Teatralne role Tuska i Kaczyńskiego

Totalna wojna z Berlinem, nawet do pewnego stopnia z przyzwoleniem opozycji, pomimo jej niemieckich powiązań, może popychać sprawy w dobrym kierunku. Ale może też grozić Polsce osamotnieniem.

Publikacja: 23.09.2022 17:00

Donald Tusk wykorzystał laudację na cześć Wołodymyra Kliczki w Poczdamie, 15 września, do pogrożenia

Donald Tusk wykorzystał laudację na cześć Wołodymyra Kliczki w Poczdamie, 15 września, do pogrożenia palcem Berlinowi w kwestii jego dwuznacznej polityki wobec wojny

Foto: Bernd von Jutrczenka/POOL/AFP

Teatr Dramatyczny w Warszawie, początek lipca, premiera sztuki Petera Shaffera „Amadeusz”. Scena pierwszego spotkania cesarza Austrii Józefa II z Mozartem. Monarcha umawia się z kompozytorem na napisanie opery o „niemieckich heroicznych cnotach”. Pada pytanie cesarza, co Mozart uważa za te cnoty. Ale publiczność śmieje się na samą uwagę o niemieckim heroizmie.

To publika o raczej progresywnym nachyleniu. Bo to tacy ludzie częściej chodzą do teatru, a na pewno najliczniej pojawiają się na spektaklu premierowym. Podczas przerwy znajomi komentują, że ten śmiech to pokłosie wojny rosyjsko-ukraińskiej i reakcji na nią Berlina oraz całego bilansu polityki wschodniej Niemiec w ostatnich latach. Bardzo możliwe, że kilka lat temu, nie byłby to śmiech tak donośny. A może nie zabrzmiałby wcale?

Czytaj więcej

Tusk i Kaczyński stawiają na polaryzację

O Niemcach inaczej

Zachowanie widowni to jakiś wskaźnik polskich nastrojów. W sondażu IPSOS dla Oko Press 47 proc. respondentów odpowiedziało, że Niemcy chcą sobie podporządkować Polskę za pośrednictwem Unii Europejskiej. W tym samym badaniu 54 proc. wyraziło obawę, że Rosja nas zaatakuje.

Można oczywiście podkreślać, że to wciąż jednak mniejszość, ale liczniejsza niż sam elektorat PiS, możliwe, że nawet łącznie z wyborcami Konfederacji. Zresztą nie trzeba formułować aż tak stanowczych konkluzji, aby być sceptycznym wobec niemieckich racji. Żądanie wypłacenia wojennych reparacji stawiane Niemcom popiera 64 proc. Polaków. A to już siła, z którą trzeba się liczyć.

To naturalnie powód nagłego, ostrego skrętu Platformy Obywatelskiej. Najpierw były szyderstwa z żądań reparacji czołowych polityków z prostą tezą: nie pogarszajmy relacji z Niemcami. Potem nastąpiła częściowa rewizja Donalda Tuska, który wprawdzie przypisywał nadal PiS partyjno-wyborcze motywacje. Ale deklarował, że pomoże w staraniach, jeśli będzie taka potrzeba. Skończyło się głosowaniem niemal całego Klubu Platformy za sejmową uchwałą wspierającą takie starania.

Nagle wróciła atmosfera z roku 2007. Temat znika jako ostro polaryzujący scenę. Inaczej głosowało tylko kilkoro hunwejbinów, którzy w każdej sprawie będą przeciw stanowisku pisowskiego rządu, a pojęcie narodowego interesu uważają za pisowski wymysł (Klaudia Jachira i jej podobni).

Sprawa miała dodatkowy aspekt. Po pierwszych grymasach, PO próbowała zajść PiS z innej strony, domagając się upomnienia się o reparacje także wobec Rosji. Literalnie inicjatywa pozbawiona była sensu. Trudno, aby zwycięzca II wojny światowej poczuł się zobowiązany do wypłat, które dotykają przegranych. Ale w ostrożniejszy sposób dopisano do uchwały sugestię żądania od Kremla jakichś odszkodowań. Nagle skłócona w każdej sprawie klasa polityczna okazała się zdolna do piętrowych, choć tylko retorycznych, kompromisów.

Politycy PO zaczęli pojmować, że nie da się mówić o tematyce niemieckiej w sposób, który wydawał się bezpieczny przed kilkoma laty. Również z powodu współczesnych kontekstów. Przede wszystkim kompromitacji niemieckich władz, tych poprzednich, i tych obecnych, w relacjach z Rosją i Ukrainą.

Możliwe, że i z innych powodów, choćby nadgorliwości rządu kanclerza Scholza w forsowaniu pomysłu federalizacji Europy (w czym posuwa się on dalej niż Angela Merkel). Choć to chyba jest temat zbyt abstrakcyjny i nie ekscytuje aż tak bardzo Polaków. Platformersi będą więc pewnie nadal powtarzać ogólniki wzywające do szybszego roztopienia się w Unii. Nawet jeśli powinni pamiętać, że z tych 47 proc. zaniepokojonych „niemiecką Europą” jakaś część to mogą być ich obecni lub potencjalni wyborcy.

Tusk wyciągnął także inne wnioski. W Poczdamie wykorzystał laudację na cześć Wołodymyra Kliczki do pogrożenia palcem Berlinowi w kwestii jego dwuznacznej polityki wobec wojny. Nie poprzestał na polemikach dotyczących współczesności. Przedstawił się jako człowiek, który od lat napominał niemieckich partnerów w takich kwestiach jak Nord Stream 2 i postulował zmianę polityki energetycznej UE.

To miara jego elastyczności, nawet jeśli kojarzy się ona bardziej z marketingiem, niż z twardymi przekonaniami. Tego typu zwody oczywiście popychają natychmiast PiS do przedstawiania nowego kursu jako teatru. Jego politycy tworzą wręcz zbitkę między wieloletnimi powiązaniami Tuska z niemiecką chadecją i domniemaną prorosyjskością rządu PO–PSL w latach 2007–2015. Jest w tym naturalnie propagandowa przesada. Wysiłki, aby doprowadzić do realnego resetu w relacjach między Polską i Kremlem to tylko kilka pierwszych lat urzędowania Tuska. Miesiące po katastrofie smoleńskiej pogrzebały je w zasadzie definitywnie.

W jego polityce można znaleźć nawet dowody na coś przeciwnego. Tusk naprawdę popierał pomysł przyjęcia Ukrainy do Unii, o czym teraz przypomina, i zresztą pilnował dobrych relacji Polski z tym krajem, także za cenę ustępliwości wobec historycznych fobii Kijowa (co trochę wypominała mu z kolei prawica).

Inna sprawa, że były to raczej gesty obliczone na wewnętrzny rynek polski. Na ile stawiał twardo tematykę relacji z Kremlem w roboczych relacjach z niemieckimi, a szerzej europejskimi, partnerami? Nie ma na to dowodów. Jego kilkuletnia rola przewodniczącego Rady UE, a potem nominalnego lidera Europejskiej Partii Ludowej, polegała na graniu kogoś permanentnie zadowolonego z rozwiązań mainstreamowych, uznawanych przez większość, a zwłaszcza przez najsilniejszych, najbardziej wpływowych graczy.

PiS skazany na wojowanie

Przy obecnej, posuniętej do granic okrucieństwa polaryzacji, nie można liczyć na cieniowanie czegokolwiek, nawet po takich kompromisach jak ten z reparacyjną uchwałą Sejmu. PiS już po wystąpieniu Tuska w Poczdamie przypomniał w specjalnym spocie jego wypowiedź na temat rosyjskiego gazu, który nie musi być narzędziem polityki, a może jedynie biznesu. Pochodzi ona z czasów resetowych złudzeń, ale oczywiście trudniej będzie mu po takich wypominkach kreować się na rzecznika oporu wobec Kremla.

Obóz Jarosława Kaczyńskiego jest na taką ustawiczną ofensywę właściwie skazany. Po części z powodu powracającej wciąż kampanii zniesławiania go jako rzekomego narzędzia w rękach Rosji. Po wywiadzie generała Piotra Pytla udzielonym „Gazecie Wyborczej” ta wojna na etykietki musi się tylko zaostrzyć i nie ma znaczenia, czy były szef kontrwywiadu wojskowego konsultował swój nieprzytomny, mitomański atak z kimś z Platformy (niektórzy jej politycy uznali za stosowne się od niego odciąć).

Zresztą sam Donald Tusk lubił, choć w zdecydowanie bardziej łagodnej wersji, stosować tę samą metodę. Dowodem miały być jak nie związki z zachodnimi eurosceptykami, to zbyt powolne stosowanie rozmaitych antyrosyjskich restrykcji po wybuchu wojny. To zmusza ludzi Jarosława Kaczyńskiego do przypominania tych rozlicznych momentów, kiedy naprawdę przestrzegali przed Rosją.

Ponadto przytłoczony kłopotami dnia codziennego, lekko zaniepokojony pogarszającymi się sondażami, ten obóz musi szukać czegoś, co go łączy z większością lub przynajmniej znaczącą częścią Polaków. Argumenty transferów finansowych słabną. Okazuje się jednak, że nie tylko stosunek do wojny i Putina może pełnić taką rolę, ale także stosunek do Niemiec.

Otwarta pozostaje tylko kwestia, na ile jest to klucz do definitywnej odbudowy własnych wpływów. Może się okazać, że Polacy w tej sprawie przyznają rządzącym rację, ale zarazem obwiniają ich za brak węgla i rosnące ceny. I że to ostatnie zdecyduje przy urnach.

Na sam efekt tej narastającej spirali dystansowania się od Niemiec patrzę z mieszanymi uczuciami. Nie zaszkodzi Polsce przypomnienie światu, a i samym Polakom, realnego bilansu drugiej wojny światowej, ani choć częściowe przyblokowanie pokus federalizacyjnych. Możliwe też, że rząd niemiecki, traktując Polskę jako istotnego partnera, uzna za stosowne potraktować poważniej kwestię pomocy Ukrainie. Mówiąc cynicznie: skoro wzywa do tego dobrze znający tamten teatr polityczny Tusk, być może ma jakieś przesłanki, by na to liczyć. Choć na razie niewiele na to wskazuje.

Zarazem obawiam się przeciągnięcia struny. Dziś jesteśmy rozżaleni na Niemców wspólnie z Ukraińcami. Ale przecież administracja prezydenta Joe Bidena, choć traktuje wojnę inaczej niż Olaf Scholz, nie jest zainteresowana używaniem Polski do marginalizowania wpływów Berlina.

Bloger Zbigniew Szczęsny cytuje na Facebooku generała Bena Hodgesa, byłego szefa sił amerykańskich w Europie. Chwali on Berlin za rzekomo dużą rolę w organizowaniu obrony Ukrainy przed Rosją. To fikcja, ale z takimi fikcjami warto się liczyć.

Awanturnicze plany organizowania regionu Europy Środkowo-Wschodniej do pewnego stopnia przeciw Niemcom miał poprzedni prezydent Donald Trump. Tyle że nie wiadomo, czy kiedykolwiek wróci do władzy. I czy byłby równie mocno gotów do powstrzymywania ekspansji Kremla.

Totalna wojna z Berlinem, nawet do pewnego stopnia z przyzwoleniem opozycji, pomimo jej niemieckich powiązań, może popychać sprawy w dobrym kierunku. Ale może też grozić Polsce osamotnieniem, i to przy różnych potencjalnych kierunkach zdarzeń. Nawet dla Kijowa to Biden, a nie Kaczyński, Duda i Morawiecki, jest głównym punktem odniesienia.

Czytaj więcej

Polityka brudna jak węgiel

Czy Kaczyński może zmięknąć?

Ciekawe jest jeszcze coś. Dziś Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje (przy początkowych wahaniach wobec szybkiego energetycznego embarga) najtwardszą postawę wobec Rosji. Partia Tuska i szerzej opozycja z jednej strony zdaje się czasem obóz Kaczyńskiego retorycznie przebijać. Ale z drugiej strony permanentnym lamentem nad konsekwencjami ekonomicznymi naszego zaangażowania w wojnę tę twardość osłabia.

Jeśli Morawiecki się wahał, czy wstrzymywać dopływ surowców z Rosji, to także dlatego, że rozumiał wyborcze konsekwencje takich kroków. W tej sferze nie może przecież liczyć na jakąkolwiek lojalność opozycji. Na brak i ceny węgla zaczęła narzekać na drugi dzień po wprowadzeniu wymuszonego przez siebie embarga.

Doprowadziło to do interesującej hipotezy politologa prof. Rafała Chwedoruka przedstawionej przed kamerami Polsat News. Stwierdził on, że elektorat Platformy jest do białości antyrosyjski, a równocześnie mniej odczuwa niedogodności wywołane wojennym kryzysem. Za to elektorat PiS może zacząć popychać swoje ugrupowanie do większej powściągliwości w tym względzie – choćby z powodu swoich interesów ekonomicznych.

Dodałbym do tego pokusę PiS, aby podebrać skądinąd kurczący się zasób wyborczy Konfederacji, formacji, która od początku nie stawiała na konfrontowanie się z Rosjanami. Co ciekawe jednak, na razie nie widać symptomów takiej ewentualnej zmiany linii.

Wygląda na to, że liderzy Zjednoczonej Prawicy jak dotąd panują nad emocjami swoich wyborców – w imię własnych przekonań geopolitycznych. Także w tym wymiarze podbijanie bębenka antyniemieckiego może im dodatkowo pomagać. Wszak Berlin jest w sprawie wojny kunktatorski i interesowny. My Polacy mamy być tacy sami? To do wielu zwolenników Kaczyńskiego, także biedniejszych ludzi z prowincji, może przemówić.

Pozostaje teatr wzajemnego obwiniania się o agenturalność na rzecz Rosji, w czym dodatkowo pomagają takie nieoczekiwanie wypływające tematy, jak wątpliwości wokół raportu podkomisji Antoniego Macierewicza. I wojna o przeszłość, gdzie dodatkową bronią są więzy Tuska z Berlinem. Chwilami przesłania to wszystko realny konsensus wokół tego, co się dzieje na wschód od Polski. Skądinąd chyba po raz pierwszy w dziejach III RP dawne i obecne opcje geopolityczne stały się aż tak kluczowym tematem.

Teatralność pojawia się w najbardziej zaskakujących kontekstach. Trudno mi zrozumieć aż tak wielką zaciekłość Platformy i wspierających ją opiniotwórczych kręgów medialnych w walce z przekopem Mierzei Wiślanej. Już Eugeniusz Kwiatkowski wskazywał zaraz po II wojnie światowej korzyści z takiej inwestycji. Usunięcie niedogodności płynącej z niepełnego korzystania z własnego, w tym przypadku wodnego szlaku komunikacyjnego, wydaje się naturalne, oczywiste. Pytania o koszty, o szybkie „zwrócenie się” przedsięwzięcia brzmi groteskowo, choć pewnie nieco naturalniej w czasach ekonomicznych trudności.

Politycy PO szydzą, kwestionują, zadają retoryczne pytania. PiS-owcy odpowiadają oskarżeniami opozycji o służenie interesom Rosji. Sami jeszcze bardziej zachęcają do kpin, uderzając z kolei w najwyższe tony. To jednak nie jest przedsięwzięcie na miarę portu w Gdyni. I tak to się kręci. Można by rzec: jak zwykle.

Ale oto nagle pośród tego zgiełku przemawia senator PO Jerzy Wcisła. Tak mówi o tym przedsięwzięciu: „PiS chce partyjnie zawłaszczyć go, zrobić taki przekaz medialny, że właściwie tylko ta partia chciała ten kanał wybudować i ludzie z innych partii w zasadzie nie mają tam co robić, to nie ich inwestycja”.

To w końcu mamy do czynienia z czymś dobrym czy złym? I kiedy dojdziemy do momentu, kiedy Donald Tusk się pod przekopem podpisze?

Czytaj więcej

Dyskusja o Kościele na poziomie memów

Teatr Dramatyczny w Warszawie, początek lipca, premiera sztuki Petera Shaffera „Amadeusz”. Scena pierwszego spotkania cesarza Austrii Józefa II z Mozartem. Monarcha umawia się z kompozytorem na napisanie opery o „niemieckich heroicznych cnotach”. Pada pytanie cesarza, co Mozart uważa za te cnoty. Ale publiczność śmieje się na samą uwagę o niemieckim heroizmie.

To publika o raczej progresywnym nachyleniu. Bo to tacy ludzie częściej chodzą do teatru, a na pewno najliczniej pojawiają się na spektaklu premierowym. Podczas przerwy znajomi komentują, że ten śmiech to pokłosie wojny rosyjsko-ukraińskiej i reakcji na nią Berlina oraz całego bilansu polityki wschodniej Niemiec w ostatnich latach. Bardzo możliwe, że kilka lat temu, nie byłby to śmiech tak donośny. A może nie zabrzmiałby wcale?

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi