Ja wierzyłam, że Bronisław Komorowski wygra te wybory.
Mariusz Jędrzejko: Alkohol powinien być dostępny od 20. roku życia
Alkoholizm to jest choroba mózgu, której nie uleczy żadna pielgrzymka – ani do Częstochowy, ani do Świętej Lipki. Średnia wieku inicjacji alkoholowej w Polsce wynosi obecnie 12 lat. Mamy ogromny problem z Polakami, którzy piją małe ilości alkoholu, ale codziennie. Rozmowa z Prof. Mariuszem Jędrzejką, socjologiem, pedagogiem społecznym, diagnostą uzależnień.
Nic dziwnego, był faworytem tego wyścigu.
Byłam przekonana, że Bronisław Komorowski zostanie prezydentem na drugą kadencję. To było o tyle ważne, że w razie przegranych wyborów parlamentarnych on byłby bezpiecznikiem na trudne czasy. Tej przegranej się nie spodziewałam.
Dlaczego on przegrał wybory prezydenckie?
Jeżeli walczy się w wyborach, to niezależnie do tego, czy jest się faworytem, czy nie, trzeba dawać z siebie wszystko. Nie można zwalniać ani oglądać się za siebie. Nie można za wcześnie ogłosić wygranej.
Bronisław Komorowski był zbyt pewny wygranej?
Moim zdaniem zabrakło determinacji, żeby każdego dnia walczyć o prezydenturę z całych sił. Przecież wszystkie sondaże wskazywały na jego wygraną. Cała opinia publiczna była przekonana o jego zwycięstwie.
Jakim premierem była Ewa Kopacz?
Uważnym, empatycznym. Pochylała się nad konkretnymi decyzjami dotykającymi ludzi. Zdrowie, polityka społeczna – to było dla niej szczególnie ważne. Była bardzo zdeterminowana, by doprowadzić do uchwalenia ustawy o zapłodnieniu metodą in vitro. Doprowadziła do tego. Dla mnie było wielkim powodem do dumy, bo sama przez długi czas byłam zaangażowana w uregulowanie tej sprawy. A już tak na luzie mówiąc, to, pracując z Ewą Kopacz, wyrobiłam niezłą kondycję. Ona bardzo szybko chodziła. Gdy traciło się ją z pola widzenia, to można było zostać na lodzie, bo zanim się człowiek obejrzał, pani premier była już gdzie indziej. (śmiech)
Gdy po wygranych wyborach prezydenckich PiS ruszyło w Polskę ze swoimi obietnicami 500+ i obniżenia wieku emerytalnego, czy mieliście w rządzie burze mózgów, jak na to można odpowiedzieć?
Wiedzieliśmy, że były pieniądze na świadczenia socjalne, m.in. z aukcji częstotliwości LTE przygotowanej przez naszego ministra cyfryzacji Andrzeja Halickiego. Zależało nam na tym, żeby zachować budżet w dobrej kondycji. Rząd PO–PSL zrobił bardzo dużo dla rodzin – roczne urlopy macierzyńskie, budowa żłobków, darmowe podręczniki, odpisy podatkowe na dzieci, zasiłki macierzyńskie dla studentek i rolniczek, program „Mieszkanie dla młodych”, z którego tak chętnie korzystały młode rodziny. To była ogromna pomoc, która w sumie kosztowała więcej niż program 500+. Ale gdy PiS na drugiej szali położyło pieniądze, które wyborca dostawał do ręki, to o naszej pomocy wszyscy zapomnieli. Rzecz jasna, te pieniądze dla wielu ludzi miały ogromne znaczenie. Poczuli się docenieni, mogli odkładać je na przyszłość. Mimo wszystko wciąż uważam, że w zakresie polityki prorodzinnej nasz rząd zaoferował zdecydowanie więcej. Dziś też wobec szalejącej drożyzny wychodzimy z propozycją pomocy dla rodzin dotyczącą zamrożenia rat kredytów na poziomie z grudnia 2021 roku. Rząd PiS ten problem lekceważy.
Dlaczego wyborcy nie dostrzegli waszych wysiłków?
Za mało rozmawialiśmy z ludźmi. Za mało przypominaliśmy o tym, co zrobiliśmy dla rodzin. Do dobrych rzeczy ludzie się szybko przyzwyczajają. Polityka społeczna za naszych czasów układała się w spójną całość – od niemowlaka do seniora. I to działa do dzisiaj, ale ludzie nie pamiętają kto i kiedy te udogodnienia wprowadził.
A wiek emerytalny? Musieliście wyczuwać, że podwyższenie tego wieku zmienia nastroje społeczne na negatywne wobec Platformy.
Reforma wieku emerytalnego była rozłożona w czasie, ale pojawiło się przekonanie, że zmiany wchodzą natychmiast. Największe emocje wzbudziło to w ludziach, których ta reforma w ogóle nie obejmowała, bo byli już bardzo blisko przejścia na emeryturę. Tu też zabrakło dobrej komunikacji, ale to rozwiązanie miało sens. Uważam, że należy tworzyć zachęty do dłuższej pracy. Pokazywać, że to szansa na wyższe świadczenie. Że to lepsze dla rynku pracy, bo doświadczeni pracownicy są bezcenni. Dziś wiem, że trzeba to było zrobić na zasadzie dobrowolności.
