Płk Grzegorz Małecki: Z Rosją powinniśmy walczyć bardziej ofensywnie

Na temat służb specjalnych narosło wiele mitów, ale środki i zasoby, którymi dysponujemy, nie są adekwatne do wyzwań, jakie przed nami stoją. Służby działają według struktur i metodologii z lat 90., nieadekwatnych do współczesnego pola walki. Rozbudowujemy aparat walki z korupcją i przestępstwami gospodarczymi, ale dlaczego ma się to odbywać kosztem rozwoju wywiadu i kontrwywiadu? - mówi mówi płk rez. Grzegorz Małecki, były szef agencji wywiadu.

Publikacja: 02.10.2020 18:00

Płk Grzegorz Małecki: Z Rosją powinniśmy walczyć bardziej ofensywnie

Foto: archiwum prywatne

Plus Minus: Czy Rosjanie kłamią, gdy oficjalnie informują, że Aleksiej Nawalny nie został otruty przez ich służby?

Do końca nie wiemy, przez kogo został otruty. Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że dokonały tego służby rosyjskie albo osoby działające na ich zlecenie. Wskazuje na to sposób dokonania otrucia oraz substancja – z rodziny nowiczoków. To trucizna stworzona w rosyjskim laboratorium i tylko rosyjskie państwo nią dysponuje. Od wielu lat wiemy, że najpierw sowieckie, a potem rosyjskie służby posługują się metodą działania, która sprowadza się do fizycznej eliminacji przeciwników – osób uznanych przez władzę za wrogów. W arsenale środków wykorzystywanych do fizycznej eliminacji są trucizny i gazy bojowe. W czasach sowieckich do eliminacji przeciwników wykorzystywano np. rycynę, tak zlikwidowany został m.in. Stepan Bandera.

Jeżeli Rosjanie produkują takie trucizny, do osiągnięcia celu powinni wykorzystać substancję, która zadziała szybko i będzie trudna do wykrycia.

Tak właśnie działają substancje z rodziny nowiczoków, bardzo szybko ulegają rozkładowi w organizmie.

Jednak można je zidentyfikować, na co wskazują doświadczenia naukowców brytyjskich, a teraz niemieckich.

Tak, ale są trudne do wykrycia. Z osobą Nawalnego wiąże się wiele kontrowersji, hipotez. Jedna z nich mówi, że jest on wykorzystywany przez reżim Putina, aby skanalizować niezadowolenie społeczne. Jest kontrolowany przez służby rosyjskie, mniej lub bardziej świadomie. Niektórzy eksperci twierdzą wręcz, że jest figurantem. Fakt, że tak szybko wyzdrowiał, niestety te teorie nieco wzmacnia. Jego przypadek trzeba spokojnie obserwować, bo pojawiają się rozmaite wątpliwości. Dzisiaj można stawiać dwie przeciwstawne hipotezy: albo nie został otruty nowiczokiem, albo substancja ta została użyta nieprofesjonalnie i być może ta operacja miała służyć innemu celowi, np. jego uwiarygodnieniu.

To może być więc operacja specjalna o charakterze dezinformacyjnym?

A dokładniej tzw. operacja inspiracyjna, której celem mogłoby być budowanie legendy Nawalnego – uwiarygodnienia go jako bohatera i ofiary reżimu. Chodzi o to, aby na niego skierowały się wszystkie oczy przeciwników Putina, by stał się ich liderem.

Tę hipotezę wzmacnia fakt, że nie widać żadnej zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony Rosji, która ma udowodnić rzekome kłamstwa innych państw w sprawie Nawalnego...

Nie wiemy, czy mamy do czynienia z próbą zamachu na jego życie czy z inscenizacją zamachu. Na pewno warto zadawać sobie rozmaite pytania, ale nie wykluczajmy od razu wersji, że Nawalny faktycznie stał się ofiara zamachu w celu wyeliminowania go z gry i zastraszenia potencjalnych naśladowców. I trzeba jeszcze brać pod uwagę, że rosyjskie służby nie są monolitem – pomiędzy GRU i FSB obserwujemy walkę o wpływy, są frakcje, koterie, które prowadzą działania przeciwko sobie. Celem jest kontrola sytuacji na Kremlu – czy większe wpływy będzie miał Miedwiediew wspierany przez GRU czy Putin, człowiek FSB. To, że Nawalny jest kontrolowany przez służby, wiemy od dawna, pytanie, czy stał się też ofiarą ich rywalizacji.

Przed wybuchem protestów na Białorusi zaobserwowaliśmy w tym kraju obecność rosyjskich najemników – członków grupy Wagnera. To możliwe, aby – jak podają ukraińskie media – zostali tam zwabieni przez ukraiński wywiad wojskowy? Operacja mogła być inspirowana przez ukraińskie służby?

Jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że mamy do czynienia z klasyczną operacją specjalną pod przykryciem. Członkowie grupy Wagnera zostali zwabieni na Białoruś, skąd mieli się udać prawdopodobnie przez Turcję do Wenezueli, do ochrony pewnych instalacji. Z doniesień medialnych wiemy, że plan operacji zakładał, iż lot zostanie awaryjnie przerwany nad Ukrainą, samolot wyląduje w Kijowie, a członkowie grupy Wagnera zostaną aresztowani. Warto przypomnieć, że Ukraińcy od kilku, kilkunastu lat są szkoleni przez służby amerykańskie, a od 2014 r. ich kraj jest w stanie wojny z Rosją. Podobnie działają Izraelczycy, którzy zdobyli swoje kompetencje w ogniu walki. Ukraińcy w przyspieszony sposób doskonalą metody, które poznali od partnerów zachodnich. Ich celem jest rozpoznanie intencji przeciwnika i zneutralizowanie jego działań. Bo zasadniczym celem wywiadu jest zapobieganie problemom, identyfikowanie zagrożeń i ich neutralizacja.

Ukraińcy chcieli wyeliminować wagnerowców?

Nie, ich celem było zidentyfikowanie osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne w Donbasie i postawienie ich przed ukraińskim sądem. Przy okazji skompromitowali rosyjskie służby, a także zebrali informacje, które mogą być wykorzystane operacyjnie, ale także jako materiał dowodowy w przypadku procesu sądowego. Te cele zostały w moim przekonaniu osiągnięte. Wagnerowców zidentyfikowano w wyniku sfingowanego procesu rekrutacyjnego na rzekomy wyjazd do Wenezueli. Skłoniono ich na nim do rozmów na temat szczegółów ich aktywności w przeszłości.

Ta operacja nie została jednak dokończona, bo wagnerowcy zostali zatrzymani przez białoruskie służby. A teraz pojawiają się informacje, że na Ukrainie wcale nie było zgody politycznej na takie działania.

Teraz w tej sprawie aktywizują się wszystkie strony, a więc Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini. Pojawiają się sprzeczne komentarze, a z oficjalnych wypowiedzi nie możemy wyciągać żadnych pewnych wniosków. Poprzez zaciemnienie obrazu wszyscy chcą narzucić swoją narrację, aby minimalizować potencjalne straty.

Czy w tej operacji specjalnej Ukraińcy odnieśli sukces?

Moim zdaniem niepełny, ale jednak sukces. Wprawdzie z punktu widzenia władz państwa ukraińskiego jest on wątpliwy, za to wizerunkowo ukraińskie służby więcej zyskały, niż straciły.

A może w tym przypadku rozjechały się trochę interesy służb i rządu ukraińskiego?

To się zdarza, bo czym innym jest taktyczny, operacyjny interes służb, a czym innym strategiczny interes rządu. W zasadzie one powinny być zbieżne, ale pamiętajmy, że to rząd jest dysponentem wiedzy czerpanej od służb i może zatrzymać operację specjalną. Podam uniwersalny przykład. Zamiast zwerbować jakiegoś szpiega, niekiedy zapada decyzja polityczna o postawieniu go przed sądem, aby osiągnąć korzyści polityczne na arenie międzynarodowej.

W przypadku ustawiania pułapki na rosyjskich najemników być może powodem przerwania operacji była chęć utrzymania kanałów do rozmów z Rosjanami?

Jest to jedna z hipotez. Media ukraińskie wskazują też na inny wątek, piszą o „samowolnej decyzji, nieuzgodnionej ze służbami, o przekazaniu tej informacji Białorusinom", czyli o spaleniu tej operacji.

Być może z tego powodu do dymisji podał się szef wojskowego wywiadu ukraińskiego HRU?

Jest duże zamieszanie wokół tej sprawy. Jedna z hipotez mówi, że chciał, aby niektórzy przedstawiciele władz ukraińskich, uczestnicy spotkań, na których omawiano operację w sprawie ludzi Wagnera, poddali się badaniu na poligrafie. Istniało podejrzenie, że ktoś tę operację po prostu sprzedał.

To oznacza, że w ukraińskich władzach jest kret?

Taka hipoteza jest stawiana przez niektóre media i ekspertów.

Czy w przypadku operacji ukraińskiej przeciwko wagnerowcom możemy mówić o akcji dezinformacyjnej?

Celem ukraińskich służb było zwabienie Rosjan do Kijowa, dlatego wprowadzono ich w błąd, dokonano pewnej manipulacji, inscenizacji, używając dezinformacji jako narzędzia. Dezinformacja jest elementem wojny informacyjnej prowadzonej przez państwo. W języku służb częściej używamy pojęcia „deception", definiowanego jako ukryty cel manipulacji, oszustwa, zwodzenia. W przypadku klasycznych operacji dezinformacyjnych lub operacji wpływu korzystamy z wielu narzędzi, aby spowodować zmiany świadomości społecznej. Możemy się posługiwać np. obrazem, prowokować pewne wydarzenia. Klasycznym przykładem operacji decepcyjnej była operacja „Bodyguard", której celem było wprowadzenie Hitlera w błąd co do miejsca i czasu lądowania wojsk alianckich we Francji w 1944 r.

Jak rozpoznać przekaz, którego celem jest wpłynięcie na proces decyzyjny odbiorcy, w sytuacji gdy nie znamy jego źródła, bo jest zakamuflowane?

Problem wiarygodności pozyskanych informacji jest jednym z fundamentalnych zagadnień działalności służb wywiadowczych. Istotą wywiadu jest pozyskiwanie i przetwarzanie informacji, ale aby ją właściwie wykorzystać, musimy mieć aparat, który pozwoli ocenić, czy jest prawdziwa – bo może być przecież elementem dezinformacji – a także jaka jest jej wartość. Najistotniejsze jest krytyczne podejście do informacji. Na początku weryfikowane jest źródło, skąd ta informacja pochodzi, czy osoba, która ją posiada, mogła mieć do niej dostęp. Musimy zweryfikować też motywy tej osoby – zawsze, gdy sama się zgłasza do wywiadu, pojawia się wątpliwość, czy nie chce nas wprowadzić w błąd albo czy odpowiednio przygotowana informacja nie została jej podłożona i czy nie przekazuje jej do wywiadu nieświadoma tego, że jest zmanipulowana. Z takim problemem borykali się Amerykanie w okresie zimnej wojny, gdy mieli do czynienia z uciekinierami ze służb z krajów bloku wschodniego. Potem należy krytycznie podejść do samej treści informacji.

Czy trudno to weryfikować?

Tak, ale też trudności z weryfikacją informacji leżą niekiedy po naszej stronie. Nie chcemy informacji przyjąć, bo nie pasuje do naszego obrazu rzeczywistości, do założonych przez nas celów działania. Informacji niewygodnych nie traktujemy poważnie, zakładamy, że są nieprawdziwe, odrzucamy je. Słowem: bierzemy tylko to, co pasuje nam do układanki. Część porażek wywiadów na świecie wynikała właśnie z tego, że decydenci – konsumenci informacji – nie uznali za wiarygodną takiej, która im nie pasowała.

Rosjanie wykorzystują pełną gamę instrumentów, aby przekonać odbiorców do swojej narracji. W przypadku polityki historycznej mogą to być np. spreparowane dokumenty, rękopisy, pamiętniki. Takie wrzutki na pewno też zakłócają proces rzetelnej weryfikacji.

To jest ulubione narzędzie wykorzystywane przez Rosjan. I wcale nie musi się opierać na fałszywych informacjach, lecz na takim doborze dokumentów, aby złamać dotychczas obowiązującą ich interpretację i narzucić własną narrację. Dezinformacja w szerokim rozumieniu nie musi zatem zakładać posługiwania się tylko fałszywymi informacjami. W kampanii wyborczej w USA w 2016 r. oraz w kampanii wyborczej we Francji w 2017 r. wykorzystano prawdziwe, ale odpowiednio wyselekcjonowane informacje, aby skompromitować przeciwników politycznych. Wiadomości zostały wykradzione przez hakerów np. z serwerów Partii Demokratycznej i wpuszczone w odpowiednie kanały informacyjne. Na tej podstawie budowano przekaz, którego celem było spowodowanie kryzysu, chaosu informacyjnego, pogłębianie konfliktów.

Co jest charakterystyczne dla rosyjskich działań operacji wpływu?

Rosjanie od rewolucji październikowej doskonalą narzędzia oddziaływania na świadomość społeczeństw Zachodu poprzez tworzenie pewnego obrazu własnych działań. To jest wręcz wpisane w element kultury rosyjskiej, w której dopuszczalne jest swobodne traktowanie prawdy i manipulowanie faktami, w zależności od tego, co jest w danym momencie wygodne, najbardziej pożądane. Rosjanie przez 100 lat wypracowywali coraz bardziej zaawansowane metody oddziaływania, zwodzenia, manipulowania światową opinią publiczną. Wiele lat temu np. poprzez wspieranie ruchów lewicowych intelektualistów. Operacje wpływania na świadomość innych społeczeństw doprowadzili dziś już do perfekcji, bo mają do dyspozycji sprawny aparat państwa, wspomagany technologią cyfrową. To media elektroniczne, tradycyjne, operacje w cyberprzestrzeni, działania militarne, siłowe – ten zbiór określamy jako działania hybrydowe. Obserwowaliśmy to chociażby w Hiszpanii w czasie kryzysu katalońskiego. Uruchomiony został wtedy cały aparat wywiadowczo-informacyjno-biznesowy państwa rosyjskiego. Służby były tylko jednym z elementów działania, łącząc pewne wątki. Odpowiednio dobierano np. obrazy z ulic Barcelony i wpuszczano je do mediów wenezuelskich, kapitałowo kontrolowanych przez Rosję, a potem kolportowano je w mediach światowych, aby w ten sposób pogłębiać konflikt. Rosyjskie farmy trolli powielały ten przekaz, co miało zwiększyć niechęć do Hiszpanów w innych krajach. Obserwowaliśmy klasyczną operację wpływu.

Wiele lat temu w taki sposób Rosjanie wspierali ruchy komunistyczne, lewackie organizacje terrorystyczne, a teraz neonazistów, ruchy skrajnie populistyczne, odśrodkowe. Jaki jest tego cel?

Dezintegracja. Ich przeciwnikiem jest wspólnota euroatlantycka. Celem reżimu Putina jest rozbicie „wspólnoty jedności", dlatego Rosja wspiera wszelkie procesy, które pogłębiają podziały, np. ruchy antyszczepionkowe, antyaborcyjne czy przeciwników LGBT. Chodzi o osłabienie w społeczeństwach Zachodu woli walki z Rosją, a także o przedstawienie tego kraju w jak najlepszym świetle. Jedynym sposobem walki z tą narracją jest debata i budowanie świadomości społecznej na temat zagrożeń ze strony Rosji.

Wiedza i świadomość, że jest się adresatem operacji wpływu, może się przełożyć na to, że obiekt ataku stanie się odporny na dezinformację?

Wierzę w to. Niestety, wszystkie strony potencjalnej debaty stoją na barykadach, dominuje polaryzacja poglądów, tak jakby klasa polityczna nie była świadoma, że pewnych granic nie powinno się przekraczać, że nie należy pogłębiać konfliktów. Paliwem, który je wzmacnia, jest właśnie dezinformacja.

Czy polskie służby wykorzystują podobne metody działania, aby wpływać na opinię społeczeństw innych krajów?

Dezinformacja jako narzędzie pracy operacyjnej należy do standardowego zestawu z arsenału środków każdego wywiadu. Tyle że jest ona wykorzystywania w celu realizacji konkretnego przedsięwzięcia operacyjnego, np. do werbunku, prowadzenia gry operacyjnej. Używa się fałszywych tożsamości, kreuje pewne sytuacje – na potrzeby taktyczno-operacyjne. Nasze państwo, podobnie jak inne zaliczane do szeroko pojętego Zachodu, realizując politykę bezpieczeństwa, nie wykorzystuje takich narzędzi jak Rosja. Nie prowadzi tak agresywnych działań, których celem jest wpływanie na świadomość innych społeczeństw. Nie dysponuje takim aparatem wywiadowczo-medialno-biznesowym.

To może jest to nasza słabość?

Jeżeli chodzi o walkę z Rosją, moim zdaniem powinniśmy działać bardziej ofensywnie. Aby tak się stało, trzeba sięgnąć do innych instrumentów działania. Bez stosowania takich metod nie damy sobie rady, będziemy zawsze w defensywie, będziemy się starali tylko odpierać ich ataki.

Może więc warto obserwować działania ukraińskich służb i od nich się uczyć?

Tak, możemy się od nich uczyć o metodach, formach pracy Rosjan na podstawie ich konkretnych, zrealizowanych operacji. Oni dysponują aktualną wiedzą o tym, co Rosjanie mogą, według jakiej filozofii działają, jakich mają ludzi. Są dysponentami ekskluzywnej wiedzy, która pomogłaby nam lepiej radzić sobie z rosyjskimi operacjami. Ale przed nami daleka droga, bo to, czym dysponujemy, to kropla w morzu potrzeb. Na temat służb specjalnych narosło wiele mitów, ale one same powinny się zmieniać, bo działają według struktur i metodologii z lat 90. Nasz system bezpieczeństwa musi ulec gruntownej modernizacji i zostać dostosowany do realiów współczesnego pola walki.

Jesteśmy słabi?

Środki i zasoby, którymi dysponujemy, nie są adekwatne do wyzwań, jakie przed nami stoją. Dzisiaj decyzją obozu władzy rozbudowujemy aparat walki z korupcją i przestępstwami gospodarczymi, ale dlaczego ma się to odbywać kosztem rozwoju wywiadu i kontrwywiadu? Czas zrozumieć, że wywiad, który liczy około tysiąca osób, może pracować na rzecz państwa 8-milionowego, a nie 38-milionowego. Budżet Agencji Wywiadu to zaledwie ok. 200 mln zł. Dzisiaj w zasadzie nie dysponujemy cywilną służbą strategicznego wywiadu elektronicznego działającego na potrzeby rządu, taką instytucję z własnym budżetem i odrębną infrastrukturą powinniśmy dopiero zbudować. 

Plus Minus: Czy Rosjanie kłamią, gdy oficjalnie informują, że Aleksiej Nawalny nie został otruty przez ich służby?

Do końca nie wiemy, przez kogo został otruty. Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że dokonały tego służby rosyjskie albo osoby działające na ich zlecenie. Wskazuje na to sposób dokonania otrucia oraz substancja – z rodziny nowiczoków. To trucizna stworzona w rosyjskim laboratorium i tylko rosyjskie państwo nią dysponuje. Od wielu lat wiemy, że najpierw sowieckie, a potem rosyjskie służby posługują się metodą działania, która sprowadza się do fizycznej eliminacji przeciwników – osób uznanych przez władzę za wrogów. W arsenale środków wykorzystywanych do fizycznej eliminacji są trucizny i gazy bojowe. W czasach sowieckich do eliminacji przeciwników wykorzystywano np. rycynę, tak zlikwidowany został m.in. Stepan Bandera.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi