Idziemy zobaczyć wyższe piętra?
Chodźmy, to będzie przestrzeń na razie zamknięta dla zwiedzających, ale chętnie oprowadzę. Trochę schodów, bo poziom wystaw czasowych zajmuje dwie kondygnacje, więc musimy wejść od razu na drugie piętro. Montaż wystawy stałej potrwa około 30 miesięcy, początkowo liczyliśmy na jego rozpoczęcie jeszcze w trakcie budowy, ale okazało się to niemożliwe z uwagi na procedury przetargowe. Może lepiej, bo dwie ekipy równocześnie – i budowlana, i montująca wystawę stałą – to byłaby fura problemów.
Na schodach znowu mamy połączenie mosiądzu i kamienia.
To pomysł architektów i wydaje mi się, że wyszło bardzo elegancko. Wchodząc po schodach, od razu natykamy się na wielkie skrzynie z płyt wiórowych, które kryją obiekty wielkogabarytowe. Wciągnęliśmy je tu dźwigiem trzy lata temu, jak tylko zbudowano konstrukcję budynku, jeszcze zanim został przykryty dachem.
I w tej skrzyni co się znajduje?
Pień dębu czarnego, który wydobyliśmy z jeziora koło Pelplina. Pamięta on czasy początków państwa polskiego, czyli X wiek. Rósł sobie na Pomorzu do wieku XIII, po czym pewnie przewrócił go wiatr i zakonserwował się w środowisku bagiennym. Żartujemy sobie, że może pod tym dębem siedział św. Wojciech.
A na pewno nie ma żadnych dowodów na to, że nie siedział.
Właśnie! (śmiech). Po lewej stronie zaplanowaliśmy tzw. salę młodego historyka, gdzie będzie można zostawić swoje pociechy i pójść spokojnie sobie zwiedzać, bo dzieci znajdą się pod opieką fachowych edukatorów. Tu mamy kolejny obiekt wielkogabarytowy – lokomobila z początków XX wieku. Wygląda trochę jak lokomotywa, ale tak naprawdę to był po prostu silnik parowy służący do poruszania maszyn rolniczych, na przykład młockarni. To świadek rewolucji przemysłowej na ziemiach polskich. A tu mamy ciekawą rzecz, choć na razie musimy ją sobie wyobrazić…
…czytelnicy i tak wszystko muszą sobie wyobrażać.
To prawda, ale do budynku będą mogli już niedługo wejść, a ta przestrzeń jeszcze trochę poczeka na wykończenie. Tu będzie kawiarnia, gdzie można będzie usiąść, odpocząć, wypić kawę czy coś zjeść. To potrzebne dlatego, że mamy aż 7300 metrów kwadratowych powierzchni wystawy stałej.
Rozciągniętej na całej szerokości budynku.
To całe wielkie piętro. Na pewno to będzie fizyczne wyzwanie, by zwiedzić całą wystawę. Szacujemy, że w szybkim tempie zajmie to jakieś trzy godziny, a jak ktoś będzie bardzo wnikliwy, to może spędzić cały dzień. Ale zaprojektowaliśmy też taki skrót – nazwaliśmy go Osią Wolności – którym będzie można sobie przyspieszyć drogę pomiędzy poszczególnymi galeriami. Jeżeli zatem ktoś będzie zainteresowany tylko, dajmy na to, XIX lub XX wiekiem, to będzie mógł szybko do nich dotrzeć i potem łatwo się wydostać. Przygotujemy też audioprzewodniki i mapki, które będą oprowadzały po najciekawszych miejscach na wystawie i ułatwią szukanie miejsc, jakie będą kogoś szczególnie interesować.
A co jeszcze nas czeka w muzeum, nim za dwa i pół roku pojawi się wystawa stała?
Po pierwszej wystawie czasowej, która opowiada, jak powstaje kolekcja, planujemy na wiosnę kolejną, która pokaże, jak tworzy się opowieść o polskiej historii. Pokażemy na niej m.in. kroniki średniowieczne, ale też XX-wieczne filmy historyczne Jerzego Hoffmana czy Andrzeja Wajdy. Czyli skupimy się na tym, jak opowiadaliśmy o sobie w różnych epokach. I oczywiście muzea historyczne również będą przedmiotem tej opowieści.
Czyli zbudujecie swoją genealogię.
Tak, pokażemy, że nie jesteśmy znikąd, że pomysł Muzeum Historii Polski bazuje na wcześniejszych doświadczeniach innych muzealników. Przypomnimy choćby zbiory Czartoryskich i Świątynię Sybilli w Puławach, którą można nazwać pierwszym polskim muzeum narodowym. A kolejna wystawa będzie poświęcona polskim tradycjom powstańczym, bo w końcu w przyszłym roku przypada 230. rocznica powstania kościuszkowskiego. I tę wystawę przygotowuje prof. Richard Butterwick-Pawlikowski, znakomity specjalista od XVIII wieku. Już myślimy też o ekspozycji związanej z tysięczną rocznicą koronacji Bolesława Chrobrego, którą zamierzamy otworzyć jesienią 2024 roku. Mamy więc już sporo wystaw, nawet nie tylko w planach, ale też w produkcji.
A teraz gdzie jesteśmy?
Jesteśmy w części poświęconej XX wiekowi, w głębi widzimy kolejne cztery skrzynie. I są to postaci czterech żołnierzy, czyli elementy pomnika Braterstwa Broni, potocznie zwanego pomnikiem „czterech śpiących”, zdemontowanego spod warszawskiego Dworca Wileńskiego. To był pierwszy odsłonięty po wojnie pomnik, w 1945 roku, w którym zakodowana jest cała ideologia powojennego komunizmu, zbudowana na kłamliwej tezie, że nowe państwo bazuje na braterstwie broni, wspólnej walce. Ten pomnik przykrywał traumatyczne doświadczenia związane z wywózkami na wschód, z Katyniem, wymuszeniem zmiany granic itd.
To i Pałac Kultury mógłby u was stanąć.
Może niecały (śmiech). Myślę, że dwa pomniki z epoki komunizmu nam w zupełności wystarczą. Bo tam w rogu, w kolejnej skrzyni, znajduje się pomnik Feliksa Dzierżyńskiego.
Ten, który się rozpadł w trakcie demontażu, z warszawskiego placu Dzierżyńskiego, a dzisiaj placu Bankowego?
Ten sam. On będzie z kolei przypominał o końcu komunizmu, jesieni 1989 roku. Nie przywracamy go do pionu, tylko pokażemy w fazie rozbiórki. Okazało się, że te trzy części są w miarę dobrze zachowane i będzie można je ciekawie wyeksponować. Choć nie zachowały się w całości, bo wielu warszawiaków poobtłukiwało sobie na pamiątkę kawałki nosa Dzierżyńskiego. Idziemy jeszcze na dach?
Pewnie, a on też będzie otwarty dla zwiedzających?
Tak, będzie można również wjechać windą. Mamy tu urządzony spory taras, można będzie na nim organizować różne imprezy. Na przykład po konferencji w audytorium można zrobić przyjęcie na dachu. Albo koncert czy pokaz plenerowy, bo spokojnie zmieści się tu pół tysiąca osób.
OK, to teraz poproszę o chwilę, bym złapał oddech.
Schody?
Nie, widoki zapierające dech!
Też myślę, że to najładniejszy widok na Warszawę. Większość punktów widokowych mieści się w samym centrum, to zazwyczaj wieżowce, z których jednak lepiej widać peryferia miasta niż samo centrum, bo przysłaniają je inne wieżowce. Natomiast tutaj jesteśmy dosyć wysoko, ale w pewnym oddaleniu od samego centrum, w związku z czym dostajemy naprawdę wspaniałą panoramę śródmieścia. Mam więc nadzieję, że nasz taras będą też wykorzystywać ekipy filmowe, na przykład na jakąś romantyczną scenę czy ważną rozmowę dwóch twardzieli w jakimś sensacyjnym serialu.
Sprawdza się też na rozmowę z dyrektorem.
To właśnie testujemy (śmiech). A tu będzie się przelewała woda, to taka niby-fontanna, która latem będzie schładzała powietrze, by milej się spędzało czas.
I jak na dłoni widać też stąd kolejne ważne dla historii najnowszej miejsce – kościół św. Stanisława Kostki.
Bardzo ważne, bo tam rezydował i odprawiał msze za ojczyznę ks. Jerzy Popiełuszko.
Chodził pan na nie?
Chodziłem, byłem na pogrzebie ks. Jerzego, a nawet współpracowałem z grupą, jaka się tam zawiązała, która pilnowała kościoła, bo SB urządzała różne prowokacje. Patrolowałem nocą okolicę świątyni, dla mnie jest więc ona szczególnie ważnym obiektem.
Zdążycie ze wszystkim? Wszędzie tu kręcą się wciąż robotnicy. Nikt nie ukrywa, że otwarcie zaplanowano specjalnie jeszcze przed wyborami, by rządzący mogli się pochwalić sukcesem. Czujecie presję?
Nie, mamy już właściwie wszystko gotowe, nie widzę zagrożeń. Oczywiście, że ministrowi Piotrowi Glińskiemu zależało na otwarciu muzeum przed końcem kadencji, ale też sami chcieliśmy jak najszybciej zakończyć prace, bo po 17 latach po prostu zależy nam na tym, by wreszcie poczuć się tu gospodarzem, wystarczy tego czekania. Poza tym jesteśmy już po terminach kontraktowych, więc nie ukrywam, że każdy kolejny tydzień może powodować spory dotyczące kosztów dodatkowych prac. I tak na pewno będziemy jeszcze dyskutować z generalnym wykonawcą, dlaczego to się przedłużyło.
Czy Muzeum Historii Polski uda się nas wszystkich połączyć ponad rozmaitymi podziałami? Jest szansa, że wystawy nie wywołają większych kontrowersji i każdy się tu odnajdzie?
Nie mogę powiedzieć, że na 100 proc. tak będzie, ale robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by tak właśnie było. To była praca wielostopniowa, pracowaliśmy najpierw z grupą wybitnych historyków, którzy zarysowali kluczowe pomysły, a potem długo dyskutowaliśmy nad wszystkim we własnym gronie. A przecież kuratorzy to nie są ludzie wyłącznie o takich samych poglądach, więc nawet wewnątrz naszego zespołu były różne spory. Poza tym współpracowaliśmy przez lata z różnymi ministrami: począwszy od Kazimierza Michała Ujazdowskiego, przez Bogdana Zdrojewskiego i Małgorzatę Omilanowską, aż do obecnego, Piotra Glińskiego. I każdy z nich mianował trochę inny skład rady muzeum, a ta rada za każdym razem opiniowała scenariusz itd.
A rozumie pan obawy ludzi, którzy widzą, że przewodniczącym rady muzeum jest prof. Wojciech Roszkowski, i którzy przejrzeli jego ostatnie podręczniki do historii i teraźniejszości, przekonując się, że to jednak nie jest bezstronnie przedstawiona historia i teraz boją się przyjść zobaczyć waszą wystawę?
Prof. Roszkowski jest wieloletnim przewodniczącym rady, pełni tę funkcję znacznie dłużej, niż funkcjonuje obecny jej skład. Po raz pierwszy został na nią wybrany jeszcze przez radę mianowaną przez poprzednich ministrów. W jej składzie zawsze byli historycy o rozmaitych poglądach: i prof. Andrzej Nowak, i prof. Andrzej Friszke, prof. Andrzej Chwalba czy prof. Henryk Samsonowicz. Staraliśmy się myśleć o naszej wystawie stałej w ten sposób, by uzyskała ona akceptację większości Polaków. Wiadomo, że zawsze znajdzie się kilka czy kilkanaście procent ludzi, którym to się nie spodoba. Ale na pewno nie będzie to opowieść przeznaczona tylko dla jakiegoś jednego środowiska. Muzeum jest jednak efektem wspólnej pracy ludzi o różnych poglądach.
Ale za całą tę pracę odpowiedzialność bierze pan, spinając wszystko swoim nazwiskiem.
I czekam niecierpliwie na ocenę pierwszych zwiedzających. Wydaje mi się, że to jest wspaniały budynek, znakomita architektura, mam wręcz wrażenie, że ma on szanse stać się jedną z ikon architektonicznych Warszawy, a może i Polski. Przestrzeń opowiadania o naszej historii jest już gotowa, nasze eksponaty czekają na odkrycie, a potem będzie jeszcze drugi etap otwarcia związany z wystawą stałą – i dopiero wtedy będę mógł odpowiedzieć na pytanie, jak to wszystko się udało. Ale jestem dobrej myśli i zapraszam do nas już 29 września, gdy po uroczystym otwarciu dzień wcześniej otworzymy w końcu drzwi dla zwiedzających. Nie mogę się doczekać.
Robert Kostro (ur. 1967)
Historyk, dziennikarz i popularyzator historii, od 2006 roku dyrektor Muzeum Historii Polski. W latach 80. działał w opozycyjnym Ruchu Młodej Polski, na Uniwersytecie Warszawskim współtworzył stowarzyszenie Liga Akademicka. Był redaktorem i publicystą pism „Polityka Polska” „Debata”, „Kwartalnik Konserwatywny”. Był dyrektorem Departamentu Spraw Zagranicznych w Kancelarii Premiera i dyrektorem programowym Instytutu Adama Mickiewicza.