Jedna twarz to oblicze Łukaszenki. Właśnie mijają dwa lata od sfałszowanych wyborów, po których w proteście przeciw jego dyktaturze na białoruskie ulice wyszły miliony obywateli. Obserwowaliśmy to na ekranach telewizyjnych z wypiekami na twarzy, licząc, że tym razem reżim upadnie, a obudzi się demokracja. Nic z tego nie wyszło.
Czytaj więcej
Realny świat okazał się gorszy niż ten, w który wierzyłem.
Liderzy tamtych protestów, ze Swiatłaną Cichanouską na czele, są dziś na emigracji lub siedzą w więzieniach. Dyktator z kałasznikowem w ręku pokazał swoją bezwzględność. Zapełniły się więzienia. Dochodziło do morderstw i gwałtów. Obrońcy praw człowieka mówią o przynajmniej dziesięciu przypadkach zabójstw i zaginięć. To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Aresztowano tysiące ludzi. Do dziś łagry opuściło tylko 420 osób, w większości po odbyciu całego wyroku. Ponad 1250 osób wciąż jest więzionych, niekiedy w warunkach urągających wszelkim standardom. To przypadek Andrzeja Poczobuta czy dziennikarki Telewizji Biełsat Kaciaryny Andrejewej, którą w lipcu 2022 r., po dwóch latach pobytu w kolonii karnej, skazano na kolejnych osiem lat więzienia. To tylko dwa nazwiska spośród więzionych przez reżim 30 ludzi wolnych mediów. Warto dodać, że polscy liderzy Andrzej Poczobut i Andżelika Borys nadal czekają na rozprawy sądowe. To dodatkowa, nieludzka tortura, bo pozostawia niepewnym co do przyszłości.
Kiedy się myśli o łukaszenkowskim obliczu Białorusi, to nie można pominąć wojny. Łukaszenko to najbliższy druh Putina. Wierny partner jego zbrodniczych działań. Już w lutym otwarł granice państwa na rosyjskie kolumny pancerne, które uderzyły na Kijów właśnie z terytorium Białorusi. Z Białorusi prowadzono ostrzał rakietowy, a rosyjskie siły lotnicze korzystały z lokalnych lotnisk. Mimo że Łukaszenko wije się jak piskorz, by nie wysyłać na wojnę regularnych oddziałów, też odpowiada za zbrodnie na narodzie ukraińskim i zostanie kiedyś za to osądzony. Jeśli nie przez niezawisłych sędziów, to przez historię. Choć nie można wykluczyć, że skończy jak jego idol i protoplasta Muammar Kaddafi.
To jedna, ta gorsza z perspektywy demokratycznego świata, twarz Białorusi. Ale jest i druga, lepsza, godna i szlachetna. Jej symbolem jest dla mnie postać Iwana „Bresta” Marczuka, dowódcy batalionu Wołat, z ochotniczego, walczącego z Rosjanami białoruskiego pułku im. Kastusia Kalinouskiego. Śledzę ich obecność na ukraińskiej wojnie od samego początku. Ślubowali wierność wolności swojej ojczyzny i wolnej Ukrainie w ojczystym języku. W działania zbrojne włączyli się bardzo wcześnie. Część z nich służyła w białoruskiej armii. Inni, jak „Brest”, doświadczenie bojowe zdobywali we francuskiej Legii Cudzoziemskiej.