Michał Szułdrzyński: Zmarł Jerzy Urban, niech żyje cynizm

Dziś ocenia się ludzi wyłącznie według jednej zasady: czy on jest nasz, czy ich. Jeśli jest nasz, to mu wszystko wybaczamy.

Publikacja: 07.10.2022 17:00

Jerzy Urban

Jerzy Urban

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Gdyby nie to, że dość długo żyję już na świecie, mógłbym uwierzyć, że w mijającym tygodniu Polska straciła wybitnego dziennikarza, cięte pióro, założyciela kochanego przez młodzież tytułu, który w mediach społecznościowych wrzuca prześmieszne memy i złośliwe komentarze i zamiast mdłości czułbym dziś prawdziwy smuteczek. Owszem, wspominano coś tam o ciemniejszych kartach jego biografii, ale jakby mimochodem, jakby to było coś, na czym tylko jeszcze lepiej odbija się fajność Jerzego Urbana, bo jego mam tu na myśli. Kiedyś żartowano, że największym sukcesem Austriaków było przekonanie świata, że Austriak Adolf Hitler był Niemcem, zaś Niemiec Mozart – Austriakiem. Analogicznie największym sukcesem pewnej modnej formacji ideowej, ale też lwiej części młodego pokolenia było przekonanie Polaków, że Jerzy Urban był zabawnym starszym panem.

Nie chcę tu w ogóle pisać o samym Jerzym Urbanie. Raczej o tym, co wydarzyło się po jego śmierci. Bo mam wrażenie, że to bardzo wiele mówi o tym, gdzie jest dzisiejsza Polska. Bo jeśli samemu Urbanowi zarzucano za życia cynizm, to dopiero po jego śmierci mieliśmy do czynienia z festiwalem cynizmu.

Zakładając, że każda wspólnota – nawet ta podzielona – jest wspólnotą moralną, to czego dowiadujemy się o naszych założeniach moralnych, obserwując reakcję na śmierć głównego propagandzisty lat 80., a więc całkiem paskudnego autorytaryzmu, który nie tylko krwawo tłumił protesty, ale też regularnie mordował ludzi? No bo jeśli właściwie dziś zupełnie się zatarło, kto wtedy był dobry, a kto zły, to dlaczego należałoby nagle mieć pretensje tylko do Urbana, a do innych nie?

Dziś ocenia się ludzi wyłącznie według jednej zasady: czy on jest nasz, czy ich. Jeśli jest nasz, to mu wszystko wybaczamy. Więc PiS z obrzydzeniem zaczął fukać na Urbana, bo ten kiedyś przyznał, że głosuje na Platformę. Komuchy w szeregach PiS wyznawcom Jarosława Kaczyńskiego nie przeszkadzają, bo przecież to są ich komuchy. Pewnie gdyby Urban wspierał PiS, mógłby liczyć po prawej stronie na taryfę ulgową, jak Stanisław Piotrowicz czy inni członkowie PZPR.

Dokładnie ten sam mechanizm zadziałał w drugą stronę. Przecież nie można go było tak całkiem odtrącić, bo przecież ostatnio zabawnie cisnął po PiS. Więc, owszem, jakaś tam nieprzyjemna skaza w przeszłości, ale przecież oparliśmy naszą historię na wielkim pojednaniu, więc po 1989 roku wszyscy stali się równi.

Skądinąd jedna rzecz nie daje mi spokoju. Jak to jest, że nie wolno przekreślić jednoznacznie Urbana mimo jego zaangażowania we wredną propagandę PRL, a dla jego dzisiejszych apologetów wielką i złożoną postać Jana Pawła II całkowicie przekreśla fakt, że nie poznał się na założycielu Legionistów Chrystusa oraz popełnił kilka błędów personalnych wobec osób ukrywających nadużycia seksualne w Kościele? Dlaczego można JP2 skreślić, lecz do Urbana możemy stosować wielkie miłosierdzie? Brzydkie słowo na „h”?

Ale to działa też w drugą stronę. Obóz rządowy wykorzystuje sytuację, że duża część elit III RP relatywizuje zbrodnie PRL, byle tylko nie musieć stawać w niekomfortowej sytuacji. Dziś oburza się, jakim to Urban był paskudnym propagandystą, choć oglądając media IV RP, można odnieść wrażenie, że stał się dla nich niedoścignionym wzorem. I zupełnie na zimno to właśnie ten obóz łże w żywe oczy – zupełnie jakby się na Urbana zapatrzył – przekonując, że to Rafał Trzaskowski postanowił pochować Urbana z honorami w alei zasłużonych. A że fakty są inne? Furda fakty, zawsze znajdzie się kij, jeśli będzie się chciało uderzyć psa. Więc wali się w prezydenta stolicy, tego samego, który jest takim potwornym złem, że aż PiS postanowił wydłużyć jego kadencję o pół roku. Czego tu nie rozumiecie?

Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć: powiedz mi, jakie emocje towarzyszą ci po śmierci Urbana, a powiem ci, kim jesteś, z kim trzymasz, które stado jest twoje. No, chyba że kogoś, tak jak mnie, te wszystkie festiwale hipokryzji i seanse cynizmu przyprawiają o mdłości.

Gdyby nie to, że dość długo żyję już na świecie, mógłbym uwierzyć, że w mijającym tygodniu Polska straciła wybitnego dziennikarza, cięte pióro, założyciela kochanego przez młodzież tytułu, który w mediach społecznościowych wrzuca prześmieszne memy i złośliwe komentarze i zamiast mdłości czułbym dziś prawdziwy smuteczek. Owszem, wspominano coś tam o ciemniejszych kartach jego biografii, ale jakby mimochodem, jakby to było coś, na czym tylko jeszcze lepiej odbija się fajność Jerzego Urbana, bo jego mam tu na myśli. Kiedyś żartowano, że największym sukcesem Austriaków było przekonanie świata, że Austriak Adolf Hitler był Niemcem, zaś Niemiec Mozart – Austriakiem. Analogicznie największym sukcesem pewnej modnej formacji ideowej, ale też lwiej części młodego pokolenia było przekonanie Polaków, że Jerzy Urban był zabawnym starszym panem.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi