Gen. Stanisław Koziej, były szefa BBN, uważa, że „jeśli chcemy mieć 300-tys. armię, to trzeba na to przeznaczyć pieniądze. Tymczasem przeznaczamy na armię 3 proc. PKB, czyli o jedną trzecią zwiększamy wydatki, a armię chcemy zwiększyć dwukrotnie, to znaczy, że pogorszymy jakość w stosunku do obecnego stanu. Za 3 proc. PKB możemy utrzymywać na obecnym poziomie tylko armię 200 tys.”.
Ale okazuje się, że to niejedyny problem. Pomimo intensywnej kampanii prowadzonej przez MON – „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej” – rzeczywista liczba żołnierzy zawodowych w 2021 r. wzrosła zaledwie o niecałe 3,5 tys. i pod koniec roku wyniosła 113,6 tys. żołnierzy. W ciągu całego roku do służby przyjęto 9,7 tys. żołnierzy (dla porównania – w 2020 r. 7,5 tys.). W tym samym czasie mundur zdjęło 6,2 tys. osób – o prawie tysiąc więcej, niż planowano. To największa liczba odejść z wojska za rządów PiS. Spośród zwolnionych aż 1,9 tys. żołnierzy (jedna trzecia) nie nabyło uprawnień emerytalnych. W tej grupie zdecydowaną większość stanowili szeregowi.
– Część z nich nie sprawdziła się w wojsku i armia z nich zrezygnowała. Inni jednak zrezygnowali sami, bo po prostu to armia nie spełniła ich oczekiwań – opowiada „Plusowi Minusowi” były oficer wojska polskiego. – Rozjechały im się wyobrażenia o nowoczesnym, dobrze wyposażonym, profesjonalnie zarządzanym wojsku z przaśną rzeczywistością, gdy okazuje się, że sprzęt, który żołnierz dostaje do ręki, pochodzi z późnego PRL-u. Widocznym tego znakiem są ciągle obecne na ćwiczeniach np. metalowe hełmy, tzw. orzeszki.
Najwyższa Izba Kontroli stan Marynarki Wojennej opisuje jako zapaść, która powoduje „utratę wyszkolonych załóg”. Szwankuje też szkolenie żołnierzy. Kompromitująco brzmią wyniki tegorocznej kontroli Izby przeprowadzonej w Lotniczej Akademii Wojskowej i 4. Skrzydle Lotnictwa Szkolnego z Dęblina. Z powodu braku maszyn – wycofania ze służby samolotów TS-11 Iskra – oraz faktu, że połowa samolotów szkolnych M-346 Bielik była niesprawna, absolwenci nie byli przygotowani do służby, a szkolenie w bazach było poważnie utrudnione. Zdaniem NIK ponad 40 proc. absolwentów kończących w latach 2019–2020 studia o specjalności pilot samolotu odrzutowego nigdy nie szkoliło się na takim samolocie.
NIK zwraca uwagę na szkolenie rezerw. W poprzednim roku z powodu epidemii udało się wezwać na ćwiczenia zaledwie 12,3 tys. rezerwistów. Tymczasem Sztab Generalny Wojska Polskiego planował doszkolić prawie 200 tys. Armia boryka się też z brakiem pracowników cywilnych. Pod koniec poprzedniego roku zatrudnionych było 45 tys. cywilów, tymczasem ustalony przez MON limit wynosił 47 tys. stanowisk. Z danych MON wynika, że przeciętne uposażenie żołnierzy zawodowych wyniosło 6435,50 zł, a pracowników wojska 5370,97 zł.
MON na razie unika przywrócenia poboru, stawia na ochotników. Ustawa o obronie ojczyzny wprowadziła dobrowolną zasadniczą służbę wojskową, która ma trwać rok. Armia obiecuje m.in., że żołnierz tej służby nie będzie mógł być w trakcie rocznego szkolenia zwolniony z pracy, a po jej zakończeniu i przejściu do rezerwy będzie mógł skorzystać z preferencji przy zatrudnieniu w administracji. Okres służby wliczony też zostanie do okresu zatrudnienia w rozumieniu przepisów prawa pracy. Osoba odbywająca taką służbę otrzymuje 4560 zł brutto.
Arsenały trzeba szybko uzupełnić – nie tylko dlatego, że część sprzętu się zestarzała i jego wartość bojowa jest niewielka, a zakupów nowego w poprzednich latach w zasadzie nie było. Polska przecież przekazała też część swojego uzbrojenia Ukrainie. Na początku czerwca prezydent Andrzej Duda powiedział, że wysłaliśmy na wschód ponad 240 czołgów, prawie 100 pojazdów opancerzonych oraz „mnóstwo różnego rodzaju uzbrojenia” – w sumie broń o wartości prawie 2 mld dol. Władze Ukrainy potwierdziły, że dotarły do nich polskie czołgi PT-91 Twardy, czyli zmodernizowane T-72, ale też kilkadziesiąt polskich armatohaubic Krab.
Polski przemysł nie jest w stanie wyprodukować większości sprzętu potrzebnego wojsku, zresztą zakłady remontowe nastawione były głównie na naprawę sprzętu posowieckiego. O jego słabości świadczy chociażby ślimacząca się modernizacja czołgów Leopard 2A4. Z raportu pokontrolnego NIK wynika, że najpewniej nie zakończy się do końca 2023 r., ale może przeciągnąć się nawet do… 2028 r.
Szansą może być koreanizacja oraz amerykanizacja uzbrojenia – i na to stawia MON. Wraz z wycofywaniem broni posowieckiej możemy liczyć na nowoczesne technologie, a także produkcję, która stopniowo tchnie nowe życie w nasze zakłady wojskowe.
To efekt kontraktów podpisanych ze Stanami Zjednoczonymi, ale też Koreą Południową. Polska ma od koreańskich dostawców kupić blisko tysiąc czołgów K2 (dostawy mają rozpocząć się w tym roku), ponad 600 samobieżnych haubic K9 oraz 48 lekkich myśliwców FA-50. MON nie podaje, jaka będzie wartość tych kontraktów, możemy mówić jednak o dziesiątkach miliardów złotych. Wynegocjowanie dostaw u Koreańczyków jest ważne, bo daje szansę na skrócenie czasu dostaw, chociaż niektórzy eksperci zastanawiają się, czy koreańskie fabryki są w stanie zrealizować szybko tak wielkie zamówienia. – Jeżeli nie będziemy płacić na Wojsko Polskie, to ci, którzy będą nas okupować, będą haracz zbierali na wojska okupacyjne. Więc to niewątpliwie nam się opłaci, nawet jeżeli zadłużenie trochę wzrośnie, a przypomnę, że polska gospodarka rozwija się – opowiada Błaszczak. Dodaje, że współpraca z Koreą Południową ma charakter strategiczny. I zapewnia, że „pierwsze egzemplarze będą wyprodukowane w Korei, kolejne w Polsce”. Najpewniej ich tzw. polonizacja będzie realizowana na bazie istniejących zakładów.
– Cel jest taki, żeby wykorzystać doświadczenia z wojny w Ukrainie, a one mówią, jaką bronią posługuje się agresor, jaka broń jest skuteczna. Dlatego stawiamy na artylerię, na wojska pancerne. Uważam, że będziemy mieć najsilniejsze wojska lądowe w Europie, oczywiście w ramach sojuszu północnoatlantyckiego – obiecuje szef MON.
Sytuacja, w jakiej znalazła się Polska, to nie tylko ogromne zagrożenie, ale też duża szansa. Stajemy się jednym z najważniejszych partnerów USA w tej części świata. Jesteśmy zmuszeni też znacznie przyspieszyć zbrojenia. I na pewno tym razem to zrobimy, bo po prostu nie mamy wyjścia. Ale czy nie za późno? Czy dziś jesteśmy gotowi do wojny?