W 2020 roku została pani kandydatką PO na prezydenta. I jedyną, która została zmieniona, gdy po raz drugi ogłoszono wybory prezydenckie. Jak się pani z tym czuła?
Zanim zdecydowałam się wystartować w wyborach prezydenckich, dużo jeździłam po Polsce i spotkałam się z niesamowitą sympatią. Ludzie przekonywali mnie, że warto powalczyć o ten urząd, żeby przywrócić normalność. Ale potem przyszła pandemia, a wraz z nią te wszystkie próby obchodzenia prawa przez PiS, pomysły na wybory kopertowe. Nie mogłam się na to zgodzić. Nie chciałam przymykać oczu na bezprawie. Nie chciałam być prezydentem kopertowym. Prezydent musi stać na straży konstytucji. Dlatego stanowczo apelowałam, by nie brać udziału w bezprawiu, które przygotowało PiS.
I zniechęciła pani swoich wyborców do pójścia do urn. Ale w rezultacie poparcie dla pani spadło do 6 proc., co było szokujące w przypadku kandydatki największej partii opozycyjnej. I ostatecznie zrezygnowała pani z kandydowania.
Decyzję o rezygnacji ze startu w wyborach podjęłam z pełną świadomością konsekwencji. Walczyłam o sprawę z mojego punktu kluczową – czy Polska będzie dalej krajem demokratycznym. Liczyłam się ze spadkiem poparcia, bo przecież z tym wiązał się apel o bojkot nielegalnych wyborów. Mówiłam to jasno i wyraźnie. Moi wyborcy nie chcieli brać udziału w bezprawiu. Ostatecznie do wyborów 10 maja nie doszło. Moją decyzję podjęłam w sposób przemyślany i samodzielny. Uważałam, że inaczej nie mogę postąpić. Swoją drogą uważam, że dostało mi się także jako kobiecie. Wciąż panuje przekonanie o słabości kobiet, choć żaden z kandydatów nie stanął tak twardo w obronie zasad i wartości. W nowej kampanii udział wziął Rafał Trzaskowski, którego wsparłam. Chciałam, by nastąpiła zmiana na stanowisku prezydenta. Z mojego punktu widzenia ta zamiana była bardzo dobra, bo Rafał miał szanse na zwycięstwo, a ja nadal jestem wolnym człowiekiem.
Rafał Trzaskowski też jest wolnym człowiekiem, bo wybory prezydenckie przegrał.
Ta kampania prezydencka była niezwykle wymagająca. Naznaczona wieloma trudnymi decyzjami. Nie wiadomo, jak potoczyłaby się, gdybym postanowiła walczyć dalej. Gdybym jednak miała jeszcze raz podjąć tę decyzję, to nie zmieniłabym jej. To była dobra decyzja, a ja zachowałam poczucie wolności, co zawsze było dla mnie ważne.
Nie chciałaby pani jeszcze raz powalczyć o prezydenturę?
Już nie, to jest czas miniony. Mam poczucie, że zrobiłam wszystko jak należy, czyli przeciwstawiłam się łamaniu konstytucji. Dziś wciąż dużo jeżdżę po Polsce. Na spotkaniach otwartych słyszę, że zrobiłam dobrze. Ludzie zrozumieli tę decyzję i wciąż mam ich wsparcie w tej sprawie.
Ale później PO zgodziła się na obejście konstytucji, bo wybory zostały jeszcze raz ogłoszone i to z takimi skróconymi terminami.
Przypomnę, że wybory kopertowe organizowane przez Jacka Sasina były przygotowane bez podstawy prawnej i nie gwarantowały równego udziału wszystkim wyborcom. PiS parł do tych wyborów na siłę, nie bacząc na konstytucję i demokrację. W kolejnym terminie wybory odbyły się przy urnach. Trzeba było dokonać wyboru prezydenta. Rafał przeprowadził dobrą kampanię. Widać było, że ludzie chcą zmiany. Ja mam nadzieję, że ten nastrój utrzyma się do zbliżających wyborów parlamentarnych. Czas, by Polska była krajem europejskim, w którym ludzie pracujący są doceniani i szanowani, bo to oni tworzą zasobność Polski. A najsłabsi dostają mądrą pomoc od państwa.
Co pani uważa za swój największy sukces w karierze politycznej?
Gorzki to sukces, ale to dla mnie bardzo ważne, że udało mi się zatrzymać nielegalne wybory kopertowe. Jestem też dumna z wypracowania rozwiązań i przeprowadzenia przez Sejm ustawy o in vitro. A nie było łatwo osiągnąć konsensus w tej sprawie.
Pamiętam ten spór o in vitro między panią a Jarosławem Gowinem.
Tak, dyskusje były burzliwe. Uważałam, że ustawa Jarosława Gowina bardzo ograniczała stosowanie tej metody. Ostatecznie klub poparł mój projekt. Najbardziej cieszy, że Polacy wykazali się zrozumieniem i zaakceptowali tę metodę mimo zalewu fałszywych informacji i tworzenia atmosfery zagrożenia. Uważam to za duży sukces i gdy widzę, jak wiele par skorzystało z in vitro, to wiem, że warto było o to walczyć. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości przywrócimy finansowane tej metody z budżetu państwa. I to też jest ważny element polityki prorodzinnej.