Bogusław Chrabota: Co kręci Andrzejem Dudą

Prezydentem jest się nie dla wybranego targetu. W tej roli przechodzi się dobrze do historii, służąc całemu narodowi. Tylko tak. Nie można zostać w sympatycznej pamięci wyłącznie kół gospodyń wiejskich.

Publikacja: 26.01.2024 17:00

Bogusław Chrabota: Co kręci Andrzejem Dudą

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

W którym miejscu jest dziś absolwent wydziału prawa najstarszej polskiej uczelni? Posiadacz wydanego przez nią dyplomu doktora, były urzędnik i – w swoim mniemaniu – następca i kontynuator polityki Lecha Kaczyńskiego? Dwukrotnie wybrany w wyborach powszechnych na prezydenta? Polityk, który świadom miejsca i roli głowy państwa w polskim systemie konstytucyjnym tak bezceremonialnie staje po jednej ze stron niszczącego demokrację sporu, że przybiera to formy karykaturalne, jak fotografowanie się z byłymi ministrami Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem, w momencie gdy czyha na nich policja. Albo kilka dni później, kiedy w glorii i chwale rzekomych ofiar terroru Tuska wychodzą po kolejnym akcie łaski na wolność.

W którym miejscu jest człowiek, który przez ponad osiem lat dwóch swoich kadencji uczestniczył w systematycznym destruowaniu państwa, by dziś z taką łatwością obrzucać obelgami nowy polski rząd i stroić się w szaty najszlachetniejszego obrońcy demokracji i praworządności? To cynizm, głupota czy naiwne założenie, że ludzka pamięć jest krótka i wszyscy zapomnimy o jego grzechach małych i dużych? I po co on to wszystko robi? Jaka jest jego osobista motywacja? Czy ma jakiś strategiczny plan, którego próbuje się trzymać, czy też miota się kierowany różnymi, często sprzecznymi z sobą motywacjami?

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Boję się o Polskę

Bo Andrzej Duda jest jak rzucone na wiatr piórko z Forresta Gumpa, targane porywami raz w lewo, raz w prawo. Choć, co dziś widać bardzo wyraźnie, coraz częściej w prawo. Po co? To zagadka, bo przecież człowiek w jego wieku i z jego statusem musi myśleć logicznie. Musi kierować się jakimś planem. Jakaś perspektywą na przyszłość. Gdy skończy urzędowanie, będzie miał 53 lata. Dla każdego polityka to idealny moment, by odcinać kupony od życiowego doświadczenia i wyrobionych kontaktów. Prezydenci czy premierzy dużych krajów rzadko angażują się po końcu kadencji w aktywność partyjną. Częściej szukają ścieżki rozwoju w instytucjach międzynarodowych, zakładają fundacje, instytuty czy stają się celebrytami. Ta pierwsza ścieżka wydaje się dla Andrzeja Dudy zamknięta. Na karierę na forum międzynarodowym liczyć raczej nie może. Nie tylko ze względu na brak kwalifikacji językowych, niekorzystną reputację halabardnika populistycznego reżimu, lecz także dlatego, że taki wybór musieliby wesprzeć aktualnie rządzący. Dziś rządzi koalicja kierowana przez Donalda Tuska, z którą Duda drze koty. Stąd żadnego wsparcia nie będzie. A wiara, że po Tusku do władzy szybko wróci formacja Kaczyńskiego, jest – moim zdaniem – co najmniej naiwna.

Można więc z góry założyć, że w perspektywie najbliższych lat zagraniczna kariera jest dla Dudy zamknięta. Może zatem prezydent liczy na to, że zyska sukcesję po Jarosławie Kaczyńskim? Nie mogę tego wykluczyć, choć intencja mija się tu raczej z realiami. W PiS rządzonym przez prezesa Kaczyńskiego Duda kompletnie się nie liczy. Owszem, karmiono go kiedyś perspektywą stania się następcą lidera, ale był to zabieg czysto koniunkturalny. Bo tak po prawdzie, Jarosław Kaczyński do dziś jest oburzony, że ktoś taki jak aktualny gospodarz pałacu próbował wejść w buty jego brata. Nie ta klasa, nie ten charakter – słychać z Nowogrodzkiej. Poza tym Duda nie ma w PiS swojej frakcji, swojego zaplecza czy elementarnego miru. Nawet go nie buduje.

Można więc z góry założyć, że w perspektywie najbliższych lat zagraniczna kariera jest dla Dudy zamknięta. Może zatem prezydent liczy na to, że zyska sukcesję po Jarosławie Kaczyńskim? 

Jeśli więc gdziekolwiek „w przyrodzie” występuje ambicja postawienia Andrzeja Dudy na czele prawicy, to dotyczy ona bardziej ambitnego i zdolnego szefa prezydenckiej kancelarii Marcina Mastalerka niż samego prezydenta. Nie można zresztą wykluczyć, że to właśnie Mastalerek dmucha w to forrestowo-gumpowe piórko najmocniej. Tyle że niewiele wydmucha, bo Andrzej Duda szans w starciu z takimi prawicowymi czołgami jak Beata Szydło, Joachim Brudziński czy Przemysław Czarnek nie ma żadnych. Brakuje mu nie tylko szacunku, charyzmy czy wsparcia, lecz także doświadczenia w „robocie partyjnej”. Jego ścieżka w PiS była zbyt krótka i bez sukcesów.

Na co więc liczy prezydent? Jaki jest jego plan? Może to państwa zdziwić, ale osobiście sądzę, że Andrzej Duda żadnego planu nie ma. Zarazem nie rozumie, że po końcu kadencji czekają go wyłącznie polityczne i towarzyskie ogony. Na macierzystej uczelni jest spalony. W szerokim świecie nie ma szans. Na prawicy może znaleźć się tylko na marginesie. Prawdopodobnie właśnie teraz zaczyna to powoli pojmować. I reaguje niekontrolowaną paniką. Brak charyzmy próbuje nadrobić inflacją groźnych min i gestów. Teatralizuje swoje zachowanie, bo próbuje zagrać kogoś innego niż tego, kim rzeczywiście jest. Przy okazji wręcz razi brakiem krytycyzmu, bo – jak w bajce o nowej szacie króla – wszyscy widzą przesadę i karykaturę, poza samym Andrzejem Dudą.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Odszedł Paweł Huelle. Zostały nam już tylko jego książki

I jeszcze słowo o jednym, może najważniejszym motywie jego aktywności. Mam wrażenie, że jedyne, co się liczy dla prezydenta, to elektorat, owe mityczne miliony Polaków, które dały mu mandat prezydencki. Andrzej Duda wierzy, że schlebiając tej społeczności, utrzyma ją przy sobie. Tylko po co? Skoro to ten sam elektorat, który w wyborach parlamentarnych głosuje na PiS. Te zbiory niemal dokładnie się pokrywają. Czyżby prezydent nie rozumiał, że skoro nie można głosować na niego po raz kolejny w wyborach prezydenckich, to te miliony zagospodaruje w wyborach parlamentarnych partia rodzicielka?

A jednak jest wobec tej grupy lojalny. Stawia na nią. Nie chce jej zawieść. Ładne to, powie ktoś życzliwy prezydentowi. Szlachetne. Pozornie – odpowiem. Bo prezydentem jest się nie dla wybranego targetu. W tej roli przechodzi się dobrze do historii, służąc całemu narodowi. Tylko tak. Nie można – jak Andrzej Duda – zostać w sympatycznej pamięci wyłącznie kół gospodyń wiejskich. Dobrze, by prezydenturę wysoko ocenili również koledzy z uczelni, wyborcy tych i innych, ulica i zagranica. Andrzej Duda tego nie rozumie. I nie potrafi wymyśleć. Dlatego zostanie ze swoimi sztucznymi minami i teatralnym zadęciem. Właśnie w tym miejscu jest dziś absolwent wydziału prawa najstarszej polskiej uczelni. Wybrany na prezydenta.

W którym miejscu jest dziś absolwent wydziału prawa najstarszej polskiej uczelni? Posiadacz wydanego przez nią dyplomu doktora, były urzędnik i – w swoim mniemaniu – następca i kontynuator polityki Lecha Kaczyńskiego? Dwukrotnie wybrany w wyborach powszechnych na prezydenta? Polityk, który świadom miejsca i roli głowy państwa w polskim systemie konstytucyjnym tak bezceremonialnie staje po jednej ze stron niszczącego demokrację sporu, że przybiera to formy karykaturalne, jak fotografowanie się z byłymi ministrami Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem, w momencie gdy czyha na nich policja. Albo kilka dni później, kiedy w glorii i chwale rzekomych ofiar terroru Tuska wychodzą po kolejnym akcie łaski na wolność.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi