W ostatnich tygodniach swojego życia Franklin Delano Roosevelt poczuł się zmuszony do wdania się z Józefem Stalinem w polemiki wokół sprawy Polski. Ale Sowieci umiejętnie podsycali jego lęki. Spór o to, który polski rząd ma być reprezentowany w San Francisco (konferencja, na której podpisano Kartę Narodów Zjednoczonych – red.) – emigracyjny w Londynie czy lubelski – wywołał ostentacyjną obrazę Moskwy. Sugerowano, że nie Mołotow, ale Gromyko będzie przewodniczył sowieckiej delegacji, co nasuwało Rooseveltowi myśl o marginalizacji jego ukochanego dziecka – Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Rachunek był prosty i w gruncie rzeczy ten sam co w Teheranie i Jałcie: dostanie pan swoją ukochaną zabawkę, panie Roosevelt, za cenę pozostawienia nam wolnej ręki w naszej części Europy. (...)
Tamten czas był już dla Roosevelta bardzo kiepski. Zasłabł 23 marca na posiedzeniu gabinetu i osunął się na podłogę. Podpisał dokument dotyczący przyszłości Niemiec, a kiedy Morgenthau (amerykański prawnik i historyk dyplomacji niemieckiego pochodzenia – red.) zaczął go podważać, twierdził, że go nie znał. Przyjmując generała Luciusa Claya, przewidywanego na powojennego zarządcę Niemiec, nie dopuścił go do głosu i zabawiał nieistotnymi anegdotami. „Rozmawialiśmy z człowiekiem umierającym” – powiedział potem generał do Jamesa Francisa Byrnesa (sekretarz stanu USA – red.).
Pomimo wrażenia powszechnego poparcia dla jego polityki ponosił porażki lub był ich bliski. Na początku 1945 roku doszło wreszcie do debaty nad proponowaną od kilkunastu miesięcy instytucją narodowej służby. Gdyby przyjęto odpowiedni projekt, praca na rzecz obronności stałaby się do pewnego stopnia podobna do służby wojskowej. Już sam fakt, że projekt dopuszczono dopiero teraz, jawił się jako absurdalny. Dylemat dzielił już nie tylko partie, ale też poszczególne grupy: konserwatywny demokrata senator Josiah Bailey z Karoliny Północnej był jednym z jego sponsorów, inny konserwatywny demokrata, William Chandler z Kentucky – jednym z głównych przeciwników.
Izby miały na dokładkę odmienne podejście do problemu. Kongresmeni przyjęli najbardziej twardą wersję, zgodną z żądaniami ultrapatriotów. Przewidywała ona przymus pracy dla wszystkich pracowników od 18. do 45. roku życia i kary więzienia za jego naruszenie. Większość (246 do 167) była dwupartyjna, ale nie porażająca.