Jak podają media, Rosja oskarżyła „sabotażystów” o eksplozje 9 sierpnia w bazie lotniczej Saki w Nowofedoriwce na Krymie i tydzień później w Dżankoj na zaanektowanym przez Putina półwyspie.
Czytaj więcej
Viktor Orbán sobie żartuje, a publika bierze to na poważnie; jedni się obrażają, inni coś udowadniają, jeszcze inni podają się do dymisji. Tak jakby to, co powiedział ostatnio, było czymś gorszym niż to, co mówi od dziesięciu lat. A już na pewno od pół roku.
Krym, „święta ziemia Rosji” – jak mówi Putin, od którego zaczął się osiem lat temu rosyjski atak na Ukrainę, płonie. Płoną samoloty rosyjskie, składy z amunicją i z paliwem. Turyści z Rosji, których i tak niewielu w tym roku przyjechało, uciekają w popłochu na tle kłębów dymu. Mimo czasami mniej, czasami bardziej delikatnych aluzji Zachodu Ukraina nie zmieniła swojej konstytucji, wedle której Krym jest integralną częścią Ukrainy. Od początku rosyjskiej agresji była mowa o „deokupacji” półwyspu. Język jest tu bardzo ważny, bo „wyzwalaniem” zajmuje się Rosja.
Ciekawe, że gdy siły ukraińskie uderzają w rosyjskie oddziały na południu czy wschodzie Ukrainy, wtedy mówi się to, że wróg (czyli naziści) atakuje. Jednak na Krymie propaganda rosyjska nie może sobie pozwolić na takie sformułowanie. „Sabotażyści” to rodzimi wrogowie, których należy złapać i surowo ukarać, ale już przyznanie, że Ukraina, państwo nie tylko wrogie, ale i nieprawdziwe, i bardzo słabe, uderza w terytorium nazwane już oficjalne Rosją, byłoby albo oficjalnym przyznaniem się do wojskowego i geopolitycznego poniżenia albo „zmuszałoby” Rosję do odwetu, na który ją teraz chyba nie stać.
„Prowokacja”, tak jak i „sabotaż”, to słowa z sowieckiego języka polityki. Wszystko może być prowokacją. To znaczy wszystko, co może stanowić pretekst, Rosja nazywa prowokacją i musi na nią odpowiedzieć z wielokrotnie większą siłą. Rosja więc zwiększa terror na Krymie, wprowadza stan wyjątkowy, zamyka niezbombardowane jeszcze mosty i zapewne niebawem znajdzie grupę „sabotażystów”. Znając tortury stosowane przez Rosjan, można nawet założyć, że sabotażyści przyznają się do wszystkiego.