Gen. Radosław Kujawa: Kreml wysyła sygnał, że walczy o przetrwanie

Rosja przy pomocy służb prowadzi wojnę z Zachodem. Pokazuje, że jest zdeterminowana, gotowa zabić przeciwników nawet na terenie państw NATO. Poprzez przemoc, zabójstwa, w tym z wykorzystaniem trucizn, wywołuje lęki i emocje, które zachodnia cywilizacja od siebie odsuwa i których chciałaby uniknąć - mówi gen. bryg. Radosław Kujawa, szef Służby Wywiadu Wojskowego w latach 2008-2015.

Publikacja: 11.06.2021 18:00

Gen. Radosław Kujawa: Kreml wysyła sygnał, że walczy o przetrwanie

Foto: Gazeta Polska/FORUM, Zbyszek Kaczmarek

Plus Minus: Białorusini, być może przy współpracy z rosyjskimi służbami, zmusili do lądowania samolot z białoruskim opozycjonistą. Co to oznacza?

Aleksander Łukaszenko demonstruje, że walcząc o zachowanie władzy, nie cofnie się przed niczym, a opozycja będzie bezwzględnie zwalczana. Żaden przeciwnik reżimu nie może się czuć bezpieczny ani na Białorusi, ani w innym miejscu. Autorytarny przywódca walczy o przetrwanie. Koszty polityczne i międzynarodowe tej decyzji dla niego się nie liczą. Działanie było niestandardowe. Tyle że biorąc pod uwagę sytuacje, do których dochodzi w przestrzeni służb specjalnych, w przeszłości obserwowaliśmy bardziej drastyczne akty.

To głównie sygnał skierowany do białoruskiej opozycji: nie możecie być pewni jutra?

Tak. To krok również bardzo korzystny z rosyjskiego punktu widzenia, ponieważ oddala Białoruś od Zachodu. Warto przypomnieć, że jeszcze przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi prezydent Białorusi starał się pokazać, że ma inne możliwości funkcjonowania na scenie międzynarodowej. Podejmował zachodnich polityków, próbował np. kupować amerykańską ropę, aby pokazać, że nie jest skazany na zakup rosyjskiej. Ten etap definitywnie się skończył.

Białoruś kreowała się wręcz na państwo neutralne.

Ponad 20 lat władzy Łukaszenki to okres różnych faz integracji z Rosją. Początkowo myślał, że może kontrolować ten proces. Potem zdał sobie sprawę, że jest partnerem coraz bardziej zależnym od Kremla – rosyjskich pieniędzy i surowców. Białoruś przez lata żyła z tego, że mogła sprzedawać za granicę wyroby petrochemiczne wyprodukowane z rosyjskiej ropy, kupionej po korzystnej cenie, i produkty ciężkiej chemii dzięki temu, że miała tani rosyjski gaz. Trudno było wygenerować inne znaczące przychody. W ostatnich dziesięciu latach Łukaszenko próbował znaleźć instrumenty uniezależnienia się od Rosji. Może to zabrzmi dziwnie, ale konsekwentnie i często przebiegle zabiegał o suwerenność Białorusi. W sierpniu ubiegłego roku, po sfałszowaniu wyborów prezydenckich, stracił mandat do sprawowania władzy i poparcie społeczne. Drastycznie skurczyła się także przestrzeń dla prowadzenia elastycznej polityki.

Efektem białoruskiej akcji z samolotem jest i to, że z celownika mediów światowych zupełnie zniknął temat więzionego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.

To zasadniczy problem nie tylko zachodnich mediów, ale również polityki demokratycznego świata. Podobnie zniknął temat aneksji Krymu, wojny w Donbasie, braku amerykańskich sankcji wobec Nord Stream 2. Czy ktoś dzisiaj jeszcze pamięta, może poza Holendrami, o zestrzeleniu przez rosyjskie systemy przeciwlotnicze samolotu pasażerskiego lotu MH17? Notabene oskarżonymi w tej sprawie zostały tylko pionki, a nie osoby rzeczywiście odpowiedzialne za zbrodnię. Nawet najbardziej spektakularne tematy łatwo gasną. Dzisiaj świat jest zadowolony, że życie Nawalnego – być może chwilowo – nie jest zagrożone. Nie będzie wracał do przechwycenia samolotu na Białorusi, bo jest covid, zmiany klimatu, piłkarskie Euro, problemy gospodarcze Europy, ponadto Niemcy chcą kupować gaz od Rosjan, a Amerykanie mają kłopot z Chinami.

Na ile białoruskie służby są autonomiczne?

W dużej mierze są autonomiczne, chociaż współdziałają z rosyjskimi odpowiednikami, mają z nimi wiele umów i ściśle współpracują w wielu obszarach. Łukaszenko, o ile świadomie oddał armię w ręce Rosjan, o tyle zawsze dbał o to, aby służby były jemu rzeczywiście podległe. I dość konsekwentnie zwalczał w nich wpływy rosyjskie. Od lat starał się również odsuwać w służbach ludzi, którzy za blisko współpracowali z Rosją; traktował to jako zagrożenie. To jest oczywiście bardzo trudne, bo oba państwa są bardzo sobie bliskie, mają wiele kontaktów formalnych i nieformalnych.

Tymczasem polityka rosyjska polega na osaczaniu Łukaszenki w różnych wymiarach. Część białoruskich dysydentów otrzymuje schronienie i opiekę u Rosjan. Kreml jest cierpliwy i pracuje długofalowo, pokazując Białorusinom, że można nadal funkcjonować w różnych obszarach życia pomimo utraty względów Łukaszenki.

Teraz pojawiły się spekulacje, że celem białoruskich służb mogła być opozycyjna kandydatka na prezydenta Swiatłana Cichanouska. Pytanie, czy Białorusini, którzy emigrują z powodów politycznych do Polski, mogą czuć się u nas bezpieczni. Na ile polskie służby specjalne mogą ich ochronić przed agresywnymi działaniami służb białoruskich?

Ochronić można tych, którzy sami dbają o własne bezpieczeństwo i są ostrożni. Nie można robić tego skutecznie, kiedy mamy do czynienia z grupą kilkunastu tysięcy osób. Oczywiście, można osłaniać wybrane osoby czy obiekty.

Tak zwana opieka służb może być różnie odczytywana. Z punktu widzenia Rosjan i Białorusinów cały ruch tzw. kolorowych rewolucji został stworzony przez zachodnie służby specjalne. Według białoruskiej logiki ochrona służb obcego państwa to nic innego jak współpraca z nimi, a to jest karalne. Poruszamy się zatem w bardzo delikatnej przestrzeni, w której jest bardzo dużo półcieni i nie ma prostych recept. Fizyczna ochrona białoruskich dysydentów to cały system. Nie jest tak, że może ją zapewnić np. sama Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Czeskie władze ogłosiły, iż za wybuchem w magazynie broni w 2014 r. stoją rosyjskie służby. Zidentyfikowano potencjalnych sprawców o wyglądzie zbliżonym do dwóch oficerów wywiadu wojskowego GRU zaangażowanych w otrucie nowiczokiem Siergieja Skripala i jego córki. Na ile konsekwencje działań Czech, czyli wydalenie dyplomatów rosyjskich, mogą skomplikować działanie rosyjskich służb?

Z jednej strony tzw. przykrycie dyplomatyczne jest ciągle wygodnym instrumentem dla funkcjonowania wywiadów z powodu immunitetu, który zapewnia oficerom bezpieczeństwo i pewną bezkarność. Z drugiej jednak, co jest oczywiste, dyplomaci są objęci wzmożoną kontrolą kontrwywiadowczą. Od lat Czechy były państwem, gdzie Rosjanie działali swobodnie, bo oba kraje mają bardzo dużo kontaktów politycznych, gospodarczych czy turystycznych, znacznie więcej niż np. w Polsce. Ponadto tzw. reżim kontrwywiadowczy w Czechach był przez lata stosunkowo łagodny, a Rosjanie skwapliwie z tego korzystali. Dla przykładu u nas od sprawy „Olina" żaden odpowiedzialny polityk, a nawet biznesmen, w sposób niefrasobliwy nie kontaktuje się z Rosjanami z ambasady. Ale to nie jest standardem np. w większości państw Europy.

Wydalenie dyplomatów utrudnia zatem Rosjanom działanie?

Komplikuje. Tyle że takie zdarzenia są wkalkulowane w działanie służb i nie wywołują skrajnych emocji. Czasem tzw. ekspulsji dokonuje się bez nadawania rozgłosu, w trosce o poprawność relacji pomiędzy państwami. Służby kontrwywiadowcze mają rozległą wiedzę o aktywności placówek dyplomatycznych i pracujących w nich oficerów wywiadu. Nierzadko stają przed dylematem, czy usunąć z kraju osobę, która prowadzi działalność „niezgodną ze statusem". Kryterium stanowi czasami aspekt prawny, niekiedy interes służb, także operacyjny, ale niezwykle istotny jest również kontekst polityczny. Co istotne, po jakimś czasie zazwyczaj następuje proces odbudowy możliwości służb dotkniętych sankcjami.

Obserwowaliśmy operowanie na terenie Europy grup funkcjonariuszy GRU. Nie tylko w związku z próbą zabójstwa Skripala, ale też np. wpływaniem na wyniki kontroli antydopingowych u rosyjskich sportowców w Szwajcarii.

Istotniejsze były działania w Czarnogórze, gdzie jesienią 2016 r. oficerowie GRU przygotowywali zamach stanu, a jego celem było powstrzymanie akcesji do NATO ostatniego kraju basenu Morza Adriatyckiego – Bośnię świadomie pomijam – niebędącego członkiem sojuszu. W Czechach i Bułgarii mieliśmy do czynienia z próbami powstrzymania dostaw uzbrojenia na Ukrainę. To mieści się w pewnej logice działania rosyjskich służb wojskowych. Symptomatyczna była też aktywność Moskwy w Syrii. Po tym gdy jesienią 2015 r. Rosjanie wsparli tamtejszy reżim, już w styczniu 2016 r. zawarli wieloletnie umowy na eksploatację baz morskich i lądowych w tym kraju. W tym przypadku chodziło o utrzymanie wpływów wojskowych na Morzu Śródziemnym.

W przypadku Skripala obserwowaliśmy działania w pewnym sensie odwetowe wobec swojego byłego oficera. Można założyć, że po wyjeździe z kraju kontynuował on działania uznawane za szkodliwe przez jego byłych zwierzchników.

Co ta rosyjska aktywność oznacza?

Rosjanie pokazują światu, że prowadzą wojnę, są zdeterminowani, by walczyć o swoje interesy, nie boją się i są gotowi zabić przeciwników nawet na terenie państw NATO. Poprzez przemoc, zabójstwa, w tym z wykorzystaniem trucizny, świadomie wywołują lęki i emocje, które cywilizacja Zachodu odsuwa od siebie i których chciałaby uniknąć.

W pewnym sensie Rosja prowadzi wojnę asymetryczną. Zachód nie rywalizuje z nią i chciałby mieć święty spokój, Kreml w swojej narracji wysyła sygnał: my walczymy o przetrwanie, ale nikt nie pozbawi nas władzy. Rosja od rozpadu Związku Radzieckiego się cofa. Utraciła państwa bałtyckie, Gruzję, Ukrainę, teraz toczy bój o Białoruś. Uważa, iż przeciwnikiem są „obce wywiady i zachodnie pieniądze", i nie chce przyznać, że w istocie przegrywa z demokracją, staje się bastionem autorytaryzmu. Dlatego jej strategicznym celem jest rozbicie NATO, którego wyższość musiała uznać po przegraniu zimnej wojny, oraz Unii Europejskiej – ostoi wolności, praworządności i demokracji. Siejąc zamęt, organizując kampanie dezinformacyjne, generując konflikty wewnętrzne, ingerując w wybory w państwach Zachodu, pokazuje, że jest niebezpieczna, jednocześnie aspiruje do tego, żeby nadal traktować obszar poradziecki jako jej strefę wpływów.

Media są w stanie identyfikować jedynie niewielką część operacji rosyjskich służb specjalnych. Tak naprawdę opisana została aktywność grupy oficerów GRU. Oceniając ją, poruszamy się w pewnej bańce informacyjnej – analizujemy te same zdarzenia, do których nie można dołożyć kolejnych faktów. Natomiast realna rywalizacja wywiadów i kontrwywiadów polskich, natowskich czy rosyjskich odbywa się poza światłami reflektorów.

Czy agresywne działania Rosji miały miejsce w naszym kraju?

Oczywiście, wielokrotnie.

Czy kończyły się one eliminowaniem przeciwnika?

To zawsze jest działanie ostateczne, to nie jest główny cel ani standard aktywności służb.

Mamy zidentyfikowanych kilka przypadków eliminowania przeciwników przez służby rosyjskie w innych krajach. Logika tych działań została opisana już wiele lat temu przez Wiktora Suworowa. Sprowadza się do stwierdzenia: „zdradziłeś, musisz zginąć", a zabija się niekiedy w okrutny sposób, np. w piecu hutniczym.

To sygnał dla pozostałych funkcjonariuszy: z GRU się nie odchodzi. Rosja, która w dużym stopniu jest zarządzana przez ludzi służb, prezentuje swoisty etos w tej sprawie. Kierownictwa służb mają akceptację najwyższych władz państwowych dla takich operacji.

Powtórzę jeszcze raz: Rosja uważa, że jest w stanie wojny o przetrwanie, a jej służby mają prawo do tego samego co służby innych państw. Więc jeżeli świat zachodni, w ochronie własnych interesów, może unicestwić Osamę bin Ladena, gen. Sulejmaniego, irańskich fizyków jądrowych, terrorystów na Bliskim Wschodzie, im wolno działać podobnie. Niemal bez echa przeszły informacje o zabójstwach na Ukrainie, m.in. w styczniu 2017 roku płk. Maksyma Szapowała, oficera wywiadu ukraińskiego, który kierował operacjami przeciwko Rosji. Rosjanie zabili też w 2004 r. w Katarze Zelimchana Jandarbijewa, byłego prezydenta Czeczenii.

Czy po podobne metody sięgają też inne służby? Zapomnijmy na chwilę o tym, że znajdują się one w katalogu służb izraelskich czy amerykańskich, np. w Iraku czy Afganistanie.

Służby specjalne nie są od tego, aby zabijać. Ich agresywność, stopień podejmowania ryzyka, skala inwestowanych środków finansowych w konkretne zdolności czy przedsięwzięcia są adekwatne do postrzeganych zagrożeń. Skoro Rosja zakłada, że znajduje się w stanie wojny, to prowadzi działania stosownie do skali zagrożenia.

Powiedział pan, że działanie służb jest determinowane identyfikowanym zagrożeniem. Czy to oznacza, że kraje naszej części Europy te zagrożenia błędnie identyfikują?

Nie. Uważają, że powinny być one zwalczane innymi środkami, a nie poprzez fizyczną eliminację przeciwników. Takich metod nie akceptuje klasa polityczna i znaczna część społeczeństwa. W demokratycznym systemie, w czasie pokoju, zbrodniarza czy zdrajcę należy oskarżyć i postawić przed sądem krajowym czy międzynarodowym, gdzie nie grozi mu kara śmierci. Przy okazji warto też zwrócić uwagę, że w Polsce kary za szpiegostwo są wyjątkowo niskie. Nasze państwo nie traktuje aktywności wywiadowczej obcych państw jako poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa. To błąd.

Działaniom rosyjskich służb towarzyszy dezinformacja. Rosjanie wykorzystują pełną gamę instrumentów, aby przekonać odbiorców do swojej narracji. W przypadku polityki historycznej mogą to być np. spreparowane dokumenty, rękopisy, pamiętniki.

To jest element logiki działania Rosjan. Oni, relatywizując własne zbrodnie, starają się narzucić swoją interpretację historii. Nie kierują się w tej sferze szacunkiem dla rzetelności i obiektywizmu badań naukowych. Fakty są wtórne wobec potrzeb propagandy. W odpowiedzi na Katyń wymyślili oszustwo związane z rzekomymi zbrodniami polskimi na jeńcach bolszewickich, a tłumacząc ten mord na oficerach, ciągle bazują na narracji stalinowskiej. Opisując włączenie terenów wschodniej Rzeczypospolitej do ZSRR, posługują się argumentami z czasów Rosji radzieckiej. Co istotne, w kontekście tematu naszej rozmowy podstawowym mitem, który nadal spaja Rosjan i Białorusinów, jest zwycięstwo w II wojnie światowej. Pozostałe działania machiny propagandowej polegają na uzupełnieniu tego wywodu i uodpornieniu mitu na zewnętrzne próby jego podważania.

Zauważmy – rosyjskie państwo jest coraz bardziej hermetyczne. Działalność organizacji pozarządowych jest kontrolowana i ograniczana restrykcjami, podobnie jak internetu i mediów społecznościowych, w telewizji dominuje propaganda. Rosjanie doskonale opanowali posługiwanie się kłamstwem. Po drugiej stronie mamy skupiony na swoich problemach świat demokratyczny z pluralizmem mediów, wolnością badań naukowych. Można w nim jednak opłacić dziennikarzy, założyć portale rozpowszechniające nieprawdziwe informacje, przekupić ekspertów. Rosjanie skwapliwie korzystają z takich możliwości.

Ale żeby było jasne: podatność Zachodu na kłamstwo i manipulację, niski poziom debaty publicznej, krótka pamięć polityków i często żenujący poziom naszych mediów to nie jest wina Rosjan.

Dezintegracji społeczeństw demokratycznego świata służy wspieranie ruchów antyszczepionkowych czy ruchów anty-LGBT.

Rosjanie świetnie zidentyfikowali nasze słabości i mają jasne cele. Skoro są skazani na porażkę w rywalizacji gospodarczej czy cywilizacyjnej z wolnym światem, próbują po prostu, siejąc zamęt, zdezintegrować jego podstawy i ukształtowane struktury.

Na ile rosyjskie służby traktują Polskę jako bazę wypadową do realizacji swoich celów? W 2019 r. pojawiał się wątek obecności w Warszawie prawdopodobnego współpracownika rosyjskich służb Wadima Krasikowa, który w Berlinie dokonał zabójstwa Czeczena Zelimchana Changoszwilego.

Wiele służb operuje na polskim terytorium, nie tylko rosyjskie. Łatwiej jest przeprowadzić operację w Berlinie, gdy np. w sąsiednim kraju można pobrać broń z ambasady i bez problemu przekroczyć granicę. Przezwyciężanie ograniczeń formalnych w poruszaniu się po obcym terenie to podstawowy element organizacji pracy każdego wywiadu. W ostateczności można oficera wsadzić do tira, aby przejechał przez granicę. Wprawdzie w Polsce mamy nieliczną diasporę rosyjską, ale w innych krajach służby Rosji dość swobodnie korzystają z zaplecza, jakie stwarza to środowisko, np. w Niemczech, Holandii, we Francji czy w Wielkiej Brytanii. Możliwości przemieszczania się mają nadal bardzo duże. Aczkolwiek reżim kontrwywiadowczy w Polsce w czasach, kiedy byłem w służbie, był dużo wyższy niż w innych państwach. Uznawany był zarówno przez nas, jak i Rosjan za dość skuteczny. Czuli się pewniej w wielu innych miejscach w Europie niż w Polsce.

Czy to możliwe, aby za ostatnimi awariami energetycznymi w Bełchatowie stali Rosjanie? Niektórzy wspominają w tym kontekście o podpaleniu mostu Łazienkowskiego, co skutkowało uszkodzeniem infrastruktury telekomunikacyjnej resortu obrony.

Gdy chcemy być skuteczni w czymkolwiek, to zaczynajmy analizę sytuacji od zweryfikowania efektywności swoich rozwiązań oraz analizy własnych zaniedbań i zaniechań. Od lat znamy wiele przykładów wrogiej działalności służb rosyjskich na terytorium Polski, Rosjanie skwapliwie wykorzystują nasze słabości, ale jestem przeciwnikiem tłumaczenia własnej głupoty i błędów tym, że są one efektem rosyjskiego sabotażu. Warto natomiast przyjrzeć się szczegółowo mechanizmom cofnięcia przez Danię zgody na budowę fragmentu Baltic Pipe.

Wiosna rozpoczęła się eskalacją sytuacji militarnej przy granicy Rosji z Ukrainą, agresywnymi działaniami Moskwy na Morzu Czarnym oraz Bałtyku. Przedstawiciele rosyjskich firm gazowych oskarżali polską Marynarkę Wojenną o utrudnianie pracy ekipom układającym gazociąg Nord Stream 2. I teraz napięcie to kończy się deklaracją prezydenta USA, że w zasadzie inwestycja ta może być prowadzona. Rosjanie osiągnęli swój cel?

Dla Rosjan inwestycja Nord Stream 2 jest jedną z kluczowych, bo umożliwia im sprzedaż ogromnego wolumenu gazu bez ponoszenia kosztów tranzytu i bez ryzyka, że w wyniku pogorszenia sytuacji politycznej można będzie grać możliwością obrotu tym surowcem. To jest niekorzystne dla Polski, Ukrainy, państw bałtyckich i budowania więzi europejskich. Można mieć uzasadnione pretensje do Niemców, że ten aspekt lekceważą.

Niemcy w sferze energetycznej są zakładnikiem Rosji od czasu, gdy lewica niemiecka, w pewnej części pod wpływem rosyjskiej inspiracji, zablokowała rozwój energetyki jądrowej. W okresie transformacji w stronę odnawialnych źródeł energii są uzależnieni od dostaw rosyjskiego gazu. Prezydent Donald Trump blokował NS2 nie dlatego, żeby powstrzymać Rosjan, ale dlatego, aby zdyscyplinować Niemców. Z kolei administracja Joe Bidena doskonale znająca Rosję, dokonując analizy zysków i strat, doszła do wniosku, że współpraca z Niemcami będzie potrzebna na zupełnie innych frontach. Berlin publicznie głosił, że w kontekście tej inwestycji ma gotowy pakiet rozwiązań, który na nowo ułoży stosunki z nową administracją. Biały Dom twierdzi, że gazociąg jest prawie ukończony i w zasadzie nie można powstrzymać tej inwestycji, ale to jest półprawda. Ważniejsze jest to, że Niemcy przypuszczalnie będą realizowały amerykańskie oczekiwania w zakresie wspólnej polityki wobec Chin.

Nasz problem polegał na tym, że prowadziliśmy politykę taką, jakby Donald Trump miał rządzić w USA do końca świata. Żadne poważne państwo nie popełnia takich błędów, nikt też nie oczekiwał takich działań z naszej strony. Pomyliliśmy ideologię z polityką. Efekt jest taki, że Biden nie tylko mógł zlekceważyć nasze lęki, ale też pewnie nawet nie poinformował polskich władz, za co zostały sprzedane nasze zastrzeżenia. To kolejny dowód, że przestaliśmy mieć politykę zagraniczną.

Czy to oznacza, że możemy czuć niepokój związany z obecnością wojsk amerykańskich w Polsce? Podpisane zostały porozumienia o zwiększeniu ich obecności, ale na razie nie widać żadnych ruchów w tym kierunku.

Logika aktywności wojskowych rządzi się trochę innymi prawami. Amerykanie nie przenoszą strategicznych spraw bezpieczeństwa na poziom emocji politycznych. Z faktu, że jeszcze nie ma ambasadora USA w Warszawie, że okazują chłód obecnej władzy w Polsce, nie wynika, że współpraca wojskowa jest zagrożona. Usytuowanie amerykańskich baz u nas jest zgodne nie tylko z polskimi oczekiwaniami, ale też z interesami Waszyngtonu. Amerykanie rozumują pragmatycznie: wojska NATO w tej części Europy są potrzebne, zabezpieczają bowiem interesy demokratycznego świata, w tym USA. Nie jest jednak prawdą, że Stany Zjednoczone traktują swoją obecność w Polsce jako front wojny z Rosją. Oni takiej wojny nie chcą prowadzić. Państwo to nie jest – w przeciwieństwie do Chin – wyzwaniem gospodarczym, cywilizacyjnym, a nawet militarnym. Jest – w ich ocenie – wielką stacją benzynową z bronią atomową, którą jako źródło pewnych zagrożeń należy ograniczać.

Oczywiście, finezji dyplomatycznej z polskiej strony będą wymagały próby zaproszenia prezydenta USA czy sekretarza obrony do instalacji wojskowych, które miały nosić nazwę Fort Trump.

Polskie wojsko jest cenione w Europie ze względu na swój potencjał, ale – zwracam na to uwagę – od kilku lat tracimy wpływy w strukturach NATO, gdyż na wysokich stanowiskach dowódczych nie mamy swoich przedstawicieli.

Równie poważnym problemem z punktu widzenia bezpieczeństwa jest upadek prestiżu naszego państwa. W sferze obronnej jesteśmy przecież zależni od sojuszników, a na arenie międzynarodowej popełniamy rosyjski błąd.

Co to oznacza?

Nie chcemy dostrzegać, że europejska opinia publiczna może skutecznie wpływać na politykę swoich rządów, w tym wobec naszego kraju. Zaprzepaściliśmy budowany przez lata pozytywny wizerunek i do tego lekceważymy ten fakt. Mamy problem energetyczny z Czechami, polski samolot jest uprowadzany przez Białoruś i nie towarzyszą temu specjalne obawy ani dylematy po stronie rządów w sumie niewielkich sąsiadujących z nami państw. Można dawać nam prztyczki w nos bez obawy o konsekwencje.

Jakie mogą być priorytety działania wywiadu niemieckiego? Czy służby tego kraju powinny zachowywać się lojalnie wobec NATO, czy osłaniać wielką inwestycję gazową NS2 we współpracy z Rosjanami? Bo wygląda to na sytuację iście schizofreniczną.

Służba specjalna jest dobra wtedy, gdy dostarcza prawdziwych informacji, niekoniecznie takich, jakie chciałby przeczytać ich odbiorca. Federalna Służba Wywiadowcza (BND) przedstawia z pewnością szeroki i zróżnicowany obraz skutków tej inwestycji w kontekście gospodarczym i sytuacji międzynarodowej, służby wewnętrzne oceniają ją pod kątem zagrożeń wywiadowczych, a zwłaszcza korupcyjnych, a politycy są od tego, aby podejmować decyzje. Generalnie jednak zadaniem służb niemieckich jest wspieranie projektu NS2, bo taka jest polityka Berlina.

Niemcy dokonali wyboru, który sprowadza się do współpracy energetycznej z Rosją. Muszą liczyć się z tym, że firmy rosyjskie w tym sektorze blisko współpracują ze służbami. Moskwa prowadzi zintegrowaną politykę, a świat Zachodu okrzepł w schizofrenii: wprawdzie szczerze brzydzi się i oburza zabójstwami, przemocą, torturami, zestrzeliwaniem czy porywaniem samolotów, ale gaz od Rosji kupi chętnie, bo to tylko biznes. 

Plus Minus: Białorusini, być może przy współpracy z rosyjskimi służbami, zmusili do lądowania samolot z białoruskim opozycjonistą. Co to oznacza?

Aleksander Łukaszenko demonstruje, że walcząc o zachowanie władzy, nie cofnie się przed niczym, a opozycja będzie bezwzględnie zwalczana. Żaden przeciwnik reżimu nie może się czuć bezpieczny ani na Białorusi, ani w innym miejscu. Autorytarny przywódca walczy o przetrwanie. Koszty polityczne i międzynarodowe tej decyzji dla niego się nie liczą. Działanie było niestandardowe. Tyle że biorąc pod uwagę sytuacje, do których dochodzi w przestrzeni służb specjalnych, w przeszłości obserwowaliśmy bardziej drastyczne akty.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi