Pokojowa Nagroda Nobla dla Lecha Wałęsy była wydarzeniem szeroko komentowanym, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Oczywiście, zupełnie inaczej patrzyli na nią przywódcy PRL, którzy przyjęli ją z niezadowoleniem, wręcz złością, a zupełnie inaczej zwykli Polacy (zwłaszcza ci zaangażowani w działalność opozycji), związkowcy oraz zachodni politycy czy media. W tym ostatnim przypadku podkreślano przede wszystkim, że było to w pełni zasłużone wyróżnienie, a także radość i nadzieje na przyszłość.
W 1983 r. Lech Wałęsa był jednym z kilkudziesięciu (dokładnie 75) kandydatów zgłoszonych do Pokojowej Nagrody Nobla. I otrzymał to prestiżowe wyróżnienie, na które tak liczył już rok wcześniej – wówczas również znalazł się wśród kandydatów do tej nagrody, ale ostatecznie otrzymali ją szwedzka dyplomatka Alva Myrdal oraz jej meksykański kolega Alfonso Garcia Robles za działalność na rzecz międzynarodowego rozbrojenia.
Czytaj więcej
Wielotysięczne marsze, rezolucje, protesty Sławomira Mrożka i Leopolda Tyrmanda, wiersze Mariana Hemara i Kazimierza Wierzyńskiego – 55 lat temu emigracja dała świadectwo, że Polacy są przeciwni inwazji na Czechosłowację. Biegu wydarzeń zmienić jednak nie mogła.
Radość słowami Danuty
Dla Polaków – szczególnie działaczy opozycji, zwłaszcza solidarnościowej – było to wydarzenie niezwykle radosne, dla peerelowskich władz i ich sojuszników duży problem.
Jak donosiły zachodnie media – 5 października 1983 r., czyli w dniu oficjalnego ogłoszenia laureata przez Komitet Noblowski – małżonka Lecha Wałęsy, Danuta, w rozmowie z korespondentami zachodnimi „wyraziła głęboką radość i zaskoczenie”. Sam noblista stwierdził – w oficjalnym oświadczeniu odczytanym przez Bohdana Cywińskiego w Oslo, 11 grudnia 1983 r., czyli dzień po wręczeniu nagrody małżonce przewodniczącego Solidarności – „Przyjmuję tę nagrodę z całym szacunkiem dla jej rangi i zarazem z poczuciem, że wyróżnia ona nie mnie osobiście, lecz jest nagrodą dla Solidarności, dla ludzi i spraw, o które walczyliśmy i walczymy w duchu pokoju i sprawiedliwości”.