Trzecia droga? Raczej Konfederacja, a nie Hołownia i Kosiniak-Kamysz

Coraz mocniej powątpiewam w żywotność tandemu Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Choćby dlatego, że wyrazistą alternatywę dla PiS i PO podsuwa nam dziś raczej Konfederacja.

Publikacja: 30.06.2023 10:00

Nieco zagubieni? Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz podczas konwencji Trzeciej Drogi w Grod

Nieco zagubieni? Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz podczas konwencji Trzeciej Drogi w Grodzisku Mazowieckim, 24 czerwca 2023 r.

Foto: Andrzej Iwańczuk/REPORTER

Rzecz bez mała symboliczna. Poprzednia sobota miała być apokaliptycznym starciem Zjednoczonej Prawicy z Koalicją Obywatelską – na Dolnym Śląsku. Oba wiece zaplanowano na godzinę 13. Więc Trzecia Droga, czyli koalicja PSL z Polską 2050, zorganizowała swoją konwencję wcześniej.

Mimo to ani TVP Info (sympatie: blok rządzący), ani TVN (sympatie: partia Tuska) nie transmitowały jej w całości. Zrobił to tylko próbujący zachować dystans wobec różnych stron Polsat. Skądinąd dwie pierwsze stacje były konsekwentne i później. TVP Info skoncentrowało się na pisowskiej imprezie w Bogatyni. TVN pokazał w całości długie wystąpienie Donalda Tuska we Wrocławiu. Rozdarty Polsat najpierw transmitował rozpoczętą wcześniej mowę Tuska. Potem, z pewnym opóźnieniem przerzucił się na Jarosława Kaczyńskiego.

Czytaj więcej

Polityczne starcie o wychowanie dzieci

Zaganiani na jedną listę

Czym różniła się konwencja Trzeciej Drogi od tamtych dwóch spektakli? I co nam mówiła o ofercie Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz Szymona Hołowni? O tym za chwilę. Bo po tamtej sobocie klimat dla ich bloku stał się niemal nie do zniesienia.

Doszło do kanonady dawnego mainstreamu na rzecz jednej listy, rozpisanej na wiele głosów. Czy z racjonalnych powodów? Wprawdzie w badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” Trzecia Droga ma prawie 11 proc. poparcia, ale w sondażu dla OKO.Press i Radia TOK FM dostała już tylko 7 proc., a więc nie zmieściła się nad poprzeczką dla koalicji. Wcześniej w innym sondażu i Trzecia Droga, i Nowa Lewica dostały wręcz tylko po 5 proc. Z kolei KO Donalda Tuska zanotowała kolejne przyrosty, niemal zrównała się z PiS, ale głównej formacji opozycyjnej groziłaby w takim przypadku strata potencjalnych sojuszników, a więc trudności z większością w przyszłym parlamencie.

„Gazeta Wyborcza” przypuściła atak, organizując własny sondaż i nazywając go (nie wiadomo dlaczego) „obywatelskim”. Przeprowadził go Kantar, pracownia, której pomiary są z reguły po myśli głównej partii opozycji. Zamarkowano dwie sytuacje: startu trzech list opozycyjnych (poza Konfederacją) i jednej wspólnej listy PO–KO, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy. W pierwszym wariancie trzy ugrupowania nazywające się „demokratycznymi” mogłyby podobno liczyć łącznie na 223 mandaty (z 460), więc nie miałyby większości. W tym drugim miałyby mieć szanse na 232 mandaty, więc na pakiet kontrolny, chociaż tylko o włos.

„Wyborcza” poszła za ciosem. „Terrain ahead dla demokratów” zagrzmiał dzień później na pierwszej stronie wicenaczelny Jarosław Kurski. „Naprawdę nikogo nie obchodzą wasze swary!” – zwrócił się do polityków. „Ludzi obchodzi tylko jedna lista” – zawyrokował. Przedstawił nawet niejasny plan głosowania na jedną listę, a równocześnie na poszczególne ugrupowania (podobno autorstwa senatora Marka Borowskiego, który porzucił ongiś lewicę dla partii Tuska).

Mniej subtelny był „Newsweek”. Nie trzeba wczytywać się tam nawet w publicystyczne argumenty za jedną listą wykładane na wielu stronach. Wystarczy okładka. Są na niej podobizny liderów Konfederacji, a także Trzeciej Drogi (Kosiniaka i Hołowni) opatrzone wspólnym tytułem „Ukryta opcja PiS”.

Teorię mniejszych partii opozycyjnych jako świadomej lub bezwiednej piątej kolumny Kaczyńskiego z upodobaniem roztrząsał od dawna poprzedni naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis. Jak widać, pod rządami Tomasza Sekielskiego, w teorii mniej partyjnego, a bardziej „dziennikarskiego”, obowiązuje podobna poetyka.

Czy mocne nerwy wystarczą

Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL, nazwał w odpowiedzi ruch „Wyborczej” „obywatelskim szantażem”. Z kolei wiceszef Polski 2050 Michał Kobosko pytał, co się właściwie stało z sondażami, skoro rozbieżności między tymi dokonywanymi na przestrzeni paru dni są tak duże.

Politycy KO niby łaskawie zgadzają się, aby „panowie Kosiniak i Hołownia” szli własną drogą, ale publikacje nawołujące do startu z jednej listy przyjmują z nieskrywanym zadowoleniem. Jedynie Grzegorz Schetyna wdał się w mało czytelne rozważania o tym, że trzeba coś zrobić, aby opozycyjne komitety nie odbierały zwolenników jedynie sobie nawzajem. Ale żadnych recept nie przedstawił. Widać wyraźnie, że poparcie dla PiS drga nieznacznie, a ruchy odbywają się jedynie w bańce opozycyjnej.

Zarazem nawet w „obywatelskim” sondażu Kantara wariant z jedną listą „demokratycznej opozycji” daje dodatkowe przyrosty liście Konfederacji. Wymuszona jedność anty-PiS-u ewidentnie wzmacnia jedyne ugrupowanie, które wymyka się najprostszej polaryzacji. I niby cała prawica, czyli PiS i Konfederacja, są w tej wersji lekko pod kreską. Ale czy nie sygnalizuje to tendencji, która na cztery miesiące przed wyborami może się nasilić?

Nie mówiąc już o innych pytaniach. Czy jakaś część potencjalnych zwolenników jednej z partii opozycyjnych nie zostałaby jednak ostatecznie w domu? A czy przy tak minimalnych różnicach, w granicach błędu statystycznego, tego zwycięstwa opozycji w pełni „zjednoczonej” różnicą trzech mandatów można być w ogóle pewnym? Trzeba by w tym momencie postawić pytanie o różne metodologie sondaży. W przeszłości pojawiały się badania potwierdzające największe szanse jednej listy opozycji (naturalnie autorstwa Kantaru) i takie, które ten aksjomat podważały.

Działacze Lewicy, najwyraźniej o słabszych nerwach, zaczęli już przebąkiwać o rozmowach z partią Tuska. Liderzy Trzeciej Drogi trwają za to na swoich pozycjach, wietrząc wymierzoną w nich manipulację. Teza wyjściowa, że lekiem na pozyskanie maksymalnie wysokiego poparcia dla opozycji jest jej różnorodność, brzmi nadal atrakcyjnie. Także wiara w przyciągnięcie w ten sposób niezdecydowanych się nie zdezaktualizowała. Choć zarazem jakieś grupy wyborców jakby pod wpływem odruchu garną się jednak pod sztandary najbardziej agresywnych ugrupowań – to także jest fakt.

Racje Kosiniaka i Hołowni można więc jakoś zrozumieć. Aczkolwiek ich konwencja, skądinąd efektowna i pełna zapału, nie w pełni je potwierdzała. Zwołana w mniejszym mieście, Grodzisku Mazowieckim, ale będąca zgromadzeniem działaczy w zamkniętym pomieszczeniu, była jakby spóźniona w stosunku i do Tuska, i do liderów PiS, kiedy tamci, używając konwencji wiecu, wyszli do ludzi. Trzecia Droga pomimo ściągnięcia w jedno miejsce 4 tys. jawiła się jako drażniąco kameralna. Ale nawet nie tu upatruję głównej słabości.

Czytaj więcej

Kaczyński kontra Tusk. Ostatnie starcie przed zmianą warty?

Inny styl, ale po co

Zacznę od komplementów. I prezes PSL, i dziennikarski celebryta zmieniony w polityka okazali się sugestywnymi mówcami. Przyjemnie było słuchać popisów ich retoryki. Jako widowisko zaplanowano więc konwencję zręcznie. Szukałem jednak w tych dwóch krasomówczych wystąpieniach najważniejszej racji za tym, aby głosować właśnie na nich. I w tym upatruję największy kłopot.

Hołownia dowodził ze swadą i całkiem rozsądnie, że nie wystarczy odsunięcie PiS od władzy. Potrzebna jest wyraźna oferta programowa. Próbował sformułować bardziej zasadniczą różnicę między Trzecią Drogą a pozostałymi graczami na polskiej scenie. – Oni może umieją wygrać wojnę, ale to my umiemy wygrać pokój – orzekł.

Poprzedniego dnia Władysław Kosiniak-Kamysz rzucił w Polsacie przestrogę przed eskalacją konfliktu politycznego w Polsce w zimną, a może i gorącą wojnę domową. Wcześniej ten wątek pojawiał się w ustach PSL-owskiego lekarza wiele razy, powtórzył go zresztą i podczas konwencji. Wynikałoby z tego, że wyróżnikiem Trzeciej Drogi ma być szczególny, mniej konfrontacyjny styl uprawiania polityki. Że to wręcz oni są w stanie wygasić konfrontacyjne nastroje. Ugasić polityczny pożar.

Czy są jednak w tym konsekwentni i wiarygodni? Owszem, sam Kosiniak mówi na ogół bardziej miękko niż większość polskich polityków. Ale już rozgorączkowany, miotający chętnie oskarżenia Hołownia niekoniecznie, nawet jeśli ustępuje agresywnością Tuskowi. Bywało też, zwłaszcza w ogniu przepychanek o jedną listę, że Polska 2050 jawiła się jako maksymalistyczna. Na przykład kiedy – inaczej niż KO–PO – PSL (wtedy jeszcze nie koalicjant) i Lewica, głosowała przeciw ustawie o Sądzie Najwyższym, przedstawianej jako konieczna, żeby wydobyć od Unii Europejskiej fundusze na Krajowy Plan Odbudowy.

Trudno sobie wyobrazić wygaszanie emocji przez formacje, które zawsze stały po jednej stronie barykady. Do tego problemu wypadnie jeszcze wrócić. Pojawia się też pytanie, czy „styl uprawiania polityki” może być głównym sztandarem jakiegokolwiek ugrupowania. Skądinąd można też mieć pewność, że zwietrzał już urok apartyjnego ruchu społecznego, swoistego obywatelskiego pospolitego ruszenia odróżniającego się od „starych partii”. Zwietrzał zwłaszcza wobec zrośnięcia się Polski 2050 z nieco odnowionym, ale jednak bardzo partyjniackim PSL-em. Także dlatego, że każdy tego typu kostium nowego ugrupowania kończy się albo jego profesjonalizacją, albo erozją. Partia Hołowni zatrzymała się między jednym a drugim.

W poszukiwaniu programu

Hołownia dowodził, że nie wystarczy samo obalanie pisowskiej pseudodyktatury (przy zaklęciach o unikaniu wojny domowej oni też tak przedstawiają obecną władzę). Poszukajmy więc owego programu. Na konwencji lider Polski 2050 przeciwstawiał „Polskę gospodarną” „Polsce marnotrawnej”. Ta ostatnia ma być produktem PiS. Była mowa o potępieniu „rozdawnictwa”.

Jest to jednak przekaz rozwodniony, mało konkretny. Owszem, kokietuje się drobny biznes. I owszem, Trzecia Droga zapowiada głosowanie przeciw 800+, czym różni się od chętnych do licytacji w uszczęśliwianiu Polaków Platformy i Lewicy. Ale nie może pójść w sporach z rozdawnictwem dalej, mając zapewne część elektoratu mocno socjalnego. Wieś na przykład, będąca już tylko częścią wyborców PSL, bardzo na owym rozdawnictwie PiS skorzystała. Pozostają więc aluzje i bardzo techniczne propozycje udogodnień dla przedsiębiorców. Nie tworzą one wyrazistego przekazu, potrzebnego w polskiej polityce, która jest stabloidyzowana.

Zwłaszcza młodzi wyborcy zauważą dziś bardzo antyrozdawniczy komunikat Konfederacji. Ta formacja jest w tej sferze „jakaś”, nie posługuje się aluzjami, ale grubymi uogólnieniami. Brak mocy dotyczy skądinąd i innych deklaracji Trzeciej Drogi. Trudno z nich wyłowić nowatorską i odróżniającą ten blok od innych, „dużą” obietnicę.

Było na konwencji trochę o szkole. Niedawno Trzecia Droga wplątała się w awanturę o zamiar debatowania o jej stanie także z obozem rządzącym. Co skądinąd jest świadectwem permanentnej neurozy polskiej polityki. Choć zgadzam się z zapowiedziami hojniejszego dofinansowania szkół i nawet z takimi emblematami jak 5 godzin angielskiego w tygodniu dla każdego, zauważam, że jest to także rytualna specjalność Platformy i Lewicy. Ani nie ma w tym żadnej „trzeciej drogi”, ani w ogóle za wielu okazji do odróżnienia się.

To samo dotyczy też słusznej przecież konkluzji Hołowni, że rządząca prawica potraktowała po macoszemu temat niepełnosprawnych. Z jednej strony można cynicznie konkludować, że pomysł zgłaszania ustawy o osobistej asystencji, szlachetny, bo zapewniający ludziom nieszczęśliwym godziwą opiekę, nie napędzi Trzeciej Drodze mas wyborców, choć w sali w Grodzisku wywołał owacje. Z drugiej zaś, przecież Platforma i Lewica też podnoszą tę tematykę, bo szukają wszelkich luk w opiekuńczej agendzie PiS. Eksperci Hołowni zrobili to samo.

Czytaj więcej

Czy Ukraina jest w ogóle ważna dla USA?

Emocje są gdzie indziej

Można za to odnieść wrażenie, że dobrze się prezentujący jako team Kosiniak i Hołownia kluczowe tematy kampanii usiłują wyminąć. Nie są nimi wydobywane przez prezesa PSL domniemane krzywdy producentów rolnych. Wieś, powtórzę, pomimo błędów tego rządu, na pisowskim „rozdawnictwie” skorzystała. Nie są też jasne zapowiedzi postawienia na „zieloną energię”.

Za to taką symboliczną kontrowersją była wojna wokół zamykanej najpierw przez Trybunał Sprawiedliwości UE, a potem przez polski sąd kopalni i elektrowni w Turowie. Nawiązywał do niej w tę samą sobotę Kaczyński, snując opowieść o ciemnych siłach niedbających o polskie interesy. Dotykał jej w jakiejś mierze i Donald Tusk odpowiadający we Wrocławiu niezwykle brutalnym językiem, jak to winna za kondycję kopalni jest pisowska korupcja i nieudolność.

Pierwszy przemilczał błędy rządu, które ułatwiły atak na Turów Czechom, a potem czeskim i niemieckim ekologom. Ten drugi zwolnił się z jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie, co zrobiłby, aby kopalni pomóc. Choć przemawiał do ludzi z Dolnego Śląska, którzy w razie jej zamknięcia nie mieliby prądu. Ale obaj żerowali na realnym problemie.

Trzecia Droga pozostała wobec tego nawet nie z boku, a gdzieś w tyle. Mogę się cieszyć, że w Grodzisku nie krzyczano „Zamknąć Tuska” (wiec PiS), ani „Złodzieje” (wiec Tuska). Nie krzyczano też „aborcja OK”, co przytrafiło się posłankom Lewicy na jeszcze jednej, równoległej konwencji. Niemniej okrzyk Szymona Hołowni: „Ci, którzy kazali wybierać między europejskością i patriotyzmem, kłamali” wydał mi się gołosłowny. Ktoś mógłby mu wypomnieć, że był jednym z pierwszych polskich polityków, którzy domagali się wykonania wyroku TSUE wobec kopalni w Turowie.

Stanowisko Polski 2050 jest mechanicznie euroentuzjastyczne. Ludowcy mają nieco więcej dystansu wobec unijnych prawidłowości: sceptyczni wobec euro, którego wprowadzenia w Polsce Hołownia się domaga, powściągliwi, a czasem nawet rozumiejący racje rządu w kwestii nielegalnych imigrantów. Niemniej ich najczęściej reaktywnym wobec racji i działań PiS stanowiskiem jest kibicowanie Unii w starciach z polską prawicą. A do tego nie potrzeba żadnej Trzeciej Drogi. Wystarczy Platforma, ewentualnie Lewica.

Przewagi Konfederacji

I to jest największy kłopot tego wyzbytego wielkiej agresji bloku. „PiS–PO jedno zło” – zatytułowano jeden z komentarzy w „Wyborczej” poświęcony zwyżkującej Konfederacji. To jej podstawowe hasło, wykrzykiwane na każdym kroku. Oczywiście, strona liberalna podejrzewa formację Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena, że to zmyłka. Dla „Newsweeka” Konfederacja to ukryta opcja pisowska. Ale jest oczywiste, że taki język kampanii się opłaca. Co więcej, jest konsekwencją autentycznie odrębnego stanowiska w wielu kwestiach, od obu wielkich bloków.

Czasem polega to na podjęciu sztandarów porzuconych przez Platformę (wolnorynkowość), czasem na obrzydliwym obskurantyzmie (poseł Grzegorz Braun gardłujący przeciw „ukrainizacji Polski”). Ale to jest autentyczna trzecia droga. Dlatego zbiera wyborców.

Na tym tle linia formacji posługującej się nazwą Trzecia Droga polega na ogół na grzecznym asystowaniu poglądom i decyzjom obozu Tuska. Jeśli ktoś na każdym kroku przypomina o swojej przyjaźni do największego ugrupowania, o tym, że chce z nim rządzić, i jak bardzo mu kibicuje, dlaczego miałby być wybierany zamiast tego większego?

Powtórzę, urok tego pierwotnego wrażenia, że mamy do czynienia z czymś nowym i nieskalanym, raczej przeminął. Ludowcy mogą jeszcze liczyć na swoje stare, zakorzenione gdzieniegdzie lokalne wpływy. Ale na co liczy Hołownia?

I on, i Kosiniak są skrępowani praworządnościową i proeuropejską poprawnością polityczną. Dla ludowców wciąż ważne jest osiem lat wspólnych rządów z Tuskiem i istniejące nadal koalicje w wielu sejmikach. Z kolei Hołownia dopatruje się zapewne owej poprawności politycznej w wielu swoich wyborcach. No tak, tylko że przy takiej ostrożności, oddzielność jego oferty w pewnym momencie może tracić sens. Zwłaszcza w sąsiedztwie autentycznego samca alfa, jakim jest Tusk.

Media sprzyjające Platformie nieustannie oskarżają obu liderów Trzeciej Drogi, że samym swoim uporem w wędrowaniu odrębną drogą szkodzą antypisowskiej ortodoksji i obrażają Tuska. Ja z kolei widzę, jak nie mają oni odwagi choćby go delikatnie musnąć. Uważam, że przysługuje im pełne prawo do uprawiania polityki na własny rachunek, ale nie bardzo mają pomysł, jak tego prawa bronić przed Polakami.

Jestem przekonany, że będą się dalej upierać – zainwestowali swoje ambicje w oddzielny start, a w takim przypadku trudno się wycofać. Czy w ostatniej chwili ugną się pod presją sondaży przed Platformą, czy będą próbowali zmienić naturę swojego komitetu, tak żeby nie zmagać się nie z ośmio-, lecz z pięcioprocentowym progiem? Trudno prorokować.

Trochę wyborców zachowają. Są ludzie, którzy w większości spraw myślą jak Tusk, ale chcieliby być niezależni wobec schematycznej mantry, albo nie w pełni akceptują dorobek dwóch kadencji Platformy. Czy to jednak wystarczy Trzeciej Drodze, żeby osiągnęła wynik na miarę swoich ambicji? Coraz mocniej w to powątpiewam.

Czytaj więcej

Politycy mają puste szuflady z pomysłami

Pod ostrzałem

Każdy dzień przynosi nowe okoliczności sprzyjające polaryzacji. Ostatnio deklarację lidera Europejskiej Partii Ludowej, niemieckiego chadeka Manfreda Webera, który ogłosił się patronem polskiej opozycji. Robi to groteskowe wrażenie i naprawdę podsuwa pytania o suwerenność Platformy Obywatelskiej, co PiS wykorzysta jako amunicję do ostrzeliwania PO.

Tusk z pewnością odpowie na te podejrzenia zmasowanym ogniem skierowanym przeciw partii Kaczyńskiego. W tym nieustającym ostrzale sympatyczni panowie H. i K. mogą być zapędzeni do okopów, skąd ciężko im będzie choćby wyściubić nos.

Rzecz bez mała symboliczna. Poprzednia sobota miała być apokaliptycznym starciem Zjednoczonej Prawicy z Koalicją Obywatelską – na Dolnym Śląsku. Oba wiece zaplanowano na godzinę 13. Więc Trzecia Droga, czyli koalicja PSL z Polską 2050, zorganizowała swoją konwencję wcześniej.

Mimo to ani TVP Info (sympatie: blok rządzący), ani TVN (sympatie: partia Tuska) nie transmitowały jej w całości. Zrobił to tylko próbujący zachować dystans wobec różnych stron Polsat. Skądinąd dwie pierwsze stacje były konsekwentne i później. TVP Info skoncentrowało się na pisowskiej imprezie w Bogatyni. TVN pokazał w całości długie wystąpienie Donalda Tuska we Wrocławiu. Rozdarty Polsat najpierw transmitował rozpoczętą wcześniej mowę Tuska. Potem, z pewnym opóźnieniem przerzucił się na Jarosława Kaczyńskiego.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi