Wyborcze konkrety. Sprzeczności Tuska, wypalenie PiS

Wypalenie programowe PiS jest do pewnego stopnia zrozumiałe. Bardziej zaskakuje, że mimo ogłoszenia „100 konkretów” tak naprawdę wciąż nie znamy planu rządzenia ekipy Donalda Tuska.

Publikacja: 15.09.2023 17:00

Konkrety ogłoszone w ostatnią sobotę na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Tarnowie sprawiają wrażen

Konkrety ogłoszone w ostatnią sobotę na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Tarnowie sprawiają wrażenie przypadkowej listy spisanej pół godziny przed partyjnym zlotem

Foto: paweł topolski/pap

Jeśli przyjąć, że polska polityka jest przede wszystkim produktem kultury spektaklu, możliwe, że wyścig na konwencje programowe w ostatnią sobotę wygrała Koalicja Obywatelska. Donald Tusk był żwawszy niż Jarosław Kaczyński (choć jak zwykle przesadnie drapieżny), wystąpienia jego ludzi krótsze i przynajmniej brzmiące konkretniej niż rozwlekłe mowy PiS-owskiego areopagu. 74-letni Kaczyński nadal mówi z głowy, podobnie jak 66-letni Tusk. Ale dramaturgia jego wystąpień i tembr jego głosu kojarzą się z urzędową nudą.

Skądinąd mało kto był w komfortowej sytuacji porównywania wszystkiego. Obie główne konwencje trwały w tym samym czasie. TVP pokazała wyłącznie obrady PiS. Polsat i w mniejszym stopniu TVN próbowały skakać z Tarnowa, gdzie zebrała się KO, do Końskiego, gdzie swój program ogłaszało Prawo i Sprawiedliwość. Trudno to jednak było w całości ogarnąć nawet uważnemu widzowi.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Czasów stalinizmu nie można oceniać według kryteriów nawet z późniejszego PRL

Tusk zawsze o jednym

Obie główne mowy ogarnąć się dało. I powtórzę, może Tusk zaprezentował lepsze aktorstwo, ale gdy przychodzi do zderzeń merytorycznych, bilans jest już dla mnie mniej jednoznaczny.

Uderzające, że Tusk mowę poświęconą tak zwanym 100 konkretom na 100 dni rządów zaczął od personalnych ataków na liderów obozu przeciwnika. Jak zdołał wpleść w teoretycznie programowe wystąpienie opowieść o tym, jak to rzekomo kiedyś jako premier zwalniał Mateusza Morawieckiego z funkcji swojego doradcy, bo tamten miał realizować interes swojego banku, a nie interes Polaków? Trudno to nawet precyzyjnie odtworzyć. Była to szkatułkowa opowieść, choć sugestywna.

Gorzej, że lider KO-PO nie objaśnił, właściwie w imię jakich wartości i jakiej wizji Polski dąży do władzy. Polacy mają wynająć jego ugrupowanie (użył takiej formułki) po to, aby położyć kres pisowskiemu kataklizmowi. Rafał Trzaskowski zapowiadający później, że nie wymieni ani razu nazwy partii Kaczyńskiego, mimowolnie ośmieszył tę stylistykę. Tusk zrobił to przecież tyle razy, ile tylko się dało.

Wystąpienie Kaczyńskiego było przewlekłe i pedantyczne. Jeśli poprzedzane radami PR-owców co do formy, to daremnymi. Ale to prezes PiS opisał aksjologiczne podstawy swojej władzy i swojej kampanii, streszczając pierwsze rozdziały 300-stronicowego programu. Można polemizować z tym, co podstawiał pod takie pojęcia jak „Wartość życia ludzkiego”, „Wolność”, „Solidarność”, „Równość”, „Rodzina”, „Naród”, „Bezpieczeństwo” czy „Państwo”, ale przynajmniej wiemy, co oznacza jego zapowiedź wyrównywania socjalnych różnic, obrony tradycyjnej rodziny, narodowej wspólnoty czy suwerenności Polski. U Tuska na tej konwencji aksjologia była głęboko zamaskowana.

Nowa Solidarność, czyli opozycja

Konsekwencją były kompletnie różne oferty. Ledwie kilka dni przed sobotnim starciem gigantów pisałem, że Tusk podczas obchodów rocznicy Porozumień Sierpniowych w Gdańsku przedstawił czytelnie swoje podejście do obecnego starcia. Ma to być starcie obozu wolnościowego z pisowskim autorytaryzmem. Aby je opisać, były premier nie zawahał się snuć analogii do pierwszej Solidarności walczącej z monopolem władzy w imię godności „prostego człowieka”. Od Lecha Wałęsy nie oczekiwano w latach 80. spójnego planu rządzenia.

Różnica jest jednak taka, że Solidarność do roku 1989 o władzy marzyć nie mogła, a nawet do kontraktowych wyborów szła bardziej jako potencjalny kontroler PZPR niż jej zmiennik, co zmieniło się dopiero potem. Koalicja Obywatelska za kilka tygodni może tworzyć rząd. Z jakim scenariuszem, poza moralistycznymi zapowiedziami, że rozliczy poprzedników z korupcji i łamania praworządności?

Opowieści o „prostym człowieku” mogłyby wskazywać na socjalny egalitaryzm, ale przecież Tusk używał języka ze wszystkich możliwych politycznych słowników – od wolnorynkowego po związkowy. A nade wszystko preferował kampanię czysto reaktywną. Dziś jeden incydent, jedna wpadka PiS była tematem, jutro następna.

Zdawać by się mogło, że ogłoszenie „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów” zakończy czas unikania planów i scenariuszy. Ale przecież tak nie jest. W swoim przemówieniu lider KO-PO mieszał sprawy kluczowe, jak postulat podwyższenia kwoty wolnej od podatku z 30 do 60 tys. zł, z tak błahymi jak obniżenie VAT dla salonów piękności na równi z fryzjerskimi. A przecież dopiero co platformersi obśmiewali błahość niektórych propozycji PiS (lepsze posiłki w szpitalach czy bon na wycieczki po kraju dla młodzieży szkolnej).

Co jeszcze istotniejsze, nadal wszystkie słowniki są w użyciu równocześnie. Tusk nieustannie rozlicza obóz rządzący łącznie z prezesem NBP Adamem Glapińskim z inflacji i drożyzny, a równocześnie proponuje 30-proc. podwyżki dla nauczycieli, a 20-proc. dla reszty budżetówki. To oznacza propozycję gaszenia pożaru benzyną. W tym samym czasie ludzie liberalnej opozycji w Radzie Polityki Pieniężnej sprzeciwiają się obniżce stóp procentowych.

Każdy obóz polityczny, każdy lider w demokracji próbuje do pewnego stopnia prezentować różne poglądy równocześnie, czasem sprzeczne. Tu jednak mamy skrajną wersję takiego podejścia.

Czytaj więcej

Między Wołyniem i NATO. Jak przełamać historyczną klątwę

Zerknijmy na konkrety

Kto nie chce oceniać nowej, bardziej „programowej” Koalicji czy Platformy Obywatelskiej po słowach lidera, powinien sięgnąć do samego spisu konkretów. Robią one wrażenie całkiem przypadkowej listy, spisanej na pół godziny przed partyjnym zlotem. Są to zdawkowe punkty, pozbawione jakiegokolwiek szerszego opisu, przede wszystkim choćby próby objaśnienia, jak te cele osiągnąć. Czasem są one same w sobie wręcz nieczytelne.

Co ma oznaczać „Obniżenie kosztów prowadzenia gospodarstw” z rozdzialiku o rolnictwie? A „Ochrona polskiego munduru” z części poświęconej obronności? Dotychczas to raczej PiS wymachiwał takim hasłem, ciekawe więc byłoby się dowiedzieć, co ma na myśli formacja Tuska.

Rozdział o bezpieczeństwie składa się z dwóch punktów: rozliczenia komendanta policji z akcji przeciw Strajkowi Kobiet oraz rozliczenia policji z innych akcji usługowych wobec władzy. Czy na pewno po ewentualnym spełnieniu tych dwóch zapowiedzi Polacy będą się czuli bezpiecznie? „Kultura” skwitowana jest obietnicą „zniesienia cenzury” (gdzie?) oraz obietnicą uchwalenia ustawy o zawodzie artysty. To ostatnie nawet na czasie, skoro minister Piotr Gliński włożył kij w mrowisko, tłumacząc, że takiej ustawy PiS nie uchwali z powodu niechęci jego elektoratu do artystycznych celebrytów. Ale czy ewentualne przyjęcie takiego projektu zapewniającego artystom specjalny fundusz emerytalny przez obecną opozycję (na jakich zasadach?) zamyka temat przyszłej polityki kulturalnej rządu premiera Tuska?

Tak jest w zasadzie ze wszystkim. Prezydent Trzaskowski rzucił populistyczny pomysł uwolnienia dzieci i młodzieży od szkolnych prac domowych. Ale w tekście tego nie ma, skądinąd wizja przyszłej edukacji to jedynie „odpolitycznienie szkoły”, podwyżki dla belfrów i likwidacja przedmiotu historia i teraźniejszość. Z tym ostatnim akurat się zgadzam, ale czy wyłania się z tego spójna wizja systemu edukacyjnego?

Także we fragmencie dotyczącym służby zdrowia niewiele mamy nowości, a zupełnie nie dostajemy konkretów na temat poprawy jej finansowania. O tyle to istotne, że cała liberalno-lewicowa opozycja ogłasza nieustannie domniemaną zapaść usług publicznych jednym z największych zaniedbań pisowskiej władzy. Co jednak w zamian?

Kto za to zapłaci?

Odrobinę szersze są zapowiedzi dotyczące gospodarki i sfery społecznej. Przedsiębiorcom obiecuje się m.in. przywrócenie zryczałtowanej składki zdrowotnej, kobietom wracającym na rynek pracy po urodzeniu dziecka tzw. babciowe, wszystkim wspomnianą radykalną podwyżkę kwoty wolnej od podatku (czemu kiedyś ten obóz był przeciwny) oraz zniesienie bankowego podatku Belki.

Jest to, gdy podliczyć sumy, bardzo kosztowne, ale zarazem powraca pytanie o jakąkolwiek spójność wizji społeczeństwa. KO-PO chce przywrócenia niedziel handlowych – w interesie konsumenta, a nie pracownika. A przecież całkiem niedawno Tusk eksperymentował z myślą o skróceniu czasu pracy dla wszystkich. Tu jednak tego nie znajdziemy. Dlaczego? Pomysły rodzą się i gasną w głowie lidera.

Mamy oczywiście obietnicę legalizacji aborcji na życzenie. To na razie jedyny punkt mający wiązać kandydatów tego bloku wyborczą i klubową dyscypliną. Znamienne jednak, że najdłuższy jest rozdział zapowiadający rozliczenie rządów PiS. Chętnie bym się dowiedział, za co Trybunał Stanu ma czekać na przykład wspomnianego już Glińskiego. Obok obietnic stawiania polityków wymienionych z nazwiska przed Trybunałem lub przed prokuratorem dostajemy zapowiedź czystek w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, skasowania rozmaitych instytutów potworzonych podczas rządów PiS i „weryfikacji Centralnego Portu Komunikacyjnego”. I znów – z tym ostatnim ja akurat się zgadzam. Ale dominacja reaktywności nad własnymi pomysłami na nowe polityki i nowe instytucje bije po oczach.

Akces lidera Agrounii do tego obozu nie wpłynął w najmniejszym stopniu na rozdzialik o rolnictwie. Nie ma tam nic o ochronie polskiego rynku rolnego, choć dopiero co Tusk z Michałem Kołodziejczakiem u boku gromko go zapowiadał. Nie doczekamy się też choć próby zarysowania przyszłości rolnictwa, coraz mocniej podgryzanego m.in. przez konkurencję produktów z Ukrainy. Z kolei wśród niewielu punktów związanych z ekologią o proponowany zakaz wycinek drzew w miastach spytałbym prezydenta Warszawy Trzaskowskiego, który takim wycinkom nieraz patronował.

Na domniemane pytanie o koszty pomysłów finansowych Tusk odpowiedział coś takiego: „Wiecie, z czego można sfinansować nasze konkrety? Z naszej uczciwości i kompetencji”. Czy to nie przypomina sławnego pisowskiego: „Wystarczy nie kraść”? Skądinąd KO zwalnia się w ten sposób z myślenia systemowego. To lepsi ludzie, jakimi podobno dysponuje ta formacja, mają zrobić tak, żeby, owszem, kosztowało więcej, ale nie aż tak dużo, jak można by się obawiać.

Czytaj więcej

Trzecia droga? Raczej Konfederacja, a nie Hołownia i Kosiniak-Kamysz

Widmo rozdawnictwa nadciąga

Z rozbawieniem słuchałem posłanki Polski 2050 (a w tej chwili kandydatki Trzeciej Drogi) Joanny Muchy, która po własnej konwencji i konwencji bloku Tuska zwołanych na tę samą sobotę słała w rozmowie z Marcinem Fijołkiem w Polsat News uspokajające komunikaty. Jej zdaniem równoległe obrady dowodziły zbliżania się stanowisk potencjalnych koalicjantów mających po wyborach rządzić wspólnie.

Z jednej strony posłanka Mucha ewidentnie osłabia takimi deklaracjami (jak zresztą wszyscy pozostali politycy Trzeciej Drogi) siłę konkurencyjną swojego ugrupowania w starciu z Tuskiem. Z drugiej zaś Mucha „nie zauważa”, że pomysły KO-PO są bardziej rozdawnicze i proinflacyjne niż to wszystko, co prezentuje dziś PiS.

A przecież na swojej konwencji Trzecia Druga próbowała formułować oddzielny komunikat. Są formacją ludzi ciężkiej pracy sprzeciwiającą się nadmiernemu rozdawnictwu – w imię etosu zaradności i przedsiębiorczości. I wprawdzie na liście jej pomysłów nie widać specjalnie wielu ofert sprzyjających przedsiębiorczym, ale nie ma też, przyznajmy, budżetowej ekstrawagancji.

Jest ona natomiast zapisana w wielu spośród „100 konkretów” KO-PO. Z kolei Lewica idzie jeszcze dalej w oferowaniu ekonomicznej utopii: z krótszym czasem pracy i astronomicznymi podwyżkami. Ale i tak w jej przekazie dominuje ideologia – z otwarcie podnoszonym przez posłanki Lewicy hasłem „Aborcja jest OK”.

Gruby buch PiS i wypalenie

Co na tym tle prezentuje PiS będący tłem dla nieustających monologów prezesa Kaczyńskiego? O ile „100 konkretów na 100 dni” można przeczytać w pięć minut, o tyle program formacji rządzącej jest w swojej pełnej wersji grubym buchem, trudnym do przebrnięcia. Po katalogu wartości połowę tekstu zajmuje chwalenie się osiągnięciami ostatnich ośmiu lat. Czytamy o inwestycjach, o ambitnej polityce socjalnej, o uszczelnieniu systemu podatkowego, ale też otrzymujemy drobiazgowe wykazy najróżniejszych przedsięwzięć, przygotowane zapewne przez resorty. Dowiadujemy się, przykładowo, o powstaniu Gminnego Centrum Recyklingu w Ogrodzieńcu. Bardzo łatwo się w tym pogubić.

Zarazem kiedy PiS przechodzi do planów na kolejne cztery lata (a w zasadzie nawet do roku 2033), też trochę się gubimy w zapowiedziach równie szczegółowych, co niekonkretnych. Czytamy pochwały samych siebie za zwiększenie nakładów na służbę zdrowia, ale nie znajdujemy zasadniczych recept na likwidację kolejek w przychodniach i szpitalach (poza zapowiedzianą ogólnikowo próbą zwiększenia liczby lekarzy). Także obietnice pomnożenia liczby mieszkań wiązane z postawieniem na budownictwo komunalne są nazbyt ogólnikowe.

To znamienne, że gdy przyszło do wyboru z potężnego tekstu ośmiu „największych konkretów”, trzy były już wcześniej zapowiedziane, a nawet częściowo wdrożone – z 800+ na czele. Pozostałe były zapowiadane w kolejnych dniach tygodnia poprzedzającego konwencję. Obietnica lepszych posiłków w szpitalach i bonu na wycieczki szkolne jawią się jako tyleż błahe, co już kiedyś inicjowane. Z kolei rewitalizacja osiedli z wielkiej płyty i przymus sprzedaży lokalnych produktów rolniczych w sklepach to bardziej deklaracje intencji niż konkretnych posunięć. Skądinąd, co zabawne, to ostatnie proponowała kiedyś Agrounia. Jednak to nie Koalicja Obywatelska, ale obecnie rządzący wzięli to na sztandary.

Stosunkowo fundamentalna jest tylko obietnica powiązania emerytur ze stażem pracy. Ogłosił to z konwencyjnej trybuny sam Jarosław Kaczyński i w zasadzie wszyscy się pod tym podpisali. Zaraz jednak przypomniano, że sam PiS blokował przez kilka lat przewidujący to projekt Lewicy.

Można by uznać, że PiS się wypalił. Brak w nowym programie przełomowych celów, nawet jeśli Paweł Kukiz cieszył się w Końskiem z wpisania do tego programu lokalnych referendów (tak zwany dzień referendalny) i ze stworzenia instytucji sędziów pokoju, notabene niekompatybilnej (miał tu rację minister Zbigniew Ziobro) z obecnym systemem wymiaru sprawiedliwości, a kto wie, czy nie z literą konstytucji. Jeśli czegoś bym bronił, to jednak pewnej powagi tego kolejnego programowego tekstu. PiS pisze takie obszerne résumé przy okazji każdych wyborów.

O dziedzictwie i Unii na poważnie

Dwa przykłady. Koalicja Obywatelska bąknęła ledwie kilka słów na temat kultury. Zabrakło w jej „konkretach” tematu dziedzictwa narodowego. Nie wiemy, co Tusk chce pielęgnować, a co zaniedbać. Skądinąd zrezygnowano tu także z pewnych wątków rozliczeniowych. Nie znalazłem na przykład powtarzanej niegdyś rytualnie przez platformerską opozycję zapowiedzi likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej.

W programie PiS jest za to o kwestii dziedzictwa wiele stron – i w kontekście chwalenia się dorobkiem, i obietnic na przeszłość. Faktem jest powołanie około 300 muzeów, w tym Muzeum Historii Polski. Zarazem chyba najciekawsza jest deklaracja powołania Narodowej Agencji Rewitalizacji Dziedzictwa. Pomysł wykluł się w łonie resortu Piotra Glińskiego, stworzyli go entuzjaści tematu. Ta agencja oznacza nie tylko zmiany organizacyjne, ale też całkiem nowe podejście do tematu ochrony zabytków. Mają być one kołem zamachowym rozwoju ekonomicznego miejscowości i regionów. To wizja rewitalizacji miast, z bardzo aktywną rolą państwa.

Tyle że projekt miał być głosowany już w tej kadencji. Ugrzązł z powodu oporów urzędniczych w tym samym resorcie kultury i obaw posłów PiS przed zbyt radykalnymi rozwiązaniami, łącznie z dopuszczalnym w pewnych wypadkach wywłaszczeniem właścicieli zaniedbanych zabytkowych obiektów. Czy te blokady znikłyby, gdyby PiS zdobył trzecią kadencję? Nie wiem. Ale niewątpliwie to ciekawa oferta. Po drugiej stronie nie znajduję niczego podobnego.

Inny przykład: dla KO temat Unii Europejskiej łączy się jedynie z obietnicą pozyskania blokowanych dziś unijnych funduszy i deklaracją przestrzegania wyroków TSUE dotyczących tzw. praworządności. PiS podejmuje dyskusję na temat przyszłości Unii, przestrzega przed federalizacją europejskiego kolosa. Chętnie bym się dowiedział, co na to opozycja. Zwłaszcza co na to Tusk.
Programowe wypalenie się PiS jawi się jako nie tak dotkliwe, gdy weźmie się pod uwagę, że jako partia już rządząca musi ten obóz wiele rzeczy dokończyć. W tym sensie program jest już do jakiegoś stopnia znany. Oczywiście, zawsze ugrupowanie przy władzy ma z tym łatwiej. Na dokładkę dysponując aparatem urzędniczym, ma lepszy dostęp do informacji.

Czytaj więcej

Konflikt o imigrantów. Pisowska obstrukcja, unijna presja

Ale też przypomnę, że Platforma Obywatelska dysponuje gabinetem cieni, a w parlamencie ma wielu fachowców od poszczególnych dziedzin. Jeśli wynika z tego tak mizerny dorobek, wypada się zdziwić. Może wybrano jedynie logikę spektaklu. Uznano, że trzeba uniknąć zbędnego gadulstwa. Może bano się, że zbyt jednoznaczne deklaracje znowu wypłoszą część wyborców, jak tych wolnorynkowców, którzy uciekli do Konfederacji. Jednocześnie mamy do czynienia z obrazem pustki.

Wszystko to być może. Z zaplecza partii Tuska słychać pogłoski o tym, że nie wierzy się tam w wejście Trzeciej Drogi do parlamentu. Stąd nagły zwrot w kierunku dopuszczenia ewentualnego paktu z Konfederacją, dopiero co wyklinaną jako klerykalna, antykobieca, właściwie brunatna. Teraz mówi się o niej z szacunkiem. To jednak wszystko kwestia taktyki. Jako wyborcy wciąż nie znamy ewentualnego planu rządzenia ekipy Tuska. I do wyborów już raczej nie poznamy.

Jeśli przyjąć, że polska polityka jest przede wszystkim produktem kultury spektaklu, możliwe, że wyścig na konwencje programowe w ostatnią sobotę wygrała Koalicja Obywatelska. Donald Tusk był żwawszy niż Jarosław Kaczyński (choć jak zwykle przesadnie drapieżny), wystąpienia jego ludzi krótsze i przynajmniej brzmiące konkretniej niż rozwlekłe mowy PiS-owskiego areopagu. 74-letni Kaczyński nadal mówi z głowy, podobnie jak 66-letni Tusk. Ale dramaturgia jego wystąpień i tembr jego głosu kojarzą się z urzędową nudą.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi