Niedziela Palmowa, jedno z ważniejszych świąt w chrześcijańskim kalendarzu liturgicznym, minęła pod znakiem zupełnie innych wydarzeń. Marsze w obronie papieża rozlały się po Polsce i zgromadziły tysiące uczestników. Wielu z nich, nie mam co do tego wątpliwości, była szczerze przekonana o ataku na Jana Pawła II i o konieczności obrony papieża, wielu chciało zamanifestować wsparcie dla osoby, która określiła ich życie (także moje, nie ma co ukrywać). Jeszcze inni są szczerze i głęboko przekonani, że głośny reportaż telewizyjny Marcina Gutowskiego i książka Ekke Overbeeka twierdzące m.in., że Karol Wojtyła jako krakowski metropolita chronił księży pedofilów i ignorował ich ofiary są atakiem na tożsamość narodową i Kościół.
Szczerość intencji w niczym nie zmienia faktu, że marsze w istocie nie były obroną papieża Polaka, lecz eklezjalnego status quo, dobrego samopoczucia biskupów, własnej przeszłości i świętego spokoju. A także budowaniem wpływów jednej ze stron sceny politycznej. W istocie zaszkodziły pamięci o papieżu, a do tego pokazały, w jakim stanie znajduje się Kościół w Polsce.
Czytaj więcej
Czy słynne rekolekcje dla młodzieży w Toruniu nie są świadectwem pewnych cech polskiego duszpasterstwa? Czy nie pokazują prawdy o nas samych?
Demaskowanie, symbolika i duch Ewangelii
Być może najlepiej pokazuje to wywiad, jakiego udzielił o. Tadeusz Rydzyk „Naszemu Dziennikowi”. Toruński redemptorysta nie owija w bawełnę. Dla niego wszystko układa się w spójną całość. Domaganie się lustracji, ograniczenia nakładane przez Watykan na biskupów, którzy tuszowali pedofilię lub chronili przestępców, to wszystko jest rozłożonym na raty atakiem na papieża Polaka. „Uderzenie w biskupów i księży pedofilią to było przygotowanie do ataku na św. Jana Pawła II. (…) Ile krzywdy zrobili przez takie oszczerstwa księżom i Kościołowi? Czy tych, którzy zostali oczernieni, a nawet niewinnie skazani, przeproszono?" – pytał o. Rydzyk. „Pomówieni księża cierpią do dzisiaj. Znam przypadek biskupa, który został zupełnie odizolowany za »niezamierzone zaniedbanie«” – stwierdził.
Ani słowa o skrzywdzonych, ani słowa o prawdzie, wszystko uznane za niesłuszny atak. U toruńskiego redemptorysty to nic nowego, ale podobne nastawienie dostrzegamy także u innych. W ich narracji skrzywdzeni są nieobecni, wszystko skupia się na rzekomych ideologicznych atakach, na niszczeniu polskiej tożsamości i złej woli zadających pytania w sprawie pedofilii. Brak wrażliwości na uczucia skrzywdzonych widać także w przekazie symbolicznym. Pieśń „Barka” będącą dziełem przestępcy seksualnego ks. Cesareo Gabaraina, którego nadużycia wobec małoletnich tuszowali kościelni przełożeni, śpiewano także w ostatnich dniach setki razy. Trudno zasłaniać się niewiedzą, bo media – również w Polsce – informowały szeroko o jego przestępstwach. Innym przykładem jest to, że mszę świętą na zakończenie marszu w Warszawie sprawował i kazanie wygłosił emerytowany arcybiskup Józef Michalik. Swego czasu wsławił się on słowami (za które zresztą przeprosił), że to dzieci pchają się na kolana księżom i to one ponoszą za pedofilię odpowiedzialność. Ten sam hierarcha przez lata nie umiał i nie chciał załatwić sprawy podległego mu księdza pedofila z Tylawy. Wyglądało to tak, jakby abp Michalik (który ma wiele zasług, ale w tej sprawie akurat zawiódł) głosił kazanie we własnej sprawie.