W tym roku Rosjanie otrzymali na 9 maja prezent w postaci tego samego, tylko że znacznie podretuszowanego kadru. Oblanie rosyjskiego ambasadora czerwoną farbą podczas próby oddania w „dzień zwycięstwa" hołdu żołnierzom Armii Czerwonej było z punktu widzenia rosyjskiej propagandy wydarzeniem wręcz wymarzonym. Podbiciem dokładnie tych nut w rosyjskiej duszy, których brzmienia potrzebuje teraz Kreml. „Czymże jest zniszczony garnitur i zagrożenie publicznym linczem wobec poświęcenia naszych chłopców" – mówiły Rosjanom zdjęcia z Warszawy.
Czytaj więcej
Tyran był zawsze najsłabszym elementem tyranii. Pomińmy już fakt jego śmiertelności, a więc i wszystkich związanych z poszukiwaniem następcy zawirowań. Śmierć to tylko przerwanie niekończącego się łańcucha jego ograniczeń, problemów wynikających z tej przykrej okoliczności, że władca też człowiek.
Zresztą, dość bierna postawa rosyjskiej ochrony, sam fakt urządzenia przez ambasadora Andriejewa tego eventu – którego puentę można było bez większego problemu przewidzieć – pokazują, że o to właśnie chodziło. Kreml nie mógł się chyba jednak spodziewać, że znajdzie w polskich władzach tak ofiarnego i gorliwego pomocnika w osiąganiu swoich propagandowych celów.
Codziennie mijam budynek krakowskiego konsulatu Federacji Rosyjskiej. Jest ze wszystkich stron obstawiony metalowymi barierkami, z ruchu został wyłączony spory odcinek chodnika, dzień i noc pilnuje go oddział polskiej policji liczniejszy od tego, który wysłano 9 maja do eskorty rosyjskiego ambasadora. I tak od ponad dwóch miesięcy, mimo że po pierwszym tygodniu wojny praktycznie ustały tu jakiekolwiek protesty. Dlaczego chociaż zbliżone środki bezpieczeństwa nie zostały zastosowane w miejscu i czasie, gdy były naprawdę potrzebne.