Byliśmy w Muzeum Historii Polski. Najbardziej zaskoczyło nas to, co widać na dachu

Myśleliśmy o naszej wystawie stałej w ten sposób, by uzyskała ona akceptację większości Polaków. Na pewno nie będzie to opowieść przeznaczona tylko dla jakiegoś jednego środowiska - mówi Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski, podczas spaceru z „Plusem Minusem”

Publikacja: 28.09.2023 12:20

Byliśmy w Muzeum Historii Polski. Najbardziej zaskoczyło nas to, co widać na dachu

Foto: Robert Gardziński

Spacer z Robertem Kostro, dyrektorem Muzeum Historii Polski

Plus Minus: 17 lat od powstania Muzeum Historii Polski możemy wreszcie przejść się i zwiedzić właściwie już gotowy budynek. Jakie to uczucie?

Ogromna radość, a zarazem ulga. Po pierwsze, że doprowadziliśmy w końcu do powstania tego gmachu, a po drugie, że jest on naprawdę wspaniały – i w sensie estetycznym, i praktycznym, bo daje nam ogromne możliwości.

A jest stres?

Oczywiście, ale związany już nie z samym budynkiem czy przyszłością muzeum, tylko z rozmaitymi projektami: jak uda się otwarcie, jak muzeum zostanie przyjęte przez ludzi, przez media... Ten czas – 17 lat od formalnego powstania MHP, a jeszcze bez gmachu – staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać, robiliśmy wystawy, projekty edukacyjne, naukowe. To nie było tylko wyczekiwanie na siedzibę.

I zgromadziliście 60 tys. artefaktów.

Bo to był czas ciężkiej pracy. Tyle że te wszystkie zorganizowane przez lata wydarzenia, na Zamku Królewskim, w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego czy w tymczasowej siedzibie, to jednak nie to samo, co programowanie wystaw czasowych we własnym budynku. Jeszcze chwilę musimy poczekać na oddanie wystawy stałej, ale już możemy organizować wystawy czasowe, prowadzić działalność edukacyjną, naukową, organizować pokazy filmowe.

Gdzie teraz stoimy?

Na Cytadeli Warszawskiej, na placu nazwanym imieniem Gwardii Pieszej Koronnej, bo tu w XVIII wieku były właśnie jej koszary. To miejsce kojarzy się głównie z czasami carskimi, represjami popowstaniowymi, z więzieniem politycznym, ale ma ono jeszcze starszą historię. Budynki, obok których właśnie przechodziliśmy, choć były oczywiście przebudowywane, stoją na fundamentach znajdującego się niegdyś w tym miejscu konwiktu pijarskiego.

A w nim odbywała się letnia szkoła słynnego Collegium Nobilium.

Zgadza się, elitarna szkoła I Rzeczypospolitej założona przez Stanisława Konarskiego. A mówiąc o historii tego miejsca, nie można też nie wspomnieć, że po drugiej stronie fosy jest działobitnia, gdzie znajdowała się radiostacja, z której 16 listopada 1918 roku został nadany komunikat napisany przez Józefa Piłsudskiego, że Polska jest już niepodległa i tworzy własne państwo.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Najbardziej oczywisty rząd po wyborach to KO, Trzecia Droga i jednak Konfederacja

I tu mamy główne wejście do muzeum?

Tak, tymi drzwiami będzie się wchodziło do przestrzeni wystaw czasowych i wystawy stałej. Jest jeszcze drugie, boczne wejście, które prowadzi do audytorium, sali kinowej i sal konferencyjnych. To ważne, bo dzięki temu ta przestrzeń konferencyjna będzie mogła funkcjonować niezależnie od godzin pracy muzeum. W tej chwili Cytadela jest jeszcze trochę poprzedzielana płotami, bo plac budowy, dopóki nie zostanie ona formalnie zakończona, musi być odgrodzony, ale zaraz to wszystko ożyje. Już tu, za naszymi plecami, funkcjonuje normalnie Muzeum Wojska Polskiego. Nieopodal działają też dwa starsze muzea: X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, czyli dawnego więzienia carskiego, i Muzeum Katyńskie. To będzie więc kompleks czterech muzeów, plus wspaniała zielona przestrzeń wokół nich, mnóstwo starych topoli, lip, kasztanowców, ale też plac zabaw dla dzieci. Świetne miejsce do spacerów i spędzania wolnego czasu.

Widzimy już budynek w całej okazałości. Monumentalny, z kamienia.

Ten białoszary kamień ułożony jest w warstwy, by przypominać, że historia to pewien proces, warstwy, ciągłość i nieciągłość. I możemy dostrzec w kamieniu specyficzne wyrzeźbienia. To reliefy, które odwołują się do różnych motywów architektury polskiej, począwszy od XI wieku aż po czasy współczesne. To motywy m.in. z Drzwi Gnieźnieńskich, budowli gotyckich, renesansowych, ale też z architektury modernistycznej lat 20. XX wieku.

Mamy więc od razu krótką lekcję architektury. Wchodzimy?

Zapraszam. Przejdziemy z boku, bramką dla robotników, którzy jeszcze tu się krzątają, kończąc ostatnie prace, ale głównie już sprzątając. Trwają odbiory, więc możemy się natknąć w środku na ekipę strażacką czy sanepid. I weszliśmy właśnie do foyer przed audytorium.

Znowu dużo kamienia.

Zaraz to się zmieni. Wchodzimy do audytorium – i tu już dominuje drewno. Mamy tutaj prawie 580 miejsc. Będą tu się odbywać konferencje i rozmaite wydarzenia kulturalne. Mamy uzgodnioną współpracę z Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus, która będzie w tej sali dawać regularne koncerty. Są tu świetne warunki akustyczne, mam nadzieję, że będzie to jedna z najlepszych sal koncertowych w Warszawie. Audytorium jest izolowane od reszty budynku, to jakby pudełko w pudełku – drgania z zewnątrz nie przenoszą się do wewnątrz i odwrotnie. To ważne, by zachować właśnie świetną akustykę.

Absolutnie nowoczesna sala – i zero historii.

Historia będzie się tu pojawiać jako temat. Począwszy od tego, że planujemy na otwarcie zorganizować koncert z muzyką Chopina, ale również z „Polskim Requiem” Krzysztofa Pendereckiego, które w 1984 roku miało swoją premierę właśnie 28 września, czyli dokładnie tak, jak my się otwieramy.

A w przyszłości – Konkursy Chopinowskie?

Być może (śmiech). Ale będziemy mogli też tę salę wynajmować na różne komercyjne wydarzenia i w ten sposób uzupełniać budżet naszego muzeum. Ruszamy dalej, wróćmy do foyer i przejdźmy w stronę strefy wystaw czasowych. Mijamy jedną z szatni, a tutaj będzie restauracja samoobsługowa. Nad sobą mamy sufit zdobiony mosiężną kratownicą. Poza tym, że zasłania różne instalacje, to też ociepla trochę wnętrze. Wchodzimy do głównego hallu i widzimy od wewnątrz główne drzwi, przed którymi wcześniej staliśmy. Patrząc od wejścia, po prawej stronie mamy przestrzeń wystaw czasowych, a na wprost schody, po których będzie się wchodzić na wystawy stałe. Po lewej stronie są kasy i informacja. A za przeszkleniem, za schodami, widać bibliotekę.

I dalej, za oknem, Bramę Straceń.

Tak, bo budynek stoi właśnie na osi historycznej Bramy Straceń, jak zejdziemy po schodach ku Wiśle, zobaczymy cmentarz-mauzoleum więźniów politycznych straconych w Królestwie Kongresowym.

Co nas czeka w MHP po 28 września?

Na początek wystawa czasowa, przejdźmy na prawo, gdzie trwa właśnie jej montaż. Mamy tu 1400 metrów kwadratowych, pierwsza wystawa zajmuje całą tę przestrzeń, bo chcemy zaprezentować około 500 obiektów z naszych zbiorów i opowiedzieć, w jaki sposób kształtowała się kolekcja MHP. Ale w przyszłości tę przestrzeń będziemy dzielić na dwie, a nawet trzy wystawy.

To będą najważniejsze, według was, obiekty ze zbiorów?

Zawsze można by dobrać jeszcze kilkaset innych ważnych, ale te 500 obiektów to rzeczywiście mają być nasze zbiory w pigułce. Niektóre z nich już były przez nas prezentowane, jak obrazy Łukaszowców czy tzw. polska Enigma. Tak zwana, bo to tak naprawdę maszyna zbudowana przez polskich inżynierów po to, by łamać kody tej prawdziwej Enigmy. To pewien paradoks, że polska kopia jest dużo bardziej wartościowa niż niemieckie oryginały, których jest wiele, a ta jest tylko jedna. Zaprezentujemy też kamienne fragmenty detali architektonicznych z pałacu Villa Regia, obrabowanego przez Szwedów, które dziesięć lat temu zostały wydobyte z Wisły. Zresztą bardzo niedaleko naszej siedziby, bo to mniej więcej na wysokości Cytadeli, zatonęły barki, którymi Szwedzi wywozili z Warszawy zrabowane kosztowności. Ale pokażemy też artefakty jeszcze ściślej związane z naszym budynkiem, bo wykopane podczas kopania fundamentów.

Musi pan zdradzić naszym czytelnikom coś zaskakującego, czego się tu nie spodziewają.

Dobrze, to pokażemy też, w jaki sposób nadal kształtują się nasze zbiory, czyli będzie trochę obiektów związanych z historią najnowszą, wręcz teraźniejszością. Zaprezentujemy choćby fragment ostrzelanego samochodu, którym pewna ukraińska rodzina uciekała do Polski z Mariupola. A z innych rzeczy, które nie były wcześniej pokazywane, będzie na przykład testament i przedśmiertne nagranie Ryszarda Siwca, które otrzymaliśmy od jego syna [Ryszard Siwiec na znak protestu przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. dokonał samospalenia podczas uroczystych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia – red.].

Idziemy zobaczyć wyższe piętra?

Chodźmy, to będzie przestrzeń na razie zamknięta dla zwiedzających, ale chętnie oprowadzę. Trochę schodów, bo poziom wystaw czasowych zajmuje dwie kondygnacje, więc musimy wejść od razu na drugie piętro. Montaż wystawy stałej potrwa około 30 miesięcy, początkowo liczyliśmy na jego rozpoczęcie jeszcze w trakcie budowy, ale okazało się to niemożliwe z uwagi na procedury przetargowe. Może lepiej, bo dwie ekipy równocześnie – i budowlana, i montująca wystawę stałą – to byłaby fura problemów.

Na schodach znowu mamy połączenie mosiądzu i kamienia.

To pomysł architektów i wydaje mi się, że wyszło bardzo elegancko. Wchodząc po schodach, od razu natykamy się na wielkie skrzynie z płyt wiórowych, które kryją obiekty wielkogabarytowe. Wciągnęliśmy je tu dźwigiem trzy lata temu, jak tylko zbudowano konstrukcję budynku, jeszcze zanim został przykryty dachem.

I w tej skrzyni co się znajduje?

Pień dębu czarnego, który wydobyliśmy z jeziora koło Pelplina. Pamięta on czasy początków państwa polskiego, czyli X wiek. Rósł sobie na Pomorzu do wieku XIII, po czym pewnie przewrócił go wiatr i zakonserwował się w środowisku bagiennym. Żartujemy sobie, że może pod tym dębem siedział św. Wojciech.

A na pewno nie ma żadnych dowodów na to, że nie siedział.

Właśnie! (śmiech). Po lewej stronie zaplanowaliśmy tzw. salę młodego historyka, gdzie będzie można zostawić swoje pociechy i pójść spokojnie sobie zwiedzać, bo dzieci znajdą się pod opieką fachowych edukatorów. Tu mamy kolejny obiekt wielkogabarytowy – lokomobila z początków XX wieku. Wygląda trochę jak lokomotywa, ale tak naprawdę to był po prostu silnik parowy służący do poruszania maszyn rolniczych, na przykład młockarni. To świadek rewolucji przemysłowej na ziemiach polskich. A tu mamy ciekawą rzecz, choć na razie musimy ją sobie wyobrazić…

…czytelnicy i tak wszystko muszą sobie wyobrażać.

To prawda, ale do budynku będą mogli już niedługo wejść, a ta przestrzeń jeszcze trochę poczeka na wykończenie. Tu będzie kawiarnia, gdzie można będzie usiąść, odpocząć, wypić kawę czy coś zjeść. To potrzebne dlatego, że mamy aż 7300 metrów kwadratowych powierzchni wystawy stałej.

Rozciągniętej na całej szerokości budynku.

To całe wielkie piętro. Na pewno to będzie fizyczne wyzwanie, by zwiedzić całą wystawę. Szacujemy, że w szybkim tempie zajmie to jakieś trzy godziny, a jak ktoś będzie bardzo wnikliwy, to może spędzić cały dzień. Ale zaprojektowaliśmy też taki skrót – nazwaliśmy go Osią Wolności – którym będzie można sobie przyspieszyć drogę pomiędzy poszczególnymi galeriami. Jeżeli zatem ktoś będzie zainteresowany tylko, dajmy na to, XIX lub XX wiekiem, to będzie mógł szybko do nich dotrzeć i potem łatwo się wydostać. Przygotujemy też audioprzewodniki i mapki, które będą oprowadzały po najciekawszych miejscach na wystawie i ułatwią szukanie miejsc, jakie będą kogoś szczególnie interesować.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Dzielnie bronimy gratisowego piwka w Biedrze. Do czasu

A co jeszcze nas czeka w muzeum, nim za dwa i pół roku pojawi się wystawa stała?

Po pierwszej wystawie czasowej, która opowiada, jak powstaje kolekcja, planujemy na wiosnę kolejną, która pokaże, jak tworzy się opowieść o polskiej historii. Pokażemy na niej m.in. kroniki średniowieczne, ale też XX-wieczne filmy historyczne Jerzego Hoffmana czy Andrzeja Wajdy. Czyli skupimy się na tym, jak opowiadaliśmy o sobie w różnych epokach. I oczywiście muzea historyczne również będą przedmiotem tej opowieści.

Czyli zbudujecie swoją genealogię.

Tak, pokażemy, że nie jesteśmy znikąd, że pomysł Muzeum Historii Polski bazuje na wcześniejszych doświadczeniach innych muzealników. Przypomnimy choćby zbiory Czartoryskich i Świątynię Sybilli w Puławach, którą można nazwać pierwszym polskim muzeum narodowym. A kolejna wystawa będzie poświęcona polskim tradycjom powstańczym, bo w końcu w przyszłym roku przypada 230. rocznica powstania kościuszkowskiego. I tę wystawę przygotowuje prof. Richard Butterwick-Pawlikowski, znakomity specjalista od XVIII wieku. Już myślimy też o ekspozycji związanej z tysięczną rocznicą koronacji Bolesława Chrobrego, którą zamierzamy otworzyć jesienią 2024 roku. Mamy więc już sporo wystaw, nawet nie tylko w planach, ale też w produkcji.

A teraz gdzie jesteśmy?

Jesteśmy w części poświęconej XX wiekowi, w głębi widzimy kolejne cztery skrzynie. I są to postaci czterech żołnierzy, czyli elementy pomnika Braterstwa Broni, potocznie zwanego pomnikiem „czterech śpiących”, zdemontowanego spod warszawskiego Dworca Wileńskiego. To był pierwszy odsłonięty po wojnie pomnik, w 1945 roku, w którym zakodowana jest cała ideologia powojennego komunizmu, zbudowana na kłamliwej tezie, że nowe państwo bazuje na braterstwie broni, wspólnej walce. Ten pomnik przykrywał traumatyczne doświadczenia związane z wywózkami na wschód, z Katyniem, wymuszeniem zmiany granic itd.

To i Pałac Kultury mógłby u was stanąć.

Może niecały (śmiech). Myślę, że dwa pomniki z epoki komunizmu nam w zupełności wystarczą. Bo tam w rogu, w kolejnej skrzyni, znajduje się pomnik Feliksa Dzierżyńskiego.

Ten, który się rozpadł w trakcie demontażu, z warszawskiego placu Dzierżyńskiego, a dzisiaj placu Bankowego?

Ten sam. On będzie z kolei przypominał o końcu komunizmu, jesieni 1989 roku. Nie przywracamy go do pionu, tylko pokażemy w fazie rozbiórki. Okazało się, że te trzy części są w miarę dobrze zachowane i będzie można je ciekawie wyeksponować. Choć nie zachowały się w całości, bo wielu warszawiaków poobtłukiwało sobie na pamiątkę kawałki nosa Dzierżyńskiego. Idziemy jeszcze na dach?

Pewnie, a on też będzie otwarty dla zwiedzających?

Tak, będzie można również wjechać windą. Mamy tu urządzony spory taras, można będzie na nim organizować różne imprezy. Na przykład po konferencji w audytorium można zrobić przyjęcie na dachu. Albo koncert czy pokaz plenerowy, bo spokojnie zmieści się tu pół tysiąca osób.

OK, to teraz poproszę o chwilę, bym złapał oddech.

Schody?

Nie, widoki zapierające dech!

Też myślę, że to najładniejszy widok na Warszawę. Większość punktów widokowych mieści się w samym centrum, to zazwyczaj wieżowce, z których jednak lepiej widać peryferia miasta niż samo centrum, bo przysłaniają je inne wieżowce. Natomiast tutaj jesteśmy dosyć wysoko, ale w pewnym oddaleniu od samego centrum, w związku z czym dostajemy naprawdę wspaniałą panoramę śródmieścia. Mam więc nadzieję, że nasz taras będą też wykorzystywać ekipy filmowe, na przykład na jakąś romantyczną scenę czy ważną rozmowę dwóch twardzieli w jakimś sensacyjnym serialu.

Sprawdza się też na rozmowę z dyrektorem.

To właśnie testujemy (śmiech). A tu będzie się przelewała woda, to taka niby-fontanna, która latem będzie schładzała powietrze, by milej się spędzało czas.

I jak na dłoni widać też stąd kolejne ważne dla historii najnowszej miejsce – kościół św. Stanisława Kostki.

Bardzo ważne, bo tam rezydował i odprawiał msze za ojczyznę ks. Jerzy Popiełuszko.

Chodził pan na nie?

Chodziłem, byłem na pogrzebie ks. Jerzego, a nawet współpracowałem z grupą, jaka się tam zawiązała, która pilnowała kościoła, bo SB urządzała różne prowokacje. Patrolowałem nocą okolicę świątyni, dla mnie jest więc ona szczególnie ważnym obiektem.

Zdążycie ze wszystkim? Wszędzie tu kręcą się wciąż robotnicy. Nikt nie ukrywa, że otwarcie zaplanowano specjalnie jeszcze przed wyborami, by rządzący mogli się pochwalić sukcesem. Czujecie presję?

Nie, mamy już właściwie wszystko gotowe, nie widzę zagrożeń. Oczywiście, że ministrowi Piotrowi Glińskiemu zależało na otwarciu muzeum przed końcem kadencji, ale też sami chcieliśmy jak najszybciej zakończyć prace, bo po 17 latach po prostu zależy nam na tym, by wreszcie poczuć się tu gospodarzem, wystarczy tego czekania. Poza tym jesteśmy już po terminach kontraktowych, więc nie ukrywam, że każdy kolejny tydzień może powodować spory dotyczące kosztów dodatkowych prac. I tak na pewno będziemy jeszcze dyskutować z generalnym wykonawcą, dlaczego to się przedłużyło.

Czy Muzeum Historii Polski uda się nas wszystkich połączyć ponad rozmaitymi podziałami? Jest szansa, że wystawy nie wywołają większych kontrowersji i każdy się tu odnajdzie?

Nie mogę powiedzieć, że na 100 proc. tak będzie, ale robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by tak właśnie było. To była praca wielostopniowa, pracowaliśmy najpierw z grupą wybitnych historyków, którzy zarysowali kluczowe pomysły, a potem długo dyskutowaliśmy nad wszystkim we własnym gronie. A przecież kuratorzy to nie są ludzie wyłącznie o takich samych poglądach, więc nawet wewnątrz naszego zespołu były różne spory. Poza tym współpracowaliśmy przez lata z różnymi ministrami: począwszy od Kazimierza Michała Ujazdowskiego, przez Bogdana Zdrojewskiego i Małgorzatę Omilanowską, aż do obecnego, Piotra Glińskiego. I każdy z nich mianował trochę inny skład rady muzeum, a ta rada za każdym razem opiniowała scenariusz itd.

Czytaj więcej

Posłuchaj, Plus Minus: ESG – wielka ściema czy nadzieja na naprawę kapitalizmu?

A rozumie pan obawy ludzi, którzy widzą, że przewodniczącym rady muzeum jest prof. Wojciech Roszkowski, i którzy przejrzeli jego ostatnie podręczniki do historii i teraźniejszości, przekonując się, że to jednak nie jest bezstronnie przedstawiona historia i teraz boją się przyjść zobaczyć waszą wystawę?

Prof. Roszkowski jest wieloletnim przewodniczącym rady, pełni tę funkcję znacznie dłużej, niż funkcjonuje obecny jej skład. Po raz pierwszy został na nią wybrany jeszcze przez radę mianowaną przez poprzednich ministrów. W jej składzie zawsze byli historycy o rozmaitych poglądach: i prof. Andrzej Nowak, i prof. Andrzej Friszke, prof. Andrzej Chwalba czy prof. Henryk Samsonowicz. Staraliśmy się myśleć o naszej wystawie stałej w ten sposób, by uzyskała ona akceptację większości Polaków. Wiadomo, że zawsze znajdzie się kilka czy kilkanaście procent ludzi, którym to się nie spodoba. Ale na pewno nie będzie to opowieść przeznaczona tylko dla jakiegoś jednego środowiska. Muzeum jest jednak efektem wspólnej pracy ludzi o różnych poglądach.

Ale za całą tę pracę odpowiedzialność bierze pan, spinając wszystko swoim nazwiskiem.

I czekam niecierpliwie na ocenę pierwszych zwiedzających. Wydaje mi się, że to jest wspaniały budynek, znakomita architektura, mam wręcz wrażenie, że ma on szanse stać się jedną z ikon architektonicznych Warszawy, a może i Polski. Przestrzeń opowiadania o naszej historii jest już gotowa, nasze eksponaty czekają na odkrycie, a potem będzie jeszcze drugi etap otwarcia związany z wystawą stałą – i dopiero wtedy będę mógł odpowiedzieć na pytanie, jak to wszystko się udało. Ale jestem dobrej myśli i zapraszam do nas już 29 września, gdy po uroczystym otwarciu dzień wcześniej otworzymy w końcu drzwi dla zwiedzających. Nie mogę się doczekać.

Robert Kostro (ur. 1967)

Historyk, dziennikarz i popularyzator historii, od 2006 roku dyrektor Muzeum Historii Polski. W latach 80. działał w opozycyjnym Ruchu Młodej Polski, na Uniwersytecie Warszawskim współtworzył stowarzyszenie Liga Akademicka. Był redaktorem i publicystą pism „Polityka Polska” „Debata”, „Kwartalnik Konserwatywny”. Był dyrektorem Departamentu Spraw Zagranicznych w Kancelarii Premiera i dyrektorem programowym Instytutu Adama Mickiewicza.

Spacer z Robertem Kostro, dyrektorem Muzeum Historii Polski

Plus Minus: 17 lat od powstania Muzeum Historii Polski możemy wreszcie przejść się i zwiedzić właściwie już gotowy budynek. Jakie to uczucie?

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi