Tomasz Terlikowski: W interesie Polski leży to, aby Ukraina była silnym i niezależnym od Rosji państwem

Wspieranie Kijowa jest w naszym najlepiej pojętym interesie, a budowanie i wzmacnianie emocji antyukraińskich to zbrodnia przeciwko naszej racji stanu.

Publikacja: 22.09.2023 17:00

Tomasz Terlikowski: W interesie Polski leży to, aby Ukraina była silnym i niezależnym od Rosji państwem

Foto: AFP

Etap wielkiej, wiecznej przyjaźni, fotografowania się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, politycy PiS mają już za sobą. Teraz premier Mateusz Morawiecki stawia Kijów obok innych zagrożeń dla Polaków, którymi są Berlin i Moskwa, a rzecznik rządu Piotr Müller zapowiada wygaśnięcie przyznanych ukraińskim uciekinierom uprawnień. Ukraina nie jest nam dłużna. Jej prezydent ostentacyjnie odmawia spotkania z Andrzejem Dudą, a ukraińscy politycy naprawdę ostro pogrywają z Polską.

Zmieniła się także atmosfera w mediach społecznościowych. Prawicowi liderzy opinii już opowiadają o tym, że „coś pękło, coś się skończyło”, i zaczynają oskarżać Ukrainę o granie w spektaklu reżyserowanym w Berlinie. Jeszcze chwila i okaże się, że pomoc dla Ukraińców to dzieło Tuska i w istocie zdrada państwa.

Powodów tej zmiany jest przynajmniej kilka. Pierwszy z nich jest dość oczywisty, a jest nim kryzys związany z ukraińskim zbożem i konfliktem interesów gospodarczych Polski i Ukrainy. To, że taki kryzys nastąpi, było jasne od dawna, ale nie dla PiS, który niewiele w tej sprawie zrobił, a gdy zbliżają się wybory, podjął decyzję o tym, że leczyć go będzie łomem. I tak właśnie zrobił, co przyszło mu tym łatwiej, że od dawna większość spraw w polityce zagranicznej była w tej partii podporządkowana polityce krajowej. Walka o rolników, a także o antyukraiński elektorat Konfederacji nakręca emocje. Być może z danych sondażowych PiS-owi wynika, że się to opłaca, ale na pewno jest radykalnie sprzeczne z polską racją stanu.

To, że taki kryzys nastąpi, było jasne od dawna, ale nie dla PiS, który niewiele w tej sprawie zrobił, a gdy zbliżają się wybory, podjął decyzję o tym, że leczyć go będzie łomem. 

Ta zaś jest taka, że w interesie Polski leży to, żeby Ukraina była silnym, niezależnym, odrębnym od Rosji państwem. I to nawet – jak wskazywał Adolf Bocheński – jeśli nie będzie nam przyjazna. Istotne jest jednak to, że właśnie taka Ukraina osłabia Rosję i uniemożliwia jej ekspansję w kierunku naszego kraju. Niezależna i wolna, nawet rządzona przez ludzi, którzy Polski nie lubią, jest w naszym najlepszym interesie i warto o tym przypominać. To dlatego, a nie z powodu przemijających (jak widać) emocji i nie z nadziei na odbudowę imperium jagiellońskiego (co jest niemożliwe) wspieramy i powinniśmy wspierać Ukrainę.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Czy świętość przeszkadza prasie? Koniec mediów katolickich, jakie znamy

Długoterminowym błędem jest także budzenie antyukraińskich emocji w sytuacji, gdy mamy w Polsce półtora miliona (a może więcej) migrantów i uchodźców z Ukrainy. W ogromnej większości zostaną w naszym kraju, a jest wysoce prawdopodobne, że do części kobiet i dzieci dojadą jeszcze ich mężowie czy partnerzy. Ukraińcy są zatem najważniejszą mniejszością etniczną w Polsce. I właśnie dlatego budowanie ostrych podziałów, wzniecanie niechęci (bo warto pamiętać, że ataki na Ukrainę przełożą się na spór z jej obywatelami) jest niebezpieczne, szczególnie że raz uwolnione emocje przetrwają o wiele dłużej niż wyborczy spektakl. Jasne jest też, że niezależnie od sporów Polska będzie nadal wspierać Ukrainę, będzie nadal hubem przerzutowym, i to także dlatego, że geopolitycznie zwyczajnie nie ma innego wyjścia.

Czy to wszystko oznacza, że nie wolno nam bronić własnego rynku? Ależ nic bardziej błędnego. Tyle że drogą do jego obrony nie jest przedwyborczy spektakl, ostre słowne ataki, ale wydeptywanie ścieżek w Komisji Europejskiej, blokowanie i uszczelnianie własnego systemu, cierpliwe wyrażanie własnych poglądów. To bez wątpliwości nie jest proste, ale na pewno pozostaje długoterminowo bardziej skuteczne niż krzyk i nieadekwatne reakcje.

Etap wielkiej, wiecznej przyjaźni, fotografowania się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, politycy PiS mają już za sobą. Teraz premier Mateusz Morawiecki stawia Kijów obok innych zagrożeń dla Polaków, którymi są Berlin i Moskwa, a rzecznik rządu Piotr Müller zapowiada wygaśnięcie przyznanych ukraińskim uciekinierom uprawnień. Ukraina nie jest nam dłużna. Jej prezydent ostentacyjnie odmawia spotkania z Andrzejem Dudą, a ukraińscy politycy naprawdę ostro pogrywają z Polską.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi