Greenwashing. Naprawianie to dziś sztuka

Z ubraniami jest podobnie jak z jedzeniem. Bogatych stać na żywność dobrej jakości, biedni jedzą byle co – zwykle produkty mocno stymulowane chemią. Bogatych stać na lepsze ubrania z tkanin naturalnych, ale całego świata nie ubierze się w swetry z kaszmiru.

Publikacja: 23.06.2023 17:00

Plastik przerobiony na tkaninę nie nadaje się do dalszego recyklingu. Nie cieszmy się, że kupując pl

Plastik przerobiony na tkaninę nie nadaje się do dalszego recyklingu. Nie cieszmy się, że kupując plecak, który w pierwszym życiu był butelką z coca-colą, ratujemy planetę

Foto: CATHERINE ZIBO/SHUTTERSTOCK

Jako doświadczona (choć niepraktyczna) pani domu, zauważyłam, że w moich swetrach molom najbardziej smakują części najbardziej widoczne: dół rękawów i przód. Wytłumaczyła mi to pani z niewielkiego zakładu cerowania artystycznego i poprawek krawieckich. – Te części swetra są najbrudniejsze, zatem dla moli najbardziej odżywcze – wyjaśniła. Odkrywcze, czyż nie?

Zakład, z którego usług korzystam od lat, mieści się na Mokotowie. Adresu nie zdradzę, gdyż i tak jest już tak popularny, że terminy są w nim coraz dłuższe. Cerowanie, łatanie, poprawki – to dziś wyjątkowo potrzebne, bo mało kto umie szyć czy cerować. Babcię z koczkiem i grzybkiem do cerowania w ręku możemy spotkać tylko w anachronicznych książeczkach dla dzieci, których nowocześni rodzice nie czytają.

Czytaj więcej

Kiedy brzydkie stało się piękne

Naprawianie to sztuka

Nie wiem, czy miłe panie zajmujące się krawieckimi poprawkami świadome są faktu, że ich usługa mieści się obecnie w ramach nowych trendów. Dzisiaj na moim mokotowskim zakładzie mógłby pojawić się nowy szyld: creative mending – kreatywna reperacja. Amerykański bestseller „Visible creative mending” Flory Collingwood-Norris uświadamia, że naprawianie, cerowanie i łatanie to dziś działalność prawie artystyczna. Gdy w twoim ubraniu pojawi się dziura, haftujesz w jej miejscu kwiatek, pieska, żyrafę – jednym słowem, coś kreatywnego. Na TikToku i Pintereście można znaleźć całą serię tutoriali, które uczą, jak dziurę przerobić na efektowną dekorację

Ekologia, sustainability, odzyskiwanie, vintage, dziedzictwo przeszłości – to nowa doktryna. Nie kupujemy nowego, naprawiamy stare. A także nostalgia, przeszłość, małe przyjemności, cofanie zegara czasu. W Japonii naprawianie to rodzaj sztuki. Np. kinstsugi, czyli ratowanie porcelany, bardzo stara metoda przywracania przedmiotom utraconego piękna, sztuka podziwiania tego, co niedoskonale. Zbiera się kawałeczki, czasem tak drobne, że trzeba je zmieść pędzelkiem, zanurza w płynnym złocie. Oczywiście, coś takiego kosztuje, ale warto. To wabi-sabi, sztuka tego, co „niedoskonałe, niedokończone i krótkotrwałe”. Przywrócony czar przedmiotu, który kochaliśmy, kiedyś zniszczonego, a dziś naprawionego.

Mój ruchliwy i nieposkromiony półtoraroczny wnuczek niedawno strącił wazon, który 40 lat temu przywieźliśmy z Meksyku. Ceramika z regionu Michoacan, ludowy dzbanek z gliny, więc poszedł w drobny mak, jak to glina. Rzecz bez specjalnej wartości materialnej, za to sentymentalnie – nie do przecenienia. – Skleję go wam – powiedziała przyjaciółka Elżbieta Bogaczewicz-Biernacka, konserwatorka z Nieborowa, druga babcia mojego wnuczka. Człowiek o rękach mało że złotych, rękach anioła po prostu. Nie wierzyłam, póki nie zobaczyłam. Wazon wygląda tak, jakby szybka rączka małego Konstantego nawet go nie dotknęła.

Gdzie ubrania są zbyt tanie

Moje dzieciństwo upłynęło w czasach, kiedy naprawianie nie było jeszcze kreatywne i nie pisano o nim bestsellerowych amerykańskich książek. To był po prostu zabieg przedłużający ubraniom życie. Płaszcz ojca, gdy się zniszczył, nicowano i powstawał płaszczyk dla mnie. Nicowanie polegało generalnie na przewracaniu materiału z jego bardziej zniszczonej strony na drugą, niezniszczoną, połączone jednak z usuwaniem nienadających się już do niczego części. To była niełatwa sztuka, ale nasz krawiec pan Bielawski miał ją opanowaną do perfekcji.

Innym starym zabiegiem, który dziś występuje pod eleganckim i złudnie krzepiącym kryptonimem „materiał z recyklingu” było gręplowanie wełny. Jeszcze 20 lat temu wełna nie była włóknem tak rzadkim i drogim jak dzisiaj. To był właściwie najważniejszy, jeśli nie jedyny, materiał na odzież zimową, na swetry, szaliki, czapki, rękawiczki. Gdy się zniszczyły, podarły, sfilcowały – a to następowało szybciej niż dziś, bo ludzie mieli dużo mniej rzeczy – można było je oddać do tzw. gręplarni. Maszyny darły tam resztki wełnianych swetrów i szalików. Powstawał z tego rodzaj wełnianej waty, z której można było zrobić kołdry. Były ciepłe i ciężkie. Ale nic się nie marnowało. Creative mending? Niekoniecznie.

Jest jeszcze jeden problem z technikami przedłużającymi życie. Masowa produkcja ubrań ze sztucznych włókien uczyniła je tak tanimi, że naprawianie ich się nie opłaca. Jest sens cerować dziurę w swetrze z kaszmiru, ale pracochłonne nicowanie ubrania z poliestru byłoby nieopłacalne. Podarty polar można tylko wyrzucić, naprawianie go czy łatanie nie wchodzi w grę. Taka jest gorzka prawda – produkujemy za dużo, za tanio i często byle jak. Aż 85 proc. produkowanych obecnie ubrań wykonanych jest z poliestru. Fast fashion doprowadziła do masowego marnowania surowców.

Czytaj więcej

Historyjki o zarabianiu

Nowe, ale dziurawe

Cerować i naprawiać dziury w jednych ubraniach, a robić sztuczne dziury w innych – jak się to ma do siebie? Gdy się zapoznać z modnymi dziś metodami postarzania, techniki służące przedłużaniu życia ubraniom stają się wątpliwe. Bo po co cerować spodnie, kiedy modne są dziurawe? Buty od nowości brudne i podarte (za kilkaset euro) podważają dążenie do „estetycznego wyglądu”. Załóżmy, że postarzane i dziurawe rzeczy to sprawa tylko pewnej części rynku. Lecz jest inny problem z tzw. recyklingiem.

Nicowana jesionka z wełny w końcu się rozpadnie. Jedwab i len, czyli włókna naturalne, także rozkładają się w środowisku. Jak podaje Wool Textile Organisation, produkty wełniane ulegną prawie całkowitej degradacji po sześciu miesiącach, gdy znajdują się w ziemi. Wełna ulega także biodegradacji w środowisku wodnym. Bawełna umieszczona w ziemi po około 250 dniach ulega rozkładowi w 76 proc.

Ale tych naturalnych ubrań w naszych szafach jest coraz mniej. Plastik przerobiony na tkaninę nie nadaje się do dalszego recyklingu. Nie cieszmy się, że kupując żakiet, który w pierwszym życiu był butelką z coca-colą, ratujemy planetę. Poliester, materiał ropopochodny, a więc ze źródła nieodnawialnego, rozkładać się będzie 500 lat. Ale zanim to nastąpi wydzieli do środowiska, głównie podczas prania, cząsteczki mikroplastiku, które trafią do ścieków, a w dalszej kolejności do rzek i mórz. „Zanieczyszczenie mikroplastikiem jest uznawane za globalny problem. W powierzchniowej warstwie oceanu dryfuje około 24 bilionów cząstek mikroplastiku” – alarmuje prof. Atsuhiko Isobe, autor pracy opublikowanej w piśmie „Marine Pollution Bulletin”. A sam produkt kończy swój żywot na wysypisku śmieci.

Autorzy raportu Wool Textile Organisation piszą, że większość przeanalizowanych marek odzieżowych, aż 85 proc. dąży do produkowania swoich ubrań z poliestru pochodzącego z przetworzonych butelek PET. Zdaniem autorów to nic innego jak „greenwashing”. Taką praktykę ocieplania swojego wizerunku uprawiają zwłaszcza największe marki odzieżowe na czele z H&M, Zarą i Primarkiem. Tymczasem przerabianie butelek PET na ubrania wyklucza je z zamkniętego obiegu, jakim jest recykling.

Sytuacja z ubraniem jest trochę podobna do sytuacji z jedzeniem. Bogatych stać na żywność dobrej jakości, ekologiczną, biedni jedzą byle co – zwykle produkty mocno stymulowane chemią. Bogatych stać na lepsze ubrania z tkanin naturalnych, ale całego świata nie ubierze się w swetry z kaszmiru. Poliestru używają nawet firmy odzieżowe z wyższej półki, które nie dotknęłyby się do niego jeszcze dziesięć lat temu. Włókna sztuczne są odpowiedzią na coraz większe zapotrzebowanie na ubranie i coraz większe zainteresowanie modą, która nakazuje zmiany, wręcz zmusza do nich.

Jako fanatyczka czytania metek i sprawdzania składów tkanin zauważyłam, że demokratyczna i nastawiona prośrodowiskowo Ikea także poszła za trendem. Kilka lat temu narzuty, koce, prześcieradła były wełniane lub bawełniane. Dzisiaj nie do końca – wystarczy sprawdzić na metkach.

Jako doświadczona (choć niepraktyczna) pani domu, zauważyłam, że w moich swetrach molom najbardziej smakują części najbardziej widoczne: dół rękawów i przód. Wytłumaczyła mi to pani z niewielkiego zakładu cerowania artystycznego i poprawek krawieckich. – Te części swetra są najbrudniejsze, zatem dla moli najbardziej odżywcze – wyjaśniła. Odkrywcze, czyż nie?

Zakład, z którego usług korzystam od lat, mieści się na Mokotowie. Adresu nie zdradzę, gdyż i tak jest już tak popularny, że terminy są w nim coraz dłuższe. Cerowanie, łatanie, poprawki – to dziś wyjątkowo potrzebne, bo mało kto umie szyć czy cerować. Babcię z koczkiem i grzybkiem do cerowania w ręku możemy spotkać tylko w anachronicznych książeczkach dla dzieci, których nowocześni rodzice nie czytają.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi