Tajemnica śmierci Jurija Gagarina

Pierwszy człowiek, który poleciał w Kosmos, zginął dokładnie 50 lat temu. Sprawy, którą niedawno opisał Aleksander Bondariew na portalu tygodnik.tvp.pl, wciąż nie wyjaśniono.

Aktualizacja: 31.03.2018 18:36 Publikacja: 31.03.2018 00:01

Jurij Gagarin z dublerem Giermanem Titowem w drodze do Centrum Kosmicznego Bajkonur. Pierwszy lot cz

Jurij Gagarin z dublerem Giermanem Titowem w drodze do Centrum Kosmicznego Bajkonur. Pierwszy lot człowieka w Kosmos odbył się 12 kwietnia 1961 r.

Foto: RIA Novosti

Rankiem 27 marca 1968 r. radziecki kosmonauta Jurij Aleksiejewicz Gagarin wraz z pułkownikiem Władimirem Serioginem odbywali lot myśliwcem odrzutowym MiG-15. Nagle z nieznanych przyczyn maszyna runęła w dół. Mimo przeciążenia rzędu 10–11 g doświadczonym pilotom udało się wyjść z korkociągu, jednak do uniknięcia kolizji z ziemią zabrakło im zaledwie półtorej sekundy.

W latach 60. XX w. w samolotach MiG-15 nie instalowano czarnych skrzynek, a jedynie proste urządzenia rejestrujące prędkość i wysokość lotu. Hipotez było więc mnóstwo – od spotkania z UFO po spisek. Plotkowano, że piloci byli pijani, polowali na łosie lub po prostu nieprzygotowani do lotu. Naród musiał sam poszukiwać odpowiedzi na pytania o kulisy śmierci bohatera, bo mieszczące się w 29 tomach materiały ze śledztwa zostały całkowicie utajnione.

Koncepcje zakładające zamachy różnego autorstwa zostały skrupulatnie przeanalizowane przez KGB i odrzucone. Sabotaż też nie wchodził w grę, ponieważ nie znaleziono żadnych śladów.

Feralny Mig-15 był starą maszyną – rocznik 1956. W samolocie czterokrotnie remontowano silnik, a cała maszyna przeszła dwa remonty kapitalne. Jednak podczas ostatniego lotu samolot był całkowicie sprawny. Wykluczono zderzenie z ptakiem lub balonem meteorologicznym.

Wrak skrupulatnie posklejany

Samolot spadł w pobliżu miejscowości Kirżacz w obwodzie włodzimierskim. Niewielki lej miał średnicę 6,3 m i głębokość 2,7 m. Fragmenty maszyny znaleziono w promieniu 40–50 metrów. 14 grubych drzew zostało ściętych jak zapałki. Mimo intensywnych i skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono niczego, co mogłoby wyjaśnić przyczyny wypadku.

Dzięki determinacji wojska odzyskano 90 proc. maszyny i 94 proc. oszklenia kokpitu. Wszystkie fragmenty sklejono i poddano szczegółowej analizie. Udało się ustalić jedynie to, że silnik działał na zwiększonych obrotach i nie było awarii zasilania. Szczątki Miga-15 zostały pokryte specjalną substancją ochronną i zabezpieczone w jednym z wojskowych instytutów badawczych, gdzie spoczywają do dzisiaj.

Wyniki ekspertyz i dochodzenia nie wniosły nic istotnego, stąd w połowie sierpnia 1968 r. pod presją przewodniczącego komisji państwowej, marszałka Dmitrija Ustinowa wydano orzeczenie: „Załoga miga-15 wykonała ostry manewr ze względu na zmienioną sytuację w powietrzu i wpadła w korkociąg. Próbując doprowadzić samolot do lotu poziomego, piloci zderzyli się z ziemią i zginęli”.

Przy okazji wyszedł na jaw bałagan, jaki panował w siłach powietrznych. Najpierw spóźnił się samolot, który miał rozpoznać warunki pogodowe. Sytuacja meteorologiczna była zatem nieznana. Prymitywny rejestrator pokładowy nie miał taśmy zapisującej dane. Te niedociągnięcia nie mogły być jednak przyczyną śmierci dwóch doświadczonych pilotów.

To, czego państwowa komisja nie mogła zrozumieć, po prostu przemilczała. Odrzuciła więc prawdziwą – jak się po latach okazało – hipotezę o „wstrząsie i rozhermetyzowaniu kabiny w wyniku zbliżenia do innego samolotu lecącego z prędkością okołodźwiękową”.

Zabójczy rozgardiasz

Zmowę milczenia przełamał pod koniec lat 80. promotor Jurija Gagarina z Akademii Lotniczej im. Żukowskiego, gen. Siergiej Biełocerkowski. Razem przyjacielem kosmonauty, gen. Aleksiejem Leonowem poprosił o odtajnienie materiałów komisji państwowej i wznowienie dochodzenia. Mimo odwilży i pieriestrojki niewiele udało im się osiągnąć.

Leonow sam był znanym kosmonautą – człowiekiem, który jako pierwszy wyszedł na otwartą przestrzeń kosmiczną. Jednak jego wkład w śledztwo został nie tylko zignorowany, ale też zniekształcony. Miał on własną hipotezę na temat przyczyn katastrofy samolotu, którą ogłosił dopiero w 2013 r.

– W czasie gdy mig-15 odbywał lot, na wysokości ponad 10 tys. metrów testowano ponaddźwiękowy myśliwiec przechwytujący Su-11 z bazy Instytutu Lotnictwa im. Gromowa Ministerstwa Przemysłu Lotniczego. Maszyna miała zainstalowane na pokładzie radiolokatory azymutu i wysokości, ale ten ostatni, jak się okazało, działał niestabilnie – twierdzi kosmonauta. – Nie wzięto pod uwagę ani naszego oświadczenia o obecności Su-11, ani faktu, że podczas eksperymentu śledczego trzech wieśniaków niezależnie od siebie stwierdziło, iż widzieli nisko lecący samolot „ze skrzydłami jak bałałajka” i dwoma silnikami, i zidentyfikowało go wśród dziesięciu pokazanych im modeli.

Jak podkreślał Leonow, su-11 nie przestrzegał zaplanowanej trajektorii lotu i zszedł pod chmury na wysokość 400–500 metrów, a następnie włączył dopalacz i wrócił na właściwą wysokość. – Moje wnioski i wyniki eksperymentu śledczego zostały odrzucone, a mnie kazano „siedzieć cicho” – skarżył się przyjaciel Gagarina.

Leonow zyskał wgląd w materiały zgromadzone podczas śledztwa dopiero po tym, jak w 2011 r. zwrócił się do prezydenta Władimira Putina. Głównie chodziło mu o tajemniczą kopertę, której zawartość była znana nielicznym. Okazało się, że część informacji zniknęła, a niektóre zmieniono.

Poza znanymi już niedociągnięciami problem tkwił w bałaganie i dezinformacji. Pod koniec lotu miga kontroler się pomylił – śledził na ekranie radaru nie maszynę Gagarina, lecz Su-11, ponieważ nie miał pełnej informacji o ruchu w powietrzu. W pierwotnym raporcie Leonow obliczył, że samoloty zbliżyły się do siebie na 10–15 m, po czym su-11 odszedł pełną mocą, co zdestabilizowało lot Miga-15.

Kosmonauta odkrył w archiwum inną wersję swojego sprawozdania. Według niej odległość między maszynami wynosiła 50 kilometrów, co nie mogło spowodować katastrofy. Okazało, że w ten sposób próbowano zatuszować winę pilota Su-11 z powodu jego osobistych powiązań. Jakich? Do dziś nie wiadomo.

Cytat pochodzi z artykułu Aleksandra Bondariewa opublikowanego na portalu tygodnik.tvp.pl

Rankiem 27 marca 1968 r. radziecki kosmonauta Jurij Aleksiejewicz Gagarin wraz z pułkownikiem Władimirem Serioginem odbywali lot myśliwcem odrzutowym MiG-15. Nagle z nieznanych przyczyn maszyna runęła w dół. Mimo przeciążenia rzędu 10–11 g doświadczonym pilotom udało się wyjść z korkociągu, jednak do uniknięcia kolizji z ziemią zabrakło im zaledwie półtorej sekundy.

W latach 60. XX w. w samolotach MiG-15 nie instalowano czarnych skrzynek, a jedynie proste urządzenia rejestrujące prędkość i wysokość lotu. Hipotez było więc mnóstwo – od spotkania z UFO po spisek. Plotkowano, że piloci byli pijani, polowali na łosie lub po prostu nieprzygotowani do lotu. Naród musiał sam poszukiwać odpowiedzi na pytania o kulisy śmierci bohatera, bo mieszczące się w 29 tomach materiały ze śledztwa zostały całkowicie utajnione.

Pozostało 85% artykułu
Kosmos
Kosmiczne „czerwone potwory”. Astronomowie zaskoczeni odkryciem Teleskopu Webba
Kosmos
Kosmiczny zbieg okoliczności zmylił naukowców. Przełomowe ustalenia w sprawie Urana
Kosmos
Rekordowa czarna dziura. Nowo odkryty obiekt zachowuje się inaczej niż przewiduje teoria
Kosmos
„Bóg chaosu” coraz bliżej Ziemi. Naukowcy przewidują, co stanie się z asteroidą
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kosmos
Japonia po raz trzeci użyła z powodzeniem swojej nowej rakiety nośnej