Gagarin nie mógł zadzwonić tylko do żony, bo nie miała telefonu

Chruszczow zakończył rozmowę. „Do widzenia, drogi Nikito Siergiejewiczu” – odpowiedział Gagarin i też odłożył słuchawkę. Właśnie zaprzyjaźnił się z najpotężniejszym człowiekiem w ZSRR. Uśmiechnął się i był to naprawdę szeroki uśmiech.

Publikacja: 06.10.2023 17:22

Wszedł po schodach na drugie piętro i na chwilę zapadł się w fotelu. Ktoś zrobił mu wówczas zdjęcie.

Wszedł po schodach na drugie piętro i na chwilę zapadł się w fotelu. Ktoś zrobił mu wówczas zdjęcie. Uwieczniony na nim Jurij Gagarin patrzy gdzieś w przestrzeń, nieobecny, jak żołnierz, który właśnie wrócił z pola bitwy. Fotografii tej władze radzieckie nie upubliczniły

Foto: A.I. Boyczuk/Red Star

Nic nie mogło przygotować Gagarina na przyjęcie w bazie w mieście Engels wkrótce po lądowaniu helikoptera, który dostarczył kosmonautę na miejsce. Bez względu na to, jak przytłoczony czuł się w jednostce rakietowej majora Gassijewa pół godziny wcześniej, to, co czekało na niego tutaj, było wydarzeniem na znacznie większą skalę. Tłumy ludzi zaczęły napływać do bazy po tym, jak całe miasto błyskawicznie obiegła wiadomość o jego rychłym przybyciu, a liczba zgromadzonych zwiększała się z każdą minutą. Trudno pojąć, jak wszyscy w Engelsie nagle się dowiedzieli, że niedługo pojawi się tam Gagarin, cóż to za niewidzialny telegraf tak błyskawicznie rozprzestrzenił tę informację. W każdym razie jakoś to się stało i teraz całe masy ludzi już na niego czekały, wiwatując, machając i krzycząc, gdy otworzyły się drzwi helikoptera. Gagarin, kiedy tylko wysiadł z maszyny, od razu znalazł się w samym środku zgromadzenia i, jak sam to później określił, „wzruszył się do łez”. Niecałe dwie godziny wcześniej był w kosmosie zupełnie sam, podziwiając Ziemię z wysoka; teraz chodził po jej powierzchni i nic już nie miało być takie jak wcześniej. Dopiero co minęło południe, ale przebyta od śniadania droga, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, była trudna do pojęcia i z niczym nieporównywalna. Pod naporem tłoczących się wokół ludzi poczuł „gwałtowny przypływ emocji”. Wysoko postawiony generał wcisnął mu do ręki telegram gratulacyjny. Od samego Chruszczowa. Potem Gagarinowi utorowano drogę do terminalu. Wszedł po schodach na drugie piętro i na chwilę zapadł się w fotelu. Ktoś zrobił mu wówczas zdjęcie. Uwieczniony na nim Gagarin patrzy gdzieś w przestrzeń, nieobecny, jak żołnierz, który właśnie wrócił z pola bitwy. Fotografii tej władze radzieckie nie upubliczniły.

Oficjele nie na długo zostawili Gagarina samego. Wkrótce go otoczyli, a na ich twarzach malowały się oznaki „radości, zachwytu i podziwu”, jak zapamiętał to doktor-spadochroniarz Witalij Wołowicz. Wołowicz przyleciał samolotem kilka minut wcześniej, aby przeprowadzić pierwsze badania Gagarina po jego locie, ale próba ich rozpoczęcia okazała się dość trudna. Najpierw obaj mężczyźni uściskali się i ucałowali – zdaje się, że tego dnia uściskom i ucałowaniom nie było końca – a potem generał pułkownik Agałcow, zastępca dowódcy Sił Powietrznych ZSRR, „dosłownie wparował do naszego pokoju, podszedł do Jury, objął go i powiedział: »Cóż, majorze, gratulacje! «. »Nie jestem majorem« – odpowiedział Jura. Generał na to: »Awansowałeś, ominąwszy jeden stopień!«”.

Czytaj więcej

Roskosmos odtajnił akta Jurija Gagarina. Czego o nim nie wiemy?

W ten sposób Gagarin zyskał potwierdzenie informacji, którą pierwszy przekazał mu major Gassijew. Wołowicz otworzył swoją torbę medyczną, by rozpocząć badanie, ale wówczas Gagarina poproszono do telefonu. Tym razem chciał z nim rozmawiać dowódca Sił Powietrznych ZSRR, zwierzchnik Agałcowa, marszałek Konstantin Wierszynin. Marszałek pogratulował Gagarinowi i także potwierdził jego awans. Gagarin podziękował. Rozmowa się zakończyła, a po niej Wołowicz ponownie spróbował przeprowadzić badanie. Jednak Gagarina znów zawołano do telefonu. Tym razem dzwonił Leonid Breżniew, przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, jedna z najpotężniejszych osób w kraju. Gagarin zameldował, że misja przebiegła pomyślnie, a on sam czuje się dobrze. Breżniew mu pogratulował.

Gagarin odłożył słuchawkę. Wołowicz spróbował po raz kolejny. Ale Gagarina znowu poproszono na stronę. Nawiązano bowiem radiowo-telefoniczne połączenie z Picundą i ponownie chciał z nim rozmawiać Nikita Chruszczow. Nagranie tej rozmowy się zachowało. Utrwalono je także na filmach i zdjęciach. Wyprostowany jak struna Gagarin rozmawia z radzieckim premierem. Jak wszyscy inni Chruszczow zasypał go gratulacjami.

– Zyskałeś nieśmiertelność – powiedział. – Swoim dokonaniem rozsławiłeś naszą Ojczyznę! – Potem zadał kilka pytań o to, co Gagarin ujrzał z kosmosu.

– Widziałem Ziemię z wielkiej wysokości – bardzo rezolutnie odparł kosmonauta, gdyby Chruszczow przypadkiem zapomniał.

Później premier przeszedł do konkretów:

– Będę zachwycony, goszcząc was w Moskwie – stwierdził. – Razem z tobą, razem z rodakami, będziemy uroczyście świętować to wielkie osiągnięcie w podboju kosmosu. Niech cały świat się dowie, czego nasz kraj potrafi dokonać, czego mogą dokonać jego mieszkańcy i radziecka nauka!

Czytaj więcej

Bohaterowie i antybohaterowie: od Gagarina do Gorbaczowa

– Niech inne kraje spróbują nas dogonić! – odpowiedział Gagarin równie entuzjastycznie.

– Tak jest! – odrzekł Chruszczow. – Cieszę się, że mówicie tak pewnie i radośnie i że jesteście w tak znakomitym nastroju! Macie rację. Niech kraje kapitalistyczne próbują dogonić nasz kraj, który właśnie przetarł szlak w kosmos. Wszyscy bądźmy dumni z tego wspaniałego zwycięstwa!

Oto radziecki bohater

Chruszczow aż kipiał z podniecenia. Dla kogoś, kogo podniecała różnica wielkości radzieckich i amerykańskich samolotów, triumf Gagarina był wymarzoną okazją propagandową. Premier już zdecydował, że za dwa dni, 14 kwietnia, w radzieckiej stolicy odbędzie się wielka defilada zwycięstwa. Będzie to największe święto od czasu innego wielkiego radzieckiego zwycięstwa – nad Niemcami w 1945 roku – i bardzo możliwe, że stanie się największym w historii. Miał to być triumf nad triumfami, zarazem orgia radzieckiego samouwielbienia i dobitna prezentacja radzieckiej supremacji. W końcu kapitalistycznej Ameryce udało się wysłać w kosmos ledwo szympansa; Sowieci zaś umieścili na ziemskiej orbicie człowieka. W dodatku człowiek ten był niemal tak samo podniecony jak radziecki przywódca, chętny zaprezentować, czego może dokonać jego naród ze swoim politycznym credo. Gagarin rzeczywiście okazał się wyborem idealnym. Bezsprzecznie zasłużył na awans z pominięciem jednego stopnia. Oto radziecki bohater, którego Chruszczow mógł pokazać całemu światu.

Po zapytaniu o rodziców i pogratulowaniu także im – „Mają powody, by odczuwać dumę ze swojego syna!” – Chruszczow zakończył rozmowę. „Do widzenia, drogi Nikito Siergiejewiczu” – odpowiedział Gagarin i też odłożył słuchawkę. Właśnie zaprzyjaźnił się z najpotężniejszym człowiekiem w ZSRR. Uśmiechnął się i był to naprawdę szeroki uśmiech. Zapisał się na nagraniu filmowym i zdjęciach. Po zamglonym spojrzeniu gdzieś w przestrzeń nie pozostało śladu. Podobnie jak po Wołowiczu, który w kwestii przeprowadzenia badania w końcu się poddał. To musiało poczekać.

Pojawił się za to kolejny dygnitarz, Iwan Borysenko, komisarz do spraw sportu ZSRR, który przyszedł po podpis na zaświadczeniu mającym potwierdzać kłamstwo, że Gagarin wylądował wewnątrz statku kosmicznego, bijąc tym samym światowy rekord wysokości przelotu i kilka innych światowych rekordów:

„Ja, niżej podpisany, komisarz do spraw sportu Centralnego Aeroklubu ZSRR […] Borysenko Iwan Grigoriewicz, poświadczam niniejszym, że byłem świadkiem 12 kwietnia 1961 roku o godzinie 10.55 czasu moskiewskiego, jak w regionie wioski Smiełowka […] wylądował statek-sputnik z kosmonautą Gagarinem Jurijem Aleksiejewiczem na pokładzie. Statek oznaczony był napisami ZSRR-WOSTOK”.

Czytaj więcej

Mirosław Hermaszewski: Wszyscy czekają na pierwszy lot na Marsa

Ale oczywiście Borysenko świadkiem lądowania Wostoka być nie mógł. Nigdy nawet nie pofatygował się na to miejsce; wszystkie papiery wypełnił w Engelsie. Statek wylądował o 10.48, a nie o 10.55 – pięć minut przed jego pasażerem, nigdy nie było na nim oznaczeń ZSRR-WOSTOK, a poza tym Gagarin wylądował dwa kilometry dalej, na zaoranym polu. Do końca życia jednak i z niemal bohaterskim uporem Borysenko będzie kurczowo trzymał się swojej opinii, wygładzając jeszcze i upiększając relację – w jej kolejnej wersji (przedstawionej dwadzieścia dwa lata później, w roku 1983) znalazł się w miejscu lądowania jeszcze przed Gagarinem: „Ani przez chwilę nie przestawaliśmy się wpatrywać w niebo, gdzie w ciągu kilku sekund powinna się pojawić kropka – czasza wielkiego pomarańczowego spadochronu. I oto jest, coraz niżej i niżej. Po stu ośmiu minutach lotu Jurij Gagarin, pierwszy człowiek na orbicie Ziemi, ląduje. Czym prędzej biegniemy do niego. Stoi, uśmiechając się, uszczęśliwiony wśród radosnego tłumu kołchoźników […]. Zgodnie z wymogami kodeksu sportowego sprawdzam oznaczenia identyfikacyjne statku, na którym napisane jest WOSTOK-ZSRR. Jurij Aleksiejewicz wygląda na nieco zmęczonego”.

Właściwie jedynym prawdziwym elementem tej opowieści jest stwierdzenie, że Jurij Aleksiejewicz wyglądał po locie na nieco zmęczonego. Ale na odpoczynek nie było czasu. Gagarin pozostał w miejscowości Engels być może przez kilka godzin. Tuż przed jej opuszczeniem wziął udział w zaimprowizowanej konferencji prasowej, rozmawiając przez telefon z dziennikarzami „Prawdy”, „Izwiestii” i szefem Agitpropu – Wydziału Agitacji i Propagandy ZSRR – należycie oświadczając, że to, czego dokonał, nie jest jego osobistym osiągnięciem, lecz że należy ono do całego radzieckiego narodu. Zachodnich dziennikarzy nie zaproszono. Konferencja nie trwała długo. Na zewnątrz już czekał samolot, który zabrał go do Kujbyszewa. Większość czasu w Engelsie spędził na rozmowach z najważniejszymi i najpotężniejszymi ludźmi w kraju. Wciąż jednak był ktoś, z kim jeszcze nie zdążył się skontaktować, a tym kimś była jego żona, która nie miała telefonu.

Ktoś zgarnął bukiet kwiatów z wazonu i wcisnął mu w ręce. Otoczony przez ważnych urzędników, wyszedł na płytę lotniska, gdzie rozpętało się pandemonium.

Spoglądając w gwiazdy

Setki osób, które czekały tam na niego, gdy przyleciał na miejsce, zdążyły się zmienić w tysiące. Ludzie dostawali się do środka przez ogrodzenie, odpychając bezradnych strażników, niezdolnych, by ich zatrzymać. Niektórzy wspinali się na drzewa rosnące przy obrzeżach lotniska, by choć z daleka ujrzeć młodego, bohaterskiego kosmonautę – w zamieszaniu jeden z gapiów spadł z drzewa i złamał rękę. W czasie gdy Gagarin zmierzał do samolotu, wszyscy starali się do niego zbliżyć, dotknąć go, objąć. Później Gagarin powie, że ta niespodziewana popularność była jeszcze bardziej dezorientująca niż ponowne wejście w atmosferę. Wytworzyło się takie wariactwo, że Wołowicz musiał wyciągnąć swój pistolet, by doprowadzić Gagarina do schodków wiodących do samolotu. Na ich szczycie kosmonauta się odwrócił, promieniejąc, i podziękował wszystkim za to powitanie. Potem zaś zanurkował do wnętrza maszyny. Uruchomiono silniki, samolot pokołował do pasa startowego i wzbił się w powietrze.

Dochodziła trzecia po południu. Gagarin znalazł się wreszcie w drodze do Kujbyszewa, następnego i ostatniego przystanku tego dnia, który zdawał się nie mieć końca. Nareszcie Wołowicz mógł go przebadać na pokładzie samolotu. Gagarin był już wówczas tak zmęczony, że przez krótki czas było mu niedobrze. Kiedy jednak Wołowicz sprawdził mu ciśnienie krwi, było jak najbardziej w normie – sto trzydzieści na sześćdziesiąt pięć. Gagarin zażartował nawet, że może w ogóle nie odbył lotu w kosmos, tak standardowy był to pomiar.

Czytaj więcej

Tajemnica śmierci Jurija Gagarina

Tymczasem samolot zmierzał coraz bardziej na północ. Wołowicz, zerkając na Gagarina leżącego na swoim siedzeniu, nie mógł ukryć podziwu. „To był naprawdę zadziwiający lot – powiedział autorowi tej książki w ostatnim wywiadzie w życiu, udzielonym w wieku dziewięćdziesięciu lat – ponieważ trudno było sobie wyobrazić, że koło nas siedzi pierwszy człowiek, który opuścił Ziemię. To było niezwykłe uczucie”. Jak zauważył, Gagarin czasem na krótko przymykał oczy, jednak nie spał. Był to bowiem moment, w którym „tak jakby na chwilę powrócił do kabiny statku kosmicznego”, samotnie unosząc się nad całym światem, spoglądając w gwiazdy.

Ameryka Kennedy’ego zaspała

Kiedy Gagarin leciał do Kujbyszewa, kamerdyner Kennedy’ego zszedł do głównej sali na drugim piętrze Białego Domu i zastukał do drzwi prezydenckiej sypialni. Jack i Jackie najbardziej lubili właśnie George’a Thomasa ze względu na nigdy nieodstępujący go dobry humor, choć nie zawsze udawało mu się obudzić prezydenta na czas. Dziś jednak nie miał się czym przejmować, Kennedy już był na nogach.

W Waszyngtonie dochodziła ósma rano. Jak zawsze Thomas podał prezydentowi plik porannych gazet. Wszystkie pisały o sukcesie Gagarina. W ciągu sześciu godzin od pierwszego komunikatu odczytanego przez Lewitana pierwsze strony porannych wydań trzeba było szybko zmieniać, aby znaleźć miejsce na relację z sensacyjnego wydarzenia. Pogrubioną czcionką i wielkimi literami każda z gazet opisywała to samo: „SOWIECI UMIEŚCILI NA ORBICIE CZŁOWIEKA, A POTEM ŚCIĄGNĘLI GO Z POWROTEM” – ekscytował się zwykle bardzo stonowany „New York Times” w pierwszym wersie trzylinijkowego nagłówka. „KOSMICZNY PIONIER PRZEKAZUJE: CZUJĘ SIĘ DOBRZE”. Kosmiczny pionier został też zidentyfikowany: „Major Gagarin, 27 lat, technik przemysłowy”. Co niesamowite, jako miejsce startu wskazano „Tyura Tam”, mimo wielkich wysiłków Sowietów, by je ukryć, co świadczyło o jakości źródeł w wywiadzie, jakimi dysponował „New York Times”. Lotowi Gagarina dziennik poświęcił trzy kolejne strony, znalazła się na nich także podpowiedź, jak prawidłowo wymawiać nazwisko pioniera: „You-Ree Gah-GAH- -Rin”, z akcentem na drugą sylabę nazwiska”. Proces nazistowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna zszedł na drugi plan. Wszędzie królował You-Ree Gah-GAH-Rin.

Pojawił się też w telewizji. A może raczej pojawiło się jego osiągnięcie. Zaledwie kilka minut przed próbą obudzenia prezydenta przez George’a Thomasa optymistyczny szef NASA James Webb, dopiero co mianowany na to stanowisko przez Kennedy’ego, pogratulował Sowietom ich dokonania w trzech głównych stacjach telewizyjnych.

Czytaj więcej

Zwierzęta w kosmosie. Od Łajki do sześciu Albertów.

Kwestii osiągnięć NASA – czy raczej ich braku – co pośrednio łączyło się z tematem, Webb postanowił nie poruszać. Inaczej niż autorzy tekstów w większości gazet rozrzuconych po sypialni Kennedy’ego. Wszędzie wskazywano, że Ameryka przegrała kosmiczny wyścig, i to spektakularnie. Ameryka zaspała. I to Ameryka kierowana przez Kennedy’ego.

Raptem dzień wcześniej Webb narzekał przed Komitetem do spraw Nauki i Astronautyki Izby Reprezentantów, że proponowany budżet dla NASA był zbyt mizerny, jeśli Amerykanie mają zamiar ścigać się z Rosjanami i chcą z nimi wygrać. A teraz popatrzymy, co się stało. Nagle, w porównaniu z wyczynem Gagarina, proponowany w ramach Programu Mercury piętnastominutowy lot suborbitalny zaczął się prezentować mocno zawstydzająco.

Zanim jeszcze to wszystko dotarło do prezydenta, zadzwonił jego sekretarz prasowy. Salinger, który inaczej niż jego szef był na nogach od 1.35, wszystko mu streścił. „Znamy jakieś szczegóły?” – zapytał Kennedy, co było pytaniem dość dziwacznym, zważywszy na fakt, że mnóstwo szczegółów przedstawiały telewizja i porozkładane w sypialni gazety. Potem Salinger przeczytał szkic oświadczenia, który Kennedy zaakceptował. Rozmowa się zakończyła. Kilka minut później w świat poszły słowa prezydenta:

„Umieszczenie przez ZSRR człowieka na orbicie, a następnie bezpieczne sprowadzenie go z powrotem to nadzwyczajne osiągnięcie techniczne. Gratulujemy radzieckim naukowcom i inżynierom, którzy umożliwili ten wyczyn […]”.

Jeśli jednak Kennedy myślał, że oświadczenie załatwi sprawę, to mocno się pomylił. Poza tym, bez względu na to, jak źle rozpoczął się ten dzień dla prezydenta i całych Stanów Zjednoczonych, miał się zakończyć jeszcze gorzej.

Fragment książki Stephena Walkera „Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię”, która ukaże się za kilka dni nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2023

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

O autorze:

Stephen Walker jest brytyjskim pisarzem i reżyserem, nagradzanym za filmy dokumentalne. Dostał nagrodę BAFTA, nagrodę Emmy, nagrodę Royal Television Society i Rose d’Or. Duży rozgłos zdobyła jego książka „Shockwave: Countdown to Hiroshima” (2005) – porywająca opowieść o ostatnich trzech tygodniach przed zrzuceniem bomby atomowej w sierpniu 1945 roku

Nic nie mogło przygotować Gagarina na przyjęcie w bazie w mieście Engels wkrótce po lądowaniu helikoptera, który dostarczył kosmonautę na miejsce. Bez względu na to, jak przytłoczony czuł się w jednostce rakietowej majora Gassijewa pół godziny wcześniej, to, co czekało na niego tutaj, było wydarzeniem na znacznie większą skalę. Tłumy ludzi zaczęły napływać do bazy po tym, jak całe miasto błyskawicznie obiegła wiadomość o jego rychłym przybyciu, a liczba zgromadzonych zwiększała się z każdą minutą. Trudno pojąć, jak wszyscy w Engelsie nagle się dowiedzieli, że niedługo pojawi się tam Gagarin, cóż to za niewidzialny telegraf tak błyskawicznie rozprzestrzenił tę informację. W każdym razie jakoś to się stało i teraz całe masy ludzi już na niego czekały, wiwatując, machając i krzycząc, gdy otworzyły się drzwi helikoptera. Gagarin, kiedy tylko wysiadł z maszyny, od razu znalazł się w samym środku zgromadzenia i, jak sam to później określił, „wzruszył się do łez”. Niecałe dwie godziny wcześniej był w kosmosie zupełnie sam, podziwiając Ziemię z wysoka; teraz chodził po jej powierzchni i nic już nie miało być takie jak wcześniej. Dopiero co minęło południe, ale przebyta od śniadania droga, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, była trudna do pojęcia i z niczym nieporównywalna. Pod naporem tłoczących się wokół ludzi poczuł „gwałtowny przypływ emocji”. Wysoko postawiony generał wcisnął mu do ręki telegram gratulacyjny. Od samego Chruszczowa. Potem Gagarinowi utorowano drogę do terminalu. Wszedł po schodach na drugie piętro i na chwilę zapadł się w fotelu. Ktoś zrobił mu wówczas zdjęcie. Uwieczniony na nim Gagarin patrzy gdzieś w przestrzeń, nieobecny, jak żołnierz, który właśnie wrócił z pola bitwy. Fotografii tej władze radzieckie nie upubliczniły.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku