Po tomie poświęconym księciu Atrydzie przyszła kolej na księżną, stąd tytuł: „Pani Kaladanu”. To jej perypetie stanowią fabułę powieści. Zmuszona opuścić planetę Kaladan, stawia czoła zakonowi Bene Gesserit. Powieść wykazuje wszystkie zalety tomów wyprodukowanych przez spółkę Herbert junior i Anderson: sprawnie prowadzona akcja, wysoki poziom intryg, suspensy, kontrolowanie wielu planów, potoczysta relacja. Główny zarzut taki jak w tomach poprzednich: kosmos i feudalizm gryzą się ze sobą, lot z gwiazdy na gwiazdę wymaga jednak trochę zachodu, a imperium galaktyczne przypomina sieć warowni średniowiecznych.

Czytaj więcej

„Otchłań. Ukryte życie oceanów i grożące mu niebezpieczeństwo”: Posady tego świata

Pomysł wykorzystania feudalizmu w dobie opanowania Galaktyki sprawia, że wiele kwestii czytelnik musi traktować umownie. Wasale spiskują przeciw seniorowi, ten zaś sprawuje władzę w niemądry sposób. Najazdy możnych rodów na planety sąsiadów przebiegają tak rutynowo, że szkoda miejsca na ich opisy. Kto by chciał realizmu w tej fantastyce, ten go tu znajdzie niewiele. Za to wyeksponowane są kwestie duchowe; wprowadzenie elementów mentalnych do sztuk walki dało dobre efekty zarówno w cyklu głównym, jak i w kontynuacji.

Z historii fantastyki znamy dwa przypadki zagospodarowania dziedzictwa sławnego ojca przez syna. To  Christopher Tolkien i Brian Herbert. W tym drugim przypadku efekt jest okazały: w sumie 16 sztuk plus jedna w produkcji oraz dwie powieści graficzne, a będzie więcej. Frank Herbert zmarł w 1986 r., syn wciąż firmuje nowe dalsze ciągi. Warunek jest jeden: ta produkcja musi się sprzedawać. Ale na razie nie ma z tym kłopotu.