Nic nie mogło przygotować Gagarina na przyjęcie w bazie w mieście Engels wkrótce po lądowaniu helikoptera, który dostarczył kosmonautę na miejsce. Bez względu na to, jak przytłoczony czuł się w jednostce rakietowej majora Gassijewa pół godziny wcześniej, to, co czekało na niego tutaj, było wydarzeniem na znacznie większą skalę. Tłumy ludzi zaczęły napływać do bazy po tym, jak całe miasto błyskawicznie obiegła wiadomość o jego rychłym przybyciu, a liczba zgromadzonych zwiększała się z każdą minutą. Trudno pojąć, jak wszyscy w Engelsie nagle się dowiedzieli, że niedługo pojawi się tam Gagarin, cóż to za niewidzialny telegraf tak błyskawicznie rozprzestrzenił tę informację. W każdym razie jakoś to się stało i teraz całe masy ludzi już na niego czekały, wiwatując, machając i krzycząc, gdy otworzyły się drzwi helikoptera. Gagarin, kiedy tylko wysiadł z maszyny, od razu znalazł się w samym środku zgromadzenia i, jak sam to później określił, „wzruszył się do łez”. Niecałe dwie godziny wcześniej był w kosmosie zupełnie sam, podziwiając Ziemię z wysoka; teraz chodził po jej powierzchni i nic już nie miało być takie jak wcześniej. Dopiero co minęło południe, ale przebyta od śniadania droga, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, była trudna do pojęcia i z niczym nieporównywalna. Pod naporem tłoczących się wokół ludzi poczuł „gwałtowny przypływ emocji”. Wysoko postawiony generał wcisnął mu do ręki telegram gratulacyjny. Od samego Chruszczowa. Potem Gagarinowi utorowano drogę do terminalu. Wszedł po schodach na drugie piętro i na chwilę zapadł się w fotelu. Ktoś zrobił mu wówczas zdjęcie. Uwieczniony na nim Gagarin patrzy gdzieś w przestrzeń, nieobecny, jak żołnierz, który właśnie wrócił z pola bitwy. Fotografii tej władze radzieckie nie upubliczniły.
Oficjele nie na długo zostawili Gagarina samego. Wkrótce go otoczyli, a na ich twarzach malowały się oznaki „radości, zachwytu i podziwu”, jak zapamiętał to doktor-spadochroniarz Witalij Wołowicz. Wołowicz przyleciał samolotem kilka minut wcześniej, aby przeprowadzić pierwsze badania Gagarina po jego locie, ale próba ich rozpoczęcia okazała się dość trudna. Najpierw obaj mężczyźni uściskali się i ucałowali – zdaje się, że tego dnia uściskom i ucałowaniom nie było końca – a potem generał pułkownik Agałcow, zastępca dowódcy Sił Powietrznych ZSRR, „dosłownie wparował do naszego pokoju, podszedł do Jury, objął go i powiedział: »Cóż, majorze, gratulacje! «. »Nie jestem majorem« – odpowiedział Jura. Generał na to: »Awansowałeś, ominąwszy jeden stopień!«”.
Czytaj więcej
Po niemal 60 latach Roskosmos odtajnił akta Jurija Gagarina – pierwszego człowieka w kosmosie. Okazuje się, że był nieprzeciętnym Rosjaninem, nie tylko jako kosmonauta, ale i człowiek o cechach rzadkich w tym kraju. Był m.in. licencjonowanym sędzią koszykarskim, słynął z wyjątkowej punktualności, ostrzegał świat przed niszczeniem Ziemi, a do partii wstąpił, bo musiał.
W ten sposób Gagarin zyskał potwierdzenie informacji, którą pierwszy przekazał mu major Gassijew. Wołowicz otworzył swoją torbę medyczną, by rozpocząć badanie, ale wówczas Gagarina poproszono do telefonu. Tym razem chciał z nim rozmawiać dowódca Sił Powietrznych ZSRR, zwierzchnik Agałcowa, marszałek Konstantin Wierszynin. Marszałek pogratulował Gagarinowi i także potwierdził jego awans. Gagarin podziękował. Rozmowa się zakończyła, a po niej Wołowicz ponownie spróbował przeprowadzić badanie. Jednak Gagarina znów zawołano do telefonu. Tym razem dzwonił Leonid Breżniew, przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, jedna z najpotężniejszych osób w kraju. Gagarin zameldował, że misja przebiegła pomyślnie, a on sam czuje się dobrze. Breżniew mu pogratulował.
Gagarin odłożył słuchawkę. Wołowicz spróbował po raz kolejny. Ale Gagarina znowu poproszono na stronę. Nawiązano bowiem radiowo-telefoniczne połączenie z Picundą i ponownie chciał z nim rozmawiać Nikita Chruszczow. Nagranie tej rozmowy się zachowało. Utrwalono je także na filmach i zdjęciach. Wyprostowany jak struna Gagarin rozmawia z radzieckim premierem. Jak wszyscy inni Chruszczow zasypał go gratulacjami.