Antoni Dudek: Koniec prawicowej rewolucji. Jarosławowi Kaczyńskiemu zabrakło politycznej wyobraźni

Jarosław Kaczyński nie umie przyciągać do siebie ludzi wpływowych, którzy sami są liderami i mogą tworzyć różne mniejsze środowiska. On potrafi przyciągać jedynie wykonawców, żołnierzy i oczywiście rozmaitych pieczeniarzy plotących patriotyczne frazesy - mówi Antoni Dudek, historyk i politolog.

Publikacja: 20.10.2023 10:00

– Może młodych nie jest zbyt wielu, ale było ich wystarczająco dużo, żeby stojąc w tych długich kole

– Może młodych nie jest zbyt wielu, ale było ich wystarczająco dużo, żeby stojąc w tych długich kolejkach po nocy, jakie widzieliśmy w niedzielę, zabrać swoimi głosami PiS trzecią kadencję – mówi Antoni Dudek (na zdjęciu kolejka przed jednym z krakowskich lokali wyborczych)

Foto: Beata Zawrzel/REPORTER

Plus Minus: Co się właściwie stało?

Rewolucja, którą w Polsce chciało przeprowadzić Prawo i Sprawiedliwość, się nie udała. Choć i tak na koniec opowiedziało się za nią całkiem sporo wyborców, bo jedna trzecia głosujących przy rekordowo wysokiej frekwencji. Ale to jednak za mało, żeby ją kontynuować. Wchodzimy więc w fazę destrukcji rządów PiS, która potrwa co najmniej do wyborów prezydenckich w 2025 r.

A ta rewolucja się nie udała dlatego, że jej efekt nie spodobał się Polakom, czy może to PiS nie potrafił jej w praktyce przeprowadzić?

Jedno z drugim ma pewien związek, bo gdyby to wszystko wychodziło znakomicie, to PiS otrzymałby dużo więcej głosów. Gdy szło mu z tą rewolucją dobrze, to między rokiem 2015 a 2019 zdobył 6 pkt proc. więcej – ponad 43 proc. głosów. Gdyby w drugiej kadencji szło mu z tą rewolucją podobnie, to teraz powinien się zbliżyć do 50 proc. i miałby w Sejmie większość trzech piątych, a może nawet konstytucyjną. Ale stało się odwrotnie.

Dlaczego?

Rewolucja robiona w interesie uboższych, słabiej wykształconych Polaków napotykała coraz większy opór tych nieco zamożniejszych i lepiej wykształconych. I to widać dziś wyraźnie w przekrojach elektoratów. Napotkała przede wszystkim na opór mieszkańców wielkich miast, a bez nich żadna rewolucja w dzisiejszych czasach nie ma prawa się udać. W miastach PiS szedł od klęski do klęski. Proszę zwrócić uwagę, że nawet w wyborach samorządowych roku 2018, kiedy Jarosław Kaczyński był u szczytu swojej potęgi, jego kandydaci nie byli w stanie wygrać prezydentury w żadnym dużym polskim mieście. To było wręcz kuriozalne, że tak wielka partia, która miała wtedy pełną kontrolę nad parlamentem, swojego prezydenta państwa, prezesów NBP i Trybunału Konstytucyjnego, w samorządzie kontrolowała ledwie Stalową Wolę – to było największe miasto, którego prezydent był z PiS.

Rewolucja skazana więc była na porażkę?

Tak, Jarosław Kaczyński porwał się na wymianę całej elity państwa, a miasta większe od Stalowej Woli były po prostu poza jego zasięgiem. Co więcej, ta niemoc PiS dotyczy nie tylko samorządów wielkich miast, ale właściwie każdego istotnego obszaru, gdzie się buduje elity, tworzy przywództwo. Uniwersytetów, świata kultury, wolnych zawodów czy dużego biznesu. Kaczyński nigdzie nie był w stanie poszerzać swoich wpływów, wręcz przeciwnie – konsekwentnie je tracił. Jedyne, co mu wychodziło przez te osiem lat, to utrzymywanie większości w Sejmie. Po drodze stracił jednak większość w Senacie, a 2020 roku jego rewolucję uratowała reelekcja Andrzeja Dudy, wywalczona – co było już wtedy widać – rzutem na taśmę. Oczywiście, PiS miał przez cały ten czas ogromną władzę, ale jedynie na samym szczycie aparatu państwa, co nijak nie przekładało się na kreowanie nowej elity, jeśli nie liczyć różnych groteskowych przedsięwzięć ministra Glińskiego.

Czytaj więcej

Wojujące feministki są zodiakarami, a kobiety biznesu uczy się tarota

A w jakich obszarach tej władzy PiS zabrakło?

By przeprowadzić rewolucję, potrzebne jest rewolucyjne oddziaływanie na świadomość społeczną. Trzeba budować miękkie zaplecze władzy, a nie tylko twarde w postaci przewagi paru głosów w Sejmie. Może w świecie mediów nie szło mu to jeszcze źle, bo Orlen kupił np. koncern Polska Press, a PiS upartyjnił na niespotykaną wcześniej skalę media publiczne, ale już w szeroko rozumianych środowiskach opiniotwórczych to była katastrofa.

Czyli gdzie?

Weźmy takie instytucje jak np. Klub Jagielloński, Nowa Konfederacja czy Teologia Polityczna – to są wpływowe, żywotne środowiska intelektualne, które mimo że są prawicowe i konserwatywne, to jednak trzymały się od PiS z dala. Nie przez przypadek. Najwyraźniej nie wierzyły w rewolucję Kaczyńskiego. W tym sensie PiS nie był w stanie niczego zbudować. Partia tworzyła oczywiście jakieś instytuty, ale one zaraz wszystkie pozdychają, jak im się zakręci kurek z pieniędzmi, bo to są byty sztucznie wykreowane, bez autentycznych liderów. W nich nie było nigdy żadnego fermentu intelektualnego. Były jedynie spore pieniądze, które się przejadało na większą czy mniejszą skalę. I nic z tego nie wynikało, nie tworzyło to żadnej wartości dodanej. Nie było więc szans, by te instytuty o różnych pompatycznych nazwach zbudowały jakąś nową, propisowską elitę, zapewniającą tej partii wpływ na tzw. rząd dusz.

Dlaczego nie potrafili stworzyć takich nowych elit?

Z bardzo prostego powodu – przez osobowość lidera tej rewolucji. Jarosław Kaczyński nie umie przyciągać do siebie ludzi wpływowych, którzy sami są liderami i mogą tworzyć różne mniejsze środowiska. On potrafi przyciągać jedynie wykonawców, żołnierzy i oczywiście rozmaitych pieczeniarzy plotących patriotyczne frazesy. Najbardziej okazałym dokonaniem głównego pisowskiego przedsięwzięcia intelektualnego, pod nazwą Kongres Polska Wielki Projekt, okazała się po ośmiu latach rządów wielka willa w najbardziej prestiżowej części Górnego Mokotowa, jaką zafundował na ich siedzibę minister Czarnek. Znakomita przystań dla słynnych tłustych kotów, które bezskutecznie sam prezes Kaczyński onegdaj piętnował, a do czego celnie nawiązał w ostatniej fazie kampanii wyborczej Szymon Hołownia.

I Kaczyński nie widział, że mu to kompletnie nie wychodzi?

Zabrakło mu politycznej wyobraźni. Do rewolucji, na jaką się porwał, nie wystarczy mieć tylko większości w Sejmie i worka publicznych pieniędzy. Trzeba jeszcze mieć umiejętność przyciągania do siebie sprawnych ludzi o zróżnicowanych poglądach, którzy zaakceptowaliby, w imię wyższych celów, pewne oczywiste słabości rządów PiS. Inna rzecz, że takich ludzi już właściwie nie było w orbicie tej partii nawet w 2015 roku, bo już wcześniej Kaczyński zdążył ich niemal wszystkich do siebie zrazić. Nie potrafię wskazać żadnej znaczącej postaci życia intelektualnego, umysłowego czy kulturalnego w Polsce mającej swój własny, istotny dorobek, która wcześniej nie była związana z PiS, a zostałaby przez Kaczyńskiego po 2015 roku przyciągnięta do tzw. obozu dobrej zmiany.

A teraz, z czym mamy do czynienia? To jakaś kontrrewolucja starych kosmopolitycznych elit czy może to młodzież się w końcu obudziła?

Wszystko po trochu. PiS oczywiście będzie to przedstawiał jako kontrrewolucję III RP, że teraz wraca stare i wszystko będzie tak jak za poprzednich rządów PO-PSL. Ale to nie jest możliwe, choćby nawet Donald Tusk, który ma być symbolem tego powrotu, bardzo się starał. Zbyt wiele wydarzyło się na bardzo wielu polach, by to wszystko zawrócić. A rzeczywiście w tych wyborach mocno zaistniało młode pokolenie. Może tych młodych nie jest zbyt wielu, co jest zresztą największa klęską Polski, ale było ich wystarczająco dużo, żeby stojąc w tych długich kolejkach po nocy, jakie widzieliśmy w niedzielę, zabrać swoimi głosami PiS trzecią kadencję. Bo widać wyraźnie, że PiS sporo stracił na ostatniej prostej, kiedy doliczono głosy właśnie z wielkich miast, bo to one doszły jako ostatnie.

I PiS stracił jeszcze tych kilka mandatów…

…spadając poniżej symbolicznego progu 200 posłów. Jeżeli wśród młodych wyborców do 29. roku życia na PiS głosowało niespełna 15 proc., to widzimy skalę porażki tej rewolucji. Jej niezdolności do pozyskania grupy wiekowej, która jest zawsze najważniejsza dla każdej rewolucji. Gdyby tak jak młodzi zagłosowały na PiS starsze pokolenia, to przełożyłoby się na około 60 mandatów jak u Trzeciej Drogi. Ale to się nie wydarzyło i PiS ciągle będzie potężny. To trzeba wyraźnie powiedzieć: wszyscy, którzy myślą, że partia Jarosława Kaczyńskiego w ciągu kilku lat zniknie z polskiej sceny politycznej, głęboko się mylą. PiS pozostanie bardzo istotnym graczem na tej scenie i nawet jak już nie będzie prezesa Kaczyńskiego – choć ja uważam, że jeszcze długo z nami będzie – jego partia pozostanie silna. Oczywiście, niezwykle trudno będzie jej powtórzyć taką dominację polityczną, jaką dysponowała w ostatnich latach. Szczególnie w pierwszej kadencji, bo w drugiej już się pojawiły rysy, czego symbolem był przejęty przez opozycję Senat. Do tego Amerykanie też kilka razy pokazali PiS czerwoną kartkę, co okazało się istotniejszym ograniczeniem zewnętrznym dla rewolucji Kaczyńskiego niż presja ze strony Komisji Europejskiej.

I co się stanie z tą niedoszłą rewolucją?

Przejdzie do legendy. Na moim kanale na YouTubie „Dudek o Historii” pod filmami o Gierku czy o Czerwcu ’76, w komentarzach, które dość uważnie czytam, odzywa się niewyobrażalna wręcz liczba ludzi, którzy mnie odsądzają od czci i wiary, że ja śmiem kalać dobrą pamięć Edwarda Gierka, najwybitniejszego polskiego męża stanu (śmiech). Otóż chcę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że przez najbliższe kilkadziesiąt lat będzie w Polsce podobna grupa ludzi, która będzie wychwalać pod niebiosa złote czasy rządów prezesa Kaczyńskiego. Będziemy czytać, jak dobrze się żyło wtedy tzw. zwykłym ludziom, jak Polska rosła w siłę, jak tępiono rozmaite mafie i agentury… I żadne argumenty, zwłaszcza te, że może Polska się równocześnie mocno zadłużyła czy też znalazła na marginesie Unii Europejskiej, nie będą w ogóle do nich przemawiać. Po prostu to będzie złota epoka, którą ukradł prawdziwym Polakom Tusk i stojące za nim obce agentury. Dokładnie zresztą tak jak i Gierka też miały obalić jakieś ciemne siły, co wyraziście pokazano w zeszłorocznym pseudohistorycznym filmie „Gierek”, gdzie pada on ofiarą diabolicznego spisku generałów KGB sprzymierzonych z krwiożerczym amerykańskimi kapitalistami.

Ale co teraz – Prawo i Sprawiedliwość tak po prostu odda władzę? Miała być dyktatura, wojsko przygotowane do wyjścia na ulicę, a co najmniej sceny jak na amerykańskim Kapitolu po przegranej Donalda Trumpa. A tu taka zwykła demokratyczna zmiana władzy?

Ma pan rację, że niektórzy krytycy PiS rzeczywiście nie mieli żadnego umiaru i hamulców w snuciu różnych opowieści. Już w 2016 roku twierdzili, że demokracja upadła i że sytuacja w Polsce przypomina rok 1933 w Niemczech. Kiedyś Maciej Strzembosz określił to bardzo trafnie – „kulturą przesady”. I w polskim życiu publicznym rzeczywiście ta kultura przesady jest wszechogarniająca, bo dotyczy zarówno opozycji, jak i PiS. Przecież przez ostatnie tygodnie prezes Kaczyński po każdych dwóch, trzech zdaniach o dokonaniach swojej partii od razu przechodził do mantry o tym, jak to ta zdradziecka szajka Tuska zniszczy Polskę, z kim jest ona powiązana itd. Wielokrotnie widziałem, jak ta kultura przesady zarażała kolejnych ludzi po obu stronach, którzy wcześniej zachowywali się w miarę racjonalnie. Gdy już dali się nią zainfekować, właściwie zaczynali powtarzać w kółko te same formułki. Sam namiętnie przez osiem lat oglądałem najpierw dziennik antyrządowy o godz. 19 w TVN, a później dziennik rządowy o 19.30. I następnie widziałem, jak często inteligentni przecież ludzie powtarzali te kalki, klisze, schematy tam wtłaczane widzom do głów. To było i jest smutne. No, ale tak się dali zaprogramować.

Czytaj więcej

Byliśmy w Muzeum Historii Polski. Najbardziej zaskoczyło nas to, co widać na dachu

Czyli nie bać się wojska na ulicach?

Oczywiście, że PiS nie będzie wprowadzać żadnej dyktatury wojskowej czy ratować się przy pomocy zbrojnych bojówek, których nie ma. Widać było przecież, że generałowie raczej też już mają dość tej władzy, czego zresztą mieliśmy świetny przykład w ostatnim tygodniu przed wyborami. Przecież ci dwaj generałowie, którzy się podali do dymisji, to byli dowódcy wybrani przez pisowskie władze, a w ich ślady poszła jeszcze grupa wyższych oficerów.

To co nas czeka?

Powraca upiór kohabitacji. Już za chwilę cała polska polityka będzie skoncentrowana wokół walki prezydenta Andrzeja Dudy z nowym rządem. I tak przez najbliższe półtora roku, do kolejnych wyborów prezydenckich. Przy czym PiS jest dziś silniejszy, niż był za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego, więc prezydent Duda może liczyć na większe wsparcie. Domyślam się, że pojawi się jakieś hasło w stylu „Murem za panem prezydentem” i różne rzeczy mogą się dziać na ulicach, bo nie wiemy do końca, jak daleko posuną się z czasem obie strony.

A mamy szansę na jakiś odwrót tej kultury przesady?

Nie, przecież wybory były właśnie jej wielkim triumfem. PiS i Platforma dostały łącznie 66 proc. głosów. I choć zdarzały się im w przeszłości jeszcze lepsze wyniki, powyżej 70 proc., to nie przy tak wysokiej frekwencji, więc w liczbach bezwzględnych osiągnęły absolutny rekord. Kultura przesady miała więc 15 października swoje święto, a zapewne jeszcze większe będzie mieć za półtora roku przy okazji wyborów prezydenckich, kiedy, podejrzewam, frekwencja będzie jeszcze wyższa, a w drugiej turze znowu zetrze się kandydat PiS z kandydatem Platformy. Nie widzę więc w najbliższych latach najmniejszych szans na osłabienie tej kultury.

A 14,4 proc. poparcia dla trzeciej siły, czyli Trzeciej Drogi, nie daje żadnych nadziei?

Ona stała się beneficjentem najlepszego hasła tej kampanii: „Albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS”. Przekonała nim wielu wyborców, że jeśli taktycznie na nią nie zagłosują, to spadnie poniżej 8-proc. progu wyborczego dla koalicji, a wtedy na pewno czekają nas dalsze rządy Kaczyńskiego. Bez tego strachu Trzecia Droga prawdopodobnie miałaby jednocyfrowy wynik, bo ludzi, którzy buntują się przeciwko kulturze przesady i naprawdę szukają trzeciej drogi między PiS a Platformą, nie jest, niestety, zbyt wielu. W dodatku są rozproszeni i mocno podzieleni.

Prof. Antoni Dudek

Historyk i politolog, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Były członek rady IPN (2011–2016). Autor wielu publikacji i książek analizujących najnowszą historię Polski i jej system polityczny. Prowadzi na YouTubie autorski kanał „Dudek o Historii”.

Plus Minus: Co się właściwie stało?

Rewolucja, którą w Polsce chciało przeprowadzić Prawo i Sprawiedliwość, się nie udała. Choć i tak na koniec opowiedziało się za nią całkiem sporo wyborców, bo jedna trzecia głosujących przy rekordowo wysokiej frekwencji. Ale to jednak za mało, żeby ją kontynuować. Wchodzimy więc w fazę destrukcji rządów PiS, która potrwa co najmniej do wyborów prezydenckich w 2025 r.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi