Przez ostatnie trzy dekady gospodarowaliśmy energią w Polsce w sposób bezrefleksyjny i rozrzutny: popyt na nią rósł, ceny były bardzo stabilne, energetyka funkcjonowała w modelu ustalonym kilkadziesiąt lat temu, w oparciu o węgiel, którego rzekomo ma nam nie brakować, a którego mniej lub bardziej dyskretne dotowanie przez państwo stało się już powszechnie akceptowaną praktyką.
W ten sielankowy obrazek dosyć gwałtownie wdarło się kilka lat temu globalne ocieplenie i zmiany klimatyczne. Nie to, żeby zmian w atmosferze wcześniej nie dostrzegano – dyskutuje się o nich przecież od lat 90. Szczyt klimatyczny w Rio czy porozumienie paryskie nie były wydarzeniami, o których polskie media by milczały, a naukowcy zbywali wzruszeniem ramion. To raczej zasługa przyspieszenia politycznego zadekretowanego w Brukseli, tzw. unijnej polityki klimatycznej, oraz szeregu reguł prawnych wprowadzonych przez Unię Europejską, które wymuszają na państwach członkowskich realne działania.
Wcześniej traktowano sprawę tak, jakby odpowiedzialność za zmiany klimatu – a zatem i wysiłek ich odwrócenia – spoczywała na siłach natury. Dopiero stwierdzenie przez Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych, że to człowiek za nie odpowiada, a co za tym idzie, może lub nawet powinien je powstrzymać, przyspieszyło przemiany. I od razu wywołało kontrowersje. Nie wszyscy bowiem podzielali ten punkt widzenia. A ci, którzy nie mieli wątpliwości, że to ludzie doprowadzili do globalnego ocieplenia, wdali się w debaty, kto właściwie powinien za to zapłacić – najlepiej bogaci, którzy się wzbogacili na rabunkowej eksploatacji środowiska. W tym jednym przypadku Polska wydaje się chętnie rezygnować ze swojego statusu państwa rozwiniętego i doganiania Niemiec, czym nasi politycy chętnie się chwalą w ramach wyliczania swoich zasług.
Czytaj więcej
Jeszcze dwa lata temu Joe Biden nazywał egipskiego prezydenta ulubionym dyktatorem Trumpa. Dziś musi sobie wydeptać nowe ścieżki do pałacu Sisiego. Bo bez wiedzy Egipcjan niewiele się na Bliskim Wschodzie dzieje.
Gorąco, coraz goręcej
Czas goni. – Im większe ocieplenie, tym gorszy jest jego wpływ na świat. Mamy teraz w atmosferze tak wysokie stężenie dwutlenku węgla, że ograniczenie wzrostu temperatur do 1,5 stopnia Celsjusza, zgodnie z porozumieniem paryskim, wydaje się niemal nieosiągalne – podsumowywał tuż przed rozpoczęciem obrad listopadowego szczytu klimatycznego COP27 w egipskim Szarm el-Szejk sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) prof. Petteri Taalas.