Szwajcar stanął na czele organizacji skompromitowanej, z przetrąconym kręgosłupem: FBI stawiało prominentnych działaczy piłkarskich przed sądem lub wsadziło za kratki, pod ciężarem presji w 2015 r. ustąpił wieloletni szef FIFA Sepp Blatter, związki z organizacją zaczęli zrywać sponsorzy, a koszty sądowe wystrzeliły w górę. Piłka potrzebowała wykształconego menedżera, sprawnego biurokraty. Poprzednicy poprzeczki nie zawiesili wysoko. Wystarczyłyby przyzwoitość i uczciwość, żeby wymazać dziedzictwo Blattera.
Wielu uwierzyło, że Infantino, przez lata znany szerokiej publiczności jako nieszkodliwy mistrz ceremonii losowania europejskich pucharów, pchnie futbol na nowe tory. – Nie będzie już miejsca na układy i układziki. Infantino jest inteligentnym, obytym w świecie facetem, który od dawna zarządza piłką. Jest się w stanie dogadać z każdym, bo płynnie mówi w siedmiu językach – przekonywał na łamach „Rzeczpospolitej” ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) Zbigniew Boniek. Dziś wiadomo, że Szwajcar najlepiej dogaduje się z satrapami, rzeczywiście w każdym języku.
Niewolnik obietnic
Dotarł na szczyt, wspinając się po plecach ubogich. Brunei czy Andora podczas wyborów w FIFA mają taką samą siłę głosu, jak Niemcy oraz Włochy. Poprzednicy Infantino, budując wpływy, dopieszczali więc nie tyle gigantów, co przede wszystkim maluczkich – zwłaszcza spoza Europy. Szwajcar także odrobił lekcję. Uznał, że czasy kopert i drogich prezentów się skończyły, więc postawił na nową walutę – obietnice. Zapowiedział więcej pieniędzy oraz dalszą demokratyzację dostępu do zasobów – chociażby poprzez powiększenie liczby uczestników mistrzostw świata do 48 drużyn.
Czytaj więcej
W pierwszej dekadzie XXI wieku w Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) panowała kultura korupcji. Katarczycy doskonale wiedzieli, jak się w tych realiach poruszać, i dostali mundial.
Ken Bensinger w książce „Red Card” opisuje, że Infantino obiecał każdej federacji po 5 mln dol. Przedstawiciele tych uboższych mieli dostać dodatkowe środki na pokrycie kosztów podróży. Szwajcar zobowiązał się sprezentować także każdej kontynentalnej federacji 40 mln dol. na działania rozwojowe. Sam mówił później, że podczas kampanii wyborczej pokonał taką odległość, jakby pięciokrotnie okrążył Ziemię. Finałem było przemówienie podczas Kongresu. – Pieniądze należą do was, a nie do szefa FIFA – przekonywał, a jego słowa wywołały entuzjazm.