Ostrożne i zniuansowane stanowisko Dykasterii Nauki Wiary, które dopuszcza osoby transpłciowe, po terapii hormonalnej czy operacji chirurgicznej (czyli po tranzycji) do sakramentu chrztu, wywołało skandal. Bardziej tradycyjnie nastawieni katoliccy teologowie i hierarchowie uznali to za kolejny dowód odstępstwa od doktryny. Jednak, co świetnie pokazuje stanowisko w tej sprawie byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerharda Müllera, istotą sporu w tej kwestii wcale nie jest doktryna ani antropologia, ale podejście do rzeczywistości. A konkretniej akceptacja rzeczywistości lub jej brak.
Czytaj więcej
Wojna w Strefie Gazy, tak jak ataki Hamasu, to jest także sprawa chrześcijan. Nie chodzi o to, by jak niektórzy w USA bezwarunkowo wspierać Izrael albo jak bardziej liberalnie nastawieni – Palestynę, ale by uświadomić sobie, jakie są nasze zadania w tej sprawie.
Głównym problemem kardynała, ale także wielu myślących podobnie jak on, jest fakt, że nie widzą oni świata, a za przestrzeń działania wystarcza im religijna ideologia. Skąd taki wniosek? Dykasteria w swoim stanowisku przyjmuje do wiadomości istnienie osób transpłciowych i próbuje duszpastersko się na nie otworzyć. Odpowiedzią kard. Müllera jest stwierdzenie, że w istocie osoby transpłciowe (ale także homoseksualne) nie istnieją, więc nie należy się nimi przejmować. „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?” (Mt 19,4), cytuje kardynał Ewangelię Mateusza i wyciąga z tego wniosek, który zwalnia go z potrzeby zajęcia się w ogóle osobami transpłciowymi. „Tak naprawdę nie istnieją osoby transseksualne lub homofilne (homoafektywne lub homoseksualne) ani w porządku stworzenia, ani w łasce Nowego Przymierza w Chrystusie. W logice Stwórcy człowieka i świata dwie płcie wystarczą, aby zapewnić zachowanie ludzkości i pomóc dzieciom rozwijać się we wspólnocie rodzinnej z ojcem i matką” – oznajmia Müller.
Głównym problemem kardynała, ale także wielu myślących podobnie jak on, jest fakt, że nie widzą oni świata, a za przestrzeń działania wystarcza im religijna ideologia
I wszystko jest jasne, jeśli takie osoby nie istnieją, to można już swobodnie stwierdzić, że osoby transpłciowe zostały oszukane (względnie oszukały same siebie), a Bóg (bo kardynał wie, jak takie osoby potraktuje Bóg) nie może ich samoświadomości traktować poważnie. „Jednak każda osoba ludzka istnieje w duchowo-cielesnej naturze i konkretnie jako mężczyzna lub kobieta poprzez akt stworzenia, w którym Bóg stworzył ją (…) na podobieństwo Swojej Wiecznej Dobroci i Trójjedynej Miłości. I tak jak ich stworzył, tak Bóg również wskrzesi z martwych każdego człowieka w jego męskim lub żeńskim ciele, nie irytując się na tych, którzy (za duże pieniądze) okaleczyli genitalnie lub hormonalnie innych ludzi lub którzy – zdezorientowani fałszywą propagandą – dobrowolnie pozwolili się oszukać co do swojej męskiej lub żeńskiej tożsamości” – przekonuje kardynał.