Gianni Infantino. Typowy piłkarski boss

Miał być dobrą zmianą w przeżartej korupcją Światowej Federacji Piłkarskiej (FIFA), ale okazał się typowym piłkarskim bossem. Mieszka w Katarze, przyjaźni się z Putinem i klęka przed reżimami. Taki jest Gianni Infantino, który za tydzień otworzy mundial.

Publikacja: 11.11.2022 10:00

Gianni Infantino. Typowy piłkarski boss

Foto: Jaime Lopez/Jam Media/Getty Images

Szwajcar stanął na czele organizacji skompromitowanej, z przetrąconym kręgosłupem: FBI stawiało prominentnych działaczy piłkarskich przed sądem lub wsadziło za kratki, pod ciężarem presji w 2015 r. ustąpił wieloletni szef FIFA Sepp Blatter, związki z organizacją zaczęli zrywać sponsorzy, a koszty sądowe wystrzeliły w górę. Piłka potrzebowała wykształconego menedżera, sprawnego biurokraty. Poprzednicy poprzeczki nie zawiesili wysoko. Wystarczyłyby przyzwoitość i uczciwość, żeby wymazać dziedzictwo Blattera.

Wielu uwierzyło, że Infantino, przez lata znany szerokiej publiczności jako nieszkodliwy mistrz ceremonii losowania europejskich pucharów, pchnie futbol na nowe tory. – Nie będzie już miejsca na układy i układziki. Infantino jest inteligentnym, obytym w świecie facetem, który od dawna zarządza piłką. Jest się w stanie dogadać z każdym, bo płynnie mówi w siedmiu językach – przekonywał na łamach „Rzeczpospolitej” ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) Zbigniew Boniek. Dziś wiadomo, że Szwajcar najlepiej dogaduje się z satrapami, rzeczywiście w każdym języku.

Niewolnik obietnic

Dotarł na szczyt, wspinając się po plecach ubogich. Brunei czy Andora podczas wyborów w FIFA mają taką samą siłę głosu, jak Niemcy oraz Włochy. Poprzednicy Infantino, budując wpływy, dopieszczali więc nie tyle gigantów, co przede wszystkim maluczkich – zwłaszcza spoza Europy. Szwajcar także odrobił lekcję. Uznał, że czasy kopert i drogich prezentów się skończyły, więc postawił na nową walutę – obietnice. Zapowiedział więcej pieniędzy oraz dalszą demokratyzację dostępu do zasobów – chociażby poprzez powiększenie liczby uczestników mistrzostw świata do 48 drużyn.

Czytaj więcej

FIFA i kultura korupcji

Ken Bensinger w książce „Red Card” opisuje, że Infantino obiecał każdej federacji po 5 mln dol. Przedstawiciele tych uboższych mieli dostać dodatkowe środki na pokrycie kosztów podróży. Szwajcar zobowiązał się sprezentować także każdej kontynentalnej federacji 40 mln dol. na działania rozwojowe. Sam mówił później, że podczas kampanii wyborczej pokonał taką odległość, jakby pięciokrotnie okrążył Ziemię. Finałem było przemówienie podczas Kongresu. – Pieniądze należą do was, a nie do szefa FIFA – przekonywał, a jego słowa wywołały entuzjazm.

Bawił się w rozdawnictwo, żeby później stać się jego zakładnikiem. Ta taktyka przyniosła jednak skutek. Rodzina FIFA, choć szukała odnowy, pozostała ośrodkiem finansowego oportunizmu. Wybory na szefa futbolu w lutym 2016 r. Infantino wygrał w drugiej turze. Zebrał 115 z 207 głosów, a więc o 27 więcej niż w pierwszej turze, w czym – według „New York Timesa” – pomogli mu Amerykanie starający się o organizację mundialu 2022. Mieli przeciągnąć na jego stronę działaczy CONCACAF (Federacja Piłkarska Ameryki Południowej, Północnej i Karaibów). Główny rywal, szefujący Azjatyckiej Konfederacji Piłkarskiej (AFC) szejk Salman Bin Ebrahim Al-Khalifa, miał wsparcie 88 krajów.

