Księga podpowiedzi

Kraków żyje w kilku epokach naraz.

Publikacja: 15.03.2024 17:00

Księga podpowiedzi

Foto: Bruno Coelho/AdobeStock

Wiek XX jest w historiografii krakowskiej potraktowany tak, jakby nie był wart uwagi. Wiemy o nim bardzo mało, częściej z pamiętników lub wywiadów niż z prowadzonych metodycznie badań. Często wiemy coś tylko dzięki jednemu autorowi, a jeszcze częściej nie wiemy po prostu nic. Cmentarz Rakowicki jest w tej sferze wielką księgą podpowiedzi. Zbiorem pierwszych stron książek, początków akapitów, intrygujących pytań.

Wspomniałem już kilka metod, którymi można się posługiwać, rozszyfrowując Rakowice. Od prostego śledzenia losów osób pochowanych w największych grobowcach, przez obserwowanie powiązań rodzinnych, aż po analizę co ciekawszych nagrobnych inskrypcji. Ale ta księga podpowiedzi jest jeszcze ciekawsza, gdy zestawia się ją nieustannie z innymi danymi, im mniej „narracyjnymi”, tym lepiej. W księdze adresowej z roku 1932 autorzy zamieścili listę właścicieli poszczególnych budynków.

Czytaj więcej

Jan Peszek: Uwielbiam prowokację

Punkt wyjścia

Jako właściciel kamienicy przy ulicy Batorego 21 wpisany jest Franciszek Fierich, nieżyjący już w momencie wydawania księgi adresowej. Ten wybitny prawnik, rektor UJ na początku XX wieku, poseł na sejm galicyjski, członek austriackiego Trybunału Stanu został w niepodległej Polsce prezydentem Komisji Kodyfikacyjnej. 8 września 1928 roku zmarł po zawale, którego doznał, uczestnicząc w Warszawie w pracach komisji. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim, w grobie rodzinnym, w kwaterze Ab, w którym pochowano też jego ojca Edwarda, rektora Uniwersytetu, trzydzieści lat wcześniej, oraz syna Jerzego. Ten ostatni był po 1956 roku prorektorem Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Biogram w Wikipedii jako uczniów Franciszka Fiericha wskazuje Władysława Leopolda Jaworskiego, Adama Vetulaniego i Stanisława Wróblewskiego. Wszyscy zostali pochowani na Rakowicach, choć żaden z nich nie zmarł w Krakowie. Ten ostatni zmarł – podobnie jak Franciszek Fierich – w Warszawie, dokąd pojechał, by uczestniczyć w pracach Komisji Kodyfikacyjnej, niemal dokładnie dziesięć lat później.

Jednak nie śledzenie zbiegów okoliczności jest tu najbardziej intrygujące. Cmentarz jest punktem wyjścia dla rekonstrukcji społecznych sieci, hierarchii, zależności, o których wiemy niewiele. Albo inaczej, gros wiedzy społecznej polega na uogólnianiu anegdot, na dorabianiu narracji do obserwowanych zdarzeń. Co gorsza, jest to wiedza przekazywana ustnie, chaotycznie, stanowiąca raczej podstawę do radzenia sobie w życiu niż do jakiegoś bardziej zobiektywizowanego rozumienia i opisywania świata.

W przypadku PRL praca ta wydaje się jeszcze trudniejsza. Dostępne roczniki prasy są uboższe, cenzurowane, prowadzone w stylu, który nie daje szans na jakiekolwiek plotki polityczne czy towarzyskie. Brakuje nam klucza do rekonstrukcji powiązań tworzących miejskie elity, pozwalającego uchwycić wagę odnotowanych przez kogoś zjawisk. Z pewnością błędem byłaby narracja „partiocentryczna” czy „donosocentryczna”, uznająca dane z archiwów władzy za jakiś w miarę sensowny opis świata. Ale przecież opozycja, druga strona, jest w tej epoce nie mniej „odizolowana” od życia przeciętnego mieszkańca miasta niż świat władzy. Archiwa oficjalne i prywatne notatki zawierają skrawki, które nie składają się w żadną całość.

Interesujący ciąg dalszy

Zanim z różnych badań, źródeł archiwalnych, wspomnień poskładamy jakiś w miarę sensowny obraz Krakowa w epoce PRL-u, musimy raczej próbować zbierać jego elementy, niż porządkować je według z góry przyjętej wizji. Może łatwiej będzie zacząć od nadrobienia braków z pierwszych dekad.

Warto uczynić to, wychodząc poza krąg elity politycznej, przyglądając się różnym kręgom aparatu władzy. Taka rekonstrukcja przynosi często odkrycia nieoczekiwane. Dyrektorem policji w Krakowie przełomu XIX i XX wieku był Zenon Korotkiewicz, który został pochowany w pasie 12, rząd zachodni, w dużym rodzinnym grobie. Mieszkał w budynku dyrekcji policji przy ulicy Mikołajskiej 32. W nekrologu po jego śmierci umieszczono informację, że był kawalerem Orderu Żelaznej Korony III klasy, a także rosyjskiego Orderu Świętej Anny II klasy. Czyli jak na galicyjskie gusta, całkiem ładnie. Po śmierci Korotkiewicza w roku 1904 jego żona przeniosła się do kamienicy przy ulicy Grabowskiego 13, tej samej, w której dziś swoją siedzibę ma wydawnictwo Karakter. Jednak nagrobki prowadzą nas dalej niż księgi adresowe. W tym samym grobowcu pochowany jest podwładny Korotkiewicza – dr Jan Rękiewicz, nadkomisarz, i jego żona Felicja z domu – nikt się nie zdziwi – Korotkiewicz. To nic zdrożnego, takie rzeczy się zdarzają, nie chodzi o oburzanie się, lecz o interesujący ciąg dalszy.

Rękiewicz był też cenzorem teatralnym, a od września 1919 do listopada 1923 dyrektorem krakowskiej policji, urlopowanym po „wydarzeniach krakowskich”, czyli po ostrej konfrontacji protestujących robotników z wojskiem i policją, której ofiarą padły, wraz ze zmarłymi od ran, trzydzieści dwie osoby. Jak donosił 12 listopada krakowski dziennik PPS „Naprzód”, przyczyną zawieszenia Rękiewicza miało być przekonywanie przezeń rządu do wycofania policji z ulic i uspokojenia sytuacji. Sprawa jest ciekawa, choć z upływem czasu, jaki dzieli nas od upadku PRL, w coraz bardziej antykomunistycznym Krakowie nie może liczyć na większe zainteresowanie, za bardzo wpisuje się w złą legendę Drugiej Rzeczpospolitej. Niezbyt mądre działania duetu: minister Władysław Kiernik, wojewoda Kazimierz Gałecki, doprowadziły do eskalacji konfliktu i ofiar śmiertelnych. Ale Kraków tych wydarzeń jakoś nie lubi, mało o nich pamięta. Nawet w setną rocznicę nie były kanwą istotnej publicznej debaty. Polegli w zajściach żołnierze mają swój pomnik na cmentarzu Rakowickim. W kwaterze Ld pochowany jest wojewoda Gałecki. Po zajściach zwolniono też z funkcji dowódcy okręgu generała Józefa Czikla. Pochowano go w Wiedniu, dokąd wyjechał po podpisaniu volkslisty. Zmarł dwadzieścia osiem lat po wojnie.

O innym nadkomisarzu tamtego okresu Janie Kostrzewskim przeczytamy w internetowym serwisie Poczetkrakowski.pl, że był „aktywny w tropieniu socjalistycznej konspiracji (m.in. w 1879 r. w lokalu przy ul. Floriańskiej osobiście aresztował Ludwika Waryńskiego)”, a żonaty był z córką swojego poprzednika na stanowisku szefa policji w Podgórzu. Do krakowskiego pocztu trafił jednak na szczęście nie jako policjant, ale jako… honorowy obywatel Podgórza, włączony – jak pisze notatka w serwisie – „w poczet honorowych obywateli miasta Krakowa uchwałą Rady Miasta z 24 czerwca 2015”, a zatem, kiedy pamięć jego dokonań z pewnością się już odpowiednio zatarła.

Obraz miasta „normalnego”

Historie powojenne są trudniejsze do wyśledzenia, ale przecież nie niemożliwe. Oddajmy jeszcze raz głos Chwalbie, gdy omawia on skutki dekretu z 11 grudnia 1945 roku, który „zachowując formalną własność, dokonywał faktycznie jej nacjonalizacji, ponieważ pozbawiał właścicieli nieruchomości prawa dysponowania lokalami i decydowania o sposobie ich użytkowania”. Mechanizm zarządzania lokalami przez władze kwaterunkowe i miejską komisję lokalową był – w warunkach ostrego niedoboru mieszkań – w sposób oczywisty korupcyjny. Do tego stopnia, że Chwalba przywołuje wręcz opinie o traktowaniu instytucji rozdzielających przydziały mieszkaniowe jako o „branży łapowniczej”.

Dodatkowym elementem tych porządków był podjęty przez pełnomocnika KW PZPR Klemensa Obłudka plan pozbawiania mieszkań „obywateli uciążliwych”. Ciąg dalszy sprawy jest niezwykle ciekawy. Nie udała się bowiem przygotowana przez władze partyjne operacja dokonania eksmisji przy pomocy „brygad robotniczych wspartych przez MO i UB” nawet mimo faktu, że ich uczestnikom obiecano przydziały mieszkań. Klemens Obłudek jeszcze na początku lat sześćdziesiątych stał na czele prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Kraków – Stare Miasto. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim, w skromnej kwaterze CI, pewnie mając za sąsiadów część swych niedoszłych ofiar.

W prezydium Miejskiej Rady Narodowej wrzało też z powodu innego wybitnego działacza – lidera krakowskiego Stronnictwa Demokratycznego Jana Garlickiego (1914–1989), któremu zarzucano z kolei „popieranie prywatnych kominiarzy kosztem państwowych zrzeszonych w spółdzielni” oraz zamówienie u prywatnych złotników „złotych medali z okazji 700-lecia Krakowa”. Być może najbardziej chodziło jednak o to, że – jak podsumowuje całą sprawę Drabik – Garlicki nie krył swych przekonań religijnych i, zdaniem partyjnych gremiów, „manifestował je w sposób prowokacyjny”. Mimo to Garlickiemu dane było pełnić funkcję „wiceprezydenta”, czyli wiceprzewodniczącego prezydium MRN, aż przez dwadzieścia lat – od 1951 do 1971 roku. Potem został jeszcze na cztery lata posłem na Sejm PRL-u i żeby oszczędzić mu nudy: od 1977 dyrektorem Państwowego Archiwum dla miasta Krakowa i województwa krakowskiego.

Wszystkie te historie składają się na obraz miasta. Nie tylko Krakowa. Miasta dwudziestowiecznego, które potrzebuje jakiejś własnej opowieści. Łatwiej o nią w Łodzi czy Warszawie, w Gdańsku czy Wrocławiu, w których nie wpisuje się jej na siłę w szerszą, przekonaną o własnej niesamowitości narrację. Ale Kraków stoi przed szansą, która polega na odkryciu w sobie miasta „normalnego”, a przez to jeszcze bardziej fascynującego, zderzającego tę specyficzną urodę czasów PRL czy transformacji z przekorną powagą pamiątek dawnych czasów.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Sienkiewicz? Może i tandeta, ale panowie, wyście tej tandety niegodni całować

Panteon w Warszawie, most w Krakowie

Cmentarz jest księgą podpowiedzi, zachęcającą do rozmaitych ćwiczeń wyobraźni. Nasze myślenie o mieście pomija bowiem ogromną część doświadczenia dwudziestowiecznego – mówiąc metaforycznie, pomija całe wczoraj, próbując wmówić nam, że Kraków ma korzenie wyłącznie w zmitologizowanym i upiększonym przedwczoraj. W belle époque zamożnych, do której da się wzdychać, zapominając o co najmniej jednej trzeciej mieszkańców żyjących w warunkach rozpaczliwie okrutnych. O służących śpiących w kuchni, o tłoczących się w ciasnych pomieszczeniach rodzinach robotniczych, proletariacie miejskim, o ludziach pozbawionych opieki zdrowotnej, wsparcia na starość. I nie chodzi tu o specyfikę dziewiętnastowiecznego Krakowa, ale o specyfikę pamięci miasta współczesnego.

Kubicki, omawiając wpływ okresu PRL, pisze o dewaluacji „symbolicznej roli Krakowa w narodowym uniwersum”. I dodaje: „paradoksalnie, proces ten dotyczył zarówno oficjalnego dyskursu – komunistycznej propagandy, jak też opozycyjnego, zwłaszcza od lat osiemdziesiątych. W efekcie tych procesów Kraków został odciążony z dominujących treści narodowych, dzięki czemu mógł stawać się atrakcyjnym symbolem, na bazie którego kształtowały się alternatywne identyfikacje: galicyjska i środkowoeuropejska”.

U źródeł tego procesu stały – jak przekonuje Kubicki – nie tylko ideologiczne cele komunistów, lecz także doświadczenia drugiej wojny światowej. „W polskiej pamięci zbiorowej Warszawa zobrazowana została jako miasto heroiczne, które mimo klęski wrześniowej samotnie broniło się, nie uległo okupantowi, kontynuując walkę podziemną. Jednak szczególnego znaczenia nabrało powstanie warszawskie, wpisujące się modelowo w romantyczną wizję martyrologiczno-mesjanistycznych losów narodu. Dwa miesiące heroicznej, samotnej walki z wielokrotnie silniejszym i lepiej uzbrojonym przeciwnikiem, okupione ogromnymi ofiarami i całkowitym unicestwieniem miasta sprawiło, że symbolika Panteonu Narodowego przesunęła się z Krakowa do Warszawy”. Jednocześnie zaś „Kraków, jako jedyne znaczące miasto nie dotknięte kataklizmem wojennym, stanowił ostoję inteligencji, mieszczaństwa i katolicyzmu, czyli wszystkiego, co komuniści starali się usunąć z polskiego uniwersum”. A zarazem, „Kraków, który zachował całe swoje habsburskie i łacińskie dziedzictwo, stanowił po odcięciu Polski żelazną kurtyną od Europy metaforyczny most pośredniczący między Polską a Europą, z czasem uosabiając popularne hasło »powrotu do Europy«”.

To milczenie o powojennej historii jest zresztą charakterystyczne nie tylko dla tak zwanych naszych czasów, lecz także dla całego okresu, w którym o PRL można było już coś – mniej lub bardziej konkluzywnie – pisać. W Krakowie najważniejszym przerwaniem milczenia była znakomita książka Andrzeja Chwalby wydana jako szósty tom historii miasta. Ale historie lokalne o czasach peerelowskich najczęściej milczą lub piszą tak dalece inaczej niż o dziejach wcześniejszych, że ledwo da się to czytać. Nawet Aleksander Krawczuk, który pisał swoją książkę z myślą o tym, by dało się z nią chodzić po cmentarzu Rakowickim i zamieścił w niej plan sytuacyjny, przyciął go tak, by postaci z historii PRL nie pchały się na karty tej opowieści. By nie trzeba było powiedzieć ani słowa o dwudziestowiecznej Alei Zasłużonych, gdzie leżą osoby ważne dla porządków, które także samego Krawczuka wyniosły na szczyty politycznej hierarchii.

Supeł przestarzałych przekonań

Kraków żyje zatem w kilku epokach naraz – w XIX wieku, z którego niechętnie wychodzą pewne instytucje akademickie i kościelne, lubujące się w tych dziwnych odświętnych przebraniach sugerujących długie trwanie, a tak naprawdę maskujących niepewność i nieporadność. W wieku XX funkcjonuje spora część instytucji kultury, urzędów, sektora publicznego. A w wiek XXI zaglądają ci, co naprawdę już muszą: albo dlatego, że wymaga tego rozwój wiedzy w dziedzinie, którą się zajmują, albo dlatego, że takie warunki dyktuje globalny kapitalizm. W tym wieku lokują się zaś niemal wszyscy po godzinach – w świecie jego rozrywek i gustów, seriali filmowych, zakupów przez internet i smartfonowych aplikacji.

Ta księga podpowiedzi jest do pewnego stopnia uniwersalna dla wielu dwudziestowiecznych miast. W przypadku Krakowa mogłaby jednak spełnić funkcję dodatkową, jaką jest wyplątywanie wyobraźni miejskiej z wielkiego supła przestarzałych przekonań, uprzedzeń, stereotypów. Sposób, w jaki wiek XX zmienił to miasto, jest bowiem nie mniej ważny od tego, jakie elementy długiego trwania sprawiły, że dziedziczy ono cechy przednowoczesne i dziewiętnastowieczne. Kraków nie musi wiecznie pytać, jak zachować to, co dlań specyficzne i niepowtarzalne. Przeciwnie, dobrze, by zaczął się zastanawiać, jak wytworzyć w sobie przestrzeń także dla tego, co uniwersalne, co atrakcyjne poza kontekstem jego własnej historii i specyfiki. Bez zaplątywania wszystkiego w dziewiętnastowieczną formę, bez trwania w świecie, w którym historia kończy się na Wyspiańskim i wymarszu pierwszej kadrowej. I niczego nowocześniejszego po Wyspiańskim ma nie być. Oczywiście w papierach jest jeszcze Szymborska i Kantor. Ale to w papierach. Czyli, jak to się mówi, „formalnie wszystko w porządku”.

Fragment książki Rafała Matyi „Kraków. Miasto zero”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Karakter.

Wiek XX jest w historiografii krakowskiej potraktowany tak, jakby nie był wart uwagi. Wiemy o nim bardzo mało, częściej z pamiętników lub wywiadów niż z prowadzonych metodycznie badań. Często wiemy coś tylko dzięki jednemu autorowi, a jeszcze częściej nie wiemy po prostu nic. Cmentarz Rakowicki jest w tej sferze wielką księgą podpowiedzi. Zbiorem pierwszych stron książek, początków akapitów, intrygujących pytań.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi