Mam świadomość głębokich znaczeń antropologicznych tego sformułowania i tego, że „kozioł ofiarny” nie powinien być raczej winny. Nie chodzi mi tu jednak o przywołanie tej postawy, obecnej niemal we wszystkich kulturach, w jej pełnym sensie, a jedynie o to, by pokazać, że obecne poszukiwanie winnych ma na celu głównie przywrócenie zachwianej równowagi. Zarówno jeśli będą to – jak w narracji opozycji – rządzący, czy jak w narracji rządu – „truciciele” albo jeszcze ktoś inny. Mamy świadomość, że wydarzyło się coś złego, że coś się radykalnie zmieniło, więc szukamy winnych. A powodem jest nawet nie pragnienie sprawiedliwości, co chęć oddalenia od siebie jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności. Jacyś inni muszą być winni, byśmy my mieli czyste sumienie.
Czytaj więcej
Franciszek jasno potępia kolonializm. Szkoda tylko, że nie chce go dostrzec w działaniach Kremla.
Problem jest taki, że ryby zdychały w Odrze już wcześniej, odpady są do niej zrzucane od dawna i nic się z tym nie robi. Problem z czystą wodą powoli zaczyna mieć niemal cała Europa i istnieje w zasadzie konsensus wśród klimatologów, że za ogromny wzrost temperatur (a i on, zdaniem części obserwatorów, nie był bez znaczenia) odpowiada człowiek. To są także realne przyczyny tego, co wydarzyło się w Odrze. „Truciciel”, który doprowadził do obecnego dramatu, nawet jeśli istnieje i nawet jeśli uda się go dopaść, wcale nie jest jedynym winnym. Odpowiedzialność za to, co się działo, jest o wiele szersza, zaniedbania są wieloletnie, a ich świadomość minimalna. Właśnie dlatego trzeba znaleźć winnego – żeby spokojnie móc żyć dalej z tym samym systemem wartości, który doprowadził do tej tragedii.
„Truciciel”, który doprowadził do obecnego dramatu, nawet jeśli istnieje i nawet jeśli uda się go dopaść, wcale nie jest jedynym winnym. Odpowiedzialność za to, co się działo, jest o wiele szersza, zaniedbania są wieloletnie, a ich świadomość minimalna.
Ten sam mechanizm działania odnajdziemy w analizach skandali seksualnych wewnątrz Kościoła. Świetnie pokazuje to raport „Beyond Bad Apples”, przygotowany na jezuickim Uniwersytecie Santa Clara przez dwójkę uczonych Julie Hanlon Rubio oraz Paula J. Schutza. Zdaniem uczonych zbyt często badacze skupiają się wyłącznie na osobach, które dokonują nadużyć z powodu osobistych skłonności, problemów psychoseksualnych, złej formacji czy z innych powodów. Można też dodać, że zbyt często – to akurat polska specyfika kościelna – próbuje się znaleźć wąską grupę winną za skandale. Mogą to być osoby homoseksualne albo agentura w Kościele. Istotne jest tylko to, by dzięki nim można było zrzucić odpowiedzialność ze struktur instytucji. Schutz i Rubio podkreślają, że takie działanie jest błędne, bowiem uniemożliwia ono dostrzeżenie błędów instytucjonalnych. „Kiedy obwiniasz wyłącznie »zgniłe jabłka«, wtedy wszyscy inni są trochę niewinni, o ile tylko ścigają »zgniłe jabłka«. Kiedy jednak wskazujesz, że mamy problem ze strukturą, to sprawa robi się większa i wszyscy jesteśmy w nią zamieszani” – wskazują badacze. Oni sami ów problem diagnozują jako „strukturalny klerykalizm” i dodają, że ma on podobny charakter jak „strukturalny rasizm”. „Dane pokazują, że płeć biologiczna, płeć kulturowa i władza są składnikami strukturalnego klerykalizmu, który ustawia księży poza resztą Kościoła i ponad nią, a także umożliwia potencjalne nadużycia” – piszą w raporcie. I nie ma co ukrywać, że taki wniosek jest o wiele trudniejszy do przyjęcia, niż proste uznanie, że w Kościele, tak jak wszędzie, są złe jednostki.