Mówię o tym, że najważniejsza Polska jest ta pośrodku, bez radykałów, bez wyciągania prof. Glapińskiego z NBP za pomocą agencji ochroniarskiej i bez wzywania do protestów w każdej miejscowości, żeby sobie Donald Tusk wreszcie poszedł. To nie radykałowie zadecydowali o wyniku wyborów.
Robert Gwiazdowski: Coś czuję, że Amerykanie wspierają CPK
Trzeba kontynuować zakupy zbrojeniowe i inwestycję CPK, bo coś tak czuję, że to lotnisko może nam się przydać, a poza tym mam wrażenie, że Amerykanie wspierają politycznie ten projekt - mówi Robert Gwiazdowski, ekspert podatkowy z centrum im. Adama Smitha.
Czyli najpierw się wywlecze Glapińskiego z gabinetu, a potem będzie się mizdrzyło do centrum.
Można oczywiście żywić się taką nadzieją, jedną z koncepcji. Nie wyobrażam sobie, jak wielkie zło może jeszcze zostać dokonane w dzieleniu Polaków, już dziś jeden na drugiego wyłącznie wrzeszczy. I to w sytuacji gdy z uwagi na sytuację zewnętrzną potrzebna jest – jak nigdy – współpraca. Niepokoją mnie próby osłabienia prezydenta i sprawienia, żeby już nie było żadnego sędziego, rozjemcy, osoby, która mogłaby tonować nastroje. To jest jedna ze zbrodni obecnej ekipy, bo prowadzi do niszczenia wszystkich instytucji.
W którym momencie dokonała się przemiana Platformy z partii państwowotwórczej w partię niszczącą instytucje?
Byłem przy Macieju Płażyńskim, gdy na początek w gronie najbliższych współpracowników, a potem na konferencji prasowej powiedział, że rezygnuje z kierowania Platformą Obywatelską i z funkcji szefa klubu. Mówił, że to już nie jest ani jego Platforma, ani jego polityka. Zrobiło to na mnie i nie tylko na mnie piorunujące wrażenie. Widziałem jak Janek Rokita, któremu na chwilę powierzono po Macieju Płażyńskim kierowanie klubem parlamentarnym – to trwało chyba półtora miesiąca – zniechęcony powiedział „niech to Donald sobie bierze”. Zatem to nie jest tylko historia PO, ale także Donalda Tuska, który tracił kolejnych ludzi, bo prowadził partię w takim kierunku i w taki sposób, że nie znajdowali dla tego swojej akceptacji.
A dlaczego nie doszło do PO–PiS-u, skoro cztery lata wcześniej wszystkich łączyło hasło „przecz z komuną”? Dlaczego w 2005 roku już ich to nie łączyło?
To była decyzja Donalda, który postawił na twardy liberalizm. PiS dla liberałów było socjalistycznym pomiotem, niepotrzebnie zwracającym uwagę na zapyziały interior. To nie był świat PO i liberałów.
Interior, czyli dziki kraj?
Obcy kraj. Ten interior nigdy nie był matecznikiem Platformy. Najpierw była tam komuna, później PSL, a potem zaczęli się tam gnieździć PiS-owcy. Uznano, że rozwój dużych miast i bogacącej się klasy średniej był nie do połączenia z rozwojem tegoż interioru. I to była jedna z przyczyn rozpadu PO–PiS-u, na inne poczekajmy 50 lat.
Dlaczego akurat za 50 lat?
Nie żyjemy w autarkii. Sytuacja Polski jest monitorowana i analizowana przez innych, ambasady opisują do swoich central, co wiedzą z tego, na co my jedynie patrzymy. Wówczas, po otwarciu archiwów za kilkadziesiąt lat, może dowiemy się, skąd decyzja, że PO–PiS-u nie będzie. Ale podział między Warszawą i jej klasą średnią a interiorem, z którym nie wiadomo co zrobić, i który budzi niesmak, bo tam już nie ma nic – bibliotek, księgarni, kin, linii kolejowych – był nieprzezwyciężalny.