– To były wybory, nie wojna. Rywalizacja, a nie walka. Świat futbolu wcale nie jest podzielony – oznajmił Infantino z mównicy. Został dopiero dziewiątym szefem FIFA w historii federacji. Więcej było w tym czasie papieży. Wybory wygrał drugi raz w życiu. Pierwszy sukces odniósł jako 18-latek, kiedy został prezesem lokalnego klubu piłkarskiego. Według amerykańskiego reportera Sama Bordena zwyciężył w rywalizacji ze starszymi i bardziej doświadczonymi kandydatami, bo obiecał, że jego mama będzie co tydzień prała stroje całej drużyny. Jak widać od młodości umiał obiecywać.

Aby swoje obietnice zrealizować, musiał przyspieszyć komercjalizację piłki, najlepiej poprzez zagęszczenie kalendarza. Infantino działał pod presją czasu, skoro przedstawiając pomysł powiększenia klubowych mistrzostw świata oraz stworzenia globalnej Ligi Narodów, nie chciał nawet zdradzić, kto stoi za 25-mld ofertą inwestycji, zasłaniając się klauzulą tajności. Dopiero później wyszło na jaw, że chodzi o międzynarodowe konsorcjum kierowane przez Japończyka Masayoshiego Sona, w które zaangażowani byli także inwestorzy z Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Obiecywał obalenie Bizancjum: koniec z podróżami pierwszą klasą, pięciogwiazdkowymi hotelami czy 300-tys. pensją dla najważniejszych urzędników, ale później to jego oskarżyli o wyprawę prywatnym samolotem na spotkanie z papieżem Franciszkiem. Nie był sam, towarzyszyła mu matka. Komisja Etyki FIFA w 2016 r. przyglądała się także innym nieoczekiwanym wydatkom nowego szefa światowej federacji. Infantino miał kupić za ponad 15 tys. funtów materace oraz maszynę do ćwiczeń. Propozycję 1,95 mln franków szwajcarskich rocznej pensji nazwał „obraźliwą”.

„New York Timesowi” tłumaczył w 2018 r., że chciał odmienić FIFA, ale zderzył się z betonem. – Przygotowywałem się na stawienie czoła atmosferze niechęci, ale poziom nieufności, z jakim się spotkałem, był wręcz niewiarygodny – wyjaśniał i niewykluczone, że chodziło mu przede wszystkim o opór wobec wspomnianej, 25-mld inwestycji. – Reputacja całej instytucji sięgnęła wówczas dna. Wszystko, co dotyczyło FIFA, było przesiąknięte domniemaniem winy. Każda propozycja spotykała się z podejrzliwością. Niełatwo osiągnąć cokolwiek w takim środowisku – przekonywał Szwajcar.

Kawaler orderu Putina

Został szefem, dopieszczając najmniejszych, ale później kłaniał się wielkim. Wielokrotnie spotykał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Chwalił jego miłość do sportu, grali nawet razem w piłkę, wreszcie przyjął od niego Order Przyjaźni. Liczne zdjęcia obściskujących się panów przy okazji różnych imprez – Rosjanie w krótkim czasie organizowali przecież Puchar Konfederacji (2017), mundial (2018) i mistrzostwa świata w futbolu plażowym (2021) – dowodzą, że z Putinem łączy go coś więcej niż interesy.

Czytaj więcej

Czy będziemy się wstydzić mistrzostw świata w Katarze?

Kiedy w lutym ubiegłego roku Rosjanie napadli na Ukrainę, Infantino prowadził politykę „business as usual”. FIFA uznała więc rosyjski za oficjalny język urzędowy, a za ingerencję władz państwowych w zarządzanie federacjami ukarane zostały Zimbabwe oraz Kenia. Organizacja kierowana przez Infantino początkowo sugerowała jedynie, aby rosyjskie zespoły rozgrywały swoje mecze na neutralnym terenie. Rosjanie zostali usunięci z rozgrywek dopiero w odpowiedzi na rekomendację Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl).

Ważne miejsce w sercu Infantino zajmuje także Katar, gdzie wynajmuje rezydencję. „Le Monde” zwraca uwagę, że mieszkańcem Dauhy został rok po tym, jak FIFA nieoczekiwanie wycofała skargę korupcyjną wobec właściciela Paris Saint-Germain Nassera al-Khelaïfiego. Taka przeprowadzka to precedens. Szef światowej federacji nigdy nie przenosił się do kraju-gospodarza mistrzostw świata tak wcześnie. Infantino tymczasem zabrał ze sobą dzieci oraz żonę. Dwie córki – według szwajcarskiego „Blicka” – posłał do tamtejszej szkoły.

Infantino, jeszcze pracując w Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA), miał pomagać PSG i zarządzanemu przez szejka Mansoura z Abu Zabi Manchesterowi City w obchodzeniu reguł Finansowego Fair Play (w skrócie: kluby nie mogą wydawać więcej, niż zarabiają). Ujawnione dzięki „Football Leaks” maile pokazują, jak uspokaja władze klubów i zapewnia je o swoim oddaniu. Infantino miał się spotykać z szefami PSG oraz Manchesteru, informować o szczegółach toczących się wobec nich postępowań, proponować rozwiązania pozwalające na obejście reguł, wreszcie obiecywać łagodne traktowanie.

Szef FIFA pochodzi ze szwajcarskiego kantonu Valais. Przyszedł na świat w miasteczku Brig położonym ledwie 10 km od Visp, gdzie wychował się Blatter. Grał w piłkę, ale tylko amatorsko. Jego rodzice, włoscy imigranci z Kalabrii oraz Lombardii, postawili na naukę. Wychowali obywatela świata, biurokratę, pracoholika. Infantino jest absolwentem prawa Uniwersytetu we Fryburgu, jego żoną jest pochodząca z Libanu Lena al-Ashqar. Mają czwórkę dzieci. Kibicuje Interowi Mediolan.

Szwajcar był sekretarzem generalnym Międzynarodowego Centrum Studiów Sportowych na Uniwersytecie w Neuchatel, a do UEFA trafił w 2000 r., najpierw jako członek komisji licencyjnej. Później został zastępcą sekretarza generalnego, wreszcie – sekretarzem. Kibice w Polsce nazywali go „Łysym z UEFA”. On tymczasem powoli i konsekwentnie budował wpływy. Blisko współpracował z poprzednim szefem UEFA (2007–2015) Michelem Platinim. Niektórzy uważają nawet, że przyczynił się do upadku Francuza, wyczuwając okazję do przejęcia władzy.

Faktura z szafy

Platini, choć miał być następcą Blattera, nie sięgnął fotela szefa światowej federacji, bo pod koniec 2015 r. zawiesiła go Komisja Etyki FIFA. Poszło o przelew na 2 mln franków szwajcarskich i rzekome wyrównanie zaniżonej faktury, którą wystawił organizacji cztery lata wcześniej. Francuz zawsze lubił okrągłe sumy, więc umówił się podobno z Blatterem, że za pracę w roli doradcy będzie dostawał milion rocznie, ale na papierze panowie zapisali 300 tys. Resztę Blatter obiecał uregulować później, gdy FIFA upora się z przejściowymi problemami finansowymi.

Francuz o zaległości upomniał się dopiero przed wyborami. Ponownie wystawił fakturę – też zaniżoną – bo był przekonany, że dostawał od FIFA nie 300, tylko 500 tys. rocznie. Przelew na 2 mln franków za usługi wykonywane w latach 1998–2002 zatwierdził dyrektor finansowy Markus Kattner. Federalny Sąd Kryminalny w Bellinzone uznał niedawno, że Blatter oraz Platini nie są przestępcami, bo umowa ustna faktycznie mogła mieć miejsce, ale to nie rozwiało wątpliwości, czy grali czysto. Spotkał ich ostracyzm. Razem rośli, upadli też razem.

Nie wiadomo wciąż, w jaki sposób śledczy dowiedzieli się o problematycznej fakturze. Człowiekiem, który na aferze zyskał najwięcej, był Infantino. Obrońcy Platiniego wskazywali przed sądem, że szefa FIFA łączą ze szwajcarskim wymiarem sprawiedliwości wyjątkowe relacje, a nakaz zbadania akt z szafy Blattera, gdzie znaleziono dokumenty, zbiegł się ze spotkaniem sędziego Rinaldo Arnolda – przyjaciela Infantino z dzieciństwa – z prokuratorem generalnym Michelem Lauberem. Infantino mógł w ten sposób pogrążyć głównego rywala w walce o schedę.

Nie brakuje głosów, że przeprowadzka do Kataru mogła być dla niego sposobem na ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości. Szef FIFA jest bowiem oskarżony o podżeganie do nadużycia władzy, naruszenie tajemnicy służbowej i utrudnianie postępowania karnego. To efekt trzech spotkań Infantino, do których doszło w latach 2016–2017, ze wspomnianym Lauberem, który odpowiadał za dochodzenia związane z FIFA. Ten ostatni prokuratorem już nie jest. Podał się do dymisji dwa lata temu, gdy sąd uznał, że celowo zataił wspomniane spotkania. Informacja o ich kontaktach ujrzała światło dzienne dzięki mailom, które wypłynęły z archiwów „Football Leaks”. Infantino podobno chciał się upewnić, że nie dostanie zarzutów w związku z umową dotyczącą praw telewizyjnych, którą podpisał jeszcze jako sekretarz UEFA.

Są podejrzenia, że w jednym ze spotkań wziął udział także szwajcarski prokurator Cédric Remund, odpowiedzialny w przeszłości za kilka piłkarskich śledztw, także tych związanych z Infantino. – Wszystko odbyło się w sposób legalny, nie naruszyliśmy prawa – zarzekał się szef FIFA. Uroku całej sprawie dodaje fakt, że dwukrotnie widywał się z Lauberem w hotelu, gdzie swoją siedzibę ma także… szwajcarska ambasada Kataru. Infantino – według „Le Monde” – na jedno ze spotkań miał ponadto dotrzeć bezpośrednio z Dauhy na pokładzie odrzutowca udostępnionego mu przez emira.

Władza idzie na Wschód

Za rządów Infantino nie ma jawnej korupcji, bo Szwajcar funkcjonuje już w trochę innej rzeczywistości. Kongres, podczas którego został szefem FIFA, wprowadził kadencyjność najważniejszych stanowisk (trzy razy po cztery lata) i zlikwidował 23-osobowy Komitet Wykonawczy, którego członkowie kupczyli prawem do mundiali.

David Conn w książce „The Fall of the House of FIFA” wskazuje, że Infantino był jednak hamulcowym wielu zmian. Właśnie dlatego już w maju 2016 r. rezygnację złożył szef Komitetu Audytu i Zgodności Domenico Scala, który był jednym z projektantów programu reform. Pierwotnie niezawisłe komisje Etyki, Apelacji oraz Zarządzania straciły niezależność, bo Kongres pozwolił na ich odwołanie 36-osobowej Radzie FIFA. To ważny trop. Prywatne loty oraz zakupy Infantino oceniała już zupełnie inaczej umocowana Komisja Etyki niż ta, która wcześniej zawieszała Platiniego i Blattera.

Czytaj więcej

Pustynia czeka na mundial

Szwajcar grzeszył nie tylko chciwością, ale także brakiem empatii, a może przede wszystkim ignorancją. – Moi rodzice byli imigrantami, więc wiem, że kiedy dajesz komuś pracę, nawet w ciężkich warunkach, to oferujesz mu jednocześnie godność oraz dumę – perorował pytany o los robotników pracujących za grosze przy budowie mundialowej infrastruktury w Katarze, a na forum Rady Europy przekonywał, że mistrzostwa świata organizowane co dwa lata dałyby nadzieję Afrykanom, aby ci „nie musieli przepływać przez Morze Śródziemne w poszukiwaniu lepszego życia i ginąć w głębinach”.

Nawet miesiąc miodowy w roli szefa FIFA trwał dla niego krótko, nierozważnymi ruchami szybko zaczął zrażać do siebie kolejne środowiska. Afrykanie uważali, że torpedował ofertę Marokańczyków, którzy marzyli o mundialu w 2026 r., bo wolał pieniądze Amerykanów. Zakaz wstępu na trybuny dla kobiet nie przeszkodził mu w obejrzeniu meczu i spotkaniu z prezydentem Iranu Hassanem Rouhanim. Prawdopodobnie uwierzył w ułudę, którą żyli już jego poprzednicy: że jako szef FIFA jest równy głowom państw i może być na międzynarodowej scenie rozgrywającym.

Widywał się więc z papieżem i Putinem, saudyjskim księciem koronnym Muhammadem bin Salmanem, Donaldem Trumpem, kiedy ten był jeszcze prezydentem USA. Zaskakiwał jednak nie tyle manią wielkości – daleko było mu do Blattera, który wierzył przecież, że rozdzielając dwa następujące po sobie mundiale między Rosjan i Amerykanów, zbliża się do Pokojowej Nagrody Nobla – co retoryką oderwaną od rzeczywistości.

Sześć lat temu, kiedy obejmował stanowisko, pisano, że FIFA potrzebuje zarządzania przez menedżerów, prawników i ekonomistów, a Szwajcar powinien odsunąć od władzy oszustów oraz stać się gwarancją uczciwości. Ten kredyt zaufania Infantino szybko zmarnował. Okazał się dzieckiem systemu, niezdolnym do przeprowadzenia w nim fundamentalnych zmian.

Jego zwycięstwo w rywalizacji o schedę po Blatterze wcale nie było jednak triumfem starego piłkarskiego świata, bo choć na czele federacji ponownie stanął Europejczyk, to widać, że władza przesunęła się na Wschód. Najwyraźniej w domu FIFA nie przeszkadza to nikomu, skoro w 2019 r. Infantino wygrał drugą kadencję przez aklamację. Dziś szef światowej federacji naiwnie przekonuje, że mundial to czas, kiedy trzeba odsunąć na bok politykę i wpuścić na scenę piłkę, choć Katarczycy mistrzostwa kupili za łapówki, ich marzenia przez lata budowali wyzyskiwani robotnicy, a homoseksualizm wciąż jest nad Zatoką Perską penalizowany, choć w najbliższych tygodniach policjanci mają na nieprawomyślne uczynki kibiców przymknąć oko. Naturę oraz działania samego Infantino trudno jednak przemilczeć.

Szwajcar stanął na czele organizacji skompromitowanej, z przetrąconym kręgosłupem: FBI stawiało prominentnych działaczy piłkarskich przed sądem lub wsadziło za kratki, pod ciężarem presji w 2015 r. ustąpił wieloletni szef FIFA Sepp Blatter, związki z organizacją zaczęli zrywać sponsorzy, a koszty sądowe wystrzeliły w górę. Piłka potrzebowała wykształconego menedżera, sprawnego biurokraty. Poprzednicy poprzeczki nie zawiesili wysoko. Wystarczyłyby przyzwoitość i uczciwość, żeby wymazać dziedzictwo Blattera.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi