Stosunkowo fundamentalna jest tylko obietnica powiązania emerytur ze stażem pracy. Ogłosił to z konwencyjnej trybuny sam Jarosław Kaczyński i w zasadzie wszyscy się pod tym podpisali. Zaraz jednak przypomniano, że sam PiS blokował przez kilka lat przewidujący to projekt Lewicy.
Można by uznać, że PiS się wypalił. Brak w nowym programie przełomowych celów, nawet jeśli Paweł Kukiz cieszył się w Końskiem z wpisania do tego programu lokalnych referendów (tak zwany dzień referendalny) i ze stworzenia instytucji sędziów pokoju, notabene niekompatybilnej (miał tu rację minister Zbigniew Ziobro) z obecnym systemem wymiaru sprawiedliwości, a kto wie, czy nie z literą konstytucji. Jeśli czegoś bym bronił, to jednak pewnej powagi tego kolejnego programowego tekstu. PiS pisze takie obszerne résumé przy okazji każdych wyborów.
O dziedzictwie i Unii na poważnie
Dwa przykłady. Koalicja Obywatelska bąknęła ledwie kilka słów na temat kultury. Zabrakło w jej „konkretach” tematu dziedzictwa narodowego. Nie wiemy, co Tusk chce pielęgnować, a co zaniedbać. Skądinąd zrezygnowano tu także z pewnych wątków rozliczeniowych. Nie znalazłem na przykład powtarzanej niegdyś rytualnie przez platformerską opozycję zapowiedzi likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej.
W programie PiS jest za to o kwestii dziedzictwa wiele stron – i w kontekście chwalenia się dorobkiem, i obietnic na przeszłość. Faktem jest powołanie około 300 muzeów, w tym Muzeum Historii Polski. Zarazem chyba najciekawsza jest deklaracja powołania Narodowej Agencji Rewitalizacji Dziedzictwa. Pomysł wykluł się w łonie resortu Piotra Glińskiego, stworzyli go entuzjaści tematu. Ta agencja oznacza nie tylko zmiany organizacyjne, ale też całkiem nowe podejście do tematu ochrony zabytków. Mają być one kołem zamachowym rozwoju ekonomicznego miejscowości i regionów. To wizja rewitalizacji miast, z bardzo aktywną rolą państwa.
Tyle że projekt miał być głosowany już w tej kadencji. Ugrzązł z powodu oporów urzędniczych w tym samym resorcie kultury i obaw posłów PiS przed zbyt radykalnymi rozwiązaniami, łącznie z dopuszczalnym w pewnych wypadkach wywłaszczeniem właścicieli zaniedbanych zabytkowych obiektów. Czy te blokady znikłyby, gdyby PiS zdobył trzecią kadencję? Nie wiem. Ale niewątpliwie to ciekawa oferta. Po drugiej stronie nie znajduję niczego podobnego.
Inny przykład: dla KO temat Unii Europejskiej łączy się jedynie z obietnicą pozyskania blokowanych dziś unijnych funduszy i deklaracją przestrzegania wyroków TSUE dotyczących tzw. praworządności. PiS podejmuje dyskusję na temat przyszłości Unii, przestrzega przed federalizacją europejskiego kolosa. Chętnie bym się dowiedział, co na to opozycja. Zwłaszcza co na to Tusk.
Programowe wypalenie się PiS jawi się jako nie tak dotkliwe, gdy weźmie się pod uwagę, że jako partia już rządząca musi ten obóz wiele rzeczy dokończyć. W tym sensie program jest już do jakiegoś stopnia znany. Oczywiście, zawsze ugrupowanie przy władzy ma z tym łatwiej. Na dokładkę dysponując aparatem urzędniczym, ma lepszy dostęp do informacji.
Ale też przypomnę, że Platforma Obywatelska dysponuje gabinetem cieni, a w parlamencie ma wielu fachowców od poszczególnych dziedzin. Jeśli wynika z tego tak mizerny dorobek, wypada się zdziwić. Może wybrano jedynie logikę spektaklu. Uznano, że trzeba uniknąć zbędnego gadulstwa. Może bano się, że zbyt jednoznaczne deklaracje znowu wypłoszą część wyborców, jak tych wolnorynkowców, którzy uciekli do Konfederacji. Jednocześnie mamy do czynienia z obrazem pustki.
Wszystko to być może. Z zaplecza partii Tuska słychać pogłoski o tym, że nie wierzy się tam w wejście Trzeciej Drogi do parlamentu. Stąd nagły zwrot w kierunku dopuszczenia ewentualnego paktu z Konfederacją, dopiero co wyklinaną jako klerykalna, antykobieca, właściwie brunatna. Teraz mówi się o niej z szacunkiem. To jednak wszystko kwestia taktyki. Jako wyborcy wciąż nie znamy ewentualnego planu rządzenia ekipy Tuska. I do wyborów już raczej nie poznamy.