W 2005 roku był pan jeszcze blisko środowiska PO. Co mówili ludzie o odrzuceniu PO–PiS-u?
Kontakty ze środowiskiem PO mam do dziś, wielu z ludzi wówczas tworzących tę partię po prostu lubię. Mam wrażenie, że najpierw nic nie mówili, a potem bali się mówić. W pewnym momencie wprowadzono przekazy dnia, które rozsyłano posłom, po to, żeby nie bali się chodzić do mediów. Bo gdyby ktoś powiedział coś, czego Donald nie chce powiedzieć, to marnie by skończył. Był w ostatniej kampanii polityk, który powiedział, że emerytom powinno się odebrać 13. i 14. emeryturę. Dwa dni później Donald ogłosił, że skreśla go z listy wyborczej. Po całej Platformie przeszedł dreszcz, mimo że człowiek ten powiedział coś, co wszyscy myślą, ale czego nie można przecież mówić.
To był Tomasz Lentz, który do kompletu chciał też odebrać ludziom 500+.
No właśnie, był majętny, sądził, że opłaci sobie kampanię i wejdzie do Sejmu z dowolnego miejsca, zatem nie musi powielać przekazów dnia. Trzeba go było zablokować, zrzucić go aligatorom.
Dostał miejsce na liście do Senatu i dziś jest senatorem.
Został skutecznie uciszony. Już się nie pcha do mediów. Zatem jak patrzę na ostatnie 20 lat PO, to ludzie najpierw zaczęli albo odchodzić, albo milczeć, potem recytować przekazy dnia, a na koniec nauczyli się jak przeżyć bez kombinowania samodzielnie. Jakiekolwiek dyskusje, refleksja, że PiS nie składa się wyłącznie z faszystów, że trochę rzeczy sensownie zrobili – są źle widziane. Posłowie stracili wszelką samodzielność, głosują według dostarczonej ściągawki i zawsze argumentują, że taka była decyzja klubu. Na rok przed wyborami tradycyjnie uwieszą się na klamce u Donalda i będą wsłuchiwać się w jego słowa, aby dokładnie je powtórzyć i znaleźć się w następnym Sejmie. Zatem tak wygląda PO po 23 latach na scenie politycznej.
PiS wygląda lepiej?
PiS po przegranych wyborach jest kompletnie niepozbierane i robi rzeczy, które mi się nie podobają.
Jakie?
Bolą mnie wywiady ludzi PiS dla zagranicznych mediów, że to, co się teraz dzieje, to jest dyktatura i faszyzm, że Polska się stacza. Lustrzane odbicie tego, z czym wychodziła PO po 2015 roku.
Dlaczego zatem PiS nie miałoby tego robić?
Po pierwsze, Zachodu kompletnie nie obchodzi, co się w Polsce dzieje. Po drugie, Zachód będzie kibicował Tuskowi, bo boi się sił antyprogresywnych we własnych krajach. Wreszcie po trzecie, każda akcja wymierzona w Polskę – i wtedy gdy taką akcję przeciw PRL w 1968 roku prowadzili ludzie zmuszeni do opuszczenia Polski, i w 2016 r., gdy władze przejął PiS, i teraz, w 2024 r., gdy rządzić zaczęła PO – pozostaje w świadomości innych społeczeństw. Ludzie tam nie wiedzą, co się u nas dzieje, bo w sumie ich to nie obchodzi, ale pozostaje im jedno wrażenie – Polska to nie jest poważny kraj, tylko jakiś dziki Wschód. My, czyli Francuzi, to jest wysoka kultura i demokracja, nigdy nie atakujemy swojego kraju, a tam jakaś dzicz. Gdy wejdą tam Rosjanie, w sumie wielkiej szkody nie będzie. Wejdą przecież do krajów, które należały do Rosji. We francuskich telewizjach pokazuje się mapy z czasów ZSRR, po to, żeby uzasadnić, że Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina to są byłe republiki radzieckie. A inne kraje byłego RWPG przynależą do rosyjskiej strefy wpływów i tak może być ponownie, będzie wówczas spokojniej. Zwłaszcza że Francuzi postrzegają nas jako konia trojańskiego Ameryki i uważają, że wojna w Ukrainie to jest wojna Ameryki z Rosją, do której narody europejskie nie powinny się wtrącać, bo na niej jedynie tracą.
Skoro tak to wygląda, to czy szef rządu nie powinien Polski umacniać, zamiast ją osłabiać przez chociażby likwidowanie projektu CPK?
To jest pytanie, jak Donald Tusk chce się zapisać w historii. Mamy trzy, cztery lata do odbudowy przez Rosję potencjału militarnego. Zobaczymy, jak ten czas Tusk wykorzysta.
Jaka jest pana odpowiedź na to pytanie?
Nie wiem. Widzę tylko, że Polska znajduje się w tej chwili w uścisku radykałów. Dla ludzi centrum nie ma zbyt wiele miejsca. Jeżeli zaczyna się polowanie na prezydenta, to znaczy, że chce się pozbawić Polskę ostatniego urzędu, który byłby w stanie osłabiać poziom wrzenia i agresji. Nie widzę na tę chwilę optymistycznego rozwiązania. Chyba że Władysław Kosiniak-Kamysz i PSL tupną nogą, mówiąc, że goście z agencji ochroniarskich i uchwały nie są ważniejsze od konstytucji. Że zachowania przyzwoite nas obowiązują, bo mieliśmy stanowić nową jakość w polskiej polityce. Bo mieliśmy nie iść na rympał.
Łukasz Szumowski: Respiratory? Nawet Izrael ze swoim Mossadem nie dostał wszystkich
Najbardziej naraziłem się politykom, gdy powiedziałem, że w pandemii wybory kopertowe są formą, która gwarantuje największe bezpieczeństwo obywatelom. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby przedłużenie kadencji prezydenta - mówi prof. Łukasz Szumowski, szef Instytutu Kardiologii w Aninie, minister zdrowia w latach 2018–2020.
Mam wrażenie, że to, co się dzieje, wszystkim w obozie rządzącym pasuje. Kosiniakowi-Kamyszowi też.
Ostatnio historyk Timothy Garton Ash napisał w „Guardianie” tekst, w którym zasugerował, że ponieważ demokracja jest zagrożona, to można stosować metody pozakonstytucyjne, pozademokratyczne, totalitarne. Dla dobra demokracji Donald Tusk mógłby wyłączyć w Polsce internet, podobnie jak można by go wyłączyć w USA, aby Donald Trump nie został po raz drugi prezydentem. To bardzo luźne omówienie artykułu Asha, ale duża część progresywnej Europy tak myśli.
Smutna historia.
Wie pani, początki PO to były dla nas podobne emocje, które teraz towarzyszyły tym dzieciakom z Wrocławia-Jagodna stojącym w kolejce do drugiej w nocy, żeby zagłosować. To była nadzieja, że po latach smuty, PZPR-owskiej, a potem AWS-owskiej zgnilizny, wreszcie pojawia się nowa siła. PO w ogóle nie miała być partią, tylko rodzajem stowarzyszenia normalnych ludzi. Tam nie miało być polityki, tylko miała być nowoczesna Polska. Taki był rok 2001. A zatoczyliśmy koło i teraz skrzecząca rzeczywistość ściągnęła nas na ziemię. Inni powiedzieli, że latać zbyt wysoko nie należy. Uaktywniły się siły, który zawsze pokazywały Polaków jako naród niepotrafiący się dogadać. Który trzeba wziąć za twarz. Jak nie z jednej, to z drugiej strony.