Jan Maciejewski: Jerzy Urban i milicjanci miłosierdzia

Niniejszym staję w obronie Jerzego Urbana. Bronię jego duszy, gdziekolwiek aktualnie się znajduje, przed totalistami, przy zapędach których system, jakiemu Urban rzecznikował, to Przedszkole Słoneczko.

Publikacja: 14.10.2022 17:00

Jerzy Urban

Jerzy Urban

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Są dusze skazane na to, by ich pośmiertny los stał się przedmiotem zażartego sporu. Najczęściej należą do tych, którzy całe życie, albo przynajmniej sporą jego część, przekonywali, że w żadne dusze ani duchy nie wierzą. Że to wszystko bajki, którymi straszy się małe dzieci i zwodzi stare baby. A im bardziej byliby w tej swojej ateistycznej krucjacie zajadli, tym większe istnieje prawdopodobieństwo, że po ich śmierci znajdzie się spora grupa czule uśmiechniętych rzeczników Pana Boga, święcie przekonanych, że dziś jeszcze ugości On swoich osobistych wrogów z otwartymi ramionami w raju.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Czy warto być monarchistą

Miłosierdzie to w ich wydaniu najbardziej totalitarna z ideologii: wbrew woli i intencjom glajchszaltująca dusze do obligatoryjnej świętości, która każdemu ma się należeć jak bezrobotnemu zasiłek. Aureola plus na każdego nieboszczyka. Sąd pośmiertny to dla nich pokazowy proces; role uprzednio rozdane, sędzia, adwokat i prokurator puszczają do siebie porozumiewawczo oko. Tylko biedny, zaplątany w tą kafkowską imprezę podsądny siedzi przerażony i wie, że cokolwiek powie, nie zostanie to wykorzystane do absolutnie niczego. Że wszystkie słowa i decyzje, winy i zasługi były tylko dziecięcą zabawą. Wielki Ojciec czuwał, nie spuszczał z oka i rubasznie podśmiewywał się ze zbrodni, dłubał sobie w zębach, obserwując cierpienia męczenników, tak samo ziewał, wysłuchując modlitw, jak i bluźnierstw. Słowem – on jeden wiedział, na czym polega ta zabawa. Ależ kochany, co było w Vegas, zostaje w Vegas! Serio, myślałeś, że to było na poważnie – śmieje się, zrzucając sędziowską togę i obejmując nowo przybyłego potężnym uściskiem. Takim, od którego zaczyna brakować tchu. Ale tu już nie można umrzeć. Z tego miejsca nie ma ucieczki.

Miłosierdzie to w ich wydaniu najbardziej totalitarna z ideologii: wbrew woli i intencjom glajchszaltująca dusze do obligatoryjnej świętości, która każdemu ma się należeć jak bezrobotnemu zasiłek. Aureola plus na każdego nieboszczyka. 

Są dwa grzechy przeciwko nadziei – rozpacz i pycha. Miłosiernym totalitarystom udaje się popełnić oba równocześnie. Twierdzą, że nadzieja jest dla niedowiarków, oni już wiedzą, mają absolutną pewność, że Niebo jest dla wszystkich. Tworzą tym samym taką jego wizję, która każe porzucić wszelką nadzieję. Popaść w absolutną rozpacz.

Niniejszym chciałbym stanąć w obronie Jerzego Urbana. Obronić jego duszę, gdziekolwiek aktualnie się znajduje, przed totalistami, przy zapędach których system, jakiemu Urban rzecznikował, to Przedszkole Słoneczko. Jestem jakoś dziwnie pewien, że gdyby przeczytał wynurzenia pewnego jezuity, przekonanego, iż zmarły właśnie przechadza się pod rękę z księdzem Popiełuszką i wyjaśniają sobie wszystkie nieporozumienia („a wiesz, dopiero teraz zauważyłem, że ty też jesteś Jurek, tak wiele nas łączy”), to nie omieszkałby go uprzejmie poprosić, żeby spier… I miałby absolutną rację.

Nie bronię Jerzego Urbana przed Niebem, nie mam tego daru jasnowidzenia, którzy posiedli niektórzy kaznodzieje i publicyści. Nie wiem, bo i skąd miałbym wiedzieć, czy w ostatniej chwili przed śmiercią, na sekundę bądź jej ułamek, nie nawrócił się i nie błagał o przebaczenie. Czy razem z celnikami, jawnogrzesznicami i innymi rzecznikami zbrodniczych reżimów nie wejdzie przede mną do Królestwa Niebieskiego. Naprawdę, nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że jedno mu się należy – poważne traktowanie. Jak pisał C.S. Lewis, ostatecznie ludzie dzielą się tylko na dwie kategorie. Tych, którzy mówią Bogu „bądź wola Twoja”, i tych, do których Bóg powie na końcu „bądź wola twoja”. Urban zdecydował. Nie róbmy z niego ani z Pana Boga idiotów. Zostawiając rzecz jasna ten margines niepewności, zwany również nadzieją, nawróceniem czy pokutą.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Wspomożycielko na wpół pokonanych

Gorsze od najbardziej nawet wyszukanego bluźnierstwa jest stwierdzenie, że ostatecznie niczym nie różniło się ono od najbardziej nawet gorliwej modlitwy. Okrutniejsze od zbrodni jest tylko mówienie, że nie będzie za nią czekała żadna kara. Okrutne zwłaszcza dla bluźnierców i zbrodniarzy. Bo oznacza, że cały ich trud poszedł na marne. Zostali oszukani. Nie róbcie mu tego; zostawcie Urbana w spokoju, milicjanci miłosierdzia.

Są dusze skazane na to, by ich pośmiertny los stał się przedmiotem zażartego sporu. Najczęściej należą do tych, którzy całe życie, albo przynajmniej sporą jego część, przekonywali, że w żadne dusze ani duchy nie wierzą. Że to wszystko bajki, którymi straszy się małe dzieci i zwodzi stare baby. A im bardziej byliby w tej swojej ateistycznej krucjacie zajadli, tym większe istnieje prawdopodobieństwo, że po ich śmierci znajdzie się spora grupa czule uśmiechniętych rzeczników Pana Boga, święcie przekonanych, że dziś jeszcze ugości On swoich osobistych wrogów z otwartymi ramionami w raju.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi