To skądinąd ciekawe. Polacy z Litwy zaskarżali wcześniej tamto stare prawo do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Bezskutecznie, choć przecież jego przemocowość, sprzeczność z europejskimi standardami w stosunku do mniejszości aż biły po oczach. TSUE nie przyznał im jednak racji. Dopiero przy okazji zmiany ustawy w litewskim sejmie minister sprawiedliwości polskiego pochodzenia Ewelina Dobrowolska przypomniała, że pisownia własnego nazwiska jest elementem tożsamości każdego człowieka. Ona sama mogła podpisać się prawidłowo dopiero teraz. Wiele lat zajęło Litwinom dojście do takiej konkluzji. Ale pojawiła się ona nie w następstwie presji zewnętrznej, tylko poszukiwań własnych.
Pewnie swoją rolę odgrywają tu przemiany pokoleniowe. Nowi liderzy polskiej społeczności są kimś innym niż ich poprzednicy, którzy sojusznika przeciwko litewskiemu nacjonalizmowi wypatrywali w Moskwie. Zdążyli w międzyczasie wejść kilkakrotnie do rozmaitych koalicji rządzących Litwą. Zmienia się też mentalność samych polityków litewskich.
Relacje Warszawy z Wilnem premiują jednak coraz większą otwartość, czego wyrazem są kolejne wspólne inicjatywy dyplomatyczne, jak Trójmorze czy skonstruowany już w odpowiedzi na inwazję Rosji na Ukrainę Trójkąt Lubelski. Ale towarzyszy temu coś więcej niż czysta dyplomacja. Przypomnijmy choćby o niedawnym otwarciu polskojęzycznej TVP Wilno, jakby wbrew dawnym lękom litewskich elit.
Nie wszystkie problemy zniknęły. Nieprzypadkowo Andrzej Duda poświęcił na spotkaniu z tamtejszymi Polakami tak wiele miejsca szkolnictwu. Namawiał, aby władze Litwy nie zamykały nawet małych szkół, aby dały im szansę w nadziei na utrzymanie w nich dobrego poziomu nauczania. Chodziło o szkoły polskie.
Teatr Polskiej Klasyki. Misteria na scenie wciąż są możliwe
Minister kultury ofiarował nam – wreszcie – Teatr Klasyki Polskiej. Choć spora część polskiego teatru pozostanie zapewne zbyt skłonna do ideologicznych pouczeń i formalnych sztuczek, wciąż aktorzy bywają dla mnie kapłanami czegoś pięknego i dobrego.
Szukanie wspólnej historii
Prezydent szuka okazji do zmiany mentalności także we wspólnej polityce historycznej. Temu właśnie służyły wspólne uroczystości pogrzebowe oficerów powstania styczniowego, których szczątki odnaleziono na Górze Trzykrzyskiej w roku 2019, a więc sporo przed inwazją. Kim byli tamci powstańczy dowódcy? Polakami? Litwinami? A może jak Wincenty Kalinowski – Białorusinami? To staje się mniej istotne w sytuacji, gdy udało się znaleźć łączące oba narody elementy tradycji wolnościowej, zwróconej przeciw rosyjskiemu imperializmowi. Mało tego, wciąga się także do tych rytuałów Ukraińców czy białoruskich opozycjonistów.
– Był to wspólny bój wielu narodów dawnej Rzeczypospolitej przeciw imperium carów, które niszczyło nasze wspólne państwo i zniewoliło nasze narody – mówił Andrzej Duda. – Historia XX wieku w naszym regionie i zmienne dzieje uczą, że póki żyje pamięć narodu, dopóty żywe jest pragnienie wolności. Żaden opresyjny reżim nie może czuć się bezpiecznie. Wystarczy jedna iskra, by wzniecić pożar. Możemy życzyć sobie nawzajem wolności w rozumieniu »nam« i »wam« jako współczesnych narodów, które szanują tradycję wspólnego państwa. Jednak możemy też życzyć wolności innym narodom, którym wciąż jej brakuje – powiedział z kolei Gitanas Nausėda.
W roku 1938 Litwini w swoim jeszcze niepodległym państwie zorganizowali symboliczny proces sądowy polskiemu królowi, ale i wielkiemu księciu Litwy Władysławowi Jagielle. Miał on bowiem przez pierwszą unię w Krewie wydać swoich rodaków Litwinów na łup Polaków, ogłoszono go więc zdrajcą.
Dziś polscy i litewscy historycy, ale też i politycy rozprawiają coraz swobodniej na temat dziejów wspólnego państwa. A rocznica Konstytucji 3 maja stała się litewskim świętem narodowym. Trudno byłoby to sobie wyobrazić jeszcze dziesięć lat temu.
Podobnie, ale nie tak samo
Nie da się snuć prostych analogii między brakiem zrozumienia Polaków z Litwinami a tym, co czeka nas dopiero w relacjach z Ukraińcami, których wciąż (i słusznie) wspieramy bardziej niż inni. Między Warszawą i Wilnem ciągnęło się morze nieporozumień historycznych. Za tym szły utrudnienia, a czasem szykany wobec polskiej mniejszości we współczesnym państwie litewskim, na które Polska nie odpowiadała tym samym wobec litewskiej mniejszości u nas. Ale nie dzieliło nas nigdy morze krwi. Bohaterami współczesnych litewskich elit są antysowieccy partyzanci z czasów, kiedy Moskwa dławiła niezależność tego państwa. Nie wyznawali oni jednak polakożerczej ideologii.
Jeśli szukam tu odległych analogii to tylko po to, aby wskazać na znaczenie upływu czasu i na błogosławione efekty cierpliwej, pozytywistycznej drogi. W tym przypadku kojarzę ją zwłaszcza z nie zawsze docenianym prezydentem Andrzejem Dudą.
To nie znaczy, że w relacjach z Kijowem będzie tak samo. Nie będzie. Ale warto być cierpliwym, o czym przypomnieli też ostatnio polscy i ukraińscy biskupi.
Pytanie, na ile historyczne zaszłości są ważniejsze niż współczesna wspólnota interesów wobec śmiertelnych zagrożeń, warte jest odrębnego tekstu. Czy dzisiejsza więź z Ukrainą nie staje się czymś bardziej wymiernym niż wspólne stanowisko Warszawy i Wilna (także pozostałych państw bałtyckich) w ramach NATO i UE? Ale to może jeszcze bardziej podkreśla dramatyzm i paradoksalność dylematów dotyczących wspólnej historii.