Tomasz Terlikowski: Wariacje goldbergowskie. Odkrywanie życia

Od czasów, gdy byłem nastolatkiem, słuchałem głównie Jacka Kaczmarskiego i od czasu do czasu poezji śpiewanej. Dopiero całkiem niedawno zacząłem odkrywać zupełnie inne przestrzenie muzyczne.

Publikacja: 26.01.2024 17:00

Tomasz Terlikowski, szef Fronda.pl

Tomasz Terlikowski, szef Fronda.pl

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Zaczęło się niewinnie. Pewien mój znajomy, z zawodu profesor teologii ewangelickiej, opowiadał mi o książce znakomitego luterańskiego teologa Jaroslava Pelikana (na starość zmienił wyznanie i został prawosławnym) poświęconej Janowi Sebastianowi Bachowi i jego teologii. Dzięki jego uprzejmości kilka dni później miałem już tę książkę w domu. Jej lektura była niezwykła, a ja zacząłem wyszukiwać w moim serwisie muzycznym kolejne wykonania Bacha.

Na pierwszy ogień poszły niesamowite msze, a potem kantaty. Efekt? Gdy rok później ów serwis przysłał mi roczne podsumowanie słuchanej przeze mnie muzyki, bezapelacyjnie na pierwszym miejscu był Bach.

Czytaj więcej

Tadeusz Isakowicz-Zaleski – odszedł wojownik. Tylko on nie bał się walczyć o Kościół

I gdzieś po drodze – wcale nie na początku – trafiłem na „Wariacje goldbergowskie”. Pierwszym wykonaniem, jakie mnie pochłonęło, była – co pewnie zaskakujące – transkrypcja tego utworu na instrumenty smyczkowe dokonana przez Rachel Podger, Chada Kelly’ego i Brecon Baroque. A potem było już z górki. Najpierw najbardziej znane wykonanie Glenna Goulda, potem wcześniejsza jego wersja, a wreszcie niezwykłe wykonanie Marii Judiny. Nie zabrakło także wykonania klawesynowego, bo uznałem, że koniecznie muszę zrozumieć, jak ta muzyka brzmiała w uszach samego Bacha. Zanurzane się w te dźwięki było jak odkrywanie nowego świata, jak poznawanie języka, który objawia nam nieznaną rzeczywistość.

Pierwszym wykonaniem, jakie mnie pochłonęło, była – co pewnie zaskakujące – transkrypcja tego utworu na instrumenty smyczkowe dokonana przez Rachel Podger, Chada Kelly’ego i Brecon Baroque. A potem było już z górki.

Najpierw kolejne wariacje „czytane” były jako refleksja nad ludzkim życiem. Radość i smutek, życie i śmierć, rozpacz i nadzieja – to wszystko odnaleźć można w tych niesamowitych utworach. Jest w nich i przemijanie, i rozrachunek, i smutek po utracie. Ale jest i ogromna radość narodzin, wybaczenia. Życie ludzkie w pigułce, w muzycznej interpretacji. Nieco ponad godzina słuchania pozwala zmierzyć się z własnym życiem, odkryć je na nowo, odczytać w zupełne innym kluczu. Czy tak chciał je napisać Bach? Możliwe, bo przecież utwór ten powstał po śmierci jego ukochanego syna, gdy on sam przeżył już najtrudniejsze doświadczenia, ale i odkrył źródła nadziei.

Ale – to odkrycie zawdzięczam książce Józefa Majewskiego „Kanony śmierci” – „Wariacje” można czytać także jako traktat o teologicznym rozumieniu śmierci. Majewski wprost wskazuje, że po śmierci syna Bach dojrzał do tego, by opracować ten temat, posługując się także motywami teologicznymi.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Kościół musi uznać istnienie osób transpłciowych

Czy to możliwe? Dla nikogo, kto zna życie Bacha, nie jest zaskoczeniem, że ogromną część jego twórczości stanowi muzyka liturgiczna i że on sam teologię znał i cenił. Jego muzyka była próbą wyrażenia w innym języku doświadczenia wierzącego luteranina, a także polemiką z oświeceniowym deizmem. Bach jest teologiem, bo jego twórczość muzyczna stanowi (wyjątkowe, nieporównywalne z niczym innym) wcielenie tej nauki i wiary Kościoła – wskazywał Majewski. To jednak, co oczywiste w odniesieniu do jego twórczości religijnej, niekoniecznie jest takim w odniesieniu do twórczości instrumentalnej. A jednak Majewski w niesamowity sposób pokazuje, że tak można i trzeba interpretować także „Wariacje goldbergowskie”. Nuty, kanony, skrzyżowanie rąk lub jego brak nabierają pod piórem polskiego teologa znaczenia nowego języka, który wprowadza nas w głąb teologii Bacha. A to pozwala zupełnie inaczej słuchać i odczytywać kolejne wykonania „Wariacji”. Nie jest zresztą w takim odczytaniu Bacha i jego „Wariacji” Majewski osamotniony. Tak samo, choć w duchu bardziej prawosławnym, interpretowała ten utwór znakomita rosyjska pianistka Maria Judina, dla której był on wyrazem golgoty.

Zaczęło się niewinnie. Pewien mój znajomy, z zawodu profesor teologii ewangelickiej, opowiadał mi o książce znakomitego luterańskiego teologa Jaroslava Pelikana (na starość zmienił wyznanie i został prawosławnym) poświęconej Janowi Sebastianowi Bachowi i jego teologii. Dzięki jego uprzejmości kilka dni później miałem już tę książkę w domu. Jej lektura była niezwykła, a ja zacząłem wyszukiwać w moim serwisie muzycznym kolejne wykonania Bacha.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi