski/REPORTER

Plus Minus: Koalicja rządząca powołała trzy komisje śledcze do badania afer PiS, zespół poselski do zbadania wszystkich zbrodni Zjednoczonej Prawicy i wymiata zewsząd ludzi nominowanych przez PiS. Czy partia Jarosława Kaczyńskiego zasłużyła na tak srogą karę?

Na pewno powinna się była jej spodziewać. Jest takie powiedzenie: „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Obecne rozliczenia są wynikiem stylu sprawowania władzy przez PiS, podejścia do zasad i procedur wypracowanych po 1989 roku, braku szacunku dla prawa, aroganckiego sposobu traktowania ludzi. Jeszcze przed wyborami mówiłem, że jeżeli opozycja dojdzie do władzy, to rozliczanie PiS nie będzie rytualne, że nastąpi zdecydowane oczyszczanie struktur państwa z wpływów jednej opcji politycznej. I to jest zmiana, bo w przeszłości każda nowa ekipa, która przychodziła do władzy, zapowiadała, że rozliczy poprzedników, ale robiła to symbolicznie. PiS też na początku robiło audyty w ministerstwach, powołało komisje śledcze, rozpoczęły się postępowania prokuratorskie. Ale na wyroki to się nie przełożyło. Tym razem wygląda to inaczej.

Nawet proces byłego posła PO Sławomira Nowaka ciągle się nie odbył, choć w tej sprawie CBA twierdzi, że znalazło dowody, czyli pieniądze poumieszczane w skrytkach w mieszkaniach.

No właśnie. Zatem wracając do ostatnich wyborów – wszyscy wiedzieli, co się będzie działo. Opozycja zapowiadała w kampanii, że wszystkie nieprawidłowości rozliczy. PiS też przekonywało, że straszne rzeczy będą się w Polsce działy, jeżeli opozycja zwycięży. Dlatego obecne lamenty PiS są śmieszne. Trzeba było nie oddawać władzy. Tymczasem PiS robiło wszystko, żeby tę władzę oddać.

Jakie błędy popełniło?

Przede wszystkim fatalna była końcówka kampanii. Dzielenie „my”–„wy”, manipulacje, insynuacje, brudna propaganda. Fobia antytuskowa nabrała wtedy wymiaru obsesji i wywołała wśród wyborców reakcję obronną. Tłumy ludzi, które po zamknięciu lokali czekały, żeby zagłosować, to nie byli wyborcy PiS, tylko elektorat mający dosyć tej retoryki. Tym ludziom chodziło o to, żeby PiS dłużej już w Polsce nie rządziło. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość zaprezentowało w kampanii, co chce w Polsce zrobić, gdyby nie zrażało do siebie kolejnych grup społecznych, to prawdopodobnie jego wynik byłby o kilka punktów procentowych wyższy, a to by oznaczało zupełnie inną sytuację polityczną. Choć tak czy inaczej w ostatnich miesiącach przed wyborami żaden sondaż nie pokazywał, że PiS może samodzielnie rządzić.

Czytaj więcej

PO nie ma pomysłu na CPK. „Ludzie zaczęli się wsłuchiwać w argumenty merytoryczne”

Tak było już od 2020 roku, czyli od słynnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.

I od tego momentu trzeba było myśleć, kto ewentualnie mógłby wejść w koalicję z PiS. Próbować prowadzić taką politykę, żeby po wyborach mieć otwartą drogę do konstruktywnych negocjacji. Tymczasem wszystkich traktowano jak przeciwników politycznych i rozstawiano po kątach. PiS zdolności koalicyjnej nie uzyskało, zatem choć nominalnie wygrało, to faktycznie przegrało wybory.

Koalicjanta nie szukali, a nawet wypchnęli tego, którego mieli, czyli Jarosława Gowina. Jak do tego doszło?

Gowin nie bardzo pasował do konwencji, jaka w PiS obowiązywała. Był ciałem obcym od samego początku, ale był. Gdyby w PiS zwyciężyła większa racjonalność, to nie doszłoby do pozbycia się Gowina. Jednak kierownictwo uznało, że sobie poradzi – wyciągnie z tego środowiska kogo się da, skorumpuje kilku posłów i nadal będzie sobie rządzić bez kłopotliwego lidera, który ich denerwował, bo był odmienny, nie pasował do towarzystwa PiS, miał trochę inne horyzonty i mentalność. Ten sposób działania Jarosław Kaczyński ma w genach. Współpraca z nim układa się tylko wtedy, gdy ma przystawiony pistolet do skroni. Wtedy jest miły, sympatyczny i opowiada dykteryjki. A gdy tego nie ma, to całą energię skupia na ograniu osoby, z którą się umawiał.

Czy Jarosław Gowin sprawiał PiS kłopoty?

Nie. Były różnice zdań, sytuacje, które dobrze opisuje powiedzonko: „głosował, ale się nie cieszył”. Generalnie jednak był lojalnym koalicjantem, tyle że wymagał też lojalności wobec siebie. A tego nie było. Dlatego sytuacja między środowiskami się zaostrzała. Kluczowa w tym konflikcie była kwestia postępowania w walce z Covid-19 i wybory kopertowe. Prezes Kaczyński zarządza partią w ten sposób, że przychodzą do niego różni ludzie, którzy chcą brylować na dworze, mieć wpływ na prezesa, i suflują mu różne pomysły. Niektóre prezes kupuje, a potem realizuje. Tak było z wyborami kopertowymi. Zaczęto je traktować jak dogmat. A ktokolwiek miał przeciwne zdanie, stawał się osobistym wrogiem prezesa, który nie miewa wątpliwości, a na dodatek łatwo się irytuje. Przecież Gowin miał rację i uratował swoją determinacją autorytet państwa i demokratyczną legitymację drugiej kadencji prezydentury Andrzeja Dudy. Ale w PiS nie ma kultury dialogu. Robisz to, co prezes zarządził, albo traktują cię z buta. Jan Krzysztof Ardanowski powiedział kilka miesięcy temu, że partia nie może być uzależniona od jednego człowieka. Jestem tego samego zdania. W takiej partii tworzy się system dworski. Załóżmy, że X podpadnie, bo powie coś niewłaściwego. Wszyscy się zgadzają, że X nam bruździ, i wtedy ktoś, kto odpowiada za służby, wpada na pomysł, żeby go objąć kontrolą operacyjną i zdobyć informacje. Na takiej zasadzie to funkcjonuje.

Nawiązuje pan do Pegasusa?

Nie. Mówię to jako analityk polityczny, że w systemie dworskim tak się zdarza. A poza tym kontrole operacyjne były stosowane także „tradycyjnymi” metodami, jeszcze przed Pegasusem.

Zna pan PiS od lat. Czy ta partia się zmieniła, odkąd zaczęła rządzić?

Zawsze miałem dość krytyczne stanowisko wobec środowisk budowanych przez Jarosława Kaczyńskiego – wobec PC i wobec PiS. Pisałem o tym w moich książkach i publikacjach prasowych. W 2011 roku, gdy kandydowałem do Senatu z list PiS, sądziłem, że po katastrofie smoleńskiej z 2010 roku prezes się zmienił. Ale zmieniła się tylko retoryka. Częściej odwoływano się do chrześcijańskich wartości i narodowych haseł oraz konserwatywnej wrażliwości. Wydawało mi się, że w PiS jest miejsce dla osoby o tak konserwatywnych poglądach jak moje. Ale szybko się zorientowałem, że te hasła ideowe były w PiS traktowane czysto instrumentalnie. Kaczyński zawsze uważał, że istnieje coś takiego jak mądrość etapu i na różnych etapach trzeba być różnym.

Jaka jest teraz mądrość etapu?

Przetrwać i nie dopuścić do rozliczeń za przegrane wybory.

Podobno działacze terenowi są z tego powodu wściekli – widzą, że lada moment, po przegranych wyborach samorządowych i europejskich, stracą wszystko i nikt za to nie odpowie.

W sytuacji przegranej zazwyczaj dochodzi do jakiś rozliczeń personalnych, co uspokaja nastroje. W tym wypadku partia poszła w kierunku radykalizacji przekazu i wzięcia na sztandary panów Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. To była ucieczka do przodu, uniknięcie rozliczeń szczególnie niewygodnych dla Kaczyńskiego. Pytanie, czy PiS ciągle jest w stanie reagować i wyciągnąć wnioski z przegranej. Bez analizy przyczyn klęski tego nie będzie.

Wzięcie Wąsika i Kamińskiego na sztandary było słuszne?

Ich osoby zaczynają wzbudzać wątpliwości we władzach PiS. Komisja badająca inwigilowanie oprogramowaniem szpiegującym Pegasus będzie niewątpliwie odsłaniała kolejne obszary działań, z którymi obaj panowie mieli jakiś związek. Obaj mogą się stać bardzo niewygodnymi kandydatami na listach. Już wiemy, że są potworne napięcia wśród obecnych eurodeputowanych PiS, bo wielu ludzi chciałoby startować do PE i sobie to zaklepało u prezesa. To wszystko razem sprawia, że Wąsik i Kamiński panowie wzbudzają negatywne emocje w znacznej części PiS. Nie wspominając o ludziach objętych działaniami operacyjnymi – nie tylko przy użyciu Pegasusa. Już krąży taki dowcip w PiS, że jeżeli ktoś nie był podsłuchiwany przez Wąsika i Kamińskiego, ten po prostu jest mało ważnym politykiem. Z drugiej strony jest strach, bo ten materiał uzyskany przy pomocy tego narzędzia może być używany przez obecną ekipę, a nawet służby obce, bo przecież serwery tego oprogramowania znajdują się poza Polską.

Czy zapowiedź walki z nepotyzmem, słowa, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, to też była mądrość etapu?

Oczywiście. Kaczyński przypomniał te słowa z kampanii 2015 roku tylko raz przez osiem lat, a poza tym nie przestrzegał tej zasady. Gdyby PiS rzeczywiście zależało na ukróceniu nepotyzmu, kolesiostwa i traktowania państwa jako dojnej krowy, to było w stanie znacznie ograniczyć to zjawisko. Ale mu nie zależało. Sam prezes na spotkaniach w mniejszych gronach mówił, że doszło do „ekonomizacji partii”. A ta ekonomizacja polegała na tym, że działacze zamiast pracować dla dobra wspólnego, pracowali przede wszystkim na osobistą pomyślność materialną, a także swoich bliskich i znajomych. PiS stało się typową partią władzy, w sposób szczególny obrośniętą rozmaitymi negatywnymi zjawiskami.

Czytaj więcej

Jan Śpiewak: Sędziowie nienawidzą mnie bardziej niż Ziobry

Dlaczego szczególnie?

Bo miara i skala negatywnych zjawisk przerastała wszystko, co wyczyniali jej poprzednicy. Inne partie władzy robiły to samo – za rządów PO–PSL i za rządów SLD.

Nawet za Akcji Wyborczej Solidarność. Pamiętamy przecież słynne powiedzenie Kaczyńskiego, że w AWS obowiązuje zasada TKM – Teraz K… My.

No właśnie. Zatem to nie jest nowe zjawisko, ale za PiS osiągnęło największe rozmiary, a lider słabo temu przeciwdziałał.

A gdy prezes wspomniał o ekonomizacji partii, to może w drugim zdaniu mówił np. „to bardzo źle” albo „trudno – tak to jest”?

System władzy funkcjonujący w PiS miał dwie nogi – pierwsza to były haki zdobyte różnymi metodami, w tym donosami, a druga to kupowanie ludzi lukratywnymi posadami. I tak to działało. Cała konstrukcja rozchwiała się w momencie utraty władzy, bo możliwości zarobkowe w strukturach państwa zostały odcięte.

Co było pierwsze w łańcuchu błędów popełnionych przez PiS? Zamach na Trybunał Konstytucyjny?

Obserwowałem Jarosława Kaczyńskiego na przestrzeni ostatnich 35 lat. On zawsze prezentował takie myślenie, że wymiar sprawiedliwości był zły, bo jako jedyny nie został objęty reformą po 1989 roku. Zatem wszystko, co robił Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości, było po myśli Kaczyńskiego. Ziobro po prostu realizował ideę, którą Kaczyński nosił w sobie przez ponad 30 lat, na dodatek wychodząc z założenia, że cel uświęca środki. Dla niego sprawa jest tak ważna, że nie ma się co rozwodzić nad szczegółami. Przy czym proszę zauważyć, że zawsze argumentacja PiS była taka, iż wszystko, co robi, mieści się w polu interpretacji konstytucji. Nigdy nikt oficjalnie nie przyznał: „jesteśmy poza konstytucją”. Zatem ten „legalizm” działania był dla PiS bardzo ważny.

Może pan podać jakiś przykład?

Proszę bardzo – skoro w konstytucji nie jest napisane, że sędziowie mają wybierać sędziów do KRS, to zmienimy to w taki sposób, żebyśmy sami mogli ich wybierać. Towarzyszyła temu narracja: „my historycznie mamy rację, trzeba odmienić to, co było złe po okrągłym stole i usunąć popełnione błędy. I trzeba działać metodą faktów dokonanych – szybko oraz skutecznie. Robimy to, bo mamy rację moralną, a skoro tak, to możemy to robić”. Dlatego tak trudna była debata z rządem dla ówczesnej opozycji, która używała argumentów logicznych i merytorycznych, a zderzała się z narracją o dobru ojczyzny i Polsce wstającej z kolan oraz zdradzie poprzednich ekip rządzących. To było o tyle sprawnie realizowane, że PiS wykonało wcześniej próby testowe – w latach 2005–2007.

Co było próbą testową?

Chociażby operacja przeciwko Andrzejowi Lepperowi. To jest klasyczny przykład, jak PiS chciało utrzymać władzę, eliminując niewygodnych polityków z koalicji, ale przejmując ich elektorat i środowisko polityczne. Taki był cel prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa.

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego PiS, wykreowawszy prezydenta Andrzeja Dudę, postanowiło go „upupić”, każąc mu w środku nocy powoływać nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Co zresztą ciągnie się za nim do dzisiaj.

Jarosław Kaczyński, lansując kandydaturę Andrzeja Dudy, zakładał, że będzie powolnym narzędziem do realizacji jego celów. I wszystko robił, żeby do takiej roli sprowadzić pana prezydenta.

Od razu na samym początku chciał mu pokazać, gdzie jest jego miejsce w szeregu?

Tak. Chciał mu udowodnić, że Duda nie jest mistrzem świata, tylko on, Kaczyński. W słynnym wywiadzie dla Teresy Torańskiej z 1994 roku powiedział, że chciałby być emerytowanym przywódcą narodu. I to konsekwentnie realizuje, budując środowisko polityczne wokół siebie. „Czołganie” prezydenta odbyło się ze szkodą dla polskich interesów. Trzeba było od początku budować przekonanie, że prezydent jest odrębnym bytem politycznym i ośrodkiem władzy. Gdyby tak było, to dzisiaj prezydent miałby autorytet, żeby zaprosić do siebie obie spierające się strony i powiedzieć, że dla dobra państwa trzeba pewne kwestie wyprostować i wprowadzić określone ustawy. Mógłby umówić się na zmiany, które są akceptowane przez wszystkich. W tej chwili to jest niemożliwe, bo Andrzej Duda jest postrzegany jako strona konfliktu. I zamiast dialogu mamy eskalację konfliktu, który w tej chwili przynosi więcej zysków obozowi władzy.

W jakich momentach rządów PiS mówił pan sobie: „Co oni robią? Zmierzają ku zagładzie”.

Wtych, w których co innego mówiono, a co innego robiono. To się nazywa obłuda. PiS w opozycji zapowiadało wypowiedzenie paktu klimatycznego i konwencji stambulskiej i tego nie zrobiło. Dalej: „piątka dla zwierząt”, czyli uderzenie w rolnictwo, które deklaratywnie bardzo niby wspierano; odstępstwa od deklarowanego programu i zasad, szczególnie norm moralnych w życiu publicznym, takie jak nepotyzm i kolesiostwo. Poprzedników krytykowano z wyższością moralną, obiecując zmianę, a ludzie PiS te negatywne zjawiska stosowali na jeszcze większą skalę. Fatalna polityka europejska: nie było ani pieniędzy z KPO, ani zachowania suwerenności w takiej formule, w jakiej używano tego argumentu na użytek propagandy w kraju – „nie oddamy ani guzika”. Tymczasem w kamieniach milowych oddano cały płaszcz, bo zgodzono się na szereg groźnych dla Polski rozwiązań. Brak polityki migracyjnej i obłudna retoryka w sprawie napływających do Polski setek tysięcy imigrantów spoza Europy, niedbanie o polskie interesy w stosunkach z Ukrainą, bo do pewnego momentu realizowano przede wszystkim interesy naszego sąsiada, zamiast konsekwentnie dopominać się o nasze sprawy.

Czy PiS się rozpadnie?

Wczasie 35-letniej działalności na scenie politycznej prezes Jarosław Kaczyński większość czasu był w opozycji. Zatem w opozycji dawał sobie radę, choć na każdym z tych etapów mówiono, że to jest już koniec Kaczyńskiego. Później się okazywało, że sytuacja się zmieniała i koniec stawał się początkiem. Dlatego jestem ostrożny w wieszczeniu końca PiS. Zastanawiam się, czy po tegorocznych wyborach samorządowych i europejskich nastąpi podział PiS np. na dwie formacje, czy też powstaną zupełnie nowe byty. Pytanie dotyczy też przywódców tej formacji w perspektywie najbliższych pięciu lat. Niewątpliwie to, co się dzieje obecnie w PiS, jest efektem działań Mateusza Morawieckiego zmierzających do przejęcia tej formacji. To wzbudza wewnętrzny opór w PiS. A jeżeli Morawiecki wygra i zostanie liderem całego środowiska, to jego przywództwo oznaczałoby ewolucję w kierunku partii obok Trzeciej Drogi i PO. Nie byłaby to partia twardej obrony wartości chrześcijańskich, nie byłaby to partia eurorealistyczna ani taka, która w sprawach aborcji lub związków partnerskich twardo broniłaby pryncypiów. Wtedy powstałaby luka po prawej stronie sceny politycznej. A proszę zauważyć, że w tej chwili nie ma żadnej dużej partii, która miałaby w programie wyjście Polski z Unii Europejskiej.

Nie ma takiej dużej partii, bo nie ma dużo wyborców zainteresowanych takim programem. Wobec agresji Rosji na Ukrainę skłonność do opuszczania Wspólnoty maleje.

Ale z czasem może się to zmieniać. W wielu państwach takie partie rosną w siłę, chociażby napędzane protestami rolników i szaleństwami Zielonego Ładu, który osłabia europejską gospodarkę i powoduje spadek konkurencyjności na rynku globalnym. I coraz bardziej uderza w społeczeństwa europejskie. A radykalna polityka unijna może prowokować coraz częstsze protesty, które będą wymiatać umiarkowane partie. Stawiam tezę, że PiS w obecnym kształcie już nie będzie, m.in. dlatego, że polityka się zmienia. Jest teraz twitterowa, internetowa, celebrycka. Mniej się liczą spory i idee, a bardziej możliwość dotarcia z najprostszym komunikatem emocjonalnym do jak największej grupy ludzi. Zmieniają się mechanizmy polityczne, nastroje społeczne. Dziś ludzie młodzi nie głosują na PiS, a tych, którzy głosowali na tę partię w przeszłości, jest coraz mniej.

Czytaj więcej

Marek Jurek: W obecnej sytuacji państwo jest Rzecząpospolitą tylko z nazwy

A za kolejnych osiem lat może już w ogóle ich nie być.

No właśnie. Nawet jeżeli PiS przetrwa w obecnej formule, to nie będzie w stanie zawalczyć o to, żeby być siłą rządzącą w Polsce.

Nie ma powrotu do władzy?

Bez koalicjantów na scenie politycznej i przy takim kursie, jaki jest obecnie, w jaki sposób PiS miałoby zdobyć bezwzględną większość? Dużo oczywiście będzie zależało od rządów koalicji. Jeżeli będą słabe, to pojawi się szansa na powrót do władzy. Ale podkreślam, w społeczeństwie zachodzą szybkie zmiany. Jeżeli PiS nie znajdzie odpowiedzi na oczekiwania młodych pokoleń, to ich nie przyciągnie.

Chce pan powiedzieć, że PiS jest partią, która nie przystaje do współczesnego świata?

Gdyby uległa modernizacji programowej i osobowej, to jest zapotrzebowanie na formułę centroprawicową, która odwołuje się do wartości konserwatywnych, ale gospodarczo jest rynkowa w rozumieniu społecznej gospodarki.

Jarosław Kaczyński zapowiedział, że będzie kandydował na prezesa w 2025 roku. Czy działacze powiedzą mu „dosyć”?

Nie. Jeżeli to powiedział, to znaczy, że ma to w kieszeni. Ale może być tak, że Jarosław Kaczyński będzie prezesem PiS jeszcze przez lata, ale obok powstanie zupełnie inna formacja, choć w znacznej mierze spośród osób, które były związane z PiS.

Plus Minus: Koalicja rządząca powołała trzy komisje śledcze do badania afer PiS, zespół poselski do zbadania wszystkich zbrodni Zjednoczonej Prawicy i wymiata zewsząd ludzi nominowanych przez PiS. Czy partia Jarosława Kaczyńskiego zasłużyła na tak srogą karę?

Na pewno powinna się była jej spodziewać. Jest takie powiedzenie: „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Obecne rozliczenia są wynikiem stylu sprawowania władzy przez PiS, podejścia do zasad i procedur wypracowanych po 1989 roku, braku szacunku dla prawa, aroganckiego sposobu traktowania ludzi. Jeszcze przed wyborami mówiłem, że jeżeli opozycja dojdzie do władzy, to rozliczanie PiS nie będzie rytualne, że nastąpi zdecydowane oczyszczanie struktur państwa z wpływów jednej opcji politycznej. I to jest zmiana, bo w przeszłości każda nowa ekipa, która przychodziła do władzy, zapowiadała, że rozliczy poprzedników, ale robiła to symbolicznie. PiS też na początku robiło audyty w ministerstwach, powołało komisje śledcze, rozpoczęły się postępowania prokuratorskie. Ale na wyroki to się nie przełożyło. Tym razem wygląda to inaczej.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi