Czyli gdzie?
Weźmy takie instytucje jak np. Klub Jagielloński, Nowa Konfederacja czy Teologia Polityczna – to są wpływowe, żywotne środowiska intelektualne, które mimo że są prawicowe i konserwatywne, to jednak trzymały się od PiS z dala. Nie przez przypadek. Najwyraźniej nie wierzyły w rewolucję Kaczyńskiego. W tym sensie PiS nie był w stanie niczego zbudować. Partia tworzyła oczywiście jakieś instytuty, ale one zaraz wszystkie pozdychają, jak im się zakręci kurek z pieniędzmi, bo to są byty sztucznie wykreowane, bez autentycznych liderów. W nich nie było nigdy żadnego fermentu intelektualnego. Były jedynie spore pieniądze, które się przejadało na większą czy mniejszą skalę. I nic z tego nie wynikało, nie tworzyło to żadnej wartości dodanej. Nie było więc szans, by te instytuty o różnych pompatycznych nazwach zbudowały jakąś nową, propisowską elitę, zapewniającą tej partii wpływ na tzw. rząd dusz.
Dlaczego nie potrafili stworzyć takich nowych elit?
Z bardzo prostego powodu – przez osobowość lidera tej rewolucji. Jarosław Kaczyński nie umie przyciągać do siebie ludzi wpływowych, którzy sami są liderami i mogą tworzyć różne mniejsze środowiska. On potrafi przyciągać jedynie wykonawców, żołnierzy i oczywiście rozmaitych pieczeniarzy plotących patriotyczne frazesy. Najbardziej okazałym dokonaniem głównego pisowskiego przedsięwzięcia intelektualnego, pod nazwą Kongres Polska Wielki Projekt, okazała się po ośmiu latach rządów wielka willa w najbardziej prestiżowej części Górnego Mokotowa, jaką zafundował na ich siedzibę minister Czarnek. Znakomita przystań dla słynnych tłustych kotów, które bezskutecznie sam prezes Kaczyński onegdaj piętnował, a do czego celnie nawiązał w ostatniej fazie kampanii wyborczej Szymon Hołownia.
I Kaczyński nie widział, że mu to kompletnie nie wychodzi?
Zabrakło mu politycznej wyobraźni. Do rewolucji, na jaką się porwał, nie wystarczy mieć tylko większości w Sejmie i worka publicznych pieniędzy. Trzeba jeszcze mieć umiejętność przyciągania do siebie sprawnych ludzi o zróżnicowanych poglądach, którzy zaakceptowaliby, w imię wyższych celów, pewne oczywiste słabości rządów PiS. Inna rzecz, że takich ludzi już właściwie nie było w orbicie tej partii nawet w 2015 roku, bo już wcześniej Kaczyński zdążył ich niemal wszystkich do siebie zrazić. Nie potrafię wskazać żadnej znaczącej postaci życia intelektualnego, umysłowego czy kulturalnego w Polsce mającej swój własny, istotny dorobek, która wcześniej nie była związana z PiS, a zostałaby przez Kaczyńskiego po 2015 roku przyciągnięta do tzw. obozu dobrej zmiany.