Sabość Watykanu wobec Moskwy czy Cerkwi Moskiewskiej nie jest niczym nowym. Wystarczy sięgnąć do historii polityki wschodniej Stolicy Apostolskiej za dwóch pontyfikatów – Jana XXIII i Pawła VI, by zobaczyć pewne analogie. Wprawdzie ówczesna Ostpolitik dotyczyła Rosji sowieckiej, zbudowanej na ateistycznym komunizmie, ale zmiana ideologii postsowieckiej Rosji w kierunku imperializmu nie spowodowała, jak widać, zdecydowanej korekty linii watykańskiej kurii. Przynajmniej w kwestii jednoznacznych ocen komunizmu czy imperializmu i jej skutków dla ludzkości. Dlatego krytyka watykańskiej polityki wschodniej też nie jest niczym nowym.
Czytaj więcej
3 października Niemcy obchodzą 30. rocznicę zjednoczenia kraju. A kanclerz Angela Merkel zastanawia się, czy nie rozstać się z 50-letnią polityką dobijania interesów z Moskwą.
Jej wielkim krytykiem w latach 60. i 70. był kard. Stefan Wyszyński. Poza specjalistyczną literaturą rzadko się o tym wspomina, gdyż sam prymas nie mówił o tym publicznie. Ale, owszem, sporo pisał. Zarówno w swych dziennikach „Pro memoria", jak i w korespondencji słanej do kurii watykańskiej. I co ważne – proponował alternatywną wobec Ostpolitik politykę wschodnią. To nie mogło się, rzecz jasna, podobać watykańskim urzędnikom. Prymas zaś był nawet gotów ustąpić z funkcji, gdyby Stolica Apostolska chciała w Polsce przeforsować sposób układania się z rządami w innych krajach za żelazną kurtyną.
Od antykomunizmu do dialogu
Papież Pius XII, który był zdecydowanym antykomunistą, pod koniec swego pontyfikatu, zakończonego śmiercią w 1958 r., miał rozważać korektę polityki wobec państw komunistycznych w kierunku zbudowania jakiegoś modus vivendi, ale bez zmiany negatywnej oceny samego komunizmu. W kręgach watykańskich – co zbiegło się z polityczną odwilżą w krajach za żelazną kurtyną – popularna stawała się myśl, sformułowana później przez kard. Achilla Silvestriniego, że skoro komunizm stał się częścią politycznej rzeczywistości świata, to zamiast stawiać mu „bezwzględny" opór, powinno szukać się innych sposobów na pokonanie go. I ta opcja zwyciężyła za pontyfikatów Jana XXIII i Pawła VI, wychodząc daleko poza korektę dotychczasowej linii czy budowanie modus vivendi.
Watykan, mający w tej kwestii poparcie grona zachodnich hierarchów, postawił na dialog z ateistycznym komunizmem, płacąc za to wysoką cenę. Było nią zaniechanie oceny moralnej systemu, którego antyreligijne ostrze dotykało dziesiątków milionów katolików w krajach za żelazną kurtyną, szykanowanych i prześladowanych za wiarę. Nic o życiu i cierpieniu tzw. Kościoła milczenia nie powiedział Sobór Watykański II. Jan XXIII i kuria rzymska, zapraszając na sobór przedstawicieli patriarchatu moskiewskiego, zapewnili ich bowiem, że nie stanie się on antysowieckim forum i nie wspomni o komunizmie. I tak się stało.