W „Parku smoków" tym oryginalnym pomysłem są przezroczyste karty do gry. To cieniutkie kawałki plastiku, na które nadrukowano smoki. Gracze dobierają je podczas rozgrywki i następnie układają na planszetkach przedstawiających wyspy i tworzących tytułowy park. W zależności od tego, w jaki sposób je wyłożą, otrzymają lub stracą żetony symbolizujące odwiedzających. Co ciekawe, smoki trzeba też karmić, bo nienajedzone mocno ograniczają szanse na zwycięstwo.Można powiedzieć, że taka mechanika też nie jest do końca oryginalna. Zabawa polega bowiem na wybieraniu kart i wykorzystywaniu ich w umiejętny sposób, co jest patentem starym jak świat. Jednak dzięki przezroczystości kart oraz pewnej losowości rozgrywka okazuje się wciągająca i mimo wszystko nieco inna niż to, co proponuje konkurencja.

Czytaj więcej

Dwa uderzenia mieczem nie starczą

„Park smoków" przeznaczony jest dla grupy od dwóch do pięciu osób, a przeciętna rozgrywka trwa około 20 minut. Gra jest ładnie wydana i niezależna językowo. Oznacza to, że można w nią grać bez znajomości języka polskiego czy też nawet umiejętności czytania (z instrukcją trzeba się zapoznać, ale przecież można ją później graczom zreferować). To ważna cecha, w końcu w polskich domach coraz więcej jest dzieci ukraińskich, które też potrzebują dobrej rozrywki.

—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

„Park smoków", autor: Nicolas Sato, wyd. Nasza Księgarnia