Bogusław Chrabota: Czy Gorbaczow chciał ratować imperium, czy je zniszczyć?

Postać jasna czy ciemna? Zwycięzca czy przegrany? To jeden z głównych tematów wspominkowych w tych dniach tuż po śmierci byłego sekretarza generalnego i prezydenta.

Publikacja: 02.09.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Czy Gorbaczow chciał ratować imperium, czy je zniszczyć?

Foto: AFP

Padły setki argumentów w tej dyskusji i padną jeszcze tysiące. Wniosek z tego można wyciągnąć na pewno jeden; odeszła postać nietuzinkowa i wielkiego formatu. Inaczej narcystyczny świat nie poświęciłby tyle czasu osobie Michaiła Gorbaczowa.

Nie miałem okazji go spotkać, choć wiele lat temu rozmawiałem w Tbilisi z jego niegdyś prawą ręką, byłym ministrem spraw zagranicznych ZSRR Eduardem Szewardnadzem. Był prawie niemy, po wylewie. Mówienie sprawiało mu wyraźny wysiłek, przed oknem jego rezydencji odbywał się jakiś głośny protest. O Gorbaczowie mówił z szacunkiem, o Putinie z niechęcią, to zapamiętałem na pewno.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Przechodzę na kontrolowany militaryzm

Szewardnadze umarł w 2014. Gorbaczow przeżył go o osiem lat. Zgrzybiały, schorowany, do końca był aktywny. Kiedy patrzę na stronę internetową jego fundacji, nie widzę wielu adnotacji o prowadzonej przez Putina wojnie. Poza jednym wpisem z 1 marca 2022 roku: „W związku z rozpoczętą 24 lutego operacją wojskową Rosji na Ukrainie potwierdzamy konieczność szybkiego zakończenia działań wojennych i natychmiastowego rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Nie ma nic cenniejszego na świecie niż ludzkie życie. Negocjacje i dialog oparty na wzajemnym szacunku i uznaniu interesów to jedyny możliwy sposób rozwiązania najostrzejszych sprzeczności i problemów. Wspieramy wszelkie działania zmierzające do wznowienia procesu negocjacyjnego”.

Dowód odwagi? Czy może pozór wynikający z relacji samego Gorbaczowa z Zachodem? Wszak to tam był celebrytą, nie we własnym kraju. A może po prostu stary, umierający człowiek uznał, że inaczej nie można?

Tak, życie potrafi czegoś ważnego nauczyć. Jego również nauczyło. Byłem w ponurej siedzibie jego fundacji bodaj późną jesienią 1993 roku, a więc już jakiś czas po detronizacji Gorbaczowa. Wielki, udający zachodnie centra konferencyjne budynek stał przy szerokiej na jakieś dziesięć pasów drodze wylotowej z Moskwy. Tylko w nim nocowałem, by popędzić wczesnym rankiem na Szeremietiewo. Śmiać mi się chce, że z braku taksówek udało mi się zatrzymać karetkę pogotowia, która za dziesięć dolarów podrzuciła mnie na lotnisko; taka była ówczesna Rosja. Taka była Moskwa. Dziecko Gorbaczowa, dziecko Putina. Szara, bezbarwna; ulice pełne jeszcze były moskwiczy i zaporożców. Czasem przemknęła czarna Wołga. O bentleyach, ferrari czy lamborghini nikt tam nie słyszał. Oligarchowie chodzili jeszcze w pampersach. Nie mogłem tego wieczora nie myśleć o Gorbaczowie, którego wielki portret wisiał na parterze, tuż przy recepcji. Kim był dla mojego pokolenia? Budził zarazem fascynację i obrzydzenie.

Zgrzybiały, schorowany, do końca był aktywny. Kiedy patrzę na stronę internetową jego fundacji, nie widzę wielu adnotacji o prowadzonej przez Putina wojnie. 

To ostatnie, bo trudno było zapomnieć, z jakim zapałem wysyłane przez niego oddziały Armii Czerwonej broniły integralności Sowietów w Wilnie, Rydze, Tbilisi czy Ałma Acie. Ginęli ludzie, terror miał zatrzymać zmiany. Podobnie jak cały plan Gorbaczowa, który powoli odżegnywał się od przemocy, nie dlatego, iż naprawdę kochał demokrację, ale że jego Związek Sowiecki był jak rzężący stary traktor. O rozpadającym się silniku, dziurawych kołach, ostrzelany z granatników w Afganistanie, bez paliwa i z bezsilnym kierowcą. Nie dało się tego systemu dalej utrzymać; nie dało się jechać tym traktorem po rozdrożach zmieniającego się świata. Gorbaczow w drugiej połowie lat 80. nie miał o tym pojęcia. Ustępstwa wobec Zachodu miały być chwilą ulgi dla imperium, nie żadnym resetem z Zachodem.

Pierestrojka miała wyleczyć naród z alkoholizmu, dać mu szanse na otrzeźwienie, przebudowę. Ale przebudowa miała być taka jak w Polsce za Jaruzelskiego w stanie wojennym. W ramach systemu. W ramach ówczesnych granic. Pod mocno wyblakłym sztandarem socjalizmu. Głasnost’ z kolei miała być próbą przyprawienia tym przemianom ludzkiej twarzy. Partia wycofywała się na chwilę. Rezygnowała z wyłączności w życiu politycznym, ale czy rzeczywiście miała zamiar abdykować?

Z dzisiejszej perspektywy myli się czasem związane z Gorbaczowem początki przemian z tym, czego dokonał Jelcyn. To on zabił Związek Sowiecki, dał się odrodzić cerkwi, własności prywatnej, próbował postawić na nogi nową Rosję. W tym sensie Putin to kontynuator dzieła Gorbaczowa, nie Jelcyna. Jego sen o odbudowie Związku Sowieckiego to dalekie echo starań ostatniego genseka. Skazane na taką samą porażkę, jaką odniósł Gorbaczow.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Katastrofa, anihilacja czy holokaust. Nadciąga wielka zmiana

Kim był dla nas, pokolenia wolności i Solidarności? Na pewno przeciwnikiem. Gościem z wiadrem pełnym farby, który chce odnowić ponure lamperie komunizmu; nikt mu nie życzył sukcesu; chcieliśmy cały ten jego świat posłać w diabły natychmiast. I na zawsze. Cóż, nie całkiem się udało. Proszę wybaczyć tę pokoleniową perspektywę. Jest i inna, ta mądra, geopolityczna, ekonomiczna czy ideowa. Ale ponad wszystko, co usłyszycie w tej dyskusji, liczy się jedno pytanie; czy Gorbaczow chciał ratować imperium, czy je zniszczyć? Upieram się, że jego intencje były szczere, mołojeckie i po prostu mu nie wyszło. Klocki, z których układał świat, po prostu do siebie nie pasowały i budowla musiała runąć. Wbrew jego intencji, wbrew woli. A potem? Robił dobrą minę do złej gry. Dorabiał sobie ideologię jak Jaruzelski z Kiszczakiem. A atencja świata? Musiała przyjść. Przecież rozwalił więzienie narodów, bez względu na intencje.

Padły setki argumentów w tej dyskusji i padną jeszcze tysiące. Wniosek z tego można wyciągnąć na pewno jeden; odeszła postać nietuzinkowa i wielkiego formatu. Inaczej narcystyczny świat nie poświęciłby tyle czasu osobie Michaiła Gorbaczowa.

Nie miałem okazji go spotkać, choć wiele lat temu rozmawiałem w Tbilisi z jego niegdyś prawą ręką, byłym ministrem spraw zagranicznych ZSRR Eduardem Szewardnadzem. Był prawie niemy, po wylewie. Mówienie sprawiało mu wyraźny wysiłek, przed oknem jego rezydencji odbywał się jakiś głośny protest. O Gorbaczowie mówił z szacunkiem, o Putinie z niechęcią, to zapamiętałem na pewno.